Rozdział 46

    Jego usta, w przeciwieństwie do zimna panującego za oknem, były ciepłe. Miała wrażenie, że cały wcześniejszy chłód, spowodowany przez lodowaty deszcz, wyparował, a zamiast niego w jej ciele zatańczył ogień. Wydawało się, że cała sytuacja trwała w nieskończoność, zanim Syriusz się odsunął.

    Brielle rozszerzyła oczy i w szoku spojrzała na Syriusza, który wydawał się być równie oszołomiony, jak ona.

    — Co to było? — wypaliła, cała czerwona na twarzy. Chciała się zapaść pod ziemię.

    — Pocałunek — odparł głucho Black.

    — Dlaczego?

    — Nie wiem.

    Cała sytuacja mogłaby się wydawać śmieszna z zewnątrz, lecz wcale taka nie była naprawdę. Syriusz nie wiedział, dlaczego Brielle pocałował. Nie miał tego w planach. Gdzieś pojawiała się mała myśl, że skoro chciał dziewczynę poderwać, to powinien ją pocałować, ale tego dnia bynajmniej nie planował. To stało się tak szybko! Tak nagle... Nie zarejestrował, kiedy w nim się pojawił ten szalony pomysł. Czuł się jak w amoku. Ona widocznie też.

    Stali przez chwilę i się w siebie wpatrywali. W końcu atmosfera zrobiła się bardzo niezręczna. Obie strony to czuły.

    — Idę już — powiedziała Brielle i nie czekając na odpowiedź, odeszła.

    Gdy tylko zniknęła za zakrętem, rzuciła się biegiem w kierunku lochów, lecz ostatecznie zmieniła stronę. Nie mogłam tam przecież teraz pójść! Co powie Jayla, gdy się dowie? Wścieknie się. Owszem, chciała, aby Syriusz się w niej zakochał, lecz na pewno nie oczekiwała, że się pocałują! Jak to w ogóle brzmiało? Pocałunek. Pocałunek jej i Syriusza. 

    Wpadła do łazienki Jęczącej Marty. Tam przynajmniej nikt nigdy nie przychodził. Oparła się o ścianę i zakryła twarz w dłoniach. To wszystko się zagalopowało. Nie tak miało to przecież wyglądać! Nie chciała się z nim całować!

    W tej chwili dotarło do Brielle, że swój pierwszy pocałunek przeżyła z kimś, kto nawet odrobinę jej się nie podobał i kto był wrogiem jej najlepszej przyjaciółki.

    Cała twarz paliła, jakby otoczyły ją płomienie ognia. Podeszła do kranu i puściła zimną wodę, którą ochlapała swoją twarz. Wbiła palce we włosy. Co on zrobił? Dlaczego pocałował Brielle? Dlaczego, na Merlina! Dlaczego?!

    — Cholerny Black! — krzyknęła do swojego odbicia, jakby to ono było winne temu wszystkiemu, co miało miejsce.

    — Cholerny... Cholerny... Ale przystojny!

    Brielle gwałtownie się odwróciła. Za sobą ujrzała chichoczącą Jęczącą Martę.

    — Milcz.

    — Nie bądź niemiła — wydął usta duch. — Czy ja kiedykolwiek miałam pretensje, gdy wtargałaś do mojej łazienki niczym do swojej?

    Brielle prychnęła i odwróciła się teatralnie. Nie zamierzała dyskutować z duchem.

    — A teraz odwracasz się do mnie plecami? Brzydko z twojej strony, brzydko... — zachichotała Marta i podleciała do Brielle. — Dlaczego tak przeklinasz Syriusza Blacka?

    — Nie twoja sprawa, umarlaku.

    — Może i jestem umarlakiem — powiedziała tak, jakby ledwo powstrzymywała płacz — ale przynajmniej nie jestem tak wredna jak ty!

    — Ja wredna? — obruszyła się. — To ty wtykasz nos w nieswoje sprawy.

    — Widzisz, to ty znajdujesz się w mojej łazience. Więc to ty wtykasz nos, nie ja.

    — Dobrze, już nie będę ci przeszkadzać. — Miała dość gadaniny Jęczącej Marty. Już rozumiała, dlaczego nikt nie przychodził do tej łazienki. Sama żałowała, że tu przywędrowała.

    — Nie, zaczekaj! Rzadko ktoś mnie odwiedza... Zostań. Nie będę ci przeszkadzać.

    Brielle uniosła brew. Brzmiało to podejrzanie, lecz się zatrzymała. W istocie Marta była tylko chwilę cicho. No kto by się spodziewał?

    — Pocałowaliście się, prawda? — uśmiechnęła się.

    Ślizgonka zmarszczyła czoło. Skąd ona to wiedziała? Przecież jej nie powiedziała! Nie mogła wiedzieć.

    — Miałaś dać mi spokój.

    — Czyli tak! Och, jakie to słodkie...

    — Żadne słodkie — przerwała zirytowana Brielle. — To on mnie pocałował. Ja tego nie chciałam. I nie mam zamiaru rozmawiać o tym z duchem.

    — Ale ty go nie odrzuciłaś — zauważyła rozmówczyni.

    Brielle otworzyła usta. Skąd ona... Nieważne. To było nieważne. Odwróciła się i szybko wyszła z łazienki, trzaskając z impetem drzwiami. Ruszyła przed siebie. „Ale ty go nie odrzuciłaś". Bo była zdezorientowana! Zdezorientowana! Kto by nie był w takiej sytuacji? Powątpiewała, aby znalazła się taka osoba. Zresztą po co o tym myślała? Po co się sama przed sobą tłumaczyła? To było głupie. Wyrzuciła ten natłok myśli. To był zwykły pocałunek, który w dodatku nic nie znaczył. Nic z jej strony, a jeśli był w jakiś sposób ważny dla Blacka, to świetnie. Idealnie. Cudownie! Oznaczało to, że się w niej zakochał, a o to przecież chodziło.

