Rozdział 67
Ledwo zdążyła dotrzeć do Wielkiej Sali, gdy zaczął się obiad. Usiadła przy stole Slytherinu, lecz nie mogła odwrócić wzroku od przeciwnego stołu, gdzie zasiadał Syriusz Black wraz ze swoimi przyjaciółmi. Nawet na nią nie spojrzał...
Po swojej lewicy miała Jaylę, zaś tuż przed nią siedziała Ellie, która intensywnie na nią patrzyła. Brielle wiedziała, że była ciekawa, czy odnalazła Syriusza. Niestety musiała ją zawieść. Pokręciła głową.
Wzięła kęs udka kurczaka, gdy wpadła na pewien pomysł. Ponownie spojrzała w stronę Gryffindoru. Miała dość tego, że cały czas myślami błądziła wokół Jayli, rodziców, innych, kompletnie nieznanych ludzi. Bała się o swój wizerunek, podczas gdy przed sobą miała pełnię szczęścia, którą był dla Brielle Syriusz.
Jeszcze wczoraj miała wątpliwości, czy go kochała. Teraz z nich nie pozostało absolutnie nic, choćby mgiełka.
Wypuściła z ręki widelec. Jeszcze nigdy nie była czegoś tak pewna, jak tego, że chciała być z tym Gryfonem. W jednej chwili zapomniała o Jayli, Camdenie, Severusie... Zapomniała o całej Wielkiej Sali, nauczycielach oraz swojej rodzinie.
Przestała się przejmować tym, co o niej pomyślą. To nie było ważne. I więcej nie będzie.
W jednej sekundzie się podniosła, a następnie stanęła na ławie, sprawiając, że pobliskie pary oczu zwróciły się w jej kierunku, zaskoczone zaistniałym widowiskiem.
Brielle nie przejmowała się tym, że ludzie się na nią patrzyli jak na wariatkę. Wszystko odsunęła na bok, skupiając swój wzrok, umysł i serce na Syriuszu, który jeszcze nie wiedział, co miało nadejść. Ona także nie miała o tym pojęcia. Była to chwila. Chwila, podczas której straciła władzę nad samą sobą.
— Co ty robisz? — syknęła Jayla.
Nie odpowiedziała jej. Choć może powinna? Najpewniej byłaby to ich ostatnia przeprowadzona rozmowa. Była jednak zbyt pochłonięta czymś innym. Przyłożyła różdżkę do szyi.
— Ja... Nazywam się Brielle Carson... — powiedziała z zająknięciem głosem, który odbił się echem przez całą Wielką Salę dzięki zaklęciu. Uczniowie momentalnie zaprzestali jedzenia i wszyscy, co do joty, zwrócili swe spojrzenie w kierunku Ślizgonki. Zamarli nawet nauczyciele, nie rozumiejąc, co się dzieje.
Momentalnie oblał Brielle strach. Co ona w ogóle robiła? Co zamierzała powiedzieć? Niczego wcześniej sobie nie przemyślała! To była bardzo pochopna decyzja. Wtedy zaś, gdy odebrało jej mowy, odnalazła swoje spojrzenie z szarymi oczami Blacka. W końcu na nią patrzył! Nigdy nie sądziła, że sam czyjś wzrok mógł spowodować tyle emocji na raz. Zniknął strach, tak jakby nigdy go nie było. Pojawiła się pewność i motywacja. Pojawiło się szczęście.
Syriusz Black był jej szczęściem.
— Nazywam się Brielle Carson, jestem Ślizgonką z siódmego roku i jedną z was, ale to pewnie wiecie... — ciągnęła, nieco zażenowana, ale nie spuszczając wzroku z Syriusza. — Moje życie, jak dotąd, nie różniło się zapewne wiele od waszego. W kółko to samo. Nauka, spotkania ze znajomymi, przechadzki po błoniach... Ale od pewnego czasu wszystko się zmieniło. Absolutnie wszystko. Bo czasami przez jedną osobę nasze życie potrafi wywrócić się do góry nogami.
Wszyscy milczeli. Każdy tkwił w bezruchu, bowiem z pewnością nie spodziewali się takiej sytuacji. Nawet Jayla nie potrafiła wykrztusić choćby słowa.
