🐍 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟐𝟑 🐍

🐍

Nicky tydzień później był w domu Madeline. Był na nią naprawdę wściekły, że kazała Blaise'owi zaprosić go do siebie, mimo iż nie wiedział jeszcze dlaczego. Wparował do jej pokoju z założonymi rękami.

— Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego kazałaś Blaise'owi mnie zaprosić?!— krzyknął zdenerwowany, rozkładając ramiona.

— Nicky, proszę, nie krzycz...— westchnęła Madeline, pocierając skronie.

— Nie obchodzi mnie to, Madeline. Perfidnie mnie oszukałaś! I pewnie nie byłaś u Daphne, bo i tak jej nie cierpisz!— wrzasnął.

— Nicky, do cholery! Nie podnoś na mnie głosu, poza tym nie muszę ci za każdym razem mówić prawdy.— stwierdziła, wstając z łóżka i stając naprzeciwko niego.

— Nie na tym polega przyjaźń, moja droga. Ciągle mnie w jakiś sposób okłamujesz.— wyszeptał, kręcąc głową.

— Po prostu nie wiem, czy mogę ci mówić prawdę!— krzyknęła zdenerwowana.

— Dlaczego miałabyś nie mówić mi prawdy?!— spytał, poważnie się jej przyglądając.

— Bo boję się, że nie będziesz chciał mnie znać!— oznajmiła, a Nicky prychnął.

— W takim razie się pochwal, co zrobiłaś! Przekonamy się!— wrzasnął, rozkładając ramiona.

— Napisałam do Blaise'a, żeby cię zaprosił, bo chciałam nocować u Hermiony.— odparła, patrząc mu w oczy.

— Zdradzasz swoich, zadając się z tą szlamą?! Na mózg ci siadło, czy jak?!— spytał zszokowany brunet.

— Tak! Siadło mi na mózg! Poza tym nie zdradzam, a Hermiona to w porządku osoba w przeciwieństwie do ciebie!— krzyknęła, a ten otworzył usta ze zdumienia.

— To po co robisz to wszystko dla mnie, co?! Skoro mogłaś mnie zostawić, jak ci coś nie pasuje! Poradziłbym sobie sam!— stwierdził, patrząc na nią.

— Żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej! Mogłam cię zostawić...— szepnęła, mierząc go wzrokiem.

— No, mogłaś. Nic cię nie trzymało. Widzisz? Ta szlama wyprała ci mózg. Nigdy się tak nie zachowałaś...— stwierdził, a Madeline uderzyła go w ramię.

— Nie mów tak o niej! Ty podły wężu, jesteś zdrajcą! Nie dziwię się, czemu reszta się do ciebie nie przyznaje. Jesteś niczym!— wrzasnęła. Nicky'ego zabolały jej słowa, jednak nie dawał tego po sobie poznać.

— Naprawdę śmieszne. To ja wszędzie cię wprowadziłem, gdyby nie ja, nie miałabyś znajomych!— zauważył, a Madeline zachichotała głośno.

— Nikt ci nie kazał! Żałuję, że cię poznałam!— krzyknęła.

— Znamy się od kołyski, nie miałaś wyboru. I przypominam ci, że już za sześć lat będziesz moją żoną.— przypomniał, uśmiechając się perfidnie w jej stronę.

— Nie chcę! Nie wezmę z tobą ślubu, nigdy! Popełnię samobójstwo, żeby za ciebie nie wyjść!— stwierdziła.

— Nie ma ucieczki, Madeline. Będziesz musiała to zrobić.— wyszeptał, patrząc jej głęboko w oczy.

— Zobaczymy się w grobie, Nicky. Zaraz, nie będę miała ochoty nawet cię widzieć, więc może sobie oczy wydłubię?!— zaproponowała, a Nicky skinął głową, przez co grzywka opadła mu na oczy.

— Ja też nie mam ochoty cię widzieć i skoczę z Wieży Astronomicznej, żeby cię więcej nie zobaczyć!— odparł, przeczesując włosy.

— Droga wolna! Zabierz swoją Pansy!— wrzasnęła, ukrywając zazdrość.

— Daphne jest zdecydowanie ładniejsza! Ty sobie weź swojego Theodora!— odkrzyknął, tupiąc nogą.

— Pf... Wezmę, jest przystojniejszy od ciebie!— stwierdziła, łudząc się, że to prawda.

— No i super! Gdzieś to mam! Jak na ciebie patrzę to faktycznie mam ochotę skoczyć!— wrzasnął.

— Skacz ile chcesz! Gdzieś już cię mam, a moje pocałunki nic nie znaczyły!— stwierdziła, a Nicky prychnął.

— Ta, jasne! Całujesz mnie, a później to ja muszę się tłumaczyć przed twoim ojcem!— krzyknął.

— Posłuchaj mnie.— wstała z łóżka, podchodząc do niego.— Wkurzyłeś mnie, a każdy się z tobą przyjaźni tylko dlatego, że się ciebie boją oraz ja ich o to proszę! Jakby Blaise uważał cię za przyjaciela, to nie musiałabym go prosić, żeby cię zapraszał!

— Po pierwsze, nie zmieniaj tematu, bo to, co robisz na pewno coś znaczy, a po drugie, nie musisz mi tego wypominać, jasne?!— spytał, czując kolejne, dziwne ukłucia w sercu.

