Rozdział 40

    Syriusz Black przyglądał się Brielle, która rozmawiała z Jaylą i Ellie. Musiał przyznać, że śledził tę trójkę Ślizgonek. Liczył, że pierwsza z nich odejdzie od tego swojego codziennego towarzystwa i będzie miał świetną okazję, aby do niej podejść i zagadać. Niemniej, jak można się domyślić, jak dotąd nic takiego nie miało miejsca, a chłopak czaił się tak od dobrych czterdziestu minut. Zaczynał się już nudzić i mieć coraz większe wątpliwości co do tego wszystkiego. Syriusz jednak miał godność i honor, który by zbezcześcił, gdyby tylko postanowił, że porzuci owe zadanie poderwania dziewczyny. James nie dałby mu spokoju do końca życia.

    Z tego powodu powziął decyzję - zdecydował się na zmianę strategii, choć wiedział, że to trochę nie miało sensu. Postanowił bowiem, że podejdzie do Brielle mimo towarzystwa. Czuł głęboko w sobie, że w takiej sytuacji nie będzie w stanie wymienić z dziewczyną choćby dwóch sensownych, nie zawierających niemiłych słów, zdań. Dostrzegł już dobry kawał czasu temu, że Ślizgonka inaczej zachowywała się przy swoich przyjaciołach, zaś inaczej w momencie, gdy byli sam na sam. Nie wiedział, dlaczego i było to dość intrygujące. 

    Sprawiało nawet, że postać Brielle Carson zaczynała go coraz bardziej interesować...

    Wyszedł z cienia i skierował się w stronę dziewczyn. Jayla pierwsza go dostrzegła. Zacisnęła mocno usta i wbiła w niego wzrok pełen śmiertelnego jadu. Syriusz był pewien, iż gdyby spojrzenia mogły zabijać, byłby już dawno martwy. Zresztą jak połowa, o ile nie więcej, Hogwartu. Jayla nie miała opinii dobrodusznej dziewczyny.

    — A ty tutaj czego, Black? — warknęła przez zęby. — Czy przypadkiem nie pomyliły ci się kierunki, że zawędrowałeś aż do lochów? Wiem, że twoja inteligencja jest znikoma, aczkolwiek nie miałam pojęcia, że nie odróżniasz stron. Cóż, mogłam się tego po tobie spodziewać.

    Syriusz zdusił parsknięcie i uśmiechnął się szeroko do Jayli.

    — Nie przyszedłem do ciebie, Clayton, więc możesz sobie pójść, szerokiej drogi! O, możesz też mi przynieść coś do jedzenia. Głodny jestem.

    Był to cios poniżej pasa. Jayla niemalże zachłysnęła się powietrzem. Otworzyła szeroko oczy. Czaił się w nich ogromny mrok i chęć zemsty. Chłopak widział już oczyma wyobraźni to, jak bardzo mu się za te słowa w niedalekiej przyszłości oberwie.

    — Olśniewająco wyglądasz, Carson — rzekł uwodzicielskim tonem Syriusz i mrugnął do dziewczyny. — Czyżbyś zmieniała fryzurę?

    — Nie, nie zmieniłam — odparła nieco rozbawiona, ale widząc przeszywający wzrok Jayli, szybko dodała: — Tyle masz do powiedzenia, Black? Jeśli tak, to możesz już sobie pójść, o ile nie chcesz zostać wyproszony siłą.

    — O ile to ty mnie wyprosisz siłą, nie mam nic przeciwko.

   — Ty gnojku... — Jayla zazgrzytała wściekle zębami.

    Niestety na tym się skończyła cała rozmowa. Brielle złapała nagle Jaylę za nadgarstek, widząc, że denerwowała się coraz bardziej, i zaciągnęła do wspólnego pokoju. 

    Syriusz westchnął ze zrezygnowaniem i odszedł. Jedna wielka klapa.

    Jayla wyrwała się z uścisku Brielle.

    — Ale on ma tupet! Co sobie myślał w tym swoim małym, zdradzieckim, gryfońskim móżdżku? Że może sobie nas obrażać? Że może potem, jakby nigdy nic, przystawiać się do ciebie? Nienawidzę tego przeklętego Blacka! Założę się, że razem to wszystko uknuli z Potterem! Kiedyś tego wszystkiego pożałują...

    — Od kiedy ty mu się w ogóle podobasz? — zapytała Ellie.

