Rozdział 60

    Nie miała bladego pojęcia, jak długo się całowali. Straciła poczucie czasu. Mogło to trwać zarówno pięć sekund, jak i pięćdziesiąt. Czuła się lekko oszołomiona, jakby dopiero co wstała i była na granicy jawy, a pełnej świadomości. Gdy od siebie odstąpili, policzki jej płonęły żywym ogniem. Jeszcze nigdy nie było dziewczynie tak gorąco, jak wtedy. Przez chwilę stali w ciszy. Oboje na siebie nie patrzyli. W końcu Brielle oprzytomniała.

    — Ja... Ja muszę iść — wypaliła i czym prędzej zbiegła po schodach, kierując się prosto do lochów.

    Syriusz za nią nie pobiegł, ponieważ sam widocznie potrzebował chwili na przyswojenie tego, co zaszło.

    Brielle nie zwracała uwagi na nic. Wpadła do pokoju wspólnego i od razu skierowała się do dormitorium, gdzie nie zwracając uwagi na Jaylę czy Ellie, wskoczyła pod kołdrę. Schowała się w niej od stóp do głów, pragnąc ukryć się przed całym światem. Początkowo obie Ślizgonki dopytywały, o co chodziło, lecz z czasem zorientowały się, że nie miała ochoty na żadne rozmowy i zaprzestały swoich prób.

    Brielle rzuciła zaklęcie wyciszające na swoje łóżko i zasnęła, mimo wczesnej pory. Niczego w tamtej chwili bardziej nie pragnęła, jak pełnego, zdrowego snu. Długo jednak nie mogła zasnąć. Nawiedzały ją obrazy, a bliżej - jeden obraz. Widziała siebie i Syriusza. Czuła jego dotyk. Czuła jego oddech i usta, które jednocześnie z pasją i delikatnością dotykały jej warg. Czuła to ciepło i szybsze bicie serca oraz płomienie, które zdawały się wówczas wokół nich autentycznie płonąć, tworząc spirale.

    Tarła swoje oczy rękami, aby to wszystko zniknęło z pola widzenia. Jeszcze nigdy nie czuła się taka zagubiona w swoim własnym życiu. Potrzebowała czegoś, co by Brielle nakierowało. Czegoś, co by było odpowiedzią na lawinę pytań, kłębiącą się w głowie. Nie mogła zrozumieć, dlaczego do tego wszystkiego doszło. Dlaczego Syriusz ją pocałował? Przypomniała sobie słowa, które wypowiedział.

    — Czy czujesz to samo? — wychrypiał.

    Czy czuła to samo? Ale co? Co czuła? Powinna znać na wylot swoje uczucia, w końcu były jej, aczkolwiek, o zgrozo, nie znała ich. Były tak obce! Coś musiała czuć, prawda? Pocałowała go. Ona. Go. Pocałowała! Co nakierowało Ślizgonkę na taką decyzję? Myślała o tym przez większość nocy. Jayla i Ellie dawno zasnęły, a ona, mimo zaklęcia wyciszającego, wciąż nie potrafiła zmrużyć oka. Leżała na plecach i wpatrywała się tępo w sufit. Próbowała liczyć nawet owce, lecz i to nie pomogło. Czekała i czekała. Minęła połowa nocy. Zaczęło robić się jasno, gdy ostatecznie zasnęła. Chwilę później została obudzona przez Jaylę, która potrząsała Brielle za ramiona i oznajmiła, że zaraz się spóźni.

    Dziewczyna była nieprzytomna. Trudności miała z utrzymaniem się na równych nogach i ciągle otwartymi powiekami. Pod oczami miała wory, zaś włosy były w nieładzie. Tylko ręką je przeczesała. Nie miała czasu ani siły na ich wyprostowanie. Na śniadaniu przełknęła jednego tosta, a potem nie do końca świadoma, zasnęła. Obudził Brielle głos Camdena.

    — Elle, zaraz zajęcia — powiedział cicho, trącając ją łokciem.

    Ślizgonka się wzdrygnęła. Uniosła głowę. Dopiero wtedy zorientowała się, że zasnęła na ramieniu przyjaciela.

    — Sorry — wykrztusiła i przetarła oczy. Następnie u boku czarodzieja ruszyła powolnym krokiem ku sali.

    — Sorry? — zdziwił się. — Co się z tobą dzieje? Jesteś chodzącym trupem.

    — Nie spałam dobrze...

    — Dobra, ale...

    — Możemy o tym nie rozmawiać? — przerwała, ziewając. Była naprawdę padnięta. Poza tym nie mogła przecież powiedzieć Camdenowi, o co chodziło. Wciąż pamiętała jego ostatni wybuch, gdy omal nie skrzywdził Syriusza tylko dlatego, że ten ją pocałował. Co by zrobił, gdyby się teraz dowiedział, że ona to zrobiła?

    — W porządku, ale wiesz, mnie możesz powiedzieć wszystko.

    „Otóż nie" — pomyślała z goryczą. Nie chciała tego przed nim ukrywać, ponieważ sekrety pomiędzy nimi źle działały na ich relacje, lecz nie miała innego wyjścia. Czuła, że prawda namieszałaby jeszcze bardziej.

