Rozdział 54

Fun fact - 2/3 tego rozdziału - opis lekcji obrony przed czarną magią - napisałam dużo wcześniej i miał być to jako jeden z pierwszych rozdziałów - dziewiąty, lecz uznałam, że to za szybko. Uległ tylko małej korekcie, aby dostosował się do aktualnego przebiegu wydarzeń.

  Ellie wpatrywała się w znikającą Jaylę. Zauważyła, że Brielle omiata ją zaniepokojonym spojrzeniem. Przeniosła na nią wzrok.

    — W porządku, Ellie? — zapytała Brielle.

    — Tak — odparła cicho i poprawiła swój krawat.

    — Co to było? Dlaczego ją tak wkurzyłaś? Wiesz, jaka ona jest. Może wybuchnąć o byle co.

    Ellie wolno opadła z powrotem na sofę i wyciągnęła przed siebie nogi. Założyła kosmyk blond włosów za ucho i westchnęła cicho.

    — To przez emocje — rzekła.

    Nie kłamała, lecz również nie mówiła pełnej prawdy. Żałowała, że tak wybuchnęła. Powinna się powstrzymać, ale nie potrafiła. To wszystko przez te widzenia. Nie mogła bez strachu i bez złości wpatrywać się w oczy Jayli, podczas gdy wiedziała, co zrobi. Nienawidziła jej, tak szczerze, z całego serca. Miała ochotę zrobić wiele złych rzeczy. Chciałaby ostrzec Brielle, ale nie mogła. Nie mogła tego uczynić.

    — Co miałaś na myśli, mówiąc, że widziałaś to, że Jayla nie znajdzie miłości?

    Gdyby tylko to sama widziała...

    — Tak mi się tylko wydaje — skłamała.

    — Ellie, pamiętam, co mówiłaś. Brzmiałaś poważnie, a ty nigdy nie brzmisz poważnie.

    — Nieważne. Nieważne, dobrze? Możemy o tym zapomnieć? — poprosiła.

    — Możesz mi powiedzieć, ja...

    — Powiem ci — przerwała jej Ellie — ale kiedyś, obiecuję.

    I Ellie dotrzymała danego słowa, ale dopiero wiele, wiele czasu później...

    Następnego dnia Brielle stała przed salą do obrony przed czarną magią i rozmyślała nad słowami i zachowaniem Ellie.

    Kiedyś. Był to tak odległy czas. Mógł oznaczać „za tydzień" bądź „za dziesięć lat". Brielle zaintrygowało to, co powiedziała Ellie z taką pewnością: „Widziałam to" albo:„Niektórzy widzą świat z dwóch perspektyw, Jayla". Co to wszystko mogło oznaczać? Tajemnice. Tajemnice. Tajemnice. Gdzie by się nie udała, to na jej drodze stawały tabliczki z napisem: „Och! Nie tym razem, Brielle! Nim skręcisz w lewo, rozwiąż sekret!". Zabawne.

    Całe to zachowanie było niepodobne do Ellie, która należała do osób spokojnych. W dodatku te całe metafory, które użyła... To nie była Ellie, którą znała. Ślizgonka zachowywała się ostatnimi czasy coraz dziwniej. Obie z Jaylą tak się zmieniły! Niemniej ślady zmiany najbardziej obiły się na Jayli. Pamiętała wciąż gniew dziewczyny oraz ten moment, gdy chwyciła Ellie za krawat i przyciągnęła do siebie. Niemalże ją udusiła! Przestała być tą niewinną Ślizgonką, która tylko posyłała wściekłe spojrzenia i niezrealizowane pogróżki do Pottera. Została zaś chodzącym zniszczeniem.

