Rozdział 81
Rozległ się odgłos odbitych od ściany drzwi. Brielle wytężyła uszu, powoli zwlekając się z łóżka. Usłyszała głosy swoich rodziców, które nawzajem się przekrzykiwały. Wyszła z pokoju oraz po cichu zeszła po schodach, chcąc dosłyszeć, co było powodem kłótni.
— Ta szlama prawie mnie zabiła, Tom!
— Nie przesadzaj znowu, Heather! Byłem przecież obok!
— Dokładnie! I niczego nie zrobiłeś!
Wtedy Brielle zauważyła wyłaniającą się postać swojej matki. Wyglądała niezbyt dobrze. Włosy kleiły jej się do twarzy, skąpane w krwi. Przez policzek wiodła pokaźna szrama, zaś usta były rozcięte. Krew wąskim strumieniem spływała po brodzie.
— Brielle — powiedziała zimno Heather, w akcie zdenerwowania poprawiając płaszcz.
— Gdzie byliście? — zapytała dziewczyna, powoli schodząc po schodach.
— Jak to gdzie? Tam, gdzie być powinniśmy nie tylko my — oznajmiła ze słyszalną pretensją.
No tak, to było oczywiste. Brielle oparła się o ścianę. Teraz nadszedł ten czas, by wyznać prawdę. Problem jednak tkwił w tym, że rodzice byli zdenerwowani, co wcale nie ułatwiało sprawy. Może powinna powiedzieć o wszystkim kiedy indziej? Nie. Obiecała sobie, że zrobi to najszybciej, jak tylko może. Nie będzie znowu przeciągać wyjawienia prawdy. Nigdy nie kończyło się to dobrze.
— Muszę wam coś powiedzieć — powiedziała, zaciskając dłonie w pięści.
— Nie teraz, dziecko — odparła Heather, różdżką czyszcząc krew ze swoich ubrań. — Nie widzisz, w jakim jestem stanie przez twojego ojca?
— Sama się do takiego stanu doprowadziłaś, kobieto! — zdenerwował się Tom.
— Wszystko jedno. To i tak twoja wina.
Brielle pokręciła głową.
— Nie, teraz. Teraz wam muszę coś powiedzieć.
— Teraz, to ja muszę wziąć prysznic — burknęła Heather i, nie czekając na dalsze słowa swojej córki, weszła do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwiami.
Tom wzruszył ramionami i także odszedł.
— Dzięki za wysłuchanie — szepnęła z wielkim uśmiechem do samej siebie, wchodząc ponownie po schodach do swego pokoju.
Zapowiadało się na to, że zbyt szybko nie porozmawiają. Wzięła do dłoni pergamin i nakreśliła na nim, że trochę czasu minie, nim porozmawia z rodzicami. Następnie oddała list swojej sowie, która prędko opuściła rezydencję Carsonów, znikając za horyzontem.
Wieczór był młody, gdy zaprzyjaźniony z rodziną uzdrowiciel opuścił bramy posiadłości. Brielle zawitała do salonu, gdzie Heather i Tom swobodnie dyskutowali, już w lepszym humorze.
— Podaruj sobie, jutro nam opowiesz to, co chcesz nam opowiedzieć. Mamy wieczór, zmęczeni jesteśmy — oznajmiła Heather, ze znudzeniem rzucając spojrzenie córce.
Brielle ostatkiem woli powstrzymała niemiły komentarz i jedyne, co zrobiła, to wbiła palce w materiał od bluzki.
— To jest pilne i nie może czekać.
— Nie mam dziś ochoty na żadne rozmowy. — Kobieta ziewnęła, odwracając wzrok w stronę gablotki z rodzinnymi pamiątkami.
— To przykro mi, ale będziesz musiała nabrać tej ochoty, bo nie mogę dłużej czekać! — krzyknęła Brielle, wyprowadzona z równowagi.
Heather uśmiechnęła się kpiąco, unosząc brew.
— Nie tym tonem do matki! — ostrzegł Tom, wbijając w córkę lodowate spojrzenie.
Brielle jednak ani drgnęła. Wpatrywała się prosto w brązowe oczy matki.
— Gdzieś mam wasze życie — wypaliła. — Nie mam zamiaru być taka jak wy! Nie chcę być śmierciożercą, nie chcę służyć Czarnemu Panu, nie chcę być kimś, kim nigdy nie byłam!
Milczeli, więc kontynuowała.
— Zrozumiałam, że ciągle mną manipulowaliście — oznajmiła z perfidnym uśmiechem, wciąż nieco zdenerwowana tarmosząc swoją bluzkę. — Każda moja decyzja była tak naprawdę waszą. Miałam pozory tego, że coś mogę zrobić po swojemu, a tak naprawdę kierowaliście mną, jakbym była marionetką w waszych rękach. Chcę zacząć żyć po swojemu. Jestem dorosła. Sama wybiorę swoją ścieżkę.
Matka nie wytrzymała. Parsknęła śmiechem, który poniósł się po całej długości wielkiego salonu. Brielle poczuła się wybita z tropu.
— Sama wybiorę swoją ścieżkę, mówisz? Już trochę na to za późno, dziecko — powiedziała z jadem, wstając. Podeszła powoli do Brielle, złapała z kompletnym brakiem delikatności jej dłoń, a następnie podciągnęła rękaw, ujawniając znak. — To definiuje ciebie. Tym jesteś. Wybrałaś już drogę, która nie ma żadnych rozwidleń, dziecko. Nie masz nic do gadania.
— Czyżby? — syknęła, nie spuszczając wzroku. — Właśnie, że mam wybór.
