🐍 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟒 🐍
🐍
— Ubieramy już szaty?— spytał Nicky, kiedy na dworze było już ciemno. Zerknął na swój zegarek, który pod każdą cyfrą miał planetę, a wskazówki były złote.
— Jasne. Wezmę swoją i pójdę do łazienki.— oznajmiła Madeline, wyciągając czarną szatę z kufra. Kiedy Nicky skinął głową, wyszła z przedziału, idąc do łazienki, jednak po chwili jak zwykle na kogoś wpadła.— Przepraszam.
— Mhm.— mruknęła jakaś dziewczyna z czarnymi włosami za ucho.— Ty jesteś dziewczyną Nicky'ego Harpera, tak?
— Co? Nie, nie... Jesteśmy tylko przyjaciółmi.— odpowiedziała szybko Madeline, uśmiechając się w stronę dziewczyny.
— Taa. Jestem Pansy. Pansy Parkinson.— oznajmiła, podając jej rękę, którą Madeline uścisnęła.
— Madeline Smith.— odpowiedziała Madeline, po chwili puszczając jej rękę i zakładając ręce na krzyż.— Może chciałabyś usiąść z nami w przedziale?
— Z chęcią.— odpowiedziała Pansy z delikatnym uśmiechem, a Madeline pokiwała głową. Szybko poszła się przebrać, a następnie wróciły do przedziału, gdzie czekał Nicky.— Miło znów cię widzieć, Nickusiu.
— Co ty tutaj robisz?— spytał Nicky, marszcząc brwi, patrząc to na Madeline, to na Pansy, która uśmiechała się triumfalnie.
— Madeline zaproponowała mi, żebym usiadła z wami w przedziale, a niemiło byłoby odmówić.— odpowiedziała, siadając naprzeciwko Nicky'ego, który zacisnął ręce w pięści.
— Ta, to był podstęp. Z dala ode mnie.— odpowiedział, wstając i wychodząc z przedziału, a jego szata lekko za nim powiewała.
— On zawsze tak?— spytała Pansy, zakładając nogę na nogę. Madeline usiadła na jego miejscu, zmartwiona patrząc, jak odchodzi.
— Nie. Nigdy się tak nie zachowuje. Nie byłabyś zła, gdybym za nim poszła?— spytała Madeline, znów wstając, a Pansy pokręciła przecząco głową. Madeline od razu wyszła z przedziału, szukając Nicky'ego, który usiadł gdzieś w kącie z dala od innych.— Hej, co się znów dzieje?
— Nie chcę widzieć jej na oczy, to się dzieje. Wystarczająco zniszczyła mi wakacje.— odpowiedział, wzruszywszy ramionami w geście obojętności.
— Nie musisz z nią rozmawiać, ale powiedz mi prawdę, bo na pewno nie zachowywałbyś się tak, gdyby chodziło tylko o zepsute wakacje.— stwierdziła, patrząc na niego z założonymi rękami.
— Rodzice oznajmili mi, że jeżeli nie znajdę sobie godnej i odpowiedniej dziewczyny do piętnastego roku życia, to zaręczą mnie z nią. Nie cierpię jej, a dziewczyny nie znajdę. Nie mam innego wyjścia.— wytłumaczył, a Madeline otworzyła usta ze zdumienia, siadając obok niego.
— Na pewno jakąś znajdziesz. Masz jeszcze cztery lata, a poza tym, nawet jeśli nie znajdziesz, ja mogę zacząć udawać twoją dziewczynę.— oznajmiła z pocieszającym uśmiechem.
— Naprawdę byś to dla mnie zrobiła?— spytał, od razu się ożywiając.
— Oczywiście, że tak.— odpowiedziała Madeline, a Nicky uśmiechnął się pod nosem, opierając głowę o jej ramię.
Już niecałą godzinę później ich pociąg zatrzymał się na stacji w Hogsmeade. Wszystkim uczniom pierwszego roku kazali wyjść z pociągów. Nicky i Madeline wyszli jak zwykle obok siebie, zauważając wielkiego, owłosionego człowieka. Wszyscy zaczęli szeptać na jego widok.
— No, pirszoroczni, pirszoroczni, tutaj! Mam nadzieję, że droga świetnie wam minęła! Za mną!— krzyczał Hagrid, niosąc w ręce lampę.
Wszyscy pierwszoroczni ruszyli za nim, idąc po czymś, co przypominało wąską ścieżkę. Po obu stronach było bardzo ciemno, więc wszyscy myśleli, że idą przez jakiś gęsty las.
— Zaraz zobaczycie Hogwart!— krzyknął Hagrid wesołym tonem.— Już zaraz za tym zakrętem!
Ta wąska ścieżka wyprowadziła ich nagle na skraj wielkiego, czarnego jeziora. Po drugiej stronie, osadzony na wysokiej górze, z rozżarzonymi oknami w tle gwieździstego nieba, wznosił się ogromny zamek z wieloma masztami i wieżyczkami.
— Wszyscy do łodzi! Po czterech i ani jednego więcej!— oznajmił Hagrid, wskazując na flotyllę łódek przy brzegu. Nicky i Madeline oczywiście weszli razem do łódki, a wraz z nimi usiadła Pansy Parkinson oraz Blaise Zabini.— Wszyscy siedzą? Na przód!
I wszystkie łódki natychmiast pomknęły przez gładką taflę jeziora. Wszyscy zamilkli, gapiąc się na wielki zamek.
