Rozdział 58
— Wasze zadanie będzie polegać na szczegółowym omówieniu zaklęcia Vera Verto i Duro. Minimum strona pergaminu o każdym z nich.
Po klasie poniósł się jęk niezadowolenia. McGonagall zacisnęła usta.
— To nie wszystko. Pracujecie w parach, lecz nie będą to wasze tradycyjne pary, ponieważ często bywa, że niektórzy obijają się i wolą, aby druga osoba z pary zrobiła całość. — Minerwa znaczącym spojrzeniem obrzuciła Brielle i Jaylę.
Brielle przewróciła oczami. McGonagall zawsze musiała postawić na swoim. Niemniej w tamtej sytuacji ją rozumiała. Jayla przez swoje siedem lat nauki nigdy nie przykładała się do zadań. Nie tylko grupowych, lecz także własnych. To Brielle często odrabiała je za nią.
— Pary będą składać się z Gryfona i ze Ślizgona. Nie będę już ingerować kto z kim. Zadecydujcie sami — oznajmiła nauczycielka stanowczym tonem i krytycznie spojrzała na jednego z Gryfonów. — Ale po lekcji, panie Foster!
Chłopak o nazwisku Foster zarumienił się i powrócił na swoje miejsce.
— Ta stara kocica chyba zwariowała! — warknęła przez zęby wściekła Jayla. — Nie zamierzam bawić się w jej gierki. Z żadnym Gryfonem nie będę pracować, nie ma mowy!
— Nie masz raczej wyjścia — odparła Brielle. — Wiesz, jaka jest McGonagall. Odejmie nam sto pięćdziesiąt punktów tylko dlatego, że nie zgodziłaś się na pracę w grupie.
— Przeklęta ignorantka...
McGonagall nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie wymyśliła. Brielle naprawdę za nią nie przepadała. Głównie dlatego, że nauczycielka cały czas patrzyła jej na ręce, czekając, aż coś zmajstruje, podczas gdy jej podopieczni - Huncwoci - harcowali wesoło po Hogwarcie. Widać było z daleka, że kobieta nie ufała Brielle. Dziewczyna zastanawiała się, co takiego zrobiła w ciągu tych siedmiu lat, że zasłużyła na brak zaufania. Myślała nad tym i myślała, lecz nic takiego nie wpadło dziewczynie do głowy. W tym tkwiło sedno - nie zrobiła absolutnie nic.
Zajęcia szybko dobiegły końca. Brielle zastanawiała się przez dłuższy czas, z kim mogłaby popracować. Potrzebowała osoby inteligentnej, zorganizowanej i takiej, której zależałoby na ocenie. Z tego względu pasowała do tego Evans, lecz wyobraziła sobie złość Jayli i od razu zrezygnowała z tego pomysłu. Odpadał też Lupin z tego samego powodu.
— Carson, możesz zostać moją parą! — usłyszała za sobą krzyk Blacka. Zastygła i z przerażeniem spojrzała na Jaylę.
— Współczuję ci — oznajmiła Clayton i spiorunowała Gryfona wzrokiem — ale to dla wyższego dobra. Zgódź się. Podczas tej męki myśl o tym, jak bardzo dostanie niedługo w kości.
Brielle nierozumiejącym spojrzeniem potraktowała Jaylę. Dopiero po chwili zrozumiała, o co chodziło przyjaciółce. No tak! Ona w dalszym ciągu była przekonana, że ich układ trwał. W takiej sytuacji musiała się zgodzić na ofertę Syriusza. Tak, to była wystarczająca wymówka, żeby z nim pracować... Chwila, co? Brielle wyrzuciła te myśli z głowy. To wszystko przez zmęczenie. Przez zmęczenie zaczynała myśleć nieracjonalnie.
— Dobra — powiedziała, gdy Syriusz do niej podszedł, a Jayla wraz z Ellie się ulotniły. I tak nie wiedziała, z kim innym mogłaby pracować. Poza tym Jayla nie mogła się dowiedzieć, że ich układ został przerwany.
— Dobra? — Syriusz uniósł brwi. Zdecydowanie nie spodziewał się, że tak szybko przystanie na jego propozycję.
— Zaskoczony?
— Nie poznaję cię, Carson. Czyżbyś zaczynała ulegać mojemu osobistemu urokowi?
Dziewczyna parsknęła.
— Urokowi? Żadnego uroku tutaj nie widzę.
— Bo ten urok, moja ulubiona Ślizgonko, się czuje, a nie widzi — odparł oczywistym tonem chłopak.
Brielle pokręciła głową, rozbawiona. Typowy Black.
— Wieczór, osiemnasta, biblioteka.
— Tak jest, kapitanie! — Zasalutował i odszedł.
Kolejne zajęcia zadziwiająco szybko upłynęły dziewczynie. Nie zorientowała się, kiedy nadeszła ta umówiona godzina osiemnasta. Brielle czuła dziwne motylki w brzuchu, gdy zmierzała niepewnym krokiem w stronę biblioteki. Czuła się naprawdę zagubiona w tym wszystkim, w co się nieumyślnie, choć może i umyślnie, wplątała.
