Rozdział 7

Rozdział dedykowany kochanemu Wattpadowi.
Nie mam pojęcia, co on wyprawia. Nie wiedzieć dlaczego, usunęło mi się z tego rozdziału aż trzysta słów. Musiałam je na nowy napisać, a zważywszy na to, że rozdział ukończony był kilka tygodni temu, to miałam spory problem z tym, jaką treść te trzysta słów zawierały...

    Brielle Carson wstała dziś zdecydowanie lewą nogą. Od samego rana, zanim jeszcze zdołała się całkowicie wybudzić, dopadł ją tak podły humor, jakiego nie miała już od dawien dawna. Nie czekała nawet na Jaylę czy Ellie, gdy ubrana oraz uczesana wyszła z dormitorium. Dodatkowo padał deszcz. Sam Merlin miał ją w dalekim poważaniu!

    Najlepiej toby tego dnia w ogóle z łóżka nie wychodziła. Wolała zostać pod ciepłą kołdrą, niż męczyć się wśród gwaru uczniów. Wszystko zapowiadało się na naprawdę, naprawdę beznadziejnie zły dzień.

    Z zaciśniętymi ustami i z grobową miną przepychała się przez pierwszorocznych, którzy stanęli jej na drodze. Nie zawracała sobie głowy delikatnością. Każdy musiał wiedzieć, że nie była w nastroju. Jednego chłopca walnęła łokciem prosto w policzek, na co ten krzyknął z bólu i odskoczył od niej jak poparzony.

    Śpiesznym krokiem szła w stronę sali. Nie zorientowała się w porę, gdy zza zakrętu ktoś wyszedł. Nim zdążyła odskoczyć, wpadli na siebie. Przez siłę uderzenia odbyła bliskie spotkanie z podłogą. Mruknęła pod nosem wiązankę przekleństw i uniosła wzrok, by okrzyczeć osobę, która ośmieliła na nią wpaść.

    — Cóż za miłe spotkanie, Carson — wyszczerzył się złośliwie Syriusz Black. — Nigdy nie sądziłem, że na mój widok aż upadniesz do mych stóp.

    — Cóż za miłe spotkanie, Black — parsknęła. — Nigdy nie sądziłam, że będę miała sposobność oglądania twojej twarz z twojego poziomu.

    Wstała, otrzepała szatę i z dumnie uniesioną głową, ruszyła przed siebie, nie zaszczycając Blacka nawet spojrzeniem. 

    Syriusz za nią patrzył, nim całkowicie znikła wśród uczniów, a następie sam odwrócił się i udał w swoją stronę. Mimochodem uśmiechnął się pod nosem. 

    Zaczęła dzień od wróżbiarstwa. Brielle zastanawiała się, dlaczego wciąż na nie uczęszcza. Nie lubiła przecież tego przedmiotu! Jayla już dawno się z niego wypisała. Ellie natomiast uwielbiała sztukę wróżenia. Była nią zafascynowana tak bardzo, jak Brielle eliksirami. Obie dziewczyny usiadły przy szklanej kuli w klasie.

    Doris Ferguson była dość specyficzną osobą. Była bardzo stara i zdecydowanie cierpiała na zaniki pamięci. Często się zacinała i wpatrywała tępo w jedno miejsce, a dopiero po chwili, jak gdyby nigdy nic powracała do pełnej świadomości. Uważana była za szurniętą, lecz intrygującą osobę.

    Profesor Ferguson podeszła do Brielle i Ellie. Kazała Ellie wyczytać przyszłość z kuli swojej przyjaciółki. Brielle przewróciła oczami i założyła ramiona na piersi. Jaki stek bzdur o swojej przyszłości dziś usłyszy?

    Ellie nachyliła się i wpatrzyła w kulę. Zmrużyła brwi. Wpatrywała się w nią przez tak długi czas, że Brielle zaczęła się niepokoić. Jej przyjaciółka nigdy nie miała problemów z wróżbiarstwem. Ellie w końcu rzekła:

    — Przepraszam — szepnęła i schyliła z ogromnym smutkiem głowę, jakby czekając na ostrą reprymendę — ale nie rozumiem tego... Nigdy nie widziałam tych znaków.

    Doris uśmiechnęła się jedynie ze zrozumieniem i sama spojrzała w kulę. Po chwili gwałtownie odskoczyła, tak że wpadła na jednego siedzącego w pobliżu Ślizgona. Wytrzeszczyła oczy, patrząc na Brielle. Wskazała na nią drżącym palcem.

