Rozdział 87

Niespodzianka! Rozdział dzień wcześniej ❤️

    — Co ty robisz, Syriusz? — wydusiła zszokowana Brielle. — Wstawaj...

    Przejechała w akcie zdenerwowania dłonią przez włosy i bezradnie westchnęła.

    — Postradałeś zmysły! Właśnie z tobą zerwałam, nie możesz... Nie możesz mi się oświadczać, Black! — krzyknęła.

    Czuła zdenerwowanie. Wielkie zdenerwowanie, które trudno było opisać. Właśnie oznajmiła, że zakańcza ich związek, a ten pajac się jej oświadczył! Co za... Co za bezsens. Z jednej strony miała ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz z drugiej dać mu w twarz.

    — Kocham cię, Brielle. Zrozum to wreszcie — rzekł Syriusz. — To dlatego tyle mnie nie było. Od dawna chcę ci się oświadczyć, ale wciąż coś przeszkadzało.

    — Czego nie rozumiesz w słowach: „To koniec"?!

    — Tak się składa, że rozumiem wszystko — powiedział cichszym głosem.

    — To dlaczego się teraz oświadczasz?!

    — Bo nie pozwolę ci odejść! — krzyknął, wstając. — Nie pozwolę ci mnie zostawić! Mówisz, że tak będzie lepiej? Dla kogo? Ciebie? Masz mnie dość i wykorzystujesz okazję i piękne słowa „Tak będzie dla ciebie lepiej"?

    Otworzyła szerzej oczy.

    — Co takiego? O co mnie teraz oskarżasz?

    — Taka właśnie jesteś — odparł nienaturalnie spokojnym tonem. W oczach ujrzała błysk bólu. — Ciągle odtrącasz ludzi.

    Co on wygadywał? Nie odtrącała ludzi. Miała przecież przy sobie Camdena i Ellie. Zmarszczyła brwi, a wtedy uświadomiła sobie, że miał rację. Ich też ciągle odtrącała. Z Camdenem urwała kontakt już na pierwszym roku, ignorowała go, wręcz unikała i to zupełnie bez powodu. Ellie przez cały swój czas w Hogwarcie traktowała powierzchownie, a to ona okazała się prawdziwą przyjaciółką, czego wcześniej nie dostrzegała. Teraz to samo robiła z Syriuszem, choć nie zdawała sobie wcześniej z tego sprawy.

    — Myślisz, że będę się czuł lepiej, gdy sobie odejdziesz? Myślisz, że będę szczęśliwie sobie żył? Oświecę cię, choć możesz się tej odpowiedzi nie spodziewać, to brzmi ona nie. Nie będę szczęśliwy.

    — Przynajmniej będziesz żywy — szepnęła pod nosem.

    — Jeśli w ten sposób pojmujesz definicję życia. W mojej opinii życie jest szczęściem, przyjaciółmi, żoną, a nie tym, że jesteś. Możesz istnieć, ale bez szczęścia twoje istnienie nic nie znaczy.

    — Żeby być szczęśliwy potrzebujesz życia! — podniosła głos, nie potrafiąc zrozumieć słów Syriusza. Przecież chciała dobrze. — Śmierć ci je odbierze...

    — Nie obchodzi mnie śmierć — burknął ze złością. — Nie obchodzi mnie śmierć, jeśli będę żyć u twojego boku. Nie obchodzi mnie śmierć, jeśli będę się codziennie budził obok ciebie. Nie obchodzi mnie śmierć, skoro cię kocham, bo kocham cię tak bardzo, Brielle, że życie bez ciebie wydaje się straszniejsze od śmierci.

    Wtedy nie potrafiła już wytrzymać. Łzy spłynęły jej po policzkach, gdy rzuciła się Syriuszowi na szyję. Schowała się w jego ramionach, zaciskając powieki.

    — Przepraszam, przepraszam — wykrztusiła. — Przepraszam, masz rację. To nie było w porządku. Nie było!

    Syriusz przycisnął Brielle do siebie tak, jakby nie chciał jej już nigdy puścić.

    — Ja też nie chcę bez ciebie żyć — wyszeptała, zmęczona, ze łzami w oczach.

    Słońce dawno schowało się za horyzontem. Pomieszczenie oświetlało jedynie światło księżyca. Stali tak w objęciach, nie wiedzieć jak długo, w zupełnej ciszy.

    — A jak z twoją odpowiedzią na... to?... — zapytał w końcu Syriusz, nie potrafiąc wytrzymać.

    Milczała przez moment, wciąż w niego wtulona. W końcu, po chwili, odsunęła się, spojrzała chłopakowi prosto w oczy i powiedziała:

    — Tak.

    — Tak? — powtórzył.

    — Tak — powiedziała i pocałowała swojego narzeczonego.

    Przyciągnął ją do siebie, całując namiętnie. Odpowiedziała tym samym. Wpadli na ścianę, podniósł ją za uda i pocałował w szyję. Brielle przymknęła oczy i nie zaprotestowała, gdy zaniósł ją do sypialni.

    Noc pierwszy raz wydawała jej się za krótka.

    Odwróciła się, mrużąc oczy przed słońcem i ręką szukając po drugiej stronie łóżka Syriusza, lecz oprócz pustki nie zastała nic. Zasłoniła oczy ręką, powoli się podnosząc. Dlaczego musiał zawsze wstawać szybciej niż ona? Przetarła oczy. Wtedy zorientowała się, że zamiast swojej koszuli nocnej na sobie miała koszulę Syriusza, która była tak duża, że niemal sięgała jej kolan. Podwinęła rękawy i wyszła z pokoju.

