🐍 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟔 🐍
🐍
— Zaskocz mnie. Co takiego?— spytała Madeline z uśmiechem, gładząc jedną jego rękę, jak już to miała w zwyczaju.
— Proszę.— powiedział, podając jej małe, ciemnozielone pudełeczko z czarną wstążką. Madeline jednym pociągnięciem odwiązała wstążkę, a wieczko pudełeczka uniosła do góry.
— Nie wierzę... Nicky...— wymamrotała cicho, delikatnie wyciągając srebrny pierścionek z małym, różowym brylantem pośrodku. Przeplatał go srebrny wąż, a na boku widniał napis „N+M”. Nicky miał podobny pierścień, ale bardziej przystosowany dla chłopaków.— Nie mogę tego przyjąć, Nicky.
— Przestań. Masz go założyć.— odpowiedział, wciskając pierścionek z powrotem w jej ręce.— Zobacz, mam podobny. Poza tym warto było wydać całe kieszonkowe z kilku miesięcy dla twojego uśmiechu.
— Zadowala mnie tylko twoja obecność, Nicky.— odpowiedziała, zakładając pierścionek.— Jest cudowny. Jakoś ci się odwdzięczę.
— Nie trzeba.— odpowiedział, uśmiechając się w jej stronę, znowu się rumieniąc.
— Trzeba. Zapytasz się profesora Snape'a, czy zna zaklęcie, aby utrzymać ten pierścionek na palcu? Bo nie chcę, żeby się zgubił.— powiedziała, a Nicky pokiwał głową.— Chyba będę się już zbierać.
— Jasne. Śpij dobrze, Madeline.— powiedział, uśmiechając się szeroko w jej stronę, mocno ją przytulając. Madeline oddała uścisk, całując go w czubek głowy i głaszcząc po włosach.
— Również śpij dobrze, Nicky. Jakby co, to jestem za ścianą.— powiedziała, chichocząc cicho, a Nicky pokiwał głową, również chichocząc.— W takim razie do jutra.
Pożegnała się z nim i wyszła z jego komnaty, wracając do swojej. Zakluczyła drzwi i zabezpieczyła znanymi zaklęciami, aby nikt przypadkiem nie wszedł do środka, kiedy będzie spać, ponieważ gdyby Nicky chciał przyjść, pukałby w drzwi specjalnie ustalonym kodem.
Poszła do łazienki, wzięła szybką, ale odprężającą kąpiel, a następnie ubrała ciepłą piżamę, rozczesała swoje długie, platynowe blond włosy, związała w warkocza, umyła zęby i wróciła do łóżka, kładąc się i okrywając kołdrą.
Kiedy zwyczajnie sobie leżała, patrząc w baldachim i nad wszystkim myśląc, zaczęło być jej zimno, a gęsia skórka pojawiła się na jej ramionach.
— Co jest?— mruknęła, podnosząc się do pozycji siedzącej, pocierając ramiona. Po chwili zobaczyła coś, co totalnie ją przestraszyło.
— Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła.— powiedział ktoś. Mianowicie był to Krwawy Baron – duch Slytherinu. Był on przezroczysty, upaćkany srebrzystą krwią, z łańcuchami na znak swojej pokuty za zbrodnię w młodości.
— C–co duch tutaj robi?— spytała roztrzęsionym głosem, natychmiast wbijając się w róg łóżka.
— Przyszedłem pozwiedzać. Irytek tutaj grasuje, a wszyscy dobrze wiemy, że się mnie boi.— odpowiedział Krwawy Baron, uśmiechając się triumfalnie.— Ale chyba sobie już pójdę.
Dodał i zniknął.
— O mamusiu. Nieźle...— mruknęła Madeline, powoli dochodząc do siebie, a Krwawy Baron opuścił pomieszczenie, w którym od razu zrobiło się cieplej. Kiedy się uspokoiła, znów położyła na łóżko, tym razem już zasypiając.
Następnego dnia Nicky obudził się dosyć wcześnie. Podniósł się do pozycji siedzącej, zauważając na swoim biurku szaty Slytherinu. Uśmiechnął się triumfalnie, wstając z łóżka. Założył kapcie i szlafrok, idąc do łazienki. Przemył twarz zimną wodą, umył zęby oraz ułożył swoje włosy, a następnie założył szatę. Włożył również czarne, eleganckie buty, wychodząc ze swojego pokoju, idąc do Madeline. Specjalnym kodem zapukał do drzwi.