    — Wielki błąd przyjdzie ci popełnić. Skutki będą nieodwracalne. On cię zawsze i wszędzie znajdzie. Zawsze i wszędzie.

    „Wielki błąd przyjdzie ci popełnić". Jaki błąd? O co chodzi? „On cię zawsze i wszędzie znajdzie". Jaki on? Poczuła, jak myśli zalewają jej głowę, a niewypowiedziane pytania ciążą w głowie. Ferguson jednak wróciła do zajęć, nim ta zdążyła o cokolwiek zapytać i wyglądała tak, jakby miała za chwilę zemdleć, lecz po kilku minutach się opanowała. Mogłaby chociaż dokładniej wyjaśnić, jaki przyjdzie jej popełnić ten cały błąd.

    Poza tym... To na pewno kolejny głupi wymysł kobiety. Ile razy były podobne sytuacje? Ostatecznie nikomu krzywda się nie stała. Cóż za brednie! Jak mogła się tym przejąć? Nie ma co o tym myśleć. Ona sama potrafi powziąć rozsądne decyzję. Każda z nich przecież niesie za sobą jakieś skutki, to oczywiste. Nie ma ludzi, którzy nie popełnili nigdy błędów.

    — Jestem wystarczająco rozsądna, by zadecydować, co dla mnie dobre — szepnęła sama do siebie.

    Ellie jednak tylko na nią spojrzała i, ku zaskoczeniu Brielle, nic nie powiedziała.

    Po wróżbiarstwie nastrój Brielle nieco się ostudził. Wraz z Ellie spotkały się z Jaylą, by razem pójść na zielarstwo. Dziewczyna miała tym razem uwiązane włosy w koka. Na twarzy nałożony makijaż, zaś czarne oczy połyskiwały. Wyglądała olśniewająco.

    — Dla kogo się tak wystroiłaś, co? — zapytała Brielle Jaylę i ponownie zlustrowała przyjaciółkę wzrokiem.

    — Dla nikogo — wzruszyła ramionami i poprawiła kok. — Gdybyś rano tak nie śpieszyła się na wróżbiarstwo, tobyś wcześniej mogła dostrzec moje dzisiejsze piękno.

    Pretensja w głosie dziewczyny była mocno wyczuwalna. Brielle westchnęła. 

    — Przepraszam, głupio postąpiłam.

    — Nie szkodzi. — Jayla z wrogą miną przyjrzała się Huncwotom, którzy właśnie wyszli zza zakrętu. — Jak ogólnie minęło wróżbiarstwo?

    — Ach, no wiesz, tak jak zwykle — zaśmiała się Ellie. Brielle pomyślała, że był to dość histeryczny śmiech. — Bardzo miło. Wróżyliśmy. Na początku przepytała nas z podstawowych rzeczy. Zdobyłam trzydzieści punktów dla Slytherinu! A potem jeszcze....

    Brielle odłączyła się od rozmowy. Coś w zachowaniu Ellie jej śmierdziało. Miała wrażenie, że czarownica specjalnie pominęła moment, w którym Ferguson wróżyła jej z kuli. Postanowiła, że gdy zostaną same, zapyta o to, dlaczego tego uniknęła. Tymczasem weszła do cieplarni i zajęła się w pełni zielarstwem.

    Nic więcej fascynującego podczas zajęć dzisiejszego dnia się nie odbyło. Brielle, Jayla i Ellie siedziały w pokoju wspólnym Slytherinu. Ellie zajadała się słodyczami, Jayla ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w podręcznik od zielarstwa, natomiast Brielle kartkowała Proroka Codziennego, który dziś rano przy śniadaniu dostała od swojej sowy. Interesowała się tym, co aktualnego miało miejsce w świecie magii.

    Najbardziej intrygowała się poczynaniami Lorda Voldemorta. Każdego dnia w Proroku Codziennym była informacja o poczynaniach Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Wszędzie gwizdało o Pierwszej Wojnie Czarodziejów, która trwała już od kilku lat.

    Brielle nie miała wątpliwości, po której stanie stronie. Jednak na razie wolała nie zaprzątać sobie głowy wojną. Musiała najpierw ukończyć szkołę.

