🐍 Rozdział 48 🐍

🐍

Pod koniec listopada Krukoni starli na proch Puchonów w meczu quidditcha, co oznaczało, że Slytherin dalej mógł utrzymywać się na pierwszym miejscu, co dawało Nicky'emu, Madeline oraz całej drużynie powód do radości. We Flinta wstąpiła ogromna energia, dlatego zamęczał on swoją drużynę w lodowatym deszczu, który nadał padał w grudniu.

— Żyjesz, Madeline?!— krzyknął Nicky w stronę dziewczyny, niemal drżąc z zimna. Byli cali mokrzy i zmarznięci.

— Chyba nie!— odkrzyknęła dziewczyna, która marzyła już tylko o ciepłej kąpieli, łóżeczku, kocyku i herbacie. Teraz to był po prostu jakiś koszmar.

Było jeszcze zimniej, gdy dwa tygodnie przed końcem semestru niebo nagle pojaśniało do oślepiającej, opalowej bieli, a pewnego ranka błotniste łąki wokół zamku pokryły się białym puchem.

Wewnątrz zamku wyczuwało się nastrój nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Profesor Flitwick, nauczyciel zaklęć, udekorował już swoją klasę rozmigotanymi światełkami, które ukazały się prawdziwymi, roztrzepotanymi elfami. Wszyscy uczniowie rozmawiali już z przejęciem o ich planach na ferie, a Nicky i Madeline oczywiście nie byli wyjątkiem.

— Na pewno nie wrócę do domu.— oznajmił stanowczo Nicky, kiedy siedzieli na śniadaniu w Wielkiej Sali.

— Szczerze mówiąc, nie dziwię ci się.— odparła Madeline, wzruszywszy ramionami. U niej myśl o powrocie do domu także ją przygnębiała, przyzwyczaiła się już do życia w Hogwarcie, z jej hogwarcką rodziną i Nickym.— Dlatego ja też zostaję.

— Naprawdę?— spytał zdumiony Nicky, unosząc brwi ze zdziwieniem.— Chociaż w sumie trochę się tego spodziewałem...

— No widzisz.— odpowiedziała ze śmiechem Madeline.

Ich entuzjazm zwiększył się jednak, kiedy dowiedzieli się, że w ostatnim tygodniu przed koncemy semestru będzie jeszcze jedna wycieczka do Hogsmeade. Nicky oczywiście już myślał o tym, gdzie tym razem zabrać Madeline.

— Możemy zrobić tam wszystkie gwiazdkowe zakupy.— zauważyła Madeline.— Może wyślę rodzicom jakieś słodycze z Miodowego Królestwa... Ty też powi–

— Nawet nie kończ.— warknął Nicky, posyłając Madeline lodowate spojrzenie, którego dziewczyna tak bardzo nienawidziła. Nicky nie utrzymywał kontaktu ani ze swoim rodzeństwem, które przecież także uczyło się w Hogwarcie, ani tym bardziej ze swoimi rodzicami.

— Nie możesz całego swojego życia uzależniać od mojej osoby. Kiedyś może mnie zabraknąć.— stwierdziła Madeline, wzruszywszy ramionami, jedząc lizaka.— Zdecydowanie nie chciałabym cię zostawiać, ale–

— Dlaczego mówisz o czymś takim?— spytał Nicky, prychając, z hukiem odkładając książkę, którą do tej pory czytał.— Poza tobą mam innych przyjaciół.

— Mhm, jasne.— przytaknęła Madeline, nie chcąc się już dłużej kłócić z chłopakiem.

— Co ty mi coś, do cholery, sugerujesz?— zapytał chłopak od razu, unosząc swoje brwi do góry.

— Jedynie to, że jesteś zbyt agresywny i porywczy.— odpowiedziała zdenerwowana, również odkładając swoją książkę.

— Dobrze wiedzieć.— warknął, odwracając wzrok.— Mam zero wsparcia od was wszystkich!

— A my jakie mamy od ciebie?— zapytała dziewczyna, świdrując go swoim wzrokiem.— Widzisz drzazgę w oku drugiej osoby, a belki w swoim nie dostrzegasz.

— Wow, jaka poetka z ciebie.— prychnął Nicky.— Muszę cię jednak zmartwić, ponieważ nie masz racji.

— Nie miałam racji jedynie z tym, że nazwałam cię dobrym przyjacielem.— odpowiedziała totalnie wkurzona dziewczyna, dźgając go w klatkę piersiową swoim paznokciem.

— No cóż, może i z tym nie miałaś racji.— odpowiedział, wzruszywszy ramionami. Zmierzył dziewczynę takim wzrokiem, że ona sama poczuła się winna ich kłótni, po czym po prostu wyszedł z jej komnaty, trzaskając drzwiami. Przechodząc przez korytarz, usłyszał głosy.

— Mamy już dla ciebie prezent gwiazdkowy, Harry.— niemal od razu rozpoznał głos któregoś z bliźniaków Weasley. Przycisnął swoje ciało do zimnej, marmurowej ściany korytarza, wychylając głowę i nasłuchując ich konserwacji. Uwielbiał podsłuchiwać.

