Rozdział 50
Zaległości jednak nie były największą zmorą Brielle Carson, bowiem był nią Syriusz. Postawiła sama sobie immunitet: albo, jak obiecała Jayli, wbije chłopakowi sztylet w plecy, albo zwyczajnie urwie z nim kontakt. Przystanęła na to pierwsze, lecz nie potrafiła się do tego zebrać. Unikała go. Nie wiedziała nawet, dlaczego. Tłumaczyła się swoimi zaległościami i tym, że musi się uczyć. Z tego powodu każdą wolną chwilę spędzała z książką - aby nie myśleć.
Jayla przewracała oczami za każdym razem, gdy Ślizgonka szła przez korytarz z nosem wbitym między stronice podręcznika. Brielle nigdy aż tak się do nauki nie przykładała, ponieważ wiele zapamiętywała z samych lekcji, lecz w tamtej chwili jedyne, czego pragnęła, to odskok od myśli, które napierały na nią niczym lawina.
Ellie cały czas dreptała za nimi, zamyślona. O dziwo, nawet nie prowadziła dyskusji. Tak cicha to jeszcze nie była. Zakończywszy lekcje poranne, Brielle usiadła z książką od zaklęć na parapecie. Oparła się plecami o okno i skrzyżowała nogi. Za oknami znowu panował śnieg, który na nowo zasypał okolicę. Było go aż po kostki! Dziewczyna tęskniła za ciepłymi dniami. Chciałaby, aby te mrozy nareszcie zrobiły miejsce wiosennemu słońcu, liściom i owocom na drzewach, a także o jasnym oraz żywym kolorze trawie.
— Znowu się bawimy w kotka i myszkę, Carson?
Nie musiała unosić wzroku znad książki, aby wiedzieć, kto przed nią stał. Syriusz oparł się łokciami o parapet i spojrzał na trzymany przezeń podręcznik.
— O, z tego jest zadanie — rzekł, przejeżdżając palcem wzdłuż listy zaklęć. — Trzeba opisać trzy wybrane zaklęcia na jutro. Przynajmniej jedna strona pergaminu dla jednego zaklęcia.
— Co?! — krzyknęła i wytrzeszczyła oczy, patrząc z osłupieniem na książkę. — Jayla nic nie wspominała. Jak ja mam to zrobić w godzinę? Zaraz zajęcia popołudniowe!
— Wiesz, ja z chęcią ci pomogę za małą nagrodę. — Chłopak uśmiechnął się nonszalancko. Brielle w tamtej chwili już wiedziała, że owa nagroda wcale jej nie przypadnie do gustu. — Tylko jeden, mały całus.
Mało brakowało, a przyłożyłaby mu książką w głowę. Powstrzymało Brielle tylko to, że nie mogła zawieść zaufania Syriusza, co znowu nie oznaczało, że mają się całować. Co to to nie!
— Wątpisz w moje zdolności? — szepnęła i przybliżyła swoją twarz do twarzy Syriusza.
— Nie śmiałbym. Założę się, że ty śpisz z książką do eliksirów.
— Tak myślałam.
Szybko zeskoczyła z parapetu i ruszyła przed siebie. Skierowała się do biblioteki, gdzie na spokojnie mogłaby odrobić pracę. Usiadła wygodnie na krześle. Według zegara miała godzinę, nim zaczną się zajęcia. Wybrała pierwsze lepsze zaklęcia, które dostrzegła i zaczęła opisywanie. Korzystała z bibliotecznych ksiąg, gdyż w nich zawarte były szczególniejsze informacje aniżeli tych podręcznikowych. A o to właśnie chodziło. Musiała lać wodę, jak popadnie, aby wypełnić minimum, czyli jedną stronę pergaminu.
Dlaczego Jayla nic o tym nie powiedziała? Och, no tak. Bo to Jayla, przecież ona rzadko kiedy słuchała na lekcjach. Zapewne nie dosłyszała bądź zapomniała o tym nadmienić. Obie opcje były tak samo prawdopodobne i w żadnym stopniu niezaskakujące.
Obliviate jest zaklęciem, które w najszerszym rozumowaniu powoduje utratę pamięci wybranej przez nas osoby. Znane jest także pod nazwą „zaklęcie zapomnienia". Kolor światła zaś mieni się barwą niebieską bądź białą. Jest odwracalne.
Przewracała strony grubego tomiska i dopisywała kolejne informacje. Brała pod lupę wszystko. Począwszy od ogólnych informacji, a skończywszy na ciekawostkach. Gdy opisała jedno zaklęcie, do lekcji pozostało jedynie kilka minut. Postanowiła skończyć pracę po zajęciach. Szybko zebrała się i pędem ruszyła w stronę klasy.
•
Zajęcia szybko Brielle minęły. Głównie dlatego, że miała dwie lekcje z eliksirów pod rząd. Wraz z zakończeniem lekcji z powrotem udała się do biblioteki, gdzie powróciła do zaczętej pracy. Westchnęła. Czekała dziewczynę nieprzespana noc.
Była w połowie swojego tekstu, gdy obok niej usiadł Syriusz.
— Jak ty mnie ciągle odnajdujesz? — zapytała z niedowierzaniem.
Było to przecież niemożliwe! Hogwart był tak ogromny, a on za każdym razem potrafił ją odnaleźć.
— Serce mnie prowadzi.
Ślizgonka pokręciła głową i nie zważając na jego obecność, kontynuowała. Nie mogła znać sekretu chłopaka, jakim była mapa Huncwotów, która z łatwością umożliwiała znalezienie kogokolwiek i gdziekolwiek.
— Przyszedłem ci pomóc, Carson — oznajmił i chwycił za pergamin oraz pióro.
