🐍 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟏𝟎 🐍
🐍
— No cóż. Wie pani, pani profesor...— zaczął Nicky, drapiąc się po karku.— Skoro dała pani Potterowi miejsce w drużynie, mogłaby pani dać także mi, ponieważ jesteśmy na tym samym poziomie z Potterem.
— Wydaje mi się jednak, że pańskie zachowanie nie daje panu pozycji w drużynie quidditcha.— odpowiedziała McGonagall, a Nicky otworzył usta ze zdumienia.
— Swoim zachowaniem nie wyróżniam się wśród innych ślizgonów.— odparł po chwili Nicky, zakładając ręce na krzyż.
— On chyba ma rację.— poparł go Marcus Flint.
— A nadaje się?— dopytała McGonagall, wskazując ręką na Nicky'ego, patrząc na Flinta.
— Mhm, szczupły, wysoki, wydaje mi się, że dobrze mu pójdzie, jeżeli jest tak dobry, jak mówicie.— odpowiedział po chwili Flint, bacznie obserwując Nicky'ego.
— Więc?— spytała, rozkładając ramiona, a Marcus pokiwał głową.
— Biorę go. Pogadam jeszcze ze Snape'em, ale prawdopodobnie się zgodzi, więc Harper zastąpi Higgsa, który zrezygnował.— wytłumaczył Flint, a Nicky uśmiechnął się pod nosem, a po chwili spytał:
— Znajdzie się jeszcze jedno miejsce?
Kiedy w końcu go zostawili, Nicky wyszedł z sali, kierując się w stronę wyjścia, ponieważ była przerwa. Wyszedł z zamku, idąc na błonia.
— Nicky? Nicky!— pisnęła podekscytowana Madeline, która dotychczas siedziała pod drzewem, czytając książkę. Natychmiast wstała, podbiegając do niego i rzucając mu się na szyję.
— Tak, wiem, jak mam na imię.— powiedział, chichocząc, obejmując ją ramionami.
— Żyjesz? Nie wywalili cię? Nie wychłostali?— spytała, łapiąc jego policzki.
— Nie, dlaczego by mieli?— spytał, chichocząc, siadając z nią pod ich ulubionym drzewem z dala od innych.
— Czego się tak szczerzysz?— spytała podejrzliwie, trzymając głowę na jego kolanach, gdy ten głaskał ją po włosach z uśmiechem.
— Cóż, no nie wiem, czy mogę ci powiedzieć.— odparł tajemniczo, a Madeline pacnęła go w rękę.
— No mów.— powiedziała, patrząc na niego karcącym wzrokiem.
— Od dziś jestem szukającym w drużynie Slytherinu. Natomiast ty jesteś ścigającą.— odpowiedział z uśmiechem, a Madeline gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej.
— Co?— powtórzyła, usta mając otwarte ze zdumienia.
— Właśnie to, co powiedziałem.— mruknął z uśmiechem, a dziewczyna mocno się do niego przytuliła.
— Dziękuję ci bardzo!— pisnęła podekscytowana, całując kilka razy jego czoło, a Nicky objął ją ramionami.— Odwdzięczę ci się jakoś, na pewno.
— Nie trzeba, naprawdę.— powiedział, chichocząc, a ucieszona Madeline znów położyła głowę na jego kolanach.
— Możesz się przesunąć?— spytała niemiło Pansy, próbując się wepchać pomiędzy nią a Nicky'ego.
— Nie, nie mogę. Czego tutaj chcesz?— spytała Madeline, dalej siedząc na swoim miejscu, wywracając oczami.
— Usiąść tutaj.— odpowiedziała zdenerwowana Parkinson, siadając tak, że Nicky poleciał w dół.
— Przez twój duży tyłek go zepchnęłaś, więc idź stąd. Nikt cię tutaj nie potrzebuje, naprawdę.— wymamrotała Madeline, otrzepując szatę Nicky'emu.
— Co powiedziałaś?— spytała Pansy, patrząc na nią z obrażoną miną, a Madeline pacnęła się w czoło.
— To, co usłyszałaś.— powiedziała Madeline, chichocząc.
— Co za...— zaczęła Pansy, ciągnąc ją za włosy w stronę jeziora.
— Hej, hej, stop!— krzyknął Nicky, biegnąc za czarnowłosą, jednak Madeline złapała ją za nogę, przez co ta się wywróciła.
— Ale dziecinne.— wymamrotała Madeline, wstając z trawy i dotykając brudnych od ziemi włosów.— Zabiję.
— No dawaj–
Pansy nie zdążyła dokończyć, ponieważ jakiś trzecioklasista wpadł na Nicky'ego, który poleciał na Madeline, która z kolei wpadła na Pansy, dlatego obie dziewczyny wpadły do jeziora.
— Super. Świetnie.— westchnęła Madeline, wychodząc z jeziora, a jej mokra szata przylegała do jej ciała.
— Chodź do dormitorium.— powiedział od razu Nicky i ciągnąc w stronę zamku. Weszli do pokoju wspólnego, a następnie udali się do komnaty Madeline.
— Ona jest jakaś psychiczna.— stwierdziła z niesmakiem Madeline, kiedy poszła do łazienki i ściągnęła przemoczoną szatę.
— Zdecydowanie. Twoje włosy...— powiedział przerażony Nicky, kiedy Madeline wyszła z łazienki w byle jakiej koszulce i spodniach, a włosy miała ubabrane w błocie.
