Rozdział 49

    Obudziły ją głosy i krzątanie pielęgniarki. Jęknęła w poduszkę i uniosła powieki. Nad nią stała kobieta i się uśmiechała.

    — Jak minęła noc i jak się czujesz?

    — Dobrze — mruknęła sennie i przyjęła eliksir, który wręczyła pielęgniarka.

    Wypiła go jednym haustem i ledwo powstrzymała chęć zwrócenia tego, co wypiła. Nie kłamała. Dobrze jej się spało, co było zaskakujące, zważywszy na to, że często miała problemy z zaśnięciem. Przetarła zmęczoną twarz dłonią i ziewnęła. Wtem na swojej nodze poczuła czyjś lodowaty dotyk. Odwróciła się tak gwałtownie, że omal nie spadła.

    — A, to ty, Black — powiedziała.

    Kompletnie wypadło Brielle z głowy to, że on leżał tuż przy niej. Przypomniała sobie wydarzenia z poprzedniej nocy i się zdenerwowała.

    — Wykorzystałeś to, że byłam zmęczona! — Oburzona wskazała na niego wyzywająco palcem.

    — Tłumacz się, tłumacz. Proszę bardzo — rzekł chłopak. — Samej siebie nie oszukasz, że tak naprawdę marzysz o tym od pierwszego roku, Carson.

    Z nim naprawdę nie dało się rozmawiać. Walnęła się ręką w czoło i wstała.

    — Gdzie idziesz?

    — Szukać skarbów! — rzuciła i pomachała, a następnie wyszła ze skrzydła.

    W rzeczywistości zmierzała do łazienki. Musiała się odświeżyć. Miała tylko nadzieję, że pani Pomfrey nie będzie na nią zła. Były jednak rzeczy ważne i ważniejsze.

    Weszła do łazienki prefektów. Uwielbiała tu się kąpać. Zrzuciła ubrania i zanurzyła się w przyjemnie gorącej wodzie. Leżała w niej tak długo, że w końcu znacznie się ostudziła. Był to idealny sygnał, że czas wrócić. Wysuszyła i wygładziła różdżką włosy. Teraz nie były kręcone jak sprężynki, tylko lekko falowane od połowy.

    Od razu poczuła się znacznie lepiej. Dostrzegła nawet, że kłucie całkowicie znikło, jakby nigdy go nie było. Rana na duszy jednakże pozostała. Na samo wspomnienie widoku złości na twarzy Camdena i tego, że rzucił zaklęcie pomimo, że mógł trafić Brielle... Potrząsnęła głową sama do siebie.

    Źle się czuła z tą świadomością, ale wiedziała, że był w furii. Gdyby nie to, na pewno nie skierowałby w stronę swojej przyjaciółki zaklęcia.

    Postanowiła, że nie będzie więcej mówić przyjacielowi o Blacku. Zaczynała też coraz bardziej i bardziej żałować tego wszystkiego, oraz mieć większą chęć do nie zrealizowania obietnicy.

    Wróciła do skrzydła. W środku czekała na nią pani Pomfrey.

    — Dziecko drogie! — zawołała przerażona i podbiegła. Osłupiała Brielle ani drgnęła, gdy ta zaczęła dotykać ją to po twarzy, to po brzuchu. — Wszystko dobrze? Nic ci się nie stało? Dlaczego wychodzisz bez uprzedzenia! Tak się nie robi!

    — Ale dobrze się czuję...

    — I co z tego? Mogą pojawić się wszelkie powikłania bądź ból może nagle cię nawiedzić! Nawet za sprawą magii nic nie znika bez konsekwencji i ot tak! Marsz do łóżka, natychmiast!

    Dziewczyna postanowiła, że nie będzie więcej protestować, aby jeszcze bardziej nie wytrącić kobiety z równowagi. Położyła się na posłaniu i rozejrzała. Nigdzie nie widać było Syriusza. Zmarszczyła brwi.

    — Pan Black poszedł na zajęcia — poinformowała pielęgniarka i na stoliku położyła kolejny trunek. — Wypij go za dwie godziny, chyba że wcześniej zacznie cię boleć.

    Pokiwała głową niczym posłuszne dziecko. Trudno to było przyznać, lecz nieco zmartwiła się faktem, że Gryfon już poszedł. Została sama. Westchnęła. Nie pozostało nic innego, jak położyć się na te dwie godzinki spać.

    Jayla i Ellie siedziały na skraju łóżka. Druga z nich przyniosła czekoladę, twierdząc, że słodycze sprawiają cuda i na pewno jeśli zje tabliczkę zrobi Brielle się lepiej. Sedno tkwiło w tym, że nie odczuwała najmniejszego bólu. Czuła się wyśmienicie, wręcz jak nowo narodzona.

    — Rozmawiałyście z Camdenem? — zapytała z udawanym brakiem zainteresowania Brielle.

     — Nie — odparła Jayla. — Widziałam natomiast, że wyglądał jak zbity pies.

    Ellie zrobiła smutną minę. Bawiła się papierkiem od cukierka.

    — Bardzo mu jest przykro, ale w końcu cię zdradził. Może będzie lepiej, gdy dasz sobie z nim spokój?

    Brielle i Jayla spojrzały zaskoczonym wzrokiem na Ślizgonkę. Ellie raczej należała do osób, które szybko przebaczały. Takie zachowanie nie było do niej podobne.

    Ellie zacisnęła usta.

    — Znaczy... jak chcesz — uzupełniła zdawkowym tonem.

