Rozdział 97
Dzień wcześniej...
— Musimy porozmawiać.
Brielle otworzyła usta. Nie mogła uwierzyć w to, kogo przed sobą widziała. Ellie North. We własnej osobie. W jej domu. W domu objętym zaklęciem, którego miejsca pobytu nie znał nikt prócz Camdena.
Rudowłosa, nie czekając na pozwolenie, wpakowała się do środka, szybko przeszła przez korytarz i ceremonialnie usiadła na sofie. Wskazała wolne miejsce, dając przy tym znak, aby Brielle również usiadła.
„W moim własnym mieszkaniu pozwala mi siadać, dziękuję za tę gościnność" — pomyślała z rozbawieniem, lecz usiadła. Była całkowicie zdezorientowana. Czyżby Camden wyznał Ellie, gdzie znajdowała się posiadłość? Ale... Ale dlaczego? Spojrzała z wyczekiwaniem, aż dziewczyna zacznie coś mówić, aczkolwiek przez pewien czas milczała, wbijając wzrok w podłogę oraz tarmosząc swoją kwiecistą spódnicę, sięgającą kolan.
W końcu westchnęła i uniosła wzrok.
— Brielle... — wydusiła. — Nadszedł ten czas.
— Jaki czas...? Co się dzieje, Ellie, o co ci chodzi? — Potrząsnęła głową, nic nie rozumiejąc.
Dziewczyna złapała ją za rękę.
— Jutrzejszego dnia po zachodzie słońca zjawi się tu Voldemort — wyszeptała.
Drgnęła na te słowa. Była zdezorientowana do reszty. Najpierw Ellie wbija do jej domu, chronionego zaklęciem, jak gdyby nigdy nic, a teraz wygaduje dziwne rzeczy.
— Skąd to wiesz?
— Widziałam — powiedziała ze spokojem. — Widziałam to. Widziałam, jak wtarga do twego domu. Widziałam, jak z nim walczysz. Widziałam, jak... Jak umierasz.
— Na Merlina, Ellie...
Oczy Ellie zaszkliły się od łez.
— Tę scenę widziałam tysiąc razy. Twoją śmierć, ale tym razem było inaczej. Tym razem widziałam kalendarz. Datę. Widziałam zachodzące słońce. Wiem, że to się stanie jutro.
Milczała.
— Brielle, tak mi przykro... — Łzy spłynęły po policzkach Ellie.
— A więc to prawda. To, że widzisz przyszłość — powiedziała, odwracając wzrok.
— Tylko czasami. Tylko fragmenty. Widzę to, co się stanie jedynie z bliskimi mi osobami.
— Kiedy się to zaczęło, Ellie? Wiesz, że... Że to nie jest zwykłe u czarodziejów czy czarownic?
Kiwnęła jedynie głową.
Teraz cała fascynacja wróżbiarstwem Ellie nabrała większego sensu.
— Zaczęło się od snów — zaczęła swoją opowieść Ellie, powstrzymując łzy i wciąż trzymając Brielle za rękę — które nastąpiły po rozpoczęciu nauki wróżbiarstwa. Były krótkie, nie zawsze jasne. Dotyczyły drobnych rzeczy i głównie mnie. Przykładowo, widziałam, jak zdobywam pochwałę od profesora. Słyszałam dokładne słowa, które później wypowiedział na zajęciach. Czasami nie zapamiętywałam tych snów, ale przy momencie, który mi się śnił, odczuwałam déjà vu.
Brielle przysłuchiwała się wszystkiemu z zainteresowaniem i lekką obawą.
— Nasiliło się dopiero na siódmym roku — kontynuowała. — Wtedy zaczęłam widzieć czasami na jawie i sytuacje z dalekiej przyszłości. Widziałam, jak stajesz się śmierciożercą, widziałam twoje wstąpienie do Zakonu, a potem twoją śmierć z ręki Voldemorta. Widziałam też Jaylę, jak wstępuje do śmierciożerców. Widziałam, co robi... Co robi mugolom i mugolakom... Widziałam, co robi Jamesowi Potterowi... To stąd wzięła się moja nienawiść do niej. Widziałam to, kim się stanie.
Teraz wszystko zaczynało nabierać realnego sensu. Zachowanie Ellie wobec Jayli stało się zrozumiałe.
— Widziałam też, jak Camden wstępuje do śmierciożerców i dobrowolnie wyjawia wasze miejsce ukrycia Voldemortowi.
— Camden? — wyszeptała łamiącym się głosem Brielle. — On przecież nie mógł, nie on... Przyjaźnimy się od dziecka! Zawsze był przy mnie, po mojej stronie. Dlaczego miałby mnie zdradzić. Co skłoniło go do tak wielkiej nienawiści do mnie, że zechciał mojej śmierci?
— Kochał cię — wyszeptała. — Kochał cię od dzieciństwa. Kochał cię w Hogwarcie, gdy zaczęłaś się odsuwać coraz bardziej. Kochał cię, gdy wyznałaś publicznie, że kochasz kogoś innego. Kochał cię wciąż, mimo że chciał przestać, bo wiedział i czuł, że ty kochasz inną osobę. Kochał cię po Hogwarcie, mieszkając w samotni. Myślał o tobie. Kochał cię, gdy poprosiłaś go o zostanie Strażnikiem Tajemnicy. Kochał cię na twoim ślubie, ale ten ślub go zniszczył. Zniszczyło go patrzenie na ciebie i Syriusza pod weselnym łukiem. Zniszczyło go szczęście u boku kogoś innego niż on. Zniszczyło go twoje szczęście z kimś innym. Przez tyle lat czekał, aż do ślubu, łudząc się, że jednak zmienisz zdanie, że go mimo wszystko pokochasz. Nie zauważyłaś, jak go nieumyślnie zniszczyłaś i to do tego stopnia, że opuścił wasz ślub i wstąpił do śmierciożerców.
