Rozdział 64

    Światło księżyca wpadało przez wielkie okna, oświetlając korytarz i dwie postaci przez niego idące. Brielle z obawą rozglądała się wokoło.

    — Black, ty i te twoje cholerne pomysły — burknęła. — A co, jak ktoś nas zobaczy?

    — Jest późny wieczór — odparł oczywistym tonem Syriusz i się zatrzymał. — Tylko prefekci chodzą o tej porze. I my.

    — No właśnie. I my. Co będzie, jak nas złapią? Co im powiemy?

    Syriusz westchnął.

    — Powiem bardzo uprzejmie, że jestem na spacerze z moją dziewczyną.

    Brielle zadrżała. Moją dziewczyną. Czy on właśnie... Czy Syriusz Black nazwał ją swoją dziewczyną? Serce zabiło Brielle szybciej, a uśmiech sam wpełzł niepostrzeżenie na twarz.

    — Moją dziewczyną? — powtórzyła cicho. Nie była pewna, co o tym myśleć.

    — Moją dziewczyną — potwierdził i do niej podszedł. Objął twarz Brielle w dłonie. — Bo tym dla mnie jesteś, prawda?

    — Ja... — Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Nie wiedziała, czy powinna być z Blackiem w związku. Jak to w ogóle brzmiało? Ona i Black razem! Wciąż nie poznała swoich uczuć. Orientowała się jedynie, iż była z nim szczęśliwa, a jego bliskość bardzo wpływała na emocje. Ale czy to wystarczało? Nie, jeśli mieli za kilka miesięcy przeciw sobie walczyć... Na Merlina! W co ona się wplątała?

    — Brielle? — wyszeptał jej imię, przez co ciarki oblały dziewczynie plecy.

    — Ja... Ja nie wiem, Black — rzekła cicho. Przymknęła oczy, gdy Syriusz się odsunął.

    Zrobił kilka kroków do przodu, po czym się odwrócił.

    — Jak to nie wiesz? Możesz w końcu zdecydować, co czujesz?

    — Gdyby to było takie łatwe! — krzyknęła z rozpaczą i przejechała dłonią przez włosy.

    — To jest łatwe! — Podniósł głos Gryfon. Pierwszy raz słyszała, aby krzyczał. Zadrżała pod stanowczym tonem głosu. — Albo coś do kogoś czujesz, albo nie!

    — Czy możesz na mnie nie krzyczeć?! — wrzasnęła. Nagle w oczach zalśniły Brielle łzy. Tak bardzo Ślizgonkę to zaskoczyło, że nie była w stanie choćby wziąć głębszego oddechu.

    Gryfon stał kilka kroków dalej zupełnie sparaliżowany. On też wyglądał na nieco zaskoczonego. Po chwili milczenia podszedł i objął Brielle. Tak po prostu. Dziewczyna się spięła. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek ktoś ją w ten sposób przytulał. Minęła chwila, nim zdołała się przyzwyczaić i zrelaksować. Oparła głowę o klatkę piersiową chłopaka i przetarła oczy, aby wyzbyć się łez.

    — Przepraszam — szepnął Syriusz. — Przepraszam, że podniosłem na ciebie głos.

    — To moja wina — odparła drżącym głosem Brielle. — To ja nigdy nie wiem, czego chcę.

    Miała wrażenie, że trwali w objęciach całą wieczność, ale nie miała nic przeciwko. Czuła się dobrze. Czuła się taka... naprawdę bezpieczna. Nawet we własnym domu się w ten sposób ani razu nie czuła. Wtedy zrozumiała, że cokolwiek to było – zauroczenie, miłość, przyjaźń... Pragnęła doświadczać tego częściej. Potrzebowała tego tak bardzo, jak narkotyku. W jednej chwili zapomniała o tym, co znajdowało się pod rękawem na lewej ręce. O tym, że mieli stanąć za kilka miesięcy po dwóch przeciwnych stronach i chłopak nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Zapomniała również o tym, że Jayla, Camden, Ellie, Severus i inni znienawidzą ją, gdy dowiedzą się, że połączyła się bliższą relacją z kimś takim jak Black. Przepędziła to wszystko z głowy, bo chciała jedynie czuć się szczęśliwa.

    — Możesz mnie odprowadzić? — zapytała, gdy się od siebie oddalili i ruszyli korytarzem.

    — Odprowadzić? A co, jak ktoś nas razem zobaczy?

    — Powiem bardzo uprzejmie, że jestem na spacerze z moim chłopakiem.

    Syriusz nagle się zatrzymał.

    — Moim chłopakiem? — powtórzył.

    — Moim chłopakiem — potwierdziła i uśmiechnęła się lekko.

    Gryfon stał przez chwilę i wpatrywał się w dziewczynę. Brielle zaczynała się obawiać, że powiedziała coś nieodpowiedniego. Wtedy przypadł do Brielle i ją pocałował.

    — Tylko ty tak na mnie działasz — wychrypiał, gdy się odsunęli.

    — Jak?