    Spojrzała na swój pierścionek. Dopiero wówczas spostrzegła jego piękno. Wcześniej nie miała okazji do głębszego przyjrzenia się.

    Syriusza zastała w kuchni. Robił coś, prawdopodobnie śniadanie, bo przecież nie obiad? A może była już pora na obiad? Nie miała pojęcia.

    Objęła go w pasie, opierając policzek o jego nagie plecy.

    — Co roobisz? — zapytała sennie.

    — Tosty.

    — Tosty? Mamy śniadanie czy obiad? — zapytała ze śmiechem.

    — Sam już nie wiem... — odparł, odwracając się i obejmując Brielle. — Chyba śniadanioobiad.

    — Mhm — odparła, patrząc na gotowego tosta. Chwyciła go i ugryzła. — Pyszny.

    — To mój śniadanioobiad — mruknął rozbawiony.

    Brielle uniosła brew.

    — Czyli koniec tego luksusu śniadania do łóżka, tak? — zapytała wyzywająco, wskazując na niego palcem. — Zawiodłam się, Black, zawiodłam.

    — Kto powiedział, że koniec? — uśmiechnął się, również chwytając tosta. — Jeszcze spałaś, więc nie chciałem cię budzić.

    — Jasne, jasne — powiedziała, zaparzając herbatę.

    Czuła się taka szczęśliwa, jak jeszcze nigdy. Uśmiech nie opuszczał twarzy Brielle przez cały czas. W myślach wciąż miała wydarzenia z nocy i to, że niedługo przestanie nosić to przeklęte nazwisko Carson, a stanie się Black. Brielle Black. Pasowało idealnie! Czuła się podekscytowana. Zapomniała o wojnie, śmierciożercach i Voldemorcie. Przestało ją to obchodzić.

    Po południu Syriusz i Brielle wybrali się w odwiedziny do Potterów. Brielle zauważyła, że brzuch Lily był coraz większy. Od pewnego czasu spodziewała się dziecka. Usiadły razem, a wtedy Lily otworzyła szerzej oczy.

    — Na Merlina! — krzyknęła, łapiąc Brielle za rękę. — Masz pierścionek! Syriusz ci się oświadczył?!

    — Nie udawaj, że o niczym nie wiesz, — Przewróciła oczami. — Był u was, sam mi mówił.

    — No dobra, wiedziałam — przyznała, wyszczerzając zęby — ale znasz Syriusza, nagle mógł stwierdzić, że to jednak nieodpowiedni moment, albo, że jest za ciepło — parsknęła.

    — Oho, to zdecydowanie był nieodpowiedni moment... — mruknęła z rozbawieniem.

    Lily zmarszczyła brwi, chciała coś powiedzieć, lecz wtedy nagle jej mina wykrzywiła się.

    — Kopnął! — zawołała. — To już dzisiaj trzeci raz!

    — Pewnie będzie na miotle, jak tata, latał.

    — Oj, oby nie. Przecież to niebezpieczne...

    — Jak odziedziczy charakter po Jamesie, to go raczej nie powstrzymasz — zauważyła Brielle.

    Lily westchnęła, opadając na wygodny fotel.

    — Tak to jest, gdy wyjdziesz za pajaca... O, w kwestii wychodzenia za mąż, to na kiedy planujecie ślub?

    — Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale pewnie jak najprędzej. — Wzruszyła ramionami, bawiąc się swoim pierścionkiem.

    — Dajcie mi najpierw urodzić — mruknęła rudowłosa, kładąc rękę na brzuchu — bo chcę z wami pić.

    Brielle parsknęła śmiechem.

    — Postaramy się, ale nic nie obiecujemy.

    Starała się jak mogła, aby się ciągle nie uśmiechać, jak głupi do sera, ale to było trudniejsze, aniżeli myślała.

    — Strasznie jesteś radosna, to z powodu zaręczyn, czy czegoś innego? — pochwyciła Lily.

    — Nie będę o tym rozmawiać, pani Potter — uśmiechnęła się chytrze Brielle.

    — No, czyli jednak coś było! — Lily uśmiechnęła się zawadiacko, odrzucając rude kosmyki na plecy. — Dziękuję za tę informację, pani Black.

    Brielle przewróciła oczami, opierając podbródek o rękę i ponownie zahaczając swoim wzrokiem o brzuch Lily.

    — Wybraliście w końcu to imię?

    — Tak, w końcu wybraliśmy — powiedziała Lily, z czułością gładząc swój brzuch. — Będzie nazywał się Harry...

     Brielle przysunęła się do przyjaciółki i dotknęła z ogromną delikatnością brzucha, jakby bała się, że samym dotknięciem jakimś cudem go zrani.

    — Witam, Harry Potterze.

Fun fact - Mamy już 8 rozdział od opuszczenia Hogwartu przez Brielle i Syriusza, a w moim, ehem, profesjonalnym planowniku od zadań specjalnych, te 8 rozdziałów było zamieszczone w 3!

Ehem, tak, moi drodzy, wygląda moje planowanie rozdziałów, że wcale nie wygląda -_- I teraz ja nie mam pojęcia, ile rozdziałów jest do końca. Ale raczej do stu nie dobrniemy, możecie być prawie pewni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top