— Moje akurat zrobiło przewrotnego fikołka, choć to mało powiedziane — powiedziała, rozciągając usta w niewielkim uśmiechu. — Poznałam bliżej kogoś, kto moimi własnymi kredkami namalował mój świat. Może większość z was teraz myśli, że to tylko szkolna miłostka. Że przeminie z wiatrem, gdy tylko zacznie się prawdziwe życie, które, bądźmy szczerzy, jest walką o przetrwanie. Może tak jest? Może wszyscy, którzy teraz tak myślą, mają rację. Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Bo dla mnie liczy się tu i teraz. Moim tu i teraz jest osoba, do której się zwracam. Jest moim szczęściem, oddechem, snem... Jest moim czasem, walką i nadzieją. Jest wszystkim.
Brielle wzięła głęboki wdech, przełknęła ślinę i powiedziała to, co naprawdę czuła. Powiedziała to, co rzec chciała od dawna, a nie potrafiła. Bała się, żyła w niepewności. Teraz to wszystko znikło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
— Ja też cię kocham, Syriuszu Blacku — powiedziała z łamiącym się głosem, lecz mimo to te słowa były słyszalne dla każdego, za sprawką zaklęcia. W oczach nagromadziły się Brielle łzy. Serce biło przyśpieszonym rytmem, a czas zdawał się zwolnić.
Czy ona właśnie.... czy ona... Tak, zrobiła to. Powiedziała to, co czuła. Zrobiła to!
•
Syriusz czuł się jakby sparaliżowany. Nie spodziewał się tego, co to to nie! Miał skrytą nadzieję, że za kilka dni może dziewczyna przyzna, że czuła to samo, nawet tego nie był pewien, aczkolwiek tymczasem... Tymczasem przed całą Wielką Salą powiedziała te dwa słowa. Dwa słowa, które dodały mu skrzydeł i sprawiły, że momentalnie poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na całej kuli ziemskiej.
Pierwszy raz od dawna w oczach Syriusza stanęły najprawdziwsze łzy. Łzy szczęścia.
— O kurczę — skomentował James. — Nie sądziłem, że tak dobrze ci pójdzie z tym wyzwaniem, Łapciu. Ona za tobą szaleje! Biedna, nie domyśla się, że ty... Hej! Gdzie ty idziesz...?
Syriusz nie słyszał już Jamesa. Słowa przyjaciela przychodziły jakby z oddali. W jednej sekundzie wstał, okrążył stół i ruszył biegiem przed siebie. Myślał wówczas tylko o jednym - aby znowu poczuć smak warg Brielle na swoich ustach.
Zauważył, że z drugiej strony, zza stołu Slytherinu wychyla się dziewczyna. Również biegła w jego stronę. Spotkali się na środku sali. Wpadli w swoje objęcia. Oboje szczęśliwi. Oboje nie ukrywali już swoich emocji.
Syriusz starł łzy z policzków Brielle drżącą dłonią. Dziewczyna wtuliła swoją głową w tors chłopaka.
— Kocham cię, Syriusz — powtórzyła szeptem.
Użyła jego imienia... Pierwszy raz w ciągu całych siedmiu lat to zrobiła. Black nigdy nie czuł czegoś takiego jak wówczas. Przyciągnął do siebie dziewczynę, wplątując palce w jej włosy oraz złożył namiętny pocałunek na ustach Brielle.
Oboje nie przejmowali się tym, że dosłownie cały Hogwart na nich patrzył, choć Syriusz nieco żałował, że nie byli wtedy sami...
Dopiero gdy się od siebie odsunęli, Syriusz zaobserwował, że większość uczniów wstała i zaczęła klaskać. Zaskoczony przebiegł wzrokiem po tłumie. Nawet nauczyciele klaskali. Na Merlina... Nawet McGonagall!
