Rozdział 79
Huh, początek czerwca, a ja już mam wystawione oceny i wszystkie pewniaki. Zostało jeszcze tylko dokończenie tworzenie programu na informatykę na szóstkę i spokój!
Mam nadzieję, że przez to będę miała więcej czasu, to może wrócimy do opcji wstawiania rozdziałów co dwa dni? Nic jeszcze nie obiecuję, zobaczymy!
•
Owutemy były bardzo stresującym przeżyciem dla wszystkich, nie było w tym co ukrywać. Brielle nawet śmiała sądzić, że jedną z najbardziej okropnych, mrożących krew w żyłach chwil w jej życiu. Przewyższało to chyba tylko spotkanie w żywe oczy z Voldemortem. Na samo wspomnienie wciąż po plecach przechodziły Brielle ciarki.
Tuż przed egzaminami miała wrażenie, że dosłownie wszystko, co przez ostatnie miesiące powtarzała, wypadło dziewczynie z głowy - ot tak! Żeby zrobić na złość.
Na szczęście w czasie pisania wszystko zdawało się powrócić i poszło jej całkiem-całkiem. Przynajmniej w tak dobrym stopniu, że była z siebie zadowolona. Przede wszystkim jednak cieszyła się z faktu, że miała to całe zajście za plecami. Mogła na spokojnie odetchnąć z ulgą, że tego samego stresu już więcej nie zazna, przynajmniej nie w tej samej formie.
Ostatnie dni po owutemach były sielanką w porównaniu do wcześniejszych. Nauczyciele zbytnio nie przejmowali się nauką, lekcje były zdecydowanie luźniejsze. Właściwie uczniowie siódmego roku pozwalali sobie na dużo więcej aniżeli mogli. Pragnęli cieszyć się tym, że wszystko już za nimi, a dorosły świat staje otworem, zapraszając nowych, młodych czarodziejów i czarownic w swoje objęcia.
Niemniej niekoniecznie było to dla nich szczęściem...
Brama oznaczona wcześniej jako bezpieczeństwo, nie była już zamknięta, acz otwarta, a wszyscy uczniowie byli zmuszeni wyjść poza jej tereny.
Wojna szalała, Voldemort zdawał się być coraz silniejszy, nic nie wskazywało na to, że czas będzie jeszcze kiedyś pełny piękna, szczęścia i wrażliwości. Gdy Voldemort wygra, przeszły świat zostanie wymazany, a na pustej kartce rozpocznie się nowe szkicowanie obrazu, którego raczej nikt wolał na swe oczy nie widzieć...
Przeddzień wyjazdu i powrotu do domu, Brielle i Syriusz nie odstępowali od siebie choćby o krok, niepewni, co będzie dalej. Powoli kroczyli ramię w ramię po Hogwarcie, odwiedzając ważne dla siebie miejsca. Pierwszym była, rzecz jasna, skrytka, w której spędzali zdecydowanie najwięcej czasu i która była dla nich bezpieczną oazą.
Usiedli, wspominając, chciałoby się powiedzieć, stare dzieje, a przecież odstęp czasowy od tego wszystkiego był tak nikły! Brielle miała jednakże wrażenie, że minęło kilka lat.
— Tu pierwszy raz powiedziałem ci, że cię kocham — powiedział z uśmiechem Syriusz, obejmując ramieniem Brielle.
— Pamiętam, że byłam w wielkim szoku i nie miałam pojęcia, co dalej będzie, co powinnam zrobić, aby nie stracić ani ciebie, ani Jayli — odparła na to, wtulając się w ramię Syriusza. — Jeszcze wtedy nie wiedziałam, czy czuję to samo...
— Co się właściwie zmieniło, że jednak się zorientowałaś, że to to?
— Rozmowa z Ellie mi wiele dała do zrozumienia — powiedziała z uśmiechem.
Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową.
— Tyle się w tym jednym miejscu zadziałało... — westchnął Syriusz.
— Chodźmy dalej, bo mamy jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia i rzucenia ostatniego spojrzenia — zauważyła Brielle, wzięła Syriusza za rękę i poprowadziła w kolejne miejsce.
Schody. Czy trzeba było coś więcej w ogóle wspominać? To był pierwszy... No, właściwie to drugi, raz kiedy Syriusz ją pocałował, ale na tych schodach poczuła coś więcej podczas pocałunku i przede wszystkim go oddała.