    Jayla specjalnie nie przejęła się złym stanem przyjaciółki. Nie zaczęła nawet tematu, co takiego stało się zeszłej nocy. Ellie jedynie zaniepokojonym spojrzeniem obrzucała jej zmęczoną twarz.

    Brielle zazwyczaj słuchała na zajęciach i pilnie notowała to, co mówili profesorowie, lecz teraz nawet nie starała się wsłuchiwać w ich słowa. Ucinała sobie drzemki, nie zważając na konsekwencje, które mogły Brielle spotkać. Na szczęście albo nikt nie zauważył, albo postanowił odpuścić pilnej uczennicy. Owa sielanka nie trwała długo, bo przecież coś musiało się wydarzyć, żeby nie miała takiego szczęścia! Stało się to, rzecz jasna i prosta, na transmutacji. McGonagall miała wbity w nią wzrok jeszcze nim zdążyła usiąść wygodnie w ławce. Brielle starała się nie zasnąć, nie mogła pozwolić sobie na triumf ze strony znienawidzonej nauczycielki. Wytrzymała jednak jedynie połowę lekcji. Potem przysnęła.

    Brielle obudził surowy głos tuż przed oraz trącenia łokciem przez towarzyszkę z ławki - Jaylę.

    — Panno Carson, proszę się natychmiast obudzić! — zagrzmiała McGonagall

    Leniwie podniosła powieki i powstrzymała westchnięcie irytacji.

    — Za tak naganne zachowanie odejmuję dwadzieścia punktów Slytherinowi oraz zapraszam na szlaban, zaraz po lekcjach, do pana Flitcha. Z pewnością przyda mu się dodatkowa para rąk.

    — Oczywiście, pani profesor — powiedziała z przesadzonym uśmiechem.

    Nauczycielka wyglądała tak, jakby chciała jeszcze coś dodać, lecz powstrzymała się i powróciła na swoje miejsce, kontynuując dyktowanie notatki. Brielle zacisnęła pięści. Tylko ona musiała mieć takiego pecha, aby na ostatniej lekcji dostać szlaban.

    Syriusz przyglądał się dziewczynie cały dzień. To na śniadaniu, to na obiedzie, to na wspólnych lekcjach, czy zwykłych przejściach od sali do sali. Nie umknęło mu, że coś było z dziewczyną źle. Zastanawiał się, czy to wszystko przez to, co zaszło między nimi ostatniej nocy oraz czy zachowanie Ślizgonki było nakierowane przez dobre uczucia, czy właśnie te złe. Tyle pytań krążyło Syriuszowi w głowie, tyle razy chciał do niej podejść i prosto o to zapytać, lecz pierwszy raz w swoim życiu się bał. Tak, Syriusz Black - Gryfon, bał się podejść do dziewczyny. Brzmiało absurdalnie, ponieważ zazwyczaj nie miał problemu z nieśmiałością, aczkolwiek teraz... To było silniejsze. Za każdym razem, gdy pojawiała się na horyzoncie, zbierał się w sobie, by podejść i zapytać, o co chodziło. Na próżne. Zakładał, że nie spała w nocy ze względu na widoczne wory pod oczami oraz liczne drzemki, które sobie ucinała. Zdenerwował się na McGonagall, że w ogóle nie zainteresowała się złym samopoczuciem Ślizgonki i od razu wlepiła dziewczynie szlaban. Postanowił zainterweniować.

    — Nie chce mi się słuchać pani wywodu — powiedział głośno, sprawiając, że dosłownie wszystkie pary oczu zwróciły się w jego stronę.

    James uniósł brwi i szturchnął przyjaciela, nie chcąc, aby ten uczynił coś, czego potem będzie żałował. McGonagall z zaskoczenia aż poprawiła okulary.

    — Słucham, panie Black? Proszę o zachowanie dyscypliny na lekcji!

    — Jest pani głucha? Nie chce mi się.

    Czuł, że kroczył po cienkim lodzie. Nie powinien obrażać nauczycieli i zazwyczaj też tego nie robił, lecz musiał zwrócić na siebie uwagę profesor.

    — Odejmuję dwadzieścia punktów Gryffindorowi — rzekła ostrym tonem. — A teraz proszę o...

    — Tylko to pani potrafi, co? — przerwał Syriusz. — Odejmowanie punktów. Rewelacyjne zachowanie ze strony tak poważanej nauczycielki. Nie martwi się pani o dobro uczniów. Carson widocznie źle się czuje, a pani to zignorowała. Śmiem nawet twierdzić, że ani trochę to panią nie ruszyło. W końcu to Ślizgonka, tak?

    Minerwa otworzyła usta z szoku. Nikt nie ośmielił się wydać z siebie najcichszego dźwięku. Każdy z zapartym tchem wpatrywał się w całe widowisko. Nawet Brielle wytrzeszczyła oczy. Syriusz natomiast zdawał się tym nie przejmować. Siedział z założonymi rękami na piersi i aroganckim spojrzeniem i i uśmiechem wpatrywał się prosto w oczy oniemiałej pani profesor.

    — Dosyć tego — rzekła kobieta, opanowawszy się. — Pan Black również dołączy do panny Carson podczas szlabanu, skoro tak bardzo przejmuje się jej samopoczuciem.

    Chłopak ostatkiem woli powstrzymał triumfalny uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top