Rozdział 61

    Stali przed Zakazanym Lasem. Chłodny wiatr trącał nagie gałęzie drzew, które wraz z jego tańcem unosiły się lekko na wietrze. Słońce zachodziło, chowało się za drzewami. Niebo było intensywnie pomarańczowe z dodatkiem żółci i różu. Cały ten krajobraz psuła jedna postać, którą był Flitch. Spoglądał z niesmakiem na swoich podopiecznych i pomocników.

    — Znowu się spotykamy, panie Black — mruknął niezbyt przyjaźnie. — Który to raz w tym roku szkolnym? Pięćdziesiąty? Sześćdziesiąty?

    — Przynajmniej ta liczba jest dwa razy mniejsza niż w tamtym roku — zauważył chłopak. — Niedługo się mnie pan pozbędzie i jeszcze za mną zatęskni.

    Flitch burknął pod nosem coś zdecydowanie niemiłego i ruszył przed siebie, na spotkanie z lasem. Syriusz i Brielle dowiedzieli się, że ich zadaniem będzie jedynie towarzyszenie i wypatrywanie pewnej rośliny, którą szukał dla pani Sprout. Ani dziewczyna, ani chłopak nie wypytywali o żadne szczegóły, bo tak naprawdę ich to nie obchodziło. 

    Cisza stanowiąca nierozłączny element postury Zakazanego Lasu była przerażająca. Zwłaszcza wtedy, gdy nagle zostawała przerwana. Często nadeptywali patyki, które leżały u podnóża drzew bądź słyszeli huczenie sowy, nie wiadomo skąd.

    Między Syriuszem a Brielle długo trwała niezłomna cisza. Nie wymienili ze sobą choćby słowa po ostatnim incydencie... ich pocałunku. Syriusz jednak nie odrywał od niej przez cały dzień wzroku. Był zaniepokojony tym, jak wyglądała. Nie tak, że jakoś źle, bo uważał, że Brielle była naprawdę ładna, ale te wory pod oczami, rozmazane spojrzenie, brak odzywki do McGonagall, co było do dziewczyny niepodobne... 

    Martwił się, naprawdę się martwił, jak nigdy w swoim życiu o nikogo. Nie wiedział, kiedy Ślizgonka stała się dla niego tak ważna. Może to stało się wtedy, gdy uratowała go przed upadkiem? Może dopiero wówczas, gdy po raz pierwszy ją pocałował? Nie, zdecydowanie nie. Musiało stać się to jeszcze wcześniej, bo kiedy pocałował Brielle, ten pierwszy raz, już to się działo.

    Wtedy przypomniał sobie te ich wszystkie spotkania. Każde było dlań coraz bardziej istotne. Spędzał świetnie czas przy boku Brielle, choć tylko rozmawiali. Otwierała się przed nim, nawet tego nie wiedziała. Niemniej zdawał sobie sprawę, że ciągle mało wiedział o jej osobie. Brielle była skryta, nie wykładała swoich uczuć, myśli, doświadczeń na tacy. Nie była taką otwartą księgą, jak on. Miał wrażenie, że ona wie o nim wszystko, zaś on o niej nic.

    Przyjrzał się twarzy Brielle. Była taka piękna. Pełne usta, nieskazitelna cera, brązowozłote oczy, które lubił w niej najbardziej, oraz te brązowe loki, których dzisiaj nie wyprostowała. Mógłby patrzeć się tylko na nią cały dzień, noc, a potem kolejny dzień i kolejną noc. Bez przerwy. Oszalał na jej punkcie. Miała go w garści, o czym nawet nie zdawała sobie sprawy. Zrobiłby dla Brielle wszystko. Skoczyłby choćby w ogień tylko po to, aby znowu poczuć smak ust dziewczyny, zapach perfum, dotyk dłoni.

    Wtedy jego spojrzenie znowu padło na wory pod oczami i powieki, które ostatkiem sił unosiła.

    — Wszystko dobrze? — wyszeptał w jej stronę. Szli kilka kroków za Flitchem, więc mogli sobie pozwolić na spokojną rozmowę.

     — Tak, jest okej — odparła, przecierając oczy.

    Nie uwierzył, lecz nie wiedział, co powinien zrobić. Jak postąpić w takiej sytuacji?

    — Może... chcesz pójść do skrzydła szpitalnego? — wykrztusił. To pierwsze, co przyszło mu do głowy.

    — To tylko zmęczenie — zaśmiała się.

     Flitch zatrzymał się i spojrzał na nich przez ramię, karcącym spojrzeniem.

    — Cisza! W Zakazanym Lasie jest wiele stworzeń, których z pewnością nie chcecie obudzić!

    Zamilkli, aczkolwiek tylko na moment. Syriusz z radością zauważył, że twarz Ślizgonki się rozpromieniła. Nie był dobry w żadnym pocieszaniu, czy otwarcie rozmawianiu o uczuciach, lecz najwyraźniej udało mu się osiągnąć swój efekt.

    — Źle spałaś?

    — Trochę tak.

    — Dlaczego? — zapytał głupio. Nie rozumiał, że mogła przeżywać to, co między nimi zaszło inaczej niż on.

    Brielle podrapała się po szyi. Gęste loki zakryły jej przez ten ruch twarz, przez co nie był w stanie zobaczyć mimiki.

    — Wiesz, ja... Ja wiele myślałam o tym wszystkim... co między nami zaszło.

    Syriusz poczuł szybsze bicie serca i mrowienie w okolicy brzucha. Przestraszył się tym, co zamierzała zaraz powiedzieć. Nigdy nie miałby wątpliwości, co do innych dziewczyn, acz ona? Ona była taka nieprzewidywalna! Mogła dać mu w twarz, a jednocześnie nagle pocałować.