    — A tak, że jestem w stanie w jednej chwili wszystko i wszystkich rzucić, aby być tylko z tobą.

    — Black... — wyszeptała. Nic więcej nie była w stanie wykrztusić. Tak bardzo te słowa ją zaskoczyły! I jednocześnie sprawiły, że znowu w oczach zalśniły łzy.

    Nie poznawała samej siebie. Dwa razy podczas jednego wieczoru niemalże się popłakała! Nie przejmowała się jednak tym, bo każdy wieczór z Syriuszem należał do najlepszych chwil, które kiedykolwiek miała sposobność przeżyć.

    Dni za dniami mijały, choć Brielle tego nie odczuwała. Każdy nowy poranek był dla niej czymś pięknym i cudownym. Pierwszy raz zaczęła być tak naprawdę szczęśliwa. Wstawała z promiennym uśmiechem, gdyż wiedziała, że spotka się z Syriuszem. Kładła się spać z promiennym uśmiechem, ponieważ w dalszym ciągu nie opuszczały ją wspomnienia z minionego dnia, który niemalże w połowie spędzała z chłopakiem.

    Przestała się wszystkim przejmować i skupiła się w końcu na sobie. Aż trudno było pomyśleć, że życie może wykonać takiego fikołka, że wszystko może się w ciągu jednej chwili zmienić. Brielle naprawdę stawała się inną osobą za sprawą chłopaka. Zupełnie nieświadomie. Pragnęła już na zawsze żyć w ten sposób. Być szczęśliwą.

    Niemniej istniał jeden, zasadniczy problem... Jayla.

    Zerknęła na czarnowłosą, która leżała na łóżku i bawiła się długimi włosami. Ellie nie było w pobliżu. Ostatnio coraz częściej gdzieś znikała. Brielle miała wrażenie, że było to przez Jaylę, z którą nie chciała się widzieć. I nic dziwnego, bowiem została potraktowała okropnie. Dosłownie jak zwierzę.

    Jayla nagle wyprostowała się, przerzuciła nogi przez łóżko i spojrzała na Brielle.

    — Jak ci idzie, ile mam jeszcze czekać? — zapytała.

    „Cholera — pomyślała Brielle. — I na co mi to wszystko było?".

    Powinna powiedzieć prawdę, tak, wiedziała o tym. Niemniej nikt nie znał Jayli tak bardzo jak ona. Nikt nie znał tego mroku, który w sobie skrywała, tej nienawiści, którą darzyła Huncwotów. Nikt nie znał prawdziwej Jayli Clayton. Brielle wydawało się nawet, że ona sama jej nie znała.

    — Daj mi jeszcze trochę czasu — odparła szybko.

    Jayla zmrużyła niebezpiecznie oczy. Widać było gołym okiem, że ostatkiem sił zachowała spokój i nie wybuchła.

    — Masz tydzień. Równy tydzień i ani dnia dłużej.

    Brielle przełknęła ślinę i pokiwała głową. Miała tydzień. Równy tydzień na zadecydowanie. Równy tydzień na wybranie.

    Jayla, najlepsza przyjaciółka, którą znała od siedmiu lat, czy Syriusz, którego bliżej poznała kilka tygodni temu?

    Serce Brielle drgnęło na samą myśl, że będzie musiała wybrać. Zwłaszcza, że każdy wybór przynosił za sobą skutki. Niekoniecznie pozytywne. Gdy wybierze Blacka, odwrócą się od niej wszyscy przyjaciele. Straci Jaylę, Ellie, Camdena, Severusa... Gdy wybierze Jaylę, będzie musiała wymyślić coś, aby wykonać tę przeklętą obietnicę. Jakoś. Wtedy na zawsze utraci Syriusza, gdyż będzie myślał, iż to wszystko z jej strony było gierką...

    Każdy wybór kończył się tragedią. Każdy wybór, choć tego jeszcze nie wiedziała, wiódł przez zupełnie inną ścieżkę życia.

    W tamtej chwili naprawdę miała ochotę zapaść się pod ziemię i najlepiej na zawsze już tam pozostać. Dlaczego zmuszona była do wybierania pomiędzy najbliższymi? Naprawdę pragnęła, aby wszystko się ułożyło, aczkolwiek miała wrażenie, że bez względu, czy wybierze Jaylę, czy Syriusza, utraci tę drugą osobę.

    Drzwi dormitorium uchyliły się lekko. Jayla nawet nie uniosła wzroku, aby obdarzyć Ellie choćby spojrzeniem. North ani się tym nie przejęła, od razu zawędrowała do swojego łóżka. Usiadłszy, spojrzała na Brielle i posłała jej ciepły uśmiech, który dziewczyna odwzajemniła.

    Wtedy Brielle zrozumiała, że jakąkolwiek decyzje podejmie, nie utraci wszystkich, bo pozostanie Ellie. Nawet jeśli wybierze Syriusza, to Ellie będzie wspierała Brielle, bo była przyjaciółką, wbrew wszystkiemu.

    Ellie była prawdziwą przyjaciółką.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top