Rozdział 62

    Rozejrzała się wokoło. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Odetchnęła z ulgi i stuknęła różdżką o ścianę, mrucząc pod nosem zaklęcie. Ukazało się przejście. Wślizgnęła się do środka, zapalając różdżkę, gdyż wokoło panowała niespowita ciemność. Nim zdążyła się zorientować w sytuacji, ktoś do niej przywarł. Wpadła na przejście, które zaraz po jej wejściu się zamknęło. Poczuła usta Syriusza, muskające jej wargi. Natychmiast odwzajemniła pocałunek.

    — Cześć, moja ulubiona Ślizgonko — wyszeptał Syriusz.

    — Cześć, mój ulubiony Gryfonie — odparła cicho, nieco skrępowana.

    Nie była przyzwyczajona do takich sytuacji. Nigdy w swoim siedemnastoletnim życiu nie poczuła smaku miłości. Nawet nie wiedziała, czy to, co między nimi było, można określić tymże słowem. Długo zastanawiała się nad tym wszystkim, a mimo tego, nie była w stanie pojąć, co wokół niej się działo. Wiedziała tylko, że naprawdę polubiła spędzać czas z Syriuszem, mimo tylu różnic, które ich dzieliły.

    Nie tylko sprawa ich więzi skłoniła Brielle do refleksji. Było jeszcze coś, o wiele bardziej istotniejszego, o czym bała się w ogóle myśleć, a co dopiero o tym mówić, ale przecież musiała to wiedzieć... Dotyczyło to zakładu Syriusza. Ona swoją obietnicę daną Jayli, rzecz jasna, przerwała. Naprawdę zaczęła darzyć chłopaka uczuciem, choć dla niej samej było to strasznie zagmatwane. Nie miała pewności jednak, czy to samo tyczyło się jego postaci. Otworzyła usta, lecz po chwili je zamknęła. Czuła kucie w brzuchu. A co, jeśli to była prawda? Co wtedy? Z jednej strony chciała znać odpowiedź, z drugiej zaś nie. Niemniej była więcej niż pewna, iż Gryfon nie powie jej prawdy, kiedy o to zapyta, a dla niego to wszystko będzie wciąż wyzwaniem.

    Usiedli na kocach, które leżały na podłodze. Znajdowali się w jednym z tajnych pomieszczeń. Tym, w którym się ostatnio pocałowali. Brielle nie chciała odsłaniać się z ich... relacją. Obawiała się reakcji swoich przyjaciół na ten fakt. Dobrze pamiętała, co zrobił Camden, gdy dowiedział się, że Syriusz ją pocałował. W takim razie co uczyniłby, gdyby dotarło do niego, iż spotykała się z nim? Nie chciała nawet o tym myśleć. Jayla natomiast była w stanie zrzucić Gryfona z miotły z ponad setki stóp. To mówiło samo za siebie. Czuła się rozdarta, ponieważ wiedziała, że Syriusz, prędzej czy później, będzie nalegał na to, aby pokazali się przed innymi. Na razie jednak nie pisnął o tym słowem i ze spokojem przyjął do wiadomości, że chce, aby ich spotkania były tajemne.

    — Możesz mi coś opowiedzieć o sobie? — zapytał znienacka Syriusz.

    — A co takiego chcesz wiedzieć? — Zaskoczona uniosła brwi, wygodniej opierając się o ścianę.

    Syriusz bawił się jej palcami. Miał ciepłą dłoń, w przeciwieństwie do niej. Dotyk chłopaka sprawiał, że po plecach przechodziły dziewczynie ciarki.

    — No nie wiem... Cokolwiek. Mam wrażenie, że ty o mnie wiesz znacznie więcej, niż ja o tobie.

     — W porządku — rzekła i zmrużyła lekko oczy. — Nazywam się Brielle...

    — Och, naprawdę? — odrzekł sarkastycznie, przerywając jej wywód. — Cóż za nowość! A ja jestem Syriusz, gdybyś jeszcze nie zapamiętała, albo coś.

    Dziewczyna zdzieliła go lekko w ramię i parsknęła śmiechem.

    — To trzeba było sprecyzować, Black.

    — Dobrze. W takim razie opowiedz mi o swojej rodzinie. — W końcu zostawił jej palce w spokoju i spojrzał prosto w brązowozłote oczy. Wyraźnie był zaciekawiony.

    Nie mógł wiedzieć, że sprawa rodziny była dla Brielle śliskim tematem, którego wolała nie poruszać. Odwróciła wzrok. Starała się nie pokazać po sobie, jak bardzo trudne było mówienie o mamie oraz tacie. Gdy chciała zacząć opowiadać, usta jej drgnęły. Nie potrafiła nic wykrztusić.

    — Brielle? — szepnął szczerze zaniepokojony chłopak i przybliżył się nieznacznie. Widocznie był zagubiony, lecz po chwili w oczach błysnęło mu zrozumienie. — Rozumiem.