— Powinniśmy odwiedzać te miejsca po kolei, byłaby lepsza retrospekcja — powiedział Syriusz.
Brielle wzruszyła ramionami.
— Wspomnienia są jak puzzle. Nie jest istotne, którym zaczniesz układankę. One i tak wcześniej czy później ułożą się w całość.
— Nie będę zaprzeczał twojej mądrości — zaśmiał się Syriusz.
Brielle przewróciła oczami, trącając chłopaka łokciem. Spojrzała na tę pamiętną ścianę i wszystko powróciło. Widziała, jakby to działo się tu i teraz, a nie w przeszłości, te wydarzenia. Czuła swój szok, lecz również motylki w brzuchu i to obezwładniające uczucie, którego wtedy nie potrafiła zidentyfikować. Dostrzegła swoją postać, która bez zbędnych przemyśleń, przyciąga do siebie Syriusza, który dwa razy przez nią został odtrącony. Czuła płomienie pocałunku, czuła tę energię i chwilowe szczęście.
— Chcesz dodać wspomnieniom realności? — zapytał Syriusz, unosząc sugestywnie brwi.
— Jesteś niemożliwy! — zaśmiała się, lecz nie zaprotestowała, gdy zbliżył się i ją delikatnie pocałował.
— Zaburzasz wspomnienia — zawiadomił, ściągając brwi. — Powinnaś mnie odepchnąć.
— Przykro mi, ale nie mam na to ochoty. — Na twarzy dziewczyny pojawił się złośliwy uśmiech. — Chodźmy dalej.
Spacerowali powoli po błoniach, słońce radośnie otulało obojga spacerowiczów swoimi promieniami, zaś lekki, przyjemny wiatr smagał ich po twarzy.
— Pamiętasz, jak pokazałem ci moją gwiazdę? — zapytał Black.
— Jakbym mogła tego nie pamiętać, gdy uprzednio oddałeś mi swoją czapkę i szalik?
— Celowo ci nie powiedziałem, gdzie idziemy — oznajmił dumny Syriusz.
— Uwierz, że domyśliłam się tego.
Stanęli obok stadionu quidditcha. Brielle wzdrygnęła się na samo wspomnienie lotu, który razem odbyli nad tym boiskiem. To wtedy chłopak poznał jako pierwszy i, miała nadzieję, ostatni, jej największy strach. Zmarszczyła brwi. Przypomniała sobie bowiem swojego bogina.
— Zaskakujące, że jednak wysokości aż tak się nie boję, że nie jest moim boginem.
— Widzisz? To oznaka tego, że miałem rację — odparł bardzo z siebie dumny.
— Nie schlebiaj sobie aż tak tym, że raz miałeś rację.
— Raz? — zapytał z pretensją, trącając Brielle łokciem
— No, może trochę więcej razy... — przyznała po zastanowieniu.
Przekroczyli z powrotem mury zamku, wchodząc tym samym do korytarza, gdzie Syriusz pierwszy raz pocałował Brielle. Deszcz wówczas bębnił o szybę, a właściwie uderzał w nią całymi pięściami. Była istna ulewa. Oboje po locie na miotłach byli przemoczeni do suchej nitki. Brielle mimo zmoknięcia świetnie się czuła i bawiła.
Niemniej ten pocałunek wytrącił dotychczasową sielankę do góry nogami. To właśnie wtedy zaczęła pierwszy raz poważniej myśleć o Syriuszu, choć tego przed samą sobą nie przyznawała.
— Byłem jak w amoku — wspominał Syriusz. — W tamtej chwili sam nie wiedziałem, co robię. To była chwila, tylko chwila. Poczułem coś w sobie, co kazało moim nogom podejść i cię pocałować. Od tamtego momentu nie mogłem przestać o tobie myśleć.
— Ja też myślałam o tym więcej, niż wtedy chciałam...
Wpatrywali się w ściany korytarza, milcząc. Oboje powracali do tamtego momentu i swoich uczuć.
— Mamy coś jeszcze do odwiedzenia? — zapytała zamyślona Brielle.
— Oczywiście, chodź, to zobaczysz.
Uniosła brwi, lecz posłusznie podążyła za Gryfonem. Zastanawiała się, jakie miejsce jeszcze odwiedzą. Nic nie przychodziło jej do głowy, oprócz oczywiście Wielkiej Sali, do której jednak zamierzali pójść bardziej pod wieczór. Zaskoczyła się, gdy dotarli do drzwi biblioteki.