    Profesor Tony Tanner zaprosił uczniów do klasy. Stała wraz z grupą Ślizgonów i Gryfonów w sali obrony przed czarną magią. Siódmoroczni przypominali sobie zaklęcia. Nadeszła pora na spotkanie się twarzą w twarz ze swoim największym strachem, który reprezentował bogin. Co prawda, miała już sposobność stanąć przeciwko boginowi, kilka lat temu, lecz strach często ulegał zmianie. Zwłaszcza, jeśli był to tak dużo przedział. Była wówczas dzieckiem, a jej boginem była jej własna mama. Teraz jednak pozbyła się tego strachu. Miała wrażenie, że nie było czegoś, czego by się bała, aczkolwiek bogin potrafił odnaleźć najgłębiej skrywany strach, o którym czarodzieje i czarownice często nawet nie mieli pojęcia.

    — Riddikulus! — Ślizgonka o mysich włosach po długim ataku strachu poradziła sobie ze swoim boginem. Stwór przybrał postać wielkiego wilka. Wypowiedziawszy zaklęcie, zmienił się w małego, słodkiego szczeniaczka. Dziewczyna wytarła pot z czoła i podążyła na koniec szeregu.

    Brielle rozmyślała nad tym, co na nią czekało. Przed nią byli jedynie Remus, Syriusz i Jayla. Widok Blacka dziwnie na nią zadziałał. Nie rozmawiali od dobrego tygodnia, lecz często ich spojrzenia spotykały się na zajęciach. Oboje zupełnie nieświadomie odszukiwali się wzrokiem, a gdy się już odnajdowali, natychmiast, jak jeden mąż, odwracali się od siebie, nie mówiąc nic. W głębi duszy brakowało Brielle kontaktu z Syriuszem, choć nigdy, ale to nigdy, by tego nie przyznała, ponieważ brzmiało to tak absurdalnie... Spotykali się dwa tygodnie! I to nie na poważnie! Oboje chcieli siebie nawzajem zniszczyć. Chcieli siebie wykorzystać, na Merlina!

    Dlaczego więc czuła do niego taki pociąg? Dlaczego Brielle Carson ciągnęło do Syriusza Blacka?

    Remus Lupin stanął przed boginem. Dostrzegła, że jego ręce drżały. Tak jakby wiedział, co na niego czekało. Stwór przemienił się w księżyc w pełni. Nogi chłopaka zrobiły się jak z waty. Pot zaczął cieknąć mu po twarzy. Ręce zacisnął w pięść. Uniósł różdżkę, aczkolwiek nic nie był w stanie wypowiedzieć.

    Syriusz zawołał do swojego przyjaciela:

    — Luniaczku, to tylko bogin! Nie jest prawdziwy, to nie księżyc!

    Remus otrząsnął się z przerażenia.

    — Riddikulus! — Bogin znikł.

    Brielle uniosła brwi. Czyżby Lupin bał się księżyca? Było to dla niej dość zabawne. Dlaczego się bał naturalnego satelity Ziemi? Jak dziwna historia musiała się z tym wiązać? Z zainteresowaniem śledziła Syriusza. Brielle ciekawiło, jaką postać przybierze jego bogin. Wydawał się być kompletnie spokojny. Uśmiechał się zadziornie, gotowy na spotkanie ze swoim strachem. Ziewnął i przeciągnął się w oczekiwaniu na to, co miało nadejść. Wtedy on się przemienił.

    Syriusz padł na kolana. Jego usta zadrżały. W oczach nawet zalśniły łzy. Brielle nigdy nie widziała go w takim stanie. Był trupio blady. Strach, który okazywał, aż ranił po oczach. Nie mówił nic ani się nie poruszał. Paraliż odbierał mu zdolności ruchu. Każde włoski stanęły dęba na ciele. Zimny pot moczył jego szatę, natomiast oddech zdawał się żyć własnym życiem. Nie był w stanie ani drgnąć. Tylko patrzył na ciało Jamesa leżące na podłodze. Nieruchome. Martwe.

    Brielle otworzyła usta. Czy to właśnie tego bał się słynny Syriusz Black? Śmierci swego najlepszego przyjaciela?