— Głowy w dół!— krzyknął Hagrid, kiedy pierwsza łódź dotarła do skalnej ściany. Wszyscy pochylili głowy, a łódki przepłynęły pod bluszczem, który zasłaniał szeroki otwór w skale. Teraz płynęli ciemnym tunelem, prowadzącym pod zamek, aż dotarli do czegoś w rodzaju podziemnej przystani, gdzie wyszli z łódek na skaliste, pokryte otoczakami nabrzeże. Następnie ruszyli w górę wydrążonym w skale korytarzem, idąc prawie po omacku za lampą Hagrida, aż wyszli na gładką, wilgotną murawę w cieniu zamku. Wspięli się po kamiennych stopniach i stłoczyli wokół olbrzymiej dębowej bramy, w którą Hagrid trzykrotnie uderzył wielką pięścią.
Brama powoli zaczęła się otwierać. Stała w niej wysoka, czarnowłosa czarownica w szmaragdowozielonej szacie. Wyglądała na bardzo surową.
— Pirwszoroczni, oto pani profesor McGonagall.— oznajmił z uśmiechem Hagrid.
— Dziękuję ci, Hagridzie. Sama ich stąd zabiorę.— oznajmiła i otworzyła szerzej drzwi. Sala wejściowa była tak wielka, że zmieściłby się w niej duży dom. Płonące pochodnie oświetlały kamienne ściany, sklepienie ginęło w mroku, a wspaniałe marmurowe schody prowadziły na piętro.
Wszyscy ruszyli za profesor McGonagall po kamiennej posadzce. Zza drzwi po prawej stronie dochodził ożywiony gwar, więc Madeline pomyślała, że tam musiała być reszta uczniów. Profesor McGonagall zaprowadziła ich jednak do pustej komnaty.
— Witajcie w zamku Hogwart.— zaczęła profesor McGonagall.— Bankiet otwierający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia Przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas w pokoju wspólnym.
Mówiła profesor McGonagall, a Nicky miał nadzieję, że z Madeline będą w tym samym domu.
— Są cztery domy.— zaczęła znów.— Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli w świat słynni czarodzieje i znakomite czarownice. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, natomiast wasze przewinienia będą hańbą, przez co wasz dom straci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów pod koniec roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest ogromnym zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia Przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły.
I odeszła, zostawiając ich samych.
— A więc to prawda, co mówili w pociągu.— zaczął Nicky głośno, aby każdy go usłyszał, wychodząc naprzeciw Harry'ego.— Harry Potter zaszczycił Hogwart. Jestem Nicholas Harper.
Oznajmił z wrednym uśmiechem, Madeline zagryzła wargę, widząc to, a Ron obok Harry'ego zacisnął ręce w pięści i parsknął śmiechem.
— Śmieszy cię coś? Rudzielec, szata po starszym bracie, to na pewno Weasley. Niektóre rodziny są gorsze, a niektóre lepsze. Mogę cię wprowadzić.— oznajmił Nicky, podając Potterowi rękę.
— Sam zdecyduję, kto jest gorszy.— odpowiedział zgryźliwie Harry, a Nicky posłał mu lodowate spojrzenie, wracając do Madeline. Po chwili przyszła McGonagall, prowadząc ich do Wielkiej Sali, z której dochodziły wcześniejsze szmery. Kiedy weszli do środka, wszyscy ujrzeli starą, spiczastą tiarę, na stołku. Na środek wystąpiła profesor McGonagall.
— Kiedy wyczytam wasze nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku.— oznajmiła McGonagall.— Harper, Dawn.
Dawn niepewnie wyszła na środek, siadając na stołku, a McGonagall założyła jej Tiarę Przydziału.
— Hm... Mhm... Już wiem! Gryffindor!— krzyknęła Tiara Przydziału, a Nicky pokiwał głową, słysząc, że jego siostra dostała się do Gryffindoru. Ucieszona Dawn zeszła ze stołka, biegnąc do swojego stolika.
— Harper, Dicky.— powiedziała McGonagall, a Dicky również usiadł na stołku. Dostał się do Hufflepuffu, natomiast Ricky do Ravenclawu.— Potter, Harry.
I tutaj wszyscy zamarli, a Dumbledore poprawił się na swoim krześle. Harry ruszył w stronę stołka, siadając na nim, a McGonagall założyła mu Tiarę Przydziału.
— Nie Slytherin, nie Slytherin...— szeptał pod nosem Harry, zaciskając powieki.
— Nie Slytherin? Na pewno? Slytherin pomógłby ci osiągnąć sukces, ale skoro nalegasz... Gryffindor!— wykrzyknęła Tiara Przydziału, a uśmiechnięty Harry wstał, idąc do swojego stolika.
— Smith, Madeline.— oznajmiła McGonagall, a dziewczyna spojrzała na Nicky'ego, posyłając mu uśmiech. Pewna siebie i z gracją wyszła na środek, siadając na stołku. McGonagall założyła jej Tiarę Przydziału, a ona siedziała tam, dumna z tego, że w ogóle tam jest, a wszyscy podziwiali jej spokój.
— Hm... No tak... Masz wielkie zdolności... Osiągniesz naprawdę wiele... Już wiem... Na pewno... Slytherin!— wykrzyknęła Tiara Przydziału, a Madeline uśmiechnęła się triumfalnie, wstając ze stołka i powoli idąc do swojego stolika, gdzie wszyscy zaczęli ją witać.
— Harper, Nicky.— powiedziała w końcu McGonagall, a Nicky przełknął ślinę, wychodząc na środek, również będąc dumnym z samego swojego pobytu tam. Usiadł na stołku, a Tiara Przydziału ledwo dotknęła jego włosów, gdy wykrzyknęła:
— Slytherin!
Nicky uśmiechnął się szeroko i triumfalnie, schodząc ze stołka i idąc do swojego stolika. Usiadł obok Madeline, która niemal rzuciła się na niego.
— Cudownie, że jesteśmy w tym samym domu.— powiedziała z uśmiechem, aż przytulając swojego przyjaciela ze szczęścia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top