    — Ja nie zdam! — obwieściła zbolałym tonem Jayla i nie zważając na nic, rzuciła książkę na podłogę. Huk uderzenia sprawił, że wiele par oczu zwróciło się w ich stronę. Niektórzy pokręcili głową, inni mruknęli coś, z pewnością niemiłego, pod nosem, zaś jeszcze inni w ogóle się hałasem nie przejęli. Większość Ślizgonów była przyzwyczajona do nieprzewidywalnego zachowania Jayli Clayton.

    — Oczywiście, że zdasz — rzekła Brielle obojętnym tonem i powróciła do czytania gazety.

     Jayla zabrała swojej przyjaciółce czasopismo z dłoni.

     —Ratuj mnie! — Ślizgonka zrobiła błagalną minę i złapała Brielle za dłoń.

    — Przecież na owutemach ci nie pomoże — odezwała się z pełnymi ustami Ellie.

    Clayton obrzuciła ją ostrym jak brzytwa spojrzeniem, tak że czarownica schowała się w sobie i w ciszy powróciła do jedzenia słodyczy.

     — W porządku. Mogę dać ci moje notatki. Są napisane prostym językiem. Z pewnością zrozumiesz, a jak nie, to postaram się ci to jeszcze inaczej wytłumaczyć.

    Jayla z radością krzyknęła. Pobiegła do dormitorium, by wziąć owe notatki.

    Ellie natomiast, nim Jayla zdążyła zniknąć na schodach, wstała i otrzepała swą szatę z papierków od słodyczy.

    — Idę po więcej jedzenia — oznajmiła i oblizała palce z czekolady. — Chcesz coś, Brie?

    — Nie. — Brielle przyjrzała się Ellie. Wokół niej walały się zjedzone słodkości. Na twarzy dziewczyna miała resztki czekolady. Jak to możliwe, że mimo, iż tak wiele jadła, była tak szczupła? — Nie za dużo ci tych słodyczy na dziś?

    — Słodyczy nigdy nie jest za dużo.

    Gdy Ellie pośpiesznie wyszła, Brielle została sama. Jayla najwidoczniej postanowiła studiować zielarstwo na górze, gdyż długo nie schodziła.

    Postanowiła, że pierw dokończy Proroka, zaś później... później będzie się zastanawiać, czym się zajmie.

    Zakończywszy czytanie, Brielle weszła do dormitorium. W jego środku na łóżku siedziała Jayla. Z wielkimi oczyma wpatrywała się w notatki przyjaciółki, z których najwyraźniej w ogóle nic nie potrafiła pojąć. Po minie Brielle wywnioskowała, że nie rozumiała, co czytała. Jayla nienawidziła zielarstwa z całego serca.

    Brielle usiadła obok przyjaciółki na łóżku.

    — Widzę, że nie idzie ci za dobrze? — zapytała i zabrała dziewczynie notatki spod nosa, na co ta drgnęła. Tak była pochłonięta swoją „nauką", iż nie usłyszała, że drzwi do pokoju ulegają otwarciu.

    — Ja nic nie kumam, Brielle! — zawołała żałośnie i teatralnie uniosła ręce w górę. — Merlinie, dopomóż mi w tej nauce!

    Brielle szybko przebiegła wzrokiem po pergaminie. Po chwili zorientowania się w sytuacji, zaczęła tłumaczyć tak dokładnie i zrozumiale, jak tylko potrafiła. Zgrabnie przekładała słowa na język Jayli.

    — To naprawdę nic trudnego. Same nazwy dużo ci mówią w większości przypadków. Dajmy na to taką Jadowitą Tentakulę - jest rośliną trującą, ma barwę czerwoną. Kolor czerwony kojarzy nam się z krwią, nie? A krew kojarzy nam się z raną i często ze śmiercią. Jad tej rośliny może ją spowodować.

    Jayla zmarszczyła brwi.

    — Powinnaś zostać nauczycielką.

    Brielle na to parsknęła niewesołym i kpiącym wręcz śmiechem. Ona i nauczycielka? To tak bardzo dalekie jak przyjaźń Jayli i Pottera. Nigdy się nie wydarzy. Poza tym nawet nie lubiła dzieci. Według niej to tylko potwory, które jędzą, śpią, wrzeszczą wniebogłosy i paskudzą. Wzdrygnęła się na samą myśl. Z pewnością w przyszłości nie będzie mieć dzieci. Wróciła do tłumaczenia kolejnych treści czarnowłosej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top