    Niemniej James nie był dla niego tylko najlepszym przyjacielem. Teraz zdała sobie o tym sprawę. Był również jego przyszywanym bratem. Rodziną. Teraz leżał przed nim, bez oznak życia. Nie mógł otrząsnąć się z szoku. Kompletnie zapomniał, że to tak naprawdę był zwykły bogin. Zdawał się nie kontaktować ze światem rzeczywistym. Płynął w swoim własnym świecie, który był jak mocne uderzenie biczem w nagie ciało.

    Profesor obrony przed czarną magią w końcu oprzytomniał.

    — Panie Black, to bogin, proszę o tym pamiętać — rzekł do Syriusza. — Trzeba przezwyciężać nasze lęki, by te nie przezwyciężyły nas.

    Czarodziej zdawał się puszczać jego słowa mimo uszu.

    W sali panowała grobowa cisza. Nikt nie ośmielił się ruszyć ani nawet coś powiedzieć. Tylko część Ślizgonów śmiała się i wytykała Gryfona palcami. Sam James Potter (ten żywy) stał z otwartymi ustami. Czuł blokadę, która uniemożliwiała mu pobiegnięcie do przyjaciela.

    Brielle nie pamiętała jeszcze przypadku, aby uczeń w swoim boginie widział śmierć kogoś bliskiego. Nie miała pojęcia czemu, ale nagle ból rozlał się po jej klatce piersiowej. Serce biło jak szalone. Nie mogła patrzeć na ogromny i nie kończący się ból Syriusza. Oddech dziewczyny stał się płytki. Dość.

    Nim profesor cokolwiek zdołał zrobić, ona już przy nim była. Stanęła przed Syriuszem, a bogin od razu przeistoczył się w jej strach. Znieruchomiała, gdy go zobaczyła. Jak to możliwe? Widziała siebie! Swoje lustrzane odbicie. Miała wrażenie, że zaraz wrośnie w podłogę. Cóż to był za skandal? Czyżby ta niezwykła magia bogina przestała działać i poczęła pokazywać jakieś przedziwne rzeczy? Przecież to niemożliwe, by bała się samej siebie!

    — Riddikulus! — krzyknęła, a „strach" rozmył się w powietrzu niczym dym przewiany przez wiatr.

    Stała jeszcze chwilę w miejscu, próbując zorientować się, co właściwie się stało. Spojrzała na Syriusza, z którego oczu zniknął już strach. Pozostał jedynie ogromny ból. Patrzył prosto na nią. Powędrowała spojrzeniem po zebranych uczniach. Każdy ze zdziwieniem się w nią wpatrywał. Sama była zaskoczona tym, co zrobiła. „Dlaczego?" — nasuwało się pytanie. Zadrżała. Odwróciła się na pięcie i nie zważając na to, iż lekcja się nie skończyła, wyszła z sali.

    Syriusz nie pojmował, co się działo. Widział tylko wciąż martwe ciało Jamesa i Brielle, która nagle przed nim stanęła. Miał ochotę skulić się i schować przed całym światem. Niespodziewanie przed oczami zobaczył posturę Jamesa.

    — Rogaczu? — wyszeptał ochryple. — Czy to ty?

    — Oczywiście, że to ja, idioto — zachichotał nieco histerycznie Potter i objął przyjaciela.

    Syriusz wyswobodził się z ramion najlepszego przyjaciela. Przebiegł po jego ciele wzrokiem. Faktycznie, to był on. Ale to nieprawdopodobne, bo...

    — Dlaczego najpierw żyłeś, potem umarłeś, a teraz zmartwychwstałeś?

    — Cały czas żyłem. To był zwykły bogin, a ty się w majty tak obsrałeś! — Potter znowu zaśmiał się historycznie. Próbował nie pokazywać, jak bardzo przejął się całą sytuacją. — Wiesz, na co mam teraz ochotę, Łapciu? Na pyszne ciasto z kuchni. Jestem pewien, że skrzaty domowe z wielką radością nam je przyrządzą. — Pomógł wstać przyjacielowi, puścił oko profesorowi i wraz z Syriuszem wyszedł z pomieszczenia.

    Profesor Tanner nie próbował nawet ich zatrzymywać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top