W oczach Brielle pojawiły się pierwsze łzy, które spłynęły po policzkach. Nieumyślnie zniszczyła Camdena. Nie czuła do niego nienawiści. Czuła ją do siebie, bo przez cały czas nie zauważyła, że on wciąż się nie odkochał. Nie zauważyła, że cały czas ją kochał. Zaprosiła go, Merlina, na ślub z kimś innym, a on musiał się temu bezczynnie przyglądać...
— Przez długi czas nie było mu w głowie wystąpienie przeciw tobie. Zaczął czuć do ciebie nienawiść i wstręt, to fakt, ale nie myślał o tym, żeby cię zdradzić. Niemniej zaczął wchodzić coraz głębiej w śmierciożerstwo. Zaczął się zmieniać. Zaczął się niszczyć. Nienawiść przejęła kontrolę. Nie myślał racjonalnie. Musiał odreagować. Odreagowywał na innych. Nigdy nie był fanem mugolaków, dobrze o tym przecież wiesz. Zaczął zabijać. Zaczął coraz bardziej podziwiać Voldemorta. Z tygodnia na tydzień jego serce psuło się coraz bardziej, aż pewnego dnia Voldemort we własnej osobie zapytał go o twoje miejsce pobytu. Musiał się zorientować, że jest Strażnikiem. Camden odpowiedział bez zawahania. Był wściekły, czułam to wyraźnie w swojej wizji.
— Na Merlina, Ellie... — wykrztusiła Brielle. Była przerażona tym, że dziewczyna przez tak długi czas musiała się mierzyć z tymi demonami.
Ellie spuściła wzrok.
— Nie ma ucieczki, prawda? — zapytała po chwili Brielle z mrożącym krew w żyłach spokojem, jakby dopiero co nie dowiedziała się, że przyjdzie jej umrzeć i to już kolejnego dnia.
— Nie ma. On cię znajdzie wszędzie. Nie odpuści, dopóki cię nie zabije.
— A czy... Ellie, czy Syriusz...
— Nie widziałam jego śmierci. Moja wizja była skoncentrowana jedynie na twojej osobie, ale... Brielle, wiesz, na co przyszedł czas. Wykorzystaj to, nad czym pracujesz od miesięcy.
Przez chwilę nie wiedziała, o co chodziło, lecz po chwili sobie uzmysłowiła.
— Został ostatni etap warzenia. Powinnam skończyć Felix Felicis do rana, a czy...
— Nie. — Ellie ze smutkiem pokręciła głową. — Jeżeli teraz ci się uda, przyjdzie na ciebie czas w przyszłości. Twoja śmierć jest pewna. Musisz umrzeć. Nie wiem, dlaczego, ale musisz.
Pokiwała głową, rozumiejąc... Właściwie, to nie rozumiała nic, ale postanowiła, że będzie silna. Będzie silna dla Syriusza.
— Mówię ci to wszystko, bo chcę, abyś miała czas się pożegnać. Wiem, że to bardzo ciężka do zniesienia informacja, dla mnie przez ten cały czas również była ciężka, ale zasługujesz na to, aby móc się pożegnać. Napisz list. Poczekam. Doręczę go Syriuszowi.
Brielle przytaknęła. Wstała i ruszyła do sypialni, gdzie miała zbiór pergaminów. Chwyciła pióro i przez długi czas siedziała bezczynnie nad pergaminem. Przygryzała wargę i myślała nad tym, co powinna napisać, lecz nic nie przychodziło jej do głowy. Jak zacząć pisać list pożegnalny? Jak w ogóle zabrać się za takowy list? Co miała w nim umieścić? „Przepraszam, że cię zostawiłam. Przepraszam, że musiałam umrzeć. Radź sobie jakoś, kocham, Brielle"? Bez sensu.
W końcu porzuciła wszystkie myśli. Przestała się zastanawiać nad tym, co powinna napisać, jak dobrać adekwatne słowa. Skupiła się na tym, co czuła. Pisać zawsze było łatwiej niż mówić. Nie wyobrażała sobie tego wszystkiego powiedzieć w twarz. Tego, że umrze. Poza tym Syriusz zapewne zmusiłby ją do ucieczki. Ona natomiast wiedziała, że taka opcja nie wchodziła w grę. Pogodziła się ze śmiercią.
Nakreśliła ostatnie zdanie. Wylała nad całym listem potop łez i spędziła nad nim, zdawało się, kilka godzin. Ręka jej drżała, przez co literki były miejscami krzywe. Zwinęła pergamin i oddała go Ellie, które cierpliwie czekała w salonie, nie przeszkadzając.
Przez chwilę tak stały. Wpatrując się w siebie, bez słowa, w całkowitym milczeniu. W końcu Ellie podeszła i złapała przyjaciółkę za ramiona.
— Jesteś najsilniejszą, najwspanialszą i najinteligentniejszą osobą, jaką w życiu spotkałam, Brielle — powiedziała, a po policzkach spłynęła rudowłosej fontanna łez.
Brielle również się na te słowa wzruszyła. Przytuliła Ellie, usilnie powstrzymując łzy.
— A ty, Ellie, jesteś prawdziwą przyjaciółką. Szkoda, że dostrzegłam to tak późno. Dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top