Rozdział 75
Pierwsze, co zrobił w tamtym momencie, było natychmiastowe cofnięcie się o kilka kroków, tym samym wpadając na ścianę. Był w takim szoku, że nie wiedział, co powinien zrobić. W głowie szalało mu od myśli, a serce dudniło w piersi. Wpatrywał się w wijący znak jak w oblicze śmierci, którym właśnie poniekąd był, przynajmniej dla Syriusza.
Brielle zasłoniła znak rękawem, również się cofnęła, opierając o ścianę naprzeciw. Ona także wydawała się być blada jak ściana, przerażona i zagubiona. Milczała, choć właściwie powinna zacząć coś mówić - cokolwiek! - aby tylko przerwać tę ciszę, wyjaśnić powziętą decyzję...
Syriusz pokręcił głową.
— Jak mogłaś? — wyszeptał tonem bliskim do wybuchu.
— Mówiłam ci, że jesteśmy dużo bardziej odmienni, niż ci się wydaje, Black — odparła chłodno, odwracając wzrok.
Ponownie pomiędzy dwojgiem zawitało krótkie milczenie, przerwane ostatecznie znowu przez Syriusza.
— Chciałbym to zrozumieć, ale nie potrafię! — krzyknął ze złością, robiąc kilka kroków w stronę Ślizgonki. — Kiedy to zrobiłaś? Kiedy postradałaś rozum?!
Nie odpowiedziała.
— Byliśmy już wtedy razem?!
— Pomyśl! — Tym razem to Brielle podniosła głos, patrząc się z furią w szare oczy Syriusza. — Rusz głową! Kiedy to miałam zrobić? Cały czas byłam z tobą w Hogwarcie! To stało się długo przed nami!
— Ale nic mi nie powiedziałaś! Kompletnie nic! I jak się dowiedziałem? Przypadkiem!
— Próbowałam! Próbowałam ci wszystko powiedzieć setki razy! — Przymknęła oczy i objęła się rękami.
— Trzeba było się bardziej postarać!
Syriusz nie potrafił opanować wzburzenia. Tego wszystkiego było za wiele. Za wiele na raz. Gdyby przynajmniej powiedziała mu to sama, wprost. Gdyby dowiedział się tego od niej, może przyjąłby to inaczej...
— Nie pomyślałaś, że warto, aby twój chłopak wiedział, że będzie walczył przeciw swojej dziewczynie podczas wojny?! — krzyknął i przejechał dłonią przez włosy.
— A myślisz, że sprawiało mi to radość? — syknęła. — Myślisz, że łatwo mi było to ukrywać? Cały czas tylko o tym myślałam! Myślałam o tym, że niedługo bardzo możliwe, że będziemy w siebie rzucać pieprzonymi zaklęciami!
— Czyżby? — parsknął. — To kiedy niby zamierzałaś mi o tym wszystkim powiedzieć? A może wcale nie zamierzałaś? Może wolałaś poczekać do momentu, aż staniemy przeciwko sobie?
— Ile razy mam ci mówić, że próbowałam?! To nie takie łatwe! Jak sobie to wyobrażasz? „Hej, Syriusz, misiu, kwiatuszku, słoneczko, bo jestem śmierciożercą, wiesz?" — warknęła z irytacją.
— Nawet ta wersja byłaby lepsza od tego, w jaki sposób sam się dowiedziałem!
Parsknęła histerycznym śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— To co, zamierzasz ze mną zerwać? — zapytała z kpiącym uśmiechem.
Black był tak wściekły tym zdystansowanym zachowaniem z jej strony, że z chęcią powiedziałby krótkie tak, lecz w ostatniej chwili zdążył się ugryźć w język.
— Nie wiem, co zamierzam — odparł za to. — Nie w tym tkwi pytanie co ja zamierzam, lecz co ty zamierzasz.
Milczała.
— Jak sobie to wyobrażasz, Brielle? Oboje wracamy do wspólnego mieszkania. Ty masz na rękaw krew mugolaków, ja mam na rękach krew twoich znajomych. Niezła heca, co? Życie normalnej rodziny!
W dalszym ciągu uparcie milczała, wpatrując się w podłogę.
— Oboje wiemy, że tak być nie może, więc ostateczne rozwiązanie sytuacji jest jasne — ciągnął.
Przynajmniej zdołał uspokoić gotującą się w jego wnętrzu złość, co było nie lada wysiłkiem, zważając na sytuację.
— Jedynym rozwiązaniem jest zerwanie — wydusił w końcu.
Niemalże czuł, jak chłodna i napięta atmosfera znienacka omiotła pomieszczeniem. Szpony bólu powoli zaczynały wbijać się w jego ciało, a z minuty na minutę wędrowały coraz głębiej.
Brielle wyraźnie nie miała nic do powiedzenia, gdyż milczała. Trudno.