    — Ostatnio dziwnie się zachowujesz — zauważyła podejrzliwie Brielle.

    Jayla zmarszczyła brwi i wbiła zaciekawiony wzrok w Ślizgonkę.

    — Coś ukrywasz, North?

    — Nic nie ukrywam. — Ellie przewróciła oczami. — Gdyby we mnie ktoś rzucił zaklęciem, tobym nie wpadła mu w ramiona. Ale to twoja sprawa, Brielle, choć moim zdaniem...

     — Dokładnie — przerwała Brielle. — To moja sprawa. Camden jest moim przyjacielem, a to wszystko spowodowane było zwykłą złością.

    Ellie więcej nic nie powiedziała. Przysłuchiwała się jednym uchem rozmowie. Myślami była gdzieś daleko.

    — A tak właściwie, to co sprawiło, że tak się wkurzył na Blacka? — zapytała Jayla. — Dlaczego był taki zły?

    — To nie jest istotne. — Zbycie odpowiedzi było najlepszym wyjściem. Nie mogła powiedzieć Jayli o tamtym pocałunku. Mogła zareagować znacznie gorzej aniżeli Camden.

    Jayla nie dociekała, lecz wręczyła przyjaciółce stos pergaminów. Był to naprawdę cały wielki stos, a przecież nie było Brielle tylko dzień na lekcjach! Przed owutemami nauczyciele tracili głowy. Za wszelką cenę chcieli dobrze przygotować swoich uczniów.

    — Kopia wszystkich notatek — oznajmiła Jayla. — Oczywiście nie moich.

    Brielle kiwnęła głową i przejrzała teksty. Zapowiadało się dużo nauki. Musiała to nadrobić. Teraz jednak wolała korzystać z okazji wypoczynku. Rozmawiała jeszcze tylko chwilę z Jaylą, ponieważ przerwał im gość. Camden poprosił, aby wraz z Ellie zostawiła go i Brielle samych. Jayla wstała i od razu wyszła, lecz Ellie wyraźnie się ociągała. Z widocznym niepokojem spoglądała to na chłopaka, to na dziewczynę. Brielle zaczęło już irytować zachowanie Ślizgonki. Nie wiedziała, o co jej chodziło. Ewidentnie coś ukrywała. Ostatnio nie była sobą, ale w końcu wyszła, na szczęście. Rzuciła ostatnie, długie i badawcze spojrzenie Camdenowi, znikając za drzwiami.

    Brielle założyła ręce na piersi i z wyczekiwaniem spojrzała na Camdena. Chłopak podrapał się po karku i zrobił skruszoną minę.

    — Przepraszam, Elle. Nigdy nie chciałem ci zrobić krzywdy, naprawdę! To był tylko wypadek. Byłem wściekły, że cię potraktował tak, jakbyś była jego własnością. Kolejną zabawką Blacka do kolekcji. — Wyglądało na to, że mówił szczerze. Camden niepewnie usiadł na łóżku i złapał przyjaciółkę za dłoń, w opiekuńczym geście. — Wiesz, jaki on jest. Zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Na nikim mu nie zależy, tylko na sobie samym. Taki ma tupet.

    Dziewczyna przygryzła wargę. Nie spodobały jej się te słowa. Dopiero wówczas zorientowała się o tym wszystkim, co wokół niej się działo. No tak, Syriusz wobec Brielle był szczery. To wszystko, co mówił, co robił... Tak samo traktował inne dziewczyny, do których zagadywał. Nie była żadnym wyjątkiem. To było zwyczajną grą, a ona pozwalała mu na to, bo sama chciała wypełnić swoją obietnicę. Dlaczego wcześniej nie dostrzegła tego, jak bardzo było to porąbane?

    Nie mogła znieść jednak jednej myśli. Czuła się przy nim dobrze. Miło jej się z nim rozmawiało, śmiało, ogólnie spędzało czas. Polubiła to poczucie humoru, z którego słynął. Była na siebie wściekła. Nie powinna go polubić, bo to nie o to chodziło. Jej zadaniem było zemścić się na Syriuszu za Jaylę.

    Nadszedł czas, aby zakończyć swoją misję, bo im dłużej spędzała z nim czas, to tym bardziej wchodziła w coraz gęstsze bagno.

    — Żałuję, że to zrobiłem — kontynuował Sherman. — Uwierz mi, że chciałem tylko cię chronić, a skutek wyszedł przeciwny. Nie zasługuję na ciebie...

     — Nie mów tak — powiedziała łagodnie i złapała go za rękę. — Nie mam ci tego za złe. Nie będę się na ciebie gniewać do końca życia, że gdzieś kiedyś na siódmym roku przypadkowo dostałam od ciebie zaklęciem.

    — Cieszę się, że mam kogoś takiego, jak ty, w swoim życiu — szepnął, a w jego oczach zaiskrzyły iskierki.

    — No już się tak nie rozczulaj, Sherman — parsknęła. — Nie jesteś Puchonem, pamiętaj.

    — Nie jestem Puchonem... Okej, zapamiętam. Trudno zapomnieć.

    Ona również cieszyła się z faktu, że zawsze miała przy sobie kogoś, na kogo mogła liczyć. Nikomu nie ufała tak bardzo, jak Camdenowi. Znali się od dziecka. Darzyła go silnym uczuciem. Czuła z nim nierozerwalną wieź. Wiedziała, że wskoczyłby za nią w ogień.

    Na nikim innym nie mogła tak polegać. Nawet na Jayli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top