Brielle jednak zdawała się tym nie przejmować. Widocznie nie potrafiła choćby odwrócić się, aby spojrzeć w stronę stołu Slytherinu. Black widział w oczach swojej dziewczyny nutkę strachu. Może zbyt szybko wyszedł z inicjatywą, aby się odkryli? Całe życie Brielle przecież odtąd miało ulec zmianie! Żałował nieco, że postawił taki immunitet, lecz z drugiej strony cieszył się, że więcej nie będzie musiał kłamać w żywe oczy Jamesowi. Mimo że tego nie pokazywał, to obawiał się tak naprawdę reakcji swojego najlepszego przyjaciela. Zawsze mieli na pieńku z Clayton i Carson, a tymczasem zaczął spotykać się z jedną nich! Miał jednak nadzieję, że chłopak to zaakceptuje. Z czasem.
Syriusz splótł swoje palce z palcami Brielle, aby dodać Ślizgonce otuchy.
— Może usiądziesz obok mnie na razie? — zaproponował cicho, zerkając ponad ramię dziewczyny, w stronę stołu Slytherinu, gdzie Jayla zdawała się za dosłownie moment pęknąć z przegrzania. Całą twarz miała czerwoną z gniewu, a z oczu zdawała się ciskać gromy w stronę pary.
— Jest bardzo źle? — zapytała drżącym głosem Brielle.
— Wiesz, wciąż żyjemy... i póki co nie ciska zaklęciami gdzie popadnie, więc chyba nie jest aż tak źle.
Brielle uśmiechnęła się nerwowo i u boku Syriusza, w dalszym ciągu nie oglądając się za siebie, ruszyła w stronę stołu Gryffindoru. Pierwsze, co usłyszała, gdy przy nim usiadła były zbulwersowane, przerażone i zarazem pełne zaskoczenia słowa Jamesa:
— Co do cholery...?!
— Twoje słowa wyrażają więcej niż tysiąc słów — dołączył się Remus Lupin, unosząc wysoko brwi, lecz nie wyglądał na jakiegoś ogromnie zaskoczonego czy wściekłego. Jak zwykle zachował opanowanie, czego nie można było powiedzieć o postaci Pottera.
— Co... się... tu... dzieje? — wykrztusił James.
— Ach, Rogaczu, zapomniałem, przypadkiem, ci wspomnieć, że Brielle to moja dziewczyna — wytłumaczył z szelmowskim uśmiechem Syriusz. — No wiesz, tak czasem pamięć mnie zawodzi.
— Co takiego?! — krzyknął zaskoczony James. — Ale to niemożliwe! Przecież... Przecież to Carson!
— Jak wolisz, możesz mówić na nią już pani Black — odparł ze spokojem Syriusz.
— Kiedy to się niby stało? To Carson! To Ślizgonka!
Black nachylił się w stronę swojego przyjaciela.
— Ślizgoni też potrafią kochać — szepnął z twarzą pełną powagi.
Potter wyszczerzył oczy. Wyraźnie był zagubiony w tym wszystkim, co zaszło. Syriusz się temu w najmniejszym stopniu nie dziwił. Wiedział bowiem, że przyjaciel potrzebował wówczas czasu na przemyślenie tego wszystkiego i ochłonięcie.
— Istne szaleństwo — wykrztusił po chwili ciszy, spoglądając ze strachem na Brielle.
— Och, proszę cię. — Przewróciła oczami Lily Evans. — To chyba nie jest większym szaleństwem niż to, że my także jesteśmy razem.
Brielle parsknęła śmiechem na słowa dziewczyny, a Lily jej zawtórowała.
— Ależ jakie szaleństwo? — zapytała Dorcas, najbliższa przyjaciółka Lily. — Ja to wiedziałam od początku! — Uniosła dumnie głowę i mrugnęła do Lily, na co ta ponownie wywróciła oczami, lecz uniosła lekko kąciki ust.
Dorcas przeniosła spojrzenie swoich oczu na Brielle.
— Nie rozmawiałyśmy zbyt wiele, ale kojarzę cię, bo jesteśmy na tym samym roku, prawda? Nazywam się Dorcas Meadowes — powiedziała i wyciągnęła z uśmiechem dłoń w stronę dziewczyny.
— Brielle Carson — odparła i uścisnęła dłoń.
Syriusz objął Brielle w pasie i przyciągnął do siebie, składając na ustach Ślizgonki czuły pocałunek.
— Teraz wszystko się zmieni — wyszeptał tak, żeby tylko ona mogła usłyszeć te słowa. — Obiecuję, że na lepsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top