— Wspaniale — rzuciła sarkastycznie — ale mamy inne pisma, geniuszu. Poza tym nie potrzebuję twojej pomocy. — No nie mogła się powstrzymać. Zabrzmiało to jeszcze bardziej arogancko niż w myślach Brielle. Wyrzuciła sobie, że powinna zacząć uważać na słowa.
— Otóż nie. Istnieje pewne wspaniałe zaklęcie, które wymyślił wspaniały, utalentowany i genialny pod każdym względem twórca. Dzięki niemu z łatwością możemy zaczarować pióro, aby pisało dokładnie tak, jak chcemy.
Brielle zmarszczyła brwi. Przerwała pisanie i uniosła wzrok. Nie słyszała o żadnym takim zaklęciu.
Syriusz dumnie uniósł podbródek.
— Idem Scripturum — rzekł, odchrząknąwszy i dotknął różdżką pierw pergaminu dziewczyny, a potem swojego pióra.
Brielle z uwagą przyglądała się, jak Gryfon sięga po pióro i pisze pierwsze słowa. Nie mogła się nadziwić, gdy dostrzegła, że jego literki były takie same jak jej. Pokręciła z niedowierzaniem głową.
— To moje zaklęcie — wyjaśnił. — No, moje i Jamesa. Ale to ja głównie się do niego przyczyniłem. Dzięki temu zaklęciu Remus może za nas odrabiać zadania. Naprawdę jest to wygodne.
Brielle wpatrywała się, jak Syriusz pomagał jej w pracy. Przewracał stronice jednej z ksiąg z małego zbiorowiska, które sobie zorganizowała. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Nagle dopadła ją złość. Okropna złość. Nie wiedziała nawet, dlaczego. Mocno zacisnęła palce na piórze.
— Pewnie każdej to robisz, co? — wypaliła.
Zaskoczony Gryfon uniósł wzrok, a jego pisadło zamarło w powietrzu.
— Co? Nawet Jamesowi nie odrabiam zadania! Prędzej to on robi za mnie niż ja...
— Nie chodzi tylko o to, i dobrze o tym wiesz! — Wstała i zabrała sprzed nosa Syriuszowi pergamin. Następnie za pomocą zaklęcia Wingardium Leviosa uniosła księgi.
Szybkim krokiem opuściła bibliotekę. Głos rozsądku krzyczał na nią, bo przecież zaczęli się zbliżać i niedługo miała nareszcie wypełnić obietnicę daną przyjaciółce, lecz emocje wzięły górę. Gdyby przynajmniej znała powód tej złości! Biegła przed siebie, zdawać się mogło, bez końca, aż w końcu stanęła i zakryła twarz w dłoniach. Warknęła.
Miała dość tego, naprawdę dość, ale brakowało tak mało! Postanowiła, że już jutro zakończy to, co zaczęła. Koniec tego. Koniec. Usłyszała kroki. Wstała z niedowierzaniem. Znowu ją odnalazł! Jak on to robił?
— Przestań! — krzyknęła. — Jakkolwiek to robisz, przestań.
Cofnęła się, gdy on się przybliżył.
— Tak — rzekł, a widząc jej niezrozumiały wzrok, dodał: — Postępowałem tak z każdą.
„Spokój. Spokój. Spokój. Nie wybuchaj, jutro to zakończysz i to on będzie wściekły.".
Nawet myśli jednak nic nie poradziły.
— Cudownie. To skoro to przyznałeś, możesz sobie już iść!
— Nie. Nie pójdę, dopóki nie skończę. To, co jest między nami, ta więź...
— Na Merlina! Black! — Nie mogła wytrzymać. Słowa chłopaka były zbyt zabawne, absurdalne i bezsensowne. — Między nami niczego nie ma! To wszystko nie było prawdą! Nie jestem w tobie zakochana po uszy, a to, jak się w twoim towarzystwie zachowywałam, to również nie ja. Miałam cię zniszczyć, rozumiesz? Zniszczyć!
Syriusz milczał przez chwilę. Nie mogła z twarzy chłopaka nic wyczytać.
— A ja miałem zniszczyć ciebie.
— No coś ty. — Zacisnęła usta i obrzuciła go wzrokiem. — Domyśliłam się.
Była pewna, że jej tętno w tamtej chwili podskoczyło gwałtownie w górę. Stali, milcząc. W końcu do Brielle dochodziło to, jaki krok uczyniła. Jayla będzie wściekła. Mimo tego niczego nie żałowała. Miała dość Blacka.
— Tyle że ja przestałem udawać po drugim spotkaniu — szepnął.
Ściągnęła brwi. Chwila, co?
Nie zdążyła zapytać, co miał na myśli, gdyż odszedł, a ona pozostała sama ze swoimi rozważeniami, wśród ciemności. Dopiero wtedy zorientowała się, że książki, które wcześniej unosiły się pod wpływem zaklęcia, teraz leżały rozrzucone na podłodze. Szybkim machnięciem ponownie je uniosła.
Ruszyła powoli przed siebie. Pewnie to kolejne zagranie Blacka. Pewnie w dalszym ciągu toczy swoją gierkę. Nie zamierzała być jej częścią. Nie była pionkiem.
On taki już był. Świetny gracz. Świetny manipulator. Takie osoby nigdy się nie zmieniały. Czuła smutek. Trochę też złości i coś na kształt... zawiedzenia? Wiele emocji na raz. Nie potrafiła się w nich odnaleźć. Czuła się, jakby rzucono Brielle na środek morza i kazano płynąć w stronę lądu. W jakim kierunku się udać? Gdzie go szukać? Nie wiedziała. Na Merlina, nie wiedziała...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top