— Owszem. Śmierć — odparła z większym uśmiechem.
Brielle nie odpowiedziała.
— Wolisz umrzeć? To droga wolna! To przecież twoja decyzja, jesteś dorosła, czyż nie?
— Myślisz, że jesteś taka sprytna, tak? — odparła z uśmiechem Brielle. — Myślisz, że ja nie znam ryzyka? Zaskoczę cię, wszystko wiem. I wyobraź sobie, że wolę śmierć, niż bycie tym, kim jesteś ty.
Tym razem to Heather milczała. Tom przejął więc stery.
— Pomyśl racjonalnie, Brielle. Nie rozumiem, co ci się stało. Wcześniej wyglądało na to, że tego chcesz — powiedział ze spokojem.
— Wydawało mi się.
— Jak ty sobie to wyobrażasz? — zapytał z niedowierzaniem, lecz wciąż spokojnie. — Że teraz wyjdziesz, jak gdyby nigdy nic i będziesz żyć szczęśliwie? Jesteś śmierciożercą! Sama twierdzisz, że jesteś dorosła, a zachowujesz się jak dziecko! Podjęłaś decyzję, to sprostaj zadaniu, zamiast uciekać!
— Myślałam, że droga wolna — powiedziała cicho, zakładając ręce na piersi.
— Nie ma żadnej wolnej drogi! — wrzasnął Tom, już wytrącony z równowagi.
Tym razem po plecach Brielle przebiegły ciarki, lecz nie spuściła wzroku.
— A niech idzie! — krzyknęła Heather, rozkładając ręce. — A niech idzie, Tom!
— Po moim trupie! Jesteś Brielle Carson, naszą córką! Nie zrobisz nam wstydu! Będziesz robić to, co ci każę!
— Nie będziesz mną manipulował! — krzyknęła. — Mam tego dość!
— Co niby zamierzasz? — parsknęła Heather. — Zaszyć się w szopce i przeczekać wojnę?
— Zamierzam walczyć — odparła przez zaciśnięte zęby. — Zamierzam zacząć żyć słusznie. Zamierzam być szczęśliwa u boku kogoś, kogo naprawdę kocham!
Heather tak bardzo się roześmiała, że niemalże łzy poleciały jej po policzkach.
— Miłość to tylko złudzenie — odparła. — Jeśli to wszystko robisz dla niego, to wiedz, że życie nie jest warte nastoletniej miłości, która kiedyś i tak się skończy.
— To, że nigdy jej nie zaznałaś i nie zaznasz, nie oznacza, że nie istnieje — powiedziała Brielle, przypominając sobie słowa Ellie. — I robię to dla siebie. Robię to po to, aby potrafić spojrzeć w lustro.
— Jeśli stąd wyjdziesz, przestaniesz być naszą córką — powiedział z mrożącym krew w żyłach spokojem Tom.
Coś w środku Brielle drgnęło na te słowa. Zabolało.
— No to patrz — powiedziała, odwracając się na pięcie. Złapała bagaże, które oczekiwały koło drzwi.
Wyszła poza progi domostwa.
— Umrzecie! — słyszała za sobą wściekły krzyk Heather. — Oboje umrzecie! Czarny Pan was dopadnie! Nic nie jest tego warte! Nic! Nawet miłość!
Zatrzymała się, a następnie powoli się odwróciła.
— Nie jesteś już Carson! — krzyczała ze złością Heather, wymachując histerycznie rękami. — Nie jesteś!
— Nie jestem — potwierdziła. — Nigdy nie byłam i nigdy nie będę.
Wtedy się deportowała. Otworzyła drzwi niewielkiego mieszkania, nie trudząc się pukaniem.
— Brielle! — zawołał zaskoczony James.
— Brielle? — usłyszała głos Lily, która wyłoniła się z kuchni.
— Gdzie?! — kolejny głos, tym razem dobrze jej znany.
Milczała, nie potrafiąc nic z siebie wykrztusić. Spojrzenie miała bez wyrazu. Czuła bezdenną pustkę w sobie. Syriusz jakby wyczuł te wszystkie uczucia, kotłujące się w jej wnętrzu i o nic nie pytając, objął dziewczynę. Wtuliła się w jego pierś, próbując powstrzymać łzy.
Uspokoiwszy się wraz z Jamesem, Lily i Syriuszem usiadła na kanapie.
— Możesz u nas zostań — powiedział James.
Brielle pokręciła głową.
— Twoi rodzice są chorzy — powiedziała, siląc się na lekki ton. — Będę tylko kolejnym problemem.
— Właśnie, że nie. Będziesz kolejną pomocną dłonią — argumentował pewnie James.
— Nie mogę.
— To gdzie będziesz mieszkać?
— Nie wiem...
— No właśnie! — powiedział. — Jesteś dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela, której starzy mają namieszane w mózgach, to nie problem, Brielle. Moi rodzice nie mają nic przeciwko.
— Możesz też zamieszkać u mnie — zaoferowała Lily, biorąc Brielle za rękę. — Moi rodzice są mugolami, ale bardzo gościnnymi.
James pokręcił natychmiast głową.
— Tu masz Syriusza.
— Najlepsza reklama, jaką w życiu słyszałem — wyszczerzył się Black. — Ja bym kupował w ciemno.
Brielle westchnęła. Czy miała inne wyjście? Do domu nie mogła wrócić, właśnie została wydziedziczona. Spanie na ulicy też do niej nie przemawiało. Ostatecznie pokiwała głową, zgadzając się na pozostanie u Jamesa. Przynajmniej do momentu, gdy sama będzie mogła coś wynająć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top