Skierował się ku wyjściu, miał wrażenie, że jego serce zostało obite kamieniem. Gdy miał już wyjść na korytarz, przerwał mu cichy, jakiś obcy głos.
— Zaczekaj.
Zatrzymał się gwałtownie i odwrócił. Stała w tym samym miejscu, lecz coś było nie tak. Coś było inaczej. Potrzebował chwili, nim zorientował się, że płakała. Najprawdziwsze łzy leciały jej po policzkach, oddech miała widocznie nierówny, przerywany. Był w takim szoku, że przez dłuższą chwilę po prostu stał i się głupio patrzył.
Może to nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że Brielle Carson nigdy nie płakała.
Nie miał bladego pojęcia, co zrobić w takiej sytuacji. Powiedzieć coś? Chyba powinien, ale co? Merlin mu świadkiem, że był kompletnie zbity z tropu i naprawdę nie wiedział, co ze sobą zrobić.
— Syriusz — szepnęła. — Ja nie chcę być śmierciożercą...
Otworzył usta z jeszcze większego zaskoczenia. Co tam się działo? Jak to nie chciała być śmierciożercą? To dlaczego nim została? Tyle pytań, tyle nieścisłości...
— Co? — wykrztusił tyle, ile był w stanie.
— Przez długi czas myślałam, że tego chcę, ale to nieprawda. Przez ten cały czas to nie byłam ja! Robiłam tylko to, czego ode mnie oczekiwano. Gdybym sama nie postanowiła, że chce zostać śmierciożercą, zmuszony by mnie. Rodzice są jego poplecznikami...
— Mogłaś uciec — wypalił.
— Ale wtedy jeszcze nie... — urwała. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała. — Wtedy jeszcze nie poznałam ciebie. Od tamtego momentu wszystko się zmieniło. Mówiłeś, że moim boginem jestem ja sama, ponieważ boję się swoich wyborów, to prawda, Syriusz. Od wstąpienia do śmierciożerców cały czas żyję w strachu. Boję się, Syriusz... Ja... Nie chcę cię stracić.
— Naprawdę nie chcesz być śmierciożercą? — wyszeptał.
Pokręciła natychmiast głową.
— To co teraz? — wychrypiał. — Nie można ot tak sobie odejść...
— Nie wiem, nie wiem... — Kręciła głową, a kaskady łez w dalszym ciągu spływały jej po policzkach.
Syriuszowi zmiękło serce. Wiedział, że mógł tego żałować i być na siebie wściekły w przyszłości, lecz w tamtej chwili miał to wszystko gdzieś. Miał gdzieś wojnę, śmierciożerców, Voldemorta... Wszystko. Podszedł do Brielle i ją objął.
Wtedy dziewczyna dłużej nie wytrzymała. Zacisnęła palce na jego koszulce i rozpłakała się na dobre. Szloch objął władzę nad całym ciałem dziewczyny.
Położył brodę na jej głowie i tylko stał, pozwalając, aby wypłakała swoje emocje, bo nawet ktoś taki jak Brielle Carson kiedyś musiał w końcu pęknąć.
•
Gdy Brielle się uspokoiła, w dalszym ciągu znajdowali się w tym samym tajnym przejściu. Siedzieli na podłodze, trzymając się za ręce. Przez długi czas tylko siedzieli, nie rozmawiając o niczym, nie zakłócając ciszy i spokoju. Oboje potrzebowali chwili na pozbieranie myśli.
— Co teraz będzie? — wykrztusiła w końcu cicho Brielle.
— Nie wiem — odparł zgodnie z prawdą Syriusz. — Ale cokolwiek by się działo, nie zostawię cię.
Przez chwilę milczała.
— Kocham cię, Syriusz — powiedziała w końcu drżącym głosem.
Chłopak spojrzał na Ślizgonkę. Starł z jej policzka świeżą łzę i pocałował z uczuciem dziewczynę w usta.
— Wszystko będzie dobrze, okej? Ogarniemy to jakoś, zobaczysz. Wojna przeminie, on umrze... Wtedy będziemy normalnie żyć, jak gdyby nigdy nic.
Brielle pokiwała głową.
Niemniej Syriusza męczyło coś jeszcze. Jeden fakt, który pominęli, choć oboje doskonale zdawali sobie o nim sprawę, lecz żadne z nich nie miało najmniejszej odwagi, aby o nim wspomnieć...
Postanowili do końca Hogwartu żyć tak, jak gdyby nigdy nic, porzucając problem Brielle gdzieś daleko za siebie.
Oboje odnaleźli w sobie miłość, troskę i bezpieczeństwo. Oboje, choć tak bardzo różni w każdym względzie, nawet pomimo dwóch stron w czasie wojny, nie chcieli żyć bez siebie.
Bo czymże jest życie bez ukochanej osoby?
Bezradnością. Strachem. Bezsilnością. Pustką.
Niczym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top