— Co to ma być?— zapytał Potter, a Nicky na chwilę mocniej się wychylił, zerkając na przedmiot, który Fred trzymał w dłoniach. Był to wielki, bardzo zniszczony i zupełnie niezapisany arkusz pergaminu.

— To jest, Harry, tajemnica naszego powodzenia.— oznajmił George, gładząc pergamin swoimi rękoma. Nicky uniósł obie brwi, zaintrygowany.

— Trudno nam się z nim rozstawać, ale wczoraj wieczorem uznaliśmy, że tobie bardziej się przyda.— powiedział Fred.

— I tak znamy wszystko na pamięć.— napomknął George.

— Przekazujemy ci to w spadku, nam już niepotrzebne.— oznajmił Fred, ocierając niewidzialne łzy, niby wzruszony.

— A do czego może mi się przydać kawał starego pergaminu?— spytał zdziwiony Harry.

— Kawał starego pergaminu!— oburzył się Fred z miną, jakby Potter śmiertelnie go obraził.— Powiedz mu, Georgie.

— No więc, kiedy byliśmy w pierwszej klasie, Harry... no wiesz, młodzi i niewinni... Przynajmniej bardziej niewinni niż teraz... Mieliśmy małe starcie z Filchem.

— Podłożyliśmy łajnobombę w korytarzu i to go z jakiegoś powodu wkurzyło...

— Takim oto sposobem zaciągnął nas do swojego pokoju i zaczął grozić jak zwykle...— powiedział George ze śmiechem.

— Szlabanem.

— Wypatroszeniem!

— Jednak my przypadkiem zauważyliśmy w jego kartotece szufladkę z napisem: skonfiskowane i bardzo niebezpieczne.

— Chcecie mi dać do zrozumienia, że...— zaczął Harry, któremu od razu zaczął udzielać się dobry humor bliźniaków.

— No, a ty co byś zrobił na naszym miejscu?— spytał Fred ze śmiechem.— George odwrócił jego uwagę, rzucając jeszcze jedną łajnobombę, a ja wyciągnąłem szufladę i znalazłem... to.

— Nie jest wcale takie groźne.— podjął George.— Sądzimy, że Filch nie odkrył, jak to działa. Prawdopodobnie tylko podejrzewał, co to jest, bo inaczej by tego nie skonfiskował.

— A wy oczywiście wiecie, jak to działa?— spytał Harry, unosząc brwi z podekscytowania.

— No pewnie.— odpowiedział Fred z triumfalnym uśmiechem.— Ta mała ślicznotka nauczyła nas więcej niż wszyscy nauczyciele.

— Wkręcacie mnie.— stwierdził Harry, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Tak myślisz?— spytał George, wyjmując swoją różdżkę, dotykając nią lekko pergaminu, mówiąc:

— Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.

Nicky odchylił głowę do tyłu, wciąż nasłuchując ich rozmowy. Był w stu procentach pewny, że już kiedyś słyszał to wyrażenie. Nie wiedział gdzie, nie wiedział kiedy, ale był pewny, że gdzieś się na nie natknął.

Wtedy natychmiast na pergaminie zaczęły pojawiać się czarne linie, łącząc się, krzyżując, zbiegając wachlarzowato w każdym rogu, a potem, na samym szczycie, wyskoczyły zielone ozdobne litery, układające się w następujące słowa: Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić Mapę Huncwotów.

Była to mapa ukazująca wszystkie szczegóły zamku Hogwart i przylegających do niego terenów szkolnych. Najbardziej zadziwiające były jednak maleńkie plamki poruszające się po mapie, każda opatrzona wypisanym drobnymi literami imieniem czy nazwiskiem. Kropka w lewym górnym pokazywała profesora Dumbledore'a przechadzającego się po swoim gabinecie. Po korytarzu na drugim piętrze skradała się kotka wozmegoy, Pani Norris, a poltergeist Irytek akurat grasował w sali trofeów. Mapa ukazywała przejścia, o których nie miał dotąd pojęcia.

Nicky dowiedział się naprawdę wielu rzeczy; między innymi tego, że z tą mapą Potter mógł dostać się do każdego miejsca w szkole za pomocą tajnych przejść. Nie mógł dokładnie zobaczyć mapy, choć zżerała go ogromna ciekawość. Myślał nad tym, jak zagadać Pottera, by ten podzielił się z nim informacjami o mapie i samym jej wyglądem.

Kiedy tak stał i rozmyślał o wszystkim po kolei, usłyszał, jak Madeline wychodzi ze swojej komnaty. Myślał, że zobaczy ją jak zwykle uśmiechniętą, odwaloną i gotową na wyjście do Hogsmeade właśnie z nim, jednak dziewczyna właśnie w butach na obcasie przemierzała ciemny korytarz, kiedy na jej twarzy spoczywały łzy, które ta szybko otarła. Szybko przeszła przez korytarz, a gdy minęła filar, za którym stał Nicky, ten po prostu nie mógł tego tak zostawić.

— Madeline, zaczekaj!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top