— Droga wolna, Nicky! Daj mi spokój! Nic już dla mnie nie znaczysz ani nie znaczyłeś!— wykrzyczała w złości, a Nicky otwarł usta ze zdumienia.

— Dobrze wiedzieć. Naprawdę uważałem cię za kogoś ważnego i wyjątkowego.— wyszeptał, patrząc w jej oczy, a następnie wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Natychmiast poszedł do swojego pokoju, próbując powstrzymać gorzkie łzy i płacz. Spakował się, a następnie znów zniknął.

Dwa miesiące wakacji minęły Madeline bardzo szybko. Bardzo martwiła się o Nicky'ego, ale nie kontaktowała się z nim. W końcu nadszedł pierwszy września, dlatego tak samo jak rok temu siedziała właśnie w Hogwart Express.

— Hej.— usłyszała znajomy głos, dlatego natychmiast odwróciła się w tamtą stronę.

— Cześć, Dawn.— odparła, posyłając jej uśmiech.

— Co się dzieje z Nickym? Sowa nie może go znaleźć, w ogóle nie ma z nim kontaktu... Martwimy się...— wymamrotała zmartwiona Dawn, siadając naprzeciwko blondynki.

— Ja nie wiem, co się z nim dzieje. Praktycznie na początku wakacji pokłóciliśmy się, wtedy spakował się i gdzieś uciekł, nawet nie wiem gdzie.— westchnęła ciężko Madeline, kładąc głowę na podciągniętych kolanach.

— O co poszło?— spytała, zagryzając delikatnie wargę.

— Powiedziałam mu, że nie ma przyjaciół. Za dużo mu powiedziałam, niekoniecznie prawdy, ale...— westchnęła jeszcze raz, podnosząc się i wzruszając ramionami.

— Daj spokój. Nie powinien się o to obrażać...— stwierdziła, wywracając oczami.— To on.

Szepnęła, widząc Nicky'ego, który przeszedł obojętnie obok ich przedziału, siadając sam w innym.

— Wygląda jak duch.— odszepnęła zszokowana Madeline, chcąc iść za nim, jednak w końcu coś ją zatrzymało...

— Sam doprowadził się do tego stanu. Ewidentnie nas nie potrzebuje, skoro przeszedł obojętnie.— stwierdziła Dawn, a Madeline tylko skinęła głową, siadając z powrotem na swoim miejscu.

Po dotarciu do Hogwartu i pysznej kolacji otwierającej nowy rok szkolny oraz przydziale nowych uczniów do domu Madeline podreptała do swojej komnaty.

— Cześć.— odezwała się nagle, widząc Nicky'ego, który otwierał właśnie drzwi od swojej komnaty. Ten nawet na nią nie spojrzał, po prostu wszedł do środka, trzaskając drzwiami. Blondynka podeszła do owych drzwi i zaczęła w nie pukać, mówiąc:

— Nicky, otwórz te drzwi, proszę...

Jednak chłopak nie odpowiadał. W końcu po jakichś pięciu minutach dziewczyna odpuściła, idąc do swojej komnaty, rzucając się na łóżko.

— Może...— zaczęła, nagle zrywając się z łóżka, podchodząc do drewnianego biurka. Wyjęła rolkę pergaminu oraz pióro i zaczęła pisać list do Nicky'ego.

Wiem, że zawiniłam. Nie powinnam tak na Ciebie krzyczeć, miałeś prawo być zły. Nie możemy po prostu o tym zapomnieć?

Pergamin złożyła na pół, a następnie wyszła z komnaty, wsuwając kartkę pomiędzy szparę w drzwiach. Usiadła na podłodze, czekając na list zwrotny.

Kiedy Nicky zobaczył kartkę, podniósł się z podłogi, podchodząc do drewnianych drzwi i zabierając ją. Kiedy przeczytał jej treść, wziął swoje pióro i na odwrocie napisał:

Nie możemy.

Następnie oddał jej kartkę, wrzucając ją do tej samej szpary. Madeline westchnęła ciężko, widząc jego odpowiedź.

— Nie możemy zachowywać się tak dziecinnie.— odezwała się w końcu.— Nie wiem, ile razy mam cię jeszcze przepraszać. Rozumiem swój błąd i obiecuję, że już nigdy więcej go nie powtórzę. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym cię teraz przytulić i ucałować...

— Wybrałaś stronę.— odparł po chwili. Jego głos nie zmienił się dużo, jednak był zimny i można było usłyszeć w nim dziwną chrypkę.

— Ale to ty jesteś moim przyjacielem od kołyski.— powiedziała, dotykając klamki od drzwi.— Ty jesteś dla mnie najważniejszy.

— Takie farmazony możesz mówić pięcioletniemu dziecku, nie mi.— wymamrotał.

— To nie farmazony, Nicky.— odparła, wywracając oczami.— Tęsknię za tobą. Nawet nie wiesz jak bardzo...

— Odejdź.— warknął Nicky, uderzając pięścią w drewniane drzwi, przez co cicho syknął z bólu.

— Jak sobie życzysz.— westchnęła Madeline, spuszczając głowę i odchodząc spod drzwi, szepcząc ciche „dobranoc” pod nosem. Wróciła do swojej komnaty, rzucając się na łóżko i rozmyślając o Nickym. Kiedy chłopak upewnił się, że dziewczyna odeszła, usiadł przy drzwiach, wkładając twarz pomiędzy kolana, szarpiąc swoje włosy, próbując powstrzymać łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top