— Tak, wiem. Zapłaci mi za to.— odpowiedziała, wściekła na dziewczynę, wracając do łazienki i myjąc włosy różanym szamponem.
— Więc, co chcesz zrobić?— spytał Nicky, który bawił się jej misiem, siedząc na jej łóżku.
— Nie wiem, ale pożałuje tego, co zrobiła. Już wiem, dlaczego jej nie znosisz.— odparła zdenerwowana Madeline, wzdychając, osuszając włosy zaklęciem osuszającym.— Idź na lekcję, zaczyna się za kilka minut.
— Poczekam. Jak dostaniemy szlaban, to razem.— powiedział Nicky, chichocząc, a na jego policzkach ukazały się dołeczki.
— To miłe.— odrzekła Madeline, chichocząc słodko, a Nicky się zarumienił. Blondwłosa szybko się ubrała w zamienną szatę, a następnie pobiegli na lekcję, jednak byli trochę spóźnieni.
— Co my mamy teraz?— spytał zdenerwowany Nicky, szukając swojego planu lekcji.
— Zielarstwo!— pisnęła Madeline, bo myśleli, że mają transmutację z McGonagall, dlatego byli po drugiej stronie zamku.
— Matko.— wymamrotał Nicky, biegnąc w stronę schodów, które po chwili zaczęły się poruszać.
— Takim tempem to nigdy nie zdążymy.— mruknęła Madeline pod nosem, a Nicky wywrócił oczami.
— Chodźmy tam, zanim schody znów się zaczną ruszać.— zaproponował Nicky, wchodząc w jakiś ciemny korytarz, a Madeline po prostu poszła za nim.
— Nicky? Nie wydaje ci się, że nie możemy tutaj być?— spytała Madeline, rozglądając się po ciemnym korytarzu, który oświetlały tylko pochodnie.
— My tutaj wręcz nie możemy być. To trzecie piętro. Zakazane.— powiedział Nicky ze strachem w głosie, a Madeline pacnęła się w czoło.
— Uczniowie tutaj są! Uczniowie tutaj są!— usłyszeli krzyk poltergeista Irytka. Nicky popatrzył przerażony na Madeline.
— To już po nas! Jesteśmy ugotowani!— stwierdził cicho Nicky, jednak Madeline pokręciła głową, ciągnąc go w stronę jakichś drzwi.
— Alohomora.— wyszeptała z wyciągniętą różdżką, a kłódka natychmiast się otworzyła, dlatego weszli do jakiejś komnaty.
— Gdzie poszli, Irytku?— usłyszeli głos Filcha, dlatego jak najszybciej zamknęli drzwi.
— Powiedz „proszę”!— krzyknął Irytek.
— Nie przekomarzaj się ze mną, tylko gadaj, którędy poszli!— krzyknął zdenerwowany Filch, a Madeline odwróciła się, zauważając coś, co odebrało jej mowę. Nicky również się odwrócił.
Patrzyli właśnie w prosto w ślepia monstrualnego psa, który wypełniał całą przestrzeń między sufitem a podłogą. Ów pies miał trzy głowy. Trzy pary wytrzeszczonych, wściekłych oczu, trzy nosy, dygocące i marszczące się w ich stronę, trzy potworne pyski o żółtych kłach, z których wisiały strąki śliny. Stał nieruchomo, wpatrując się w nich sześcioma oczami.
Nicky jak najszybciej wymacał klamkę w ciemnościach. Mieli do wyboru pewną śmierć lub Filcha, dlatego Nicky wybrał Filcha. Szybko się wycofali, wybiegając z komnaty. Filcha jednak nigdzie nie było, dlatego prawdopodobnie musiał sobie pójść.
Nicky i Madeline jak najszybciej wybiegli z korytarza, biegnąc w stronę pierwszej cieplarni.
— To mogło nas zabić!— spanikował Nicky, próbując złapać oddech.— Mogliśmy zginąć! Co oni myślą, żeby trzymać coś takiego w szkole?!
— Cicho bądź. Oczu nie masz?— spytała Madeline, ukrywając przerażenie.— Nie widziałeś, na czym on stał?
— Na przykład, na podłodze?— zapytał sarkastycznie Nicky, dlatego Madeline pacnęła go lekko w głowę.
— Nie, nie na podłodze. Stał na jakiejś klapie. Najwyraźniej czegoś pilnuje.— odpowiedziała Madeline, stając w miejscu, oddychając ciężko.
— To jest myśl.— wymamrotał Nicky, opierając się o ścianę.— Ale czego?
— A skąd mam wiedzieć? Nie mam zielonego pojęcia, jednak chcę się dowiedzieć.— powiedziała, uśmiechając się delikatnie, a Nicky zachichotał.
— Nie musisz wszystkiego wiedzieć.— stwierdził, a Madeline wywróciła oczami.
— Ale chcę. Przecież widzę po twojej minie, że również chcesz zobaczyć to coś.— powiedziała Madeline, chichocząc cicho.
— Dobra, nieważne. Nie gadajmy już o tym. Chodźmy na lekcję, choć i tak dużo już przepadło.— zauważył Nicky, a Madeline pokiwała głową, chwytając delikatnie jego rękę, udając się w stronę cieplarni. Ciągle zastanawiała się, co kryło się pod klapą...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top