    — Ta? — wykrztusił. Zaschło mu w ustach.

    — Tak, i uznałam, że... — nie dokończyła. Przerwał im Filtch, który zauważył wypatrywaną rośliną i zawołał do pomocy ze zbieraniem.

    Syriusz jeszcze nigdy nie był tak bardzo wściekły na kogoś, jak na mężczyznę. Dlaczego musiał przerwać im w takim momencie?

    Zaraz po szlabanie postanowili nareszcie porozmawiać. Potrzebowali do tego ustronnego miejsca, więc Syriusz zabrał Brielle do jednego z tajnych, małych pomieszczeń. Dziewczyna nigdy w życiu nie słyszała o istnieniu takowych, lecz postanowiła nie protestować i nie zadawać żadnych pytań, gdyż nie było na nie w tamtej chwili miejsca. Musiała powiedzieć coś bardzo trudnego chłopakowi, o czym myślała całą noc.

    W środku nie było kompletnie nic, a całe pomieszczenie było dosyć małe, lecz wystarczające, by pomieścić dwójkę oraz jeszcze cztery osoby. Przez chwilę stali w ciszy. Brielle zbierała słowa, aby oznajmić Gryfonowi, jaką decyzję podjęła. Nie myślała, że to będzie dla niej takie trudne! Im dłużej nic nie mówiła, tym więcej napadało wątpliwości i trudności. Cóż, trzeba szybko zerwać plaster.

     — Dobra, Black — powiedziała w końcu, unosząc spojrzenie, lecz w momencie, gdy spotkała się z jego szarymi oczami, od razu straciła wątek. Zagubiła się w nich, jak w jakimś wielkim, splątanym niczym kłębuszek nici, labiryncie. Dosłownie ją zatkało.

    Syriusz zbliżył się do Brielle, objął jej twarz w dłoniach i oparł swoje czoło o czoło dziewczyny. Przymknęła oczy. Czuła jego oddech na swoich ustach. Wiedziała, do czego może zaraz dojść, więc szybko i lekko odepchnęła go od siebie.

    — Nie rozumiesz, Black — wyszeptała, a jej głos zadrżał.

    Zaskoczony Gryfon otworzył oczy.

    — Masz rację, nie rozumiem. O co chodzi?

    — Tamten wieczór i to, co między nami się wydarzyło... Nie mogło zaistnieć.

    — Czyli? Co się między nami wydarzyło. Powiedz to — zażądał, lecz głos chłopaka w dalszym ciągu był wbrew pozorom spokojny i cichy.

    Brielle przymknęła oczy.

    — Powiedz to, Brielle — naciskał.

    Zadrżała, gdy usłyszała swoje imię. Uwielbiała to, jak brzmiało w ustach Syriusza. Otworzyła oczy, lecz zaraz potem odwróciła od niego wzrok. Wiedziała, że wystarczyłoby jedno spojrzenie w szare oczy, a wszystko to, na co przez całą noc się przygotowywała, zniknęłoby.

    — Spójrz na mnie i powiedz to — rzekł.

    — Dobrze — syknęła i spojrzała na niego. — Pocałowałam cię, Black. Zrobiłam to. Pocałowałam cię. Jesteś z siebie zadowolony?

    Milczał, więc kontynuowała.

    — To był błąd, rozumiesz? Dociera to do ciebie? Powinniśmy o tym zapomnieć. Żyć tak, jakby się to nie wydarzały, bo...

    — Nie potrafię tak żyć — przerwał. — Nie potrafię żyć tak, jakby to nie miało miejsca.

    — Nie pasujemy do siebie, nie rozumiesz, Black? — wyszeptała. — Jesteśmy z dwóch innych światów i nie mam namyśli naszych domów.

    Chłopak pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się różnili i jak bardzo byli z dwóch innych światów. Dosłownie! Zło kontra dobro. Była przecież śmierciożercą, a on z pewnością zamierzał walczyć przeciwko Voldemortowi. Nie miała już innej drogi, aniżeli służba Czarnemu Panu. Z tego powodu nie mogła narażać również niego.

    — Nie obchodzi mnie to — odparł stanowczo. — Nie obchodzi mnie, jak bardzo jesteśmy różni. Możemy być ognień i wodą, a ja wciąż będę to miał gdzieś.

    — Nie wiesz, co mówisz.

    — Wiem. Nie wmawiaj mi, że jest inaczej, bo tak nie jest. — Dziewczyna znowu odwróciła wzrok. Nie mogła znieść tego spojrzenia. — Brielle, spójrz na mnie i powiedz mi, że chcesz zakończyć to, co jeszcze się nie zaczęło.

    — I znowu stosujesz te swoje gierki...

    — To nie są żadne gierki. — Pokręcił głową. — To dlatego twoim boginem byłaś ty sama, wiesz? Nie widzisz tego? Nie widzisz tego, że boisz się swoich decyzji i za wszelką cenę za każdym razem wmawiasz sobie, że nie czujesz tego, co czujesz, że nie myślisz to, co myślisz. Że nie jesteś tą osobą, co jesteś... Przestań bać się siebie.

    Spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewała się tego, co usłyszała. Nie spodziewała się tego, jak bardzo może mieć rację. Jak to możliwe, że to wiedział, skoro ona sama nie mogła rozgryźć sytuacji z boginem? Zaparło jej dech w piersiach. W jednej chwili zapomniała o tym, co postanowiła. W jednej chwili podjęła pewnie najbardziej spontaniczną i najbardziej niebezpieczną decyzję w swoim życiu.

    Podeszła do niego i złożyła intensywny, pełen przez długi czas skrywanych uczuć, pocałunek na ustach Syriusza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top