— Biblioteka? — zapytała, nie ukrywając zaskoczenia w głosie.
— Otóż to. Nie pamiętasz, jak robiliśmy razem tę pracę? Powiedziałaś wtedy kilka słów...
Brielle udała zastanowienie.
— Ślizgoni też potrafią kochać? — szepnęła.
— Nawet nie wiesz, jak tym namieszałaś mi w głowie! — oznajmił. — Nigdy nie czułem tak wielkiej potrzeby, żeby kogoś pocałować, zwłaszcza, że powiedziałaś to w ten sposób, w jaki powiedziałaś.
Brielle parsknęła śmiechem.
— Nie miałam pojęcia, że to tak wyjdzie. Wtedy nie było mi w głowie niczego insynuować.
Syriusz po chwili rozmowy oznajmił, że musi z Potterem, Lupinem i Pettigrew załatwić kilka spraw, nim opuszczą Hogwart - zamierzali ukryć swoje tajne narzędzia. Brielle oczywiście o wszystkich wiedziała. To o lusterku, za pomocą którego Huncwoci się komunikowali, to o mapie Huncwotów, o której Black dużo wcześniej jej powiedział, to o jeszcze innych.
Nie zamierzała go zatrzymywać. Sama chciała spotkać się z Lily i Stellą, które oczekiwały na nią obok jeziorka. Z Ellie i Camdenem jeszcze wcześniej się zobaczyła, aby sprawdzić, jakie oni mają plany.
— Brielle! — zawołała na jej widok Stella.
— Długo wam ta przechadzka zajęła — zauważyła Lily, marszcząc brwi.
— Dużo miejsc było do odwiedzenia — westchnęła Brielle. — Nie mogę uwierzyć, że więcej do nich nie zaglądnę...
— Ja też... — odparła cicho Stella.
— Tobie to chyba biblioteki będzie najbardziej brakować, co? — parsknęła Lily.
— Nie będę zaprzeczać! Jeszcze w życiu nie spotkałam tak wielkiej i pojemnej biblioteki.
Brielle przewróciła oczami.
— Założę się, że dom twój i Lupina w przyszłości będzie jeszcze większą bibliotekę.
— Właśnie! — ocknęła się Evans. — Jak wam się układa? Nie mogę uwierzyć, że w końcu jesteście razem. Tyle czekania!
— Przestań! — Stella zarumieniła się lekko, spuszczając wzrok. — No, normalnie...
— Stella...
— Dobrze, no... Jest super, to chciałaś usłyszeć?
— Dokładnie to — odparła z dumnym uśmiechem Lily.
— Ale z ciebie swatka — powiedziała Brielle.
Lily wzruszyła ramionami.
— Wystarczyło spojrzeć. Oboje ewidentnie byli w sobie zakochani po uszy, ale żadne z nich nie chciało tego pierwsze powiedzieć.
— To nie tak, to dużo bardziej skomplikowane! — zawołała zbulwersowana, a jednak uśmiechnięta Stella.
— To nie tak, to dużo bardziej skomplikowane — przedrzeźniała Stellę Lily, wystawiając język.
— Przynajmniej ostatnio Lupin przestał bez przerwy mówić o tym, jakim to on jest potworem — mruknęła Brielle. — Dobrze na niego działasz.
— Och, tak, spokój. Wreszcie spokój! — Evans wzniosła w kierunku nieba dłonie.
— Aż łezka się w oku kręci! — kontynuowała równie przejęta Brielle, kładąc dłoń na sercu. — Merlin nad nami czuwa! Chwała, chwała! Niech będzie chwała!
— Jesteście niemożliwe! — krzyknęła Stella, kręcąc głową.
Lily spoważniała i spojrzała na Stellę.
— Nie rozstawajcie się, bo drugi raz tego nie wytrzymam — powiedziała, kładąc dłoń na ramieniu Krukonki.
— Spadaj, ruda — burknęła Stella, patrząc na Lily spode łba.
Brielle wybuchnęła śmiechem na widok twarzy Lily, która się drastycznie zmieniła.
— Jak ja ci zaraz dam ruda, to ten twój Remus cię nie pozna...
Stella zbladła.
— Mam nadzieję, że Merlin wciąż nad nami czuwa, Brielle...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top