    Brielle wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty ciągnąć tej rozmowy. Miała nadzieję, że Gryfon jednak nie odważy się podejść do niej w towarzystwie Jayli i Ellie. Myliła się. Mogła się tego domyślić. Przecież był Gryfonem.

    — Podoba mu się teraz, a za dwa dni już nie będzie. Black zmienia dziewczyny jak rękawiczki — odpowiedziała za Brielle Jayla. — Wystarczy, że mrugnie do którejś z dziewczyn, a te od razu rzucają mu się w ramiona. Jak mogą być tak głupie? Jak którakolwiek z nich może myśleć, że jest taka wyjątkowa, że sam wielki Syriusz Black może ją naprawdę pokochać? Wszyscy ci zadufani Gryfoni są tacy sami. Uważają siebie za królów świata. Bezczelne gnidy!

    Jayla powiedziała to wszystko na jednym wydechu, a gdy skończyła wzięła wielki haust powietrza i opadła na sofę. Założyła ręce na piersi niczym obrażone dziecko i milczała. Ellie usiadła obok.

    — No, kretyni z nich. Dobrze, że za kilka miesięcy kończymy szkołę. Przynajmniej nie będziemy ich widywać.

    — Chwała Salazarowi... Jeśli któregoś z nich spotkam za murami Hogwartu, to doprawdy nie ręczę za siebie.

    — Niech Merlin ma ich w opiece — uniosła ręce w górę i parsknęła Brielle oraz także zasiadła obok Ślizgonek.

    Przez chwilę milczały. Brielle wpatrywała się w ogień, który trzaskał w kominku. Nie mogła uwierzyć, że czas tak szybko płynął. Wciąż pamiętała ten moment, gdy pierwszy raz wsiadła do Ekspresu Hogwart i ruszała na pierwszy rok do zamku. To było siedem lat temu, natomiast ona pamiętała to tak, jakby minęło zaledwie kilka dni. Była już pełnoletnia, niemal miała osiemnaście lat. Niedługo przyjdzie czas na pracę i normalne życie...

    Nie. Nigdy nie będzie miała normalnego życia po tym, jak wstąpiła w szeregi Czarnego Pana. Było to dla niej jak cios prosto w serce. Objęła się ramionami. Trwała przecież wojna! Jak mogła myśleć o normalnym życiu, gdy za murami zamku trwał postrach i zniszczenie? „Ale to dobre zniszczenie" — próbowała sobie wmówić. — „Giną szlamy, świat czyści się od ich plugawej krwi. To dobrze, bardzo dobrze". Bardzo dobrze, tak, prawda?

    Musiała pogodzić się z ciężkim faktem, że jej życie nigdy nie zamierzało być normalne. Pytanie tylko, jak bardzo miało być szalone. Nawet nie była wtedy w stanie pomyśleć, że słowo „szalone" było zbyt skromne do tego, co miało jeszcze nadejść.

    Jayla gwałtownie wyprostowała się, a oczy jej błyszczały, gdy skierowała je w oblicze Brielle. Dziewczyna jeszcze przed wypowiedzeniem słów przyjaciółki, wiedziała, że nie było to wcale nic przyjemnego.

    — Ukarajmy go już teraz. Niech nauczy się, że z nami się nie zadziera.

    Ellie zmarszczył brwi.

    — Kogo?

    — No jak kogo? Czy ty musisz być zawsze taka głupia, Ellie? Blacka, a kogo innego?

    — No nie wiem, Jayla... — mruknęła Brielle. — Co ty znowu wymyśliłaś? Chcesz, aby nas wyrzucono w ostatnich miesiącach?

    — Spokojnie, to nic z tych rzeczy. Mój plan jest perfekcyjny. Nie będą mogli nas nawet za to wyrzucić, a Black zostanie tak mocno dotknięty, że się nie pozbiera!

    Brielle milczała. Iskierki w oczach Ślizgonki mówiły same za siebie. Obawiała się tego, co tym razem wymyśliła. Nie miała nic przeciwko, aby w jakiś sposób dać w kości Blackowi, lecz również nie zamierzała robić coś, przez co miałaby zostać wydalona z Hogwartu.

    — Co ci na duszy gra tym razem? — zapytała po chwili Brielle.

    Twarz Jayli rozświetlił przebiegły uśmiech.

— Skoro tak bardzo chce cię zdobyć, to proszę bardzo. Pozwól mu na to.

    — Co? Zwariowałaś? I to jest ten twój genialny plan?