    Przy następnym spotkaniu będzie musiała bardziej się postarać, żeby nie pomyślał, że ona nie chciała tego pocałunku. Niby nie chciała, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Przejechała dłonią przez włosy. To wszystko robiło się coraz bardziej popaprane. Zaraz zgubi się w tym wszystkim.

    Weszła do dormitorium. Przybrała obojętny wyraz twarzy. Musiała dobrze to rozegrać, gdyż Jayla znała Brielle  wystarczająco dobrze, aby zorientować się, jeśli coś było nie tak.

    — A co ty taka mokra? — zapytała zaskoczona Jayla.

    — Deszcz pada. —  Wzruszyła ramionami Brielle.

    — W zamku?! — przeraziła się Ellie i rozejrzała, jakby szukała spływających kropel wody.

    Jayla walnęła się ręką w czoło.

    — Użyjesz kiedyś mózgu, Ellie?

    North spiorunowała przyjaciółkę wzrokiem i obrażona odwróciła się do niej plecami. Jayla i Brielle wymieniły między sobą znaczące spojrzenia.

    — Byłam z Blackiem na boisku quidditcha. Lataliśmy na miotłach — oznajmiła Brielle i chwyciła swoją różdżkę. Jednym machnięciem wysuszyła włosy, a następnie ubrania. Od razu lepiej się poczuła. Spojrzała w lustro. Tylko włosy, według niej, wyglądały tragicznie. Były kręcone jak u jakiegoś baranka. Wyglądała jak dziecko.

    Jayla na nazwisko swojego wroga wyprostowała się czujnie. Brielle już wtedy wiedziała, że będzie zmuszona ze wszystkimi szczegółami opowiedzieć Ślizgonce to, co się działo. Niemniej nie zamierzała wspomnieć tylko o jednej, małej sprawie, jaką był ich pocałunek. Sprawnie go ominęła w opowieści. Kłamanie przychodziło Brielle z łatwością, lecz mimo tego niektórzy i tak to wychwytywali. Camden, przykładowo, zawsze wiedział, o dziwo, kiedy lała wodę. Zapewne było to spowodowane tym, że praktycznie razem się wychowywali, a on był świadkiem, gdy bajerowała rodziców.

    — Dobra. — Jayla pokiwała z zamyśleniem głową. — Czyli zbliżyliście się do siebie, tak?

    Brielle wspomniała, zgodnie z prawdą, że podczas latania trzymali się za rękę. Rzecz jasna, pominęła ten szczegół, że było to spowodowane tym, że obawiała się wysokości.

    — Tak. Wydaje mi się, że zaczynam mu się podobać.

    — Świetnie. — Na twarzy Jayli zagościł niecny uśmiech, który sprawił, że po plecach Brielle przeszły najprawdziwsze ciarki. — Tydzień i będzie po wszystkim. Tydzień i Black nie pozbiera się z przeszywającego cierpienia... Nie mogę się doczekać! Nie mogę się doczekać, jak ujrzę w jego oczach pustkę, jak jego ciałem będzie wstrząsał szloch, jakiego nikt nigdy od niego nie słyszał. I nie mogę się doczekać, jak... — Jayla nagle urwała i spojrzała na Brielle. Posunęła się za daleko.

    Brielle wpatrywała się w Jaylę bez słowa - tylko dzięki swoim umiejętnościom zachowała obojętnego wyrazu na twarzy. Słowa przyjaciółki wstrząsnęły doszczętnie Brielle. Wypowiedziała je z taką nienawiścią i okrucieństwem, jakby... jakby nie była w pełni stabilna psychicznie. Dodatkowo ten wzrok w trakcie mówienia! Taki pusty, nieobecny. Taki obojętny na cierpienie, które niedługo miało paść na Gryfona.

    — Ja... — wykrztusiła Jayla. — Zagalopowałam się. Po prostu cieszę się, że stanie się sprawiedliwość, rozumiesz, nie?

    — Wariatka — syknęła Ellie i wgryzła się wściekle w batonika.

    Clayton posłała Ellie szydercze spojrzenie.

    — Mówi dziewczyna, która wierzy we wróżby i chowa pod poduszką tony słodyczy.

    — Bo wróżby są prawdziwe! — oburzyła się Ellie. Brielle jeszcze nigdy nie widziała, aby blondynka aż tak się zdenerwowała. — Jeśli ma się zdolności, to można odczytywać przyszłość! A to, że ty nie potrafisz, to nie oznacza, że coś nie istnieje! Najwidoczniej nie jesteś obdarzona.

    Jayla parsknęła i pokręciła głową. Spojrzała na Brielle rozbawionym wzrokiem. Dziewczyna również się uśmiechnęła. Nie wierzyła w to, że można było odczytywać przyszłość. Może i była czarownicą, potrafiła rzucać zaklęcia, a na oczy widziała wiele nierealistycznych dla mugoli rzeczy, ale w coś takiego, jak czytanie z kart, gwiazd, fusów nie wierzyła. Niech Ellie uważa sobie, że to wszystko istnieje, a on sama została obdarzona przez Merlina, Salazara, czy chociażby tę przeklętą Ferguson . Ona, Brielle Carson, nie wierzyła w to, a na wróżbiarstwo chodziła czysto dla zabawy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top