— Proszę!
Usłyszał głos dziewczyny, dlatego wszedł do środka, zastając ją siedzącą przed lustrem i czeszącą swoje długie włosy.
— Jak pierwsza noc w Hogwarcie?— spytał, siadając na jej łóżku, rozkładając ramiona.
— Bardzo dobrze, choć był mały incydent nocny.— mruknęła Madeline, robiąc sobie dwa śliczne kucyki. Były wysokie, a dwa pasma jej włosów zakrywały różowe gumki, natomiast kolejne dwa opadały delikatnie na jej policzki.
— Zsikałaś się?— zażartował Nicky, a Madeline prychnęła, pokazując język w stronę lustra, wiedząc, że to widzi.
— Odwiedził mnie Krwawy Baron.— oznajmiła cicho, a Nicky otworzył usta ze zdumienia, kręcąc głową.
— I co? Jaki jest?— spytał Nicky, natychmiast wstając z łóżka, podchodząc do niej i siadając na podłodze obok jej zielonej, pikowanej pufki.
— Cóż, ciężko stwierdzić, bo tylko wpadł tutaj jak szalony. Na początku zrobiło się zimno, aż później go zobaczyłam. Mówił, że przyszedł pozwiedzać, i dodał także coś o Irytku. A później poszedł.— wytłumaczyła.
— Ach, ten poltergeist Irytek.— mruknął Nicky, kręcąc głową, a Madeline zmarszczyła brwi, przeczesując dwa wysokie kucyki.
— Irytek, jak irytujący?— spytała Madeline, chichocząc cicho, a Nicky pokiwał głową.— Kim on właściwie jest?
— Tego nie wiem, ale dziadek kiedyś mi o nim opowiadał. Największa zmora woźnego Filcha, zwykle utrudnia wszystkim życie swoimi dowcipami. Zalewa łazienki wodą, zalepia dziurki od klucza gumą do żucia, oblewa uczniów atramentem i takie tam. Po prostu uwielbia robić zamieszanie.— wyjaśnił Nicky, prostując nogi, opierając ręce o podłogę.
— No to nieźle.— mruknęła Madeline, wstając z pufki, podchodząc do szafy, a Nicky odprowadził ją wzrokiem.— A ty jak spałeś?
— Również bardzo dobrze. Chociaż zastanawiałem się, jak będzie wyglądać reakcja rodziców na to, że Dawn jest w Gryffindorze.— mruknął, patrząc jak Madeline zakłada czarną jak smoła szatę z herbem Slytherinu na piersi.— Bo Ricky i Dicky to jeszcze pikuś.
— Pasuje tam, i tyle. Ty nie masz się czego bać, Nicky. Tutaj nic ci nie grozi.— powiedziała z uśmiechem, klękając naprzeciwko niego i głaszcząc po włosach.
— Dobrze wiesz, że jestem najstarszy i mam najbardziej przerąbane u rodziców.— mruknął, wzdychając.
— Wiem, Nicky. Rozumiem cię, bo również obrywam od rodziców za wszystko, co zrobi Michael. Ale uwierz, to jest do przejścia, po prostu trzeba zacisnąć zęby i się nie odzywać.— odpowiedziała Madeline, podchodząc z powrotem do szafy.
— Jasne.— westchnął Nicky, wstając z podłogi. Madeline poprawiła kołnierzyk swojej białej koszuli z długimi rękawami, do tego krawat w kolorze zielonym, a na to założyła szarą kamizelkę z cienkimi, zielonymi paskami po bokach. Poprawiła wcześniej już założoną spódnicę, która sięgała przed kolano. Naciągnęła szare podkolanówki, które tylko dodawały jej uroku, i założyła wygodne, czarne buty. Na górę założyła czarną szatę z oznaką jej domu oraz zieloną podszewką z tyłu. Poprawiła kucyki oraz przejechała usta błyszczykiem.
— I jak wyglądam?— spytała Madeline z uśmiechem, pokazując się Nicky'emu, który ciągle oglądał jej przygotowania.