    — Ależ nie mówiłam, że jest genialny. Tylko perfekcyjny.

    — To prawie to samo! — nie dowierzała Brielle. Perspektywa tego, że miała zacząć spotykać się z Blackiem była dla niej odrażająca. Po plecach przebiegł jej zimny dreszcz na samą myśl.

    — Otóż nie — kontynuowała przebiegle Jayla. — To nie wszystko. Rozkochaj go w sobie. Spraw, aby zaczął za tobą szaleć. A potem, w momencie, gdy staniesz się jego oddechem, zrań go tak, jak nie zranił go nikt. Wbij mu sztylet pomiędzy żebra. Nie pozbiera się po tym. Będzie cierpieć. Będzie dusił się własnym cierpieniem!

     Brielle otworzyła szerzej oczy. Nienawiść Jayli była bowiem tak ogromna, że brakowało jeszcze tylko trochę, a płomienie owej nienawiści byłyby w stanie otoczyć cały świat, a potem go spalić, tak że zostałaby tylko mała warstwa popiołu w atmosferze. Im dłużej Brielle milczała, przyglądając się Jayli, tym dostrzegała coraz to więcej szaleństwa i nieograniczonego mroku w ciemnych oczach. Wzdrygnęła się.

    — To szaleństwo, Jayla. Poza tym to Black. On kocha samego siebie i nikogo innego. Twój perfekcyjny plan nie ma sensu. Daj sobie z nim spokój. Wytrzymasz te kilka miesięcy.

    — Nie — szepnęła z uśmiechem. — Może i to jest szaleństwo, ale perfekcyjne szaleństwo. To by go zniszczyło, rozumiesz? Zniszczyło. Wykorzystaj to, że mu się podobasz. Zrób to, Brielle.

    — Nie podobam mu się. Dobrze o tym wiesz. On chce mnie tylko wykorzystać. Nie wiem, w jaki sposób, ale...

    — W takim razie nie daj mu się wykorzystać. Masz dużo czasu. To ty wykorzystasz te uczucia przeciwko niemu.

    — W jaki sposób?

    — Choćby wyśmiejesz go przy wszystkich w Wielkiej Sali. To zrani nie tylko jego uczucia i ego, lecz również godność. Salazarze! To jest świetne! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?

    Ellie w końcu się odezwała. Przez długą chwilę siedziała obrażona po słowach Jayli.

    — Co racja to racja, Brie. To faktycznie mocno by go dobiło...

   — No widzisz? — ucieszyła się Jayla. — To co ty na to? Zgadzasz się?

    Brielle zacisnęła usta. Dlaczego Jayla była taka niedojrzała? Dlaczego nie mogła odpuścić? Rozumiała, że wielokrotnie była wręcz zdeptana przez Huncwotów, ale żeby aż tak ich potępiać...?

    — Nie mogę — powiedziała stanowczo. — To idiotyczne. Nie jesteśmy w przedszkolu, dajże już sobie spokój...

    — Brielle — ostro przerwała jej wywód. — Czy ja cię kiedykolwiek o coś prosiłam?

    — Tak, o pomoc z zielarstwem.

    Jayla przewróciła oczy.

    — Pytałam tylko, czy dasz mi notatki. To nie było to samo, co jest teraz. Proszę cię, Brielle. Proszę, wykończ w go końcu. Niech dostanie choć raz nauczkę za to, co mi zrobił. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Powinnaś stać za mną murem. Teraz masz ku temu świetną okazję. Decyzja należy do ciebie.

    Brielle milczała przez dłuższy moment. Faktycznie, Jayla nie miała w naturze prosić o cokolwiek. Było to wręcz nieprawdopodobne, że zdobyła się na coś takiego, jak prośba. Jayla dbała o swój wizerunek. Miała wielki honor i od zawsze uważała, że proszenie o coś zaliczało się do jego utraty. Była też jej przyjaciółką. Huncwoci faktycznie bardzo uwzięli się na Jaylę. Zwłaszcza podczas pierwszych lat nauki. Przez cały czas dokazywali Jayli, jak tylko mogli. 

    Spojrzała z niepewnością w oczy Ślizgonki. Nawet w nich dostrzegła prośbę i nadzieję. Wtedy cała jej niepewność nagle znikła.

    — Zgoda.

    Wtedy jeszcze nie rozumiała, jak bardzo była manipulowana i jak bardzo Jayla pogrążyła się w mroku, który, nawet dla Brielle, był czystym szaleństwem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top