    Spojrzała na niego. No tak, rozumiał. Ściany miały uszy. Rozeszły się wieści dobry czas temu, że Syriusz Black wyparł się własnej rodziny i zamieszkał u Jamesa, stając się zdrajcą. Podobnież nie zgadzał się z poglądami rodziców, co do czystości krwi.

    — Możemy zmienić temat — powiedział.

    — Nie — odrzekła, zaskakując samą siebie. — Ja... Ja chcę ci o tym powiedzieć.

    — Jesteś pewna?

    — Tak.

    Może pierwsze spotkanie (prawdziwe) nie było najlepsze dla takowych wyznań, lecz zorientowała się, że nigdy nikomu, nawet Camdenowi, nie zwierzała się co do tego, jak źle się czuła przez swoją rodzinę. Nie była pewna, czy może Syriuszowi naprawdę zaufać, ponieważ wciąż mógł ciągnąć te swoje zadanie, dlatego postanowiła ominąć szerokim łukiem to, iż rodzice byli śmierciożercami oraz to, że... że sama nim była...

    Przełknęła ślinę. Zauważyła, jak Syriusz obejmuje swoją dłonią jej dłoń. Nigdy nie spodziewałaby się, że mogłoby to być takie przyjemne. Dodał Brielle otuchy i odwagi, aby była w stanie opowiedzieć o swojej rodzinie.

    — No więc... No więc nie dogaduję się z rodzicami. Właściwie, to nie mam z nimi jakiejkolwiek relacji. Od dziecka uczono mnie, abym była samowystarczalna. Obrywałam też za każdym razem, gdy wykazałam się słabością. Nie mogłam nawet płakać... — Zawiesiła głos i spojrzała na Syriusza, jakby chciała się upewnić, czy wciąż słuchał. Ponownie zaskoczyła się, gdy zauważyła, że przysłuchiwał się dokładnie każdemu wypowiedzianemu zdaniu. — Muszę być im całkowicie posłuszna, ponieważ inaczej... — przerwała.

    — Co? Co się stanie? — zapytał zaniepokojony.

    Ponownie odwróciła wzrok.

    — Nic. Nic się nie stanie — szepnęła.

    Serce biło jej jak szalone. Jeszcze trochę, a zdradziłaby za dużo. Powiedziałaby coś, przez co miałaby kłopoty poważniejsze, aniżeli te wszystkie, co dotychczas. Brakowało doprawdy niewiele, a wyjawiłaby sekret mroczniejszy niźli znak z wężem i czaszką, który znajdował się tuż pod rękawem bluzki, na lewej ręce.

    — Nie ma o czym gadać — oznajmiła, biorąc głęboki oddech.

    — Wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda? Zdaję sobie sprawę, że może nie wyglądam na takiego, kto jest godny zaufania, ale możesz mi zaufać, naprawdę.

    Jeszcze nigdy nie widziała Blacka tak poważnego, jak wówczas. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, który wbrew woli rozciągnął jej wargi.

    — To... miłe — wykrztusiła. Co innego mogła powiedzieć?

    Wpatrywali się chwilę w siebie. W końcu Syriusz postanowił rozweselić atmosferę.

    — James jak się dowie o nas, to chyba zemdleje, serio.

    — Jayla też — parsknęła, lecz po chwili oprzytomniała. Nie było to takie zabawne. — Ona się wścieknie, rozumiesz? Wścieknie...

    — Będziemy musieli jakoś z tym żyć. — Sarkazm był wyczuwalny w jego głosie. Nie przepadał za Jaylą.

    — To moja przyjaciółka — syknęła i odsunęła się od Syriusza. — Nie mogę jej stracić.

    — Obrazi się na tydzień, a potem jej przejdzie. Wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Nie martw się tym teraz, dobrze? Zobaczysz, że wszystko się ostatecznie ułoży. Zrozumie to, tak samo jak James.

     Pokiwała głową. Miała wielką nadzieję, że w tych słowach kryła się prawda. Nadzieję. Dobre sobie. Powstrzymała histeryczny śmiech, który torował sobie drogę przez gardło dziewczyny. Jaką mogła mieć nadzieję, skoro właśnie spotykała się z wrogiem swojej najlepszej przyjaciółki? Jayla gardziła Syriuszem od pierwszego roku! Nie pomagał także fakt, że ostatnio zmieniła się nie do poznania. Zniknęła cała niewinność z nienawiści do Huncwota, a objawiła się czarna strona duszy czarownicy. Jayla wiele razy swoim zachowaniem, czy słowami, dała jasno do zrozumienia, że nie była tą samą osobą, co chociażby w zeszłym roku. Zmieniła się diametralnie.

    Momentami nawet przerażała Brielle. Zdania, które wypowiadała, stawały się każdego dnia znacznie mroczniejsze i pełne dziwnego obłędu. Dokładnie tak, jakby dziewczyna zaczęła tracić zdrowe zmysły.

     — Nie znasz jej tak, jak znam ją ja — szepnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top