— Olśniewająco.— odparł, uśmiechając się, podchodząc do niej, poprawiając dwa kosmyki włosów, które opadły na jej twarz.— I uroczo.
— Dziękuję.— odpowiedziała zadowolona.— Idziemy? Za piętnaście minut śniadanie.
— Jasne, chodź.— odpowiedział, łapiąc ją za rękę i wyprowadzając z pokoju, a Madeline szła za nim, dumnie trzymając jego rękę, widząc wzrok tych wszystkich zazdrosnych dziewczyn, ponieważ Nicky już stał się najprzystojniejszym chłopakiem w całym Hogwarcie.
— Ale dziewczyny się gapią.— mruknęła Madeline, a Nicky westchnął, wywracając oczami.
— Mnie interesuje tylko jedna.— odpowiedział, kiedy siadali już na samym przodzie stołu, oddaleni od innych.— Pójdziemy później pozwiedzać błonie?
— Jasne.— odpowiedziała Madeline z uśmiechem, a po chwili przyszedł Snape, podając im ich plany lekcji.— Dziękuję bardzo.
— Proszę.— mruknął Snape zimnym tonem, podając Nicky'emu jego plan, a Madeline już wiedziała, po kim brunet ma ten zimny ton.
— Rodzice już wiedzą?— spytał szeptem Nicky, aby nikt inny nie słyszał.
— Mhm. Są wściekli.— odpowiedział Snape, posyłając nastolatkom sarkastyczny, ale delikatny uśmiech.— Miłego dnia.
— Nie przejmuj się tym, nie mogą być aż tacy źli.— mruknęła Madeline w stronę Nicky'ego, kiedy Snape odszedł.
— Nie znasz ich... Założę się o sto galeonów, że Dawn jutro dostanie wyjca.— odpowiedział Nicky, czytając plan lekcji.— Zobaczymy, co tutaj mamy.
— Poniedziałek, siódma trzydzieści śniadanie, o ósmej dwie godziny transmutacji, świetny początek tygodnia, później zaklęcia, godzinka przerwy, zielarstwo i astronomia w nocy, we wtorek zaczynamy dwoma lekcjami historii magii, później dwie godziny eliksirów, godzinka przerwy wraz z obiadem, później obrona przed czarną magią. W środę dwie godziny zaklęć, uuu, lekcje latania na miotle, zielarstwo i transmutacja, w czwartek dwie godziny eliksirów, dwie godziny obrony przed czarną magią, godzinka przerwy, astronomia. A w piątek dwie godziny zielarstwa, lekcje latania na miotle, godzinka przerwy, zaklęcia, eliksiry i... wolne.— przeczytała Madeline i napiła się soku dyniowego.
— Nie tak źle, mogło być gorzej.— odpowiedział Nicky, jedząc swoje śniadanie, a Madeline pokiwała głową.— Irytuje mnie ten Potter.
— Jego nazwisko wymawia się po prostu Potter, a nie Pottah, Nicky.— powiedziała Madeline, chichocząc, jedząc jajecznicę, a Nicky posłał jej groźne spojrzenie.— Dobra, dobra.
— Jedna głupia blizna i już wszyscy wokół niego skaczą.— mruknął pod nosem Nicky, a Madeline pokiwała głową, wzdychając.
— Robią z niego ofiarę losu, a w szczególności Dumbledore. Zdaję sobie z tego sprawę, Nicky, naprawdę. Po prostu na niego nie patrz i będzie dobrze.— powiedziała Madeline, pocierając jego rękę swoim kciukiem.
— Mhm, powiedzmy, ale tak się nie da. Ciągle tylko Potter to, Potter tamto. Trzeba go stąd jakoś wykurzyć.— stwierdził Nicky, a Madeline niechętnie pokiwała głową.
— Możemy obmyślić plan na błoniach. Idziemy?— spytała Madeline, kończąc swoje śniadanie, wkładając plan lekcji do torby i wstając z ławy.
— Jasne.— mruknął Nicky, również zabierając swoją torbę, a po chwili wyszli, idąc na błonia.
*na potrzeby fanfiction Nicky jest najstarszy z czworaczków
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top