Rozdział 52
Stała oparta o ścianę w pokoju wspólnym. Wiele rozmyślała ostatnimi dniami i w końcu wszystko zrozumiała. Nic nigdy nie wydawało się być dla niej tak oczywiste, jak to. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Dlaczego wcześniej nie pojęła swoich uczuć?
Zakochała się. Nie! Nie zakochała. Oszalała na jego punkcie. Do tego stopnia, że wyobrażenie życia bez niego u boku było nie do pomyślenia. Nigdy nie śmiałaby sądzić, iż kiedyś poczuje to uczucie tak dosadnie, jak teraz. Niemniej zaakceptowała to, zaakceptowała wszystkie swoje emocje, ponieważ nareszcie była szczęśliwa i spełniona. Nareszcie wiedziała, jak żyć, gdyż on dodawał sensu całemu istnieniu.
Musiała go odnaleźć. Pędem skierowała ku wyjściu z pokoju wspólnego Slytherinu. Pragnęła pocałować go, objąć, czy chociażby zobaczyć, bowiem sam widok chłopaka sprawiał, iż całe ciało dziewczyny płonęło. Dodatkowo te jego oczy! Nic cudowniejszego w życiu nie miała okazji zobaczyć, naprawdę! Nie mogła uwierzyć, że ktoś, a zwłaszcza ona, może się tak zakochać, ale to była prawda. Kochała go. Och, kochała!
Wszystko zaczęło się tak niewinnie. Oboje za sobą nie przepadali, nie mieli nawet zbyt wielu okazji do rozmowy, żyli własnym życiem. Dwa przeciwne domy, które od lat, jak nie wieków!, ze sobą rywalizowały. Ślizgonka kontra Gryfon. Kto by pomyślał! Z pewnością nie Salazar Slytherin. Gdyby on się dowiedział, co działo się w Hogwarcie, a dokładniej, w głowie Brielle Carson, toby pewno w trumnie się przewrócił, a może i nawet przybył z zaświatów, aby ukarać nieroztropną czarownicę czystej krwi, która oddała swe serce komuś takiemu, jak owy Huncwot. Przynajmniej miał czystą krew. Przynajmniej to.
Nie obchodziły Brielle te wszystkie różnice. Nie obchodziło ją to, co pomyślą inni, nawet jeśli chodziło o Jaylę, Camdena, Ellie czy Severusa. Najważniejsze było przecie to, że czuła się szczęśliwa i zakochana po uszy.
Chciała go już zobaczyć! Biegiem ruszyła przez schody, aż stanęła przed pokojem wspólnym Gryffindoru. Niestety, nie znała hasła, a żadnego Gryfona w pobliżu nie było. Nawet jego obecność nic by nie dała, w końcu któż zechciałby podać hasło do pokoju wspólnego Gryffindoru Ślizgonowi?
Pozostało więc z tego wszystkiego jedynie czekanie i nadzieja, że jeszcze dzisiaj go spotka i powie mu prosto w te piękne, uwielbiane przezeń oczy, iż szaleje na jego punkcie. Była na to gotowa. Była gotowa pokonać cały świat, wyrzec się wszystkiego, aby tylko móc codziennie na niego patrzeć. A nawet założyć rodzinę! Tak, Brielle Carson była gotowa założyć rodzinę ze swoim ukochanym.
Nagle odwróciła się, usłyszawszy rozmowy i jego głos. Huncwoci wdrapywali się po schodach, rozmawiając i śmiejąc się, jak to oni. W środku towarzystwa znajdował się Syriusz.
Serce Brielle zabiło głośniej, a całe ciało oblało się gorącem. W oczach pojawiły się iskierki na widok ukochanego, który nawet nie zdawał sobie sprawy, co za chwilę się zdarzy. Brielle westchnęła i sama do siebie pokręciła głową. Był taki przystojny! Dlaczego wcześniej nie zauważyła czegoś takiego?
Zaczęła szybko schodzić i brnąć w ich kierunku.
— Carson? — zapytał zaskoczony Syriusz. — Co ty tutaj robisz?
— Przyszłam wyznać moje uczucia — powiedziała cicho. Czuła się nieco skrępowana, a wcześniejsza pewność siebie zniknęła, lecz to nie sprawiło, że zrezygnował z planu.
— Uczucia? — powtórzył również cicho.
Brielle kiwnęła głową. Teraz albo nigdy. Skróciła dzielącą ich odległość i pocałowała go.
Pocałowała swojego ukochanego.
Pocałowała osobę, która nadawała sens jej istnieniu. Sens wszystkiemu.
Pocałowała Petera Pettigrew.
Nigdy nie czuła się tak spełniona, jak wtedy, gdy poczuła jego usta na swoich. Peter od razu odwzajemnił pocałunek. Wiedziała! Wiedziała, że darzył ja tymi samymi uczuciami! Gdy odsunęli się od siebie, Pater złapał ją za dłoń z niezwykłą delikatnością.
— Kocham cię, Brielle — wyznał, a w jego oczach zaiskrzyły najprawdziwsze łzy.
— Kocham cię, Peterze — odparła ze szczerością Brielle. Nie zdołała powstrzymać łez szczęścia, które popłynęło po policzku.
•
XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top