Z jednej strony nie chciała widywać się z Blackiem i najlepiej, to o jego istnieniu zapomnieć, aczkolwiek z drugiej strony z każdą chwilą coraz to bardziej pragnęła jego bliskość. Widok tej iskierki w tych szarych oczach przyprawiał o szybsze bicie serca, natomiast zapach perfum krążył wraz z Brielle przez cały dzień. Próbowała racjonalnie wyjaśnić sama przed sobą, dlaczego tak się działo. Co było w Syriuszu takiego, że nie mogła o nim zapomnieć? Merlinie, on naprawdę siedział Brielle w głowie!
Niczego bardziej nie pragnęła, jak tylko odkrycie tego uczucia, które było dla Brielle takie nowe, nieznane...
Od kilku dni sama sobie wmawiała, że wcale nie chciała się widywać z Blackiem, że nim gardziła. Niestety, wszystkie próby były żmudne. Prawda była taka, iż niczego bardziej nie pragnęła, jak tylko znalezienie się blisko Gryfona.
Dawno zapomniała o swoim układzie, jaki miała z Jaylą i do jakiego na pewno nie zamierzała wrócić, lecz w pamięci zachowała wyznanie Syriusza. On również założył się z Jamesem. Co jeśli to wszystko było dalszą grą Blacka?
Poczuła ostre ukłucie w piersi. Zatrzymała się przed drzwiami biblioteki. Nie mogła tam wejść. Nie mogła spotkać się twarzą w twarz z nim, jeśli wciąż bawił się emocjami dziewczyny.
Oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Z jakiegoś względu nie potrafiła znieść świadomości, że zachowanie chłopaka i zainteresowanie jej osobą wynikało z tej popapranej umowy. Przyłożyła dłoń do brzucha. Wykręcało ją od środka.
„Zachowujesz się jak dziecko — powiedziała do siebie ostro. — Przestań użalać się nad sobą. Przestań przejmować się jakimś Blackiem, który nie wiadomo z jakiego drzewa się urwał. Przestań czuć..."
Przestań czuć. Otworzyła oczy. Pustym wzrokiem przyglądała się ścianie. Miała tego dość. Miała naprawdę dosyć tych dwóch słów, które wpajano Brielle od dziecka. Przestań czuć. Uczucia są złe. Uczucia są słabością. Nie bądź słaba.
Przyłożyła dłonie do skroni, chcąc odpędzić te wszystkie słowa, które niczym grom z jasnego nieba wpadły do głowy Ślizgonki. Słyszała głosy matki i ojca. Widziała sceny, gdzie jako małe dziecko była terroryzowana przez własnych rodziców.
— Nie becz! — krzyknął tata do małej Brielle. Podszedł i szarpnął za jej sukienkę, zmuszając, aby wstała. — Nie zachowuj się jak jakiś mugol! Jesteś czarownicą czystej krwi! Należysz do Carsonów. Carsonowie nie ronią łez. Nie możesz płakać, bo płacz to oznaka słabości. Nie możesz czuć, rozumiesz?
Mała i niezbyt rozumiejąca, co to wszystko oznacza Brielle, pokiwała szybko głową. Nie chciała, żeby tata znowu ją uderzył. Na prawym ramieniu wciąż pozostał wielki siniak, który przy każdym kolejnym dotknięciu, pulsował bólem. Przyswoiła słowa mężczyzny. Wiedziała wtedy, że nie mogła więcej płakać, aby tata jej nie uderzył.
W kolejnych latach nauczyła się, że nie tylko płakać nie powinna. Przyswoiła, że każde uczucie, jakie pokazywała i wykładała ludziom na tacy, mogło Brielle zniszczyć. Im więcej lat Ślizgonce przybywało, tym bardziej swoje emocje skrywała w kącie duszy i nie pozwalała im nad sobą zapanować. Każde smutki, złości, a nawet radości, odsuwała od siebie. Bo uczucia były słabością.
Brielle miała dość tego, że nie mogła czuć. Może i była przez to słaba. Może i była. Miała to jednak gdzieś. Chciała naprawdę zacząć żyć, bo całe siedemnaście lat straciła przez to, że tylko istniała. Istnienie nie wystarczało do tego, aby żyć. Życie nie polegało na wyłącznym byciu. To doświadczenia i uczucia budowały je stopniowo. Emocje stanowiły nieodłączny element funkcjonowania w świecie.
W końcu to zrozumiała i przyswoiła. Zaakceptowała to wszystko, co Brielle targało. Zaakceptowała to, że chciała przebywać z Syriuszem. Zaakceptowała to, że istniała możliwość, że zrani jej uczucia. Nie było to ważne, bo pragnienie bycia obok niego przewyższało wszystko. Nawet utratę honoru, ośmieszenie i stracenie Jayli.
Odbiła się od ściany, chwyciła za klamkę biblioteki i weszła do środka. On na nią już tam czekał.
•
Psst! Rozdział 59 = ♥
Hehehe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top