Rozdział 37

ROZDZIAŁY OD DZIŚ DO KOŃCA MARCA POJAWIAJĄ SIĘ CO DWA DNI!

Spowodowane jest to tym, że mam DUŻY zapas, którego chcę się już pozbyć, bo mnie irytuje przez to, że nieraz muszę czekać miesiąc na waszą reakcję, hah.

    — Kim ty, na Salazara, jesteś?

    Pucołowaty chłopiec schylił skruszony głowę pod spojrzeniem dziewczyny. Poprawił swoje okrągłe okulary i niepewnie na nią spojrzał.

    — Przepraszam, Brielle, że ci przeszkadzałem — rzekł dziecinnym głosikiem.

    Niski wzrost, dziecinna twarz i głos wskazywały na to, że był młody, bardzo młody. „To jeszcze dziecko!" — zdała sobie sprawę.

    — Skąd znasz moje imię? Kim ty w ogóle jesteś? Dlaczego mnie obserwowałeś? — Pytania same wysypywały jej się z ust.

    Chłopiec podrapał się po karku, a po chwili odpowiedział:

    — Nazywam się Artur. Trzecioroczny z Ravenclaw. Widuję cię zawsze w bibliotece, jak się uczysz. Myślisz, że jesteś sama, ale ja również się wtedy uczę. Uczę się z tobą, bo-bo jesteś super, a ja się lubię uczyć. I... w ogóle to-to... Nieważne!

    Brielle wysoko uniosła brwi. Kompletnie ją zamurowało. Patrzyła się z niedowierzaniem na trzeciorocznego Artura.

    — Chwila — odezwał się pierwszy raz Syriusz. — Co masz na myśli, że jest super?

   — B-bo. J-ja. Jaa... Ja kocham cię, Brielle! — Na twarzy dzieciaka wykwitł soczysty pomidor.

    Tego było już za wiele. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Zgięła się w pół i nie mogła przestać rechotać. Łza spłynęła jej po policzku. Ukryła twarz w dłoniach.

    — Co? — zapytała, wciąż się śmiejąc.

   — No, ja... ja cię kocham! — Artur był cały zmieszany, widząc reakcję dziewczyny.

    — Przykro mi, kolego — wtrącił się Syriusz. — Ona ma już chłopaka, który stoi w tym miejscu — wskazał na siebie. — I uwierz mi, młody, że jesteśmy na wyższym poziomie, niż trzymanie się za rączkę. Całujemy się, rozumiesz? W usta. W u-s-t-a. Wiesz, robimy też coś innego...

    — Więc rozumiesz — przerwała szybko Brielle, nim Syriusz zdołałby palnąć coś jeszcze. — Cóż, no... Przykro mi? Czy tak się mówi w takich sytuacjach? Przykro mi?

    Artur podrapał się po karku. Z minuty na minutę był coraz bardziej zagubiony.

    — Okej... Ja, to ten... No ten... Chyba sobie pójdę. Szkoda, że mnie nie kochasz. Ja też bym mógł się z tobą całować.

    — Aha — odparła. Na nic więcej nie było ją stać.

    Artur szybkim krokiem odszedł, a następnie, na co wskazywał hałas, rzucił się przed siebie biegiem.

    Brielle stała i wciąż nie dowierzała w to, co miało miejsce. Czuła się jak w jakimś chorym śnie, gdzie psy prowadzą ludzi na smyczy, koty pływają w wodzie, zaś trzynastolatki wyznają miłość siedemnastolatkom. Chory sen. Po prostu chory sen.

    Syriusz i Brielle stali przez dobrą chwilę. Oboje musieli przyswoić to, co miało miejsce. Nagle Syriusz zbliżył się do Brielle i nachylił się w jej stronę. Dziewczyna wtedy obudziła się z rozmyśleń, położyła dłoń na jego klatce piersiowej i odepchnęła. Niemniej chłopak ani drgnął, lecz przestał się nachylać.

    — Hej — burknął. — Przecież jestem twoim chłopakiem!

    — Co? Nie? Nie jesteś.

    — Tak? To czemu niby nie zakwestionowałaś tego stwierdzenia, gdy zbyłem tego napalonego trzynastolatka?

    — Bo myślałam, że chcesz mi w ten sposób pomóc? Pomyślmy. Nie przyszło mi do głowy, że mówisz poważnie!

    Syriusz zrobił urażoną minę i położył dłoń na piersi.

    — Ja mówię zawsze poważnie, Carson! Masz o mnie omylne zdanie. Mogłabyś popracować nad opinią o swoim chłopaku.

    — Ale z ciebie kretyn, Black. Nie wiem, czego chcesz, ale...

    — Ciebie.

    Brielle otworzyła usta. Myślała, że się przesłyszała. „Ciebie" — rozbrzmiewało w myślach. Niemożliwe. Niemożliwe, żeby chciał . On był Syriuszem Blackiem, natomiast ona Brielle Carson. Podeszła bliżej.

    — Wiem, że w coś pogrywasz, lwiątko. Powiem ci, że mi się to nie podoba. Nie mam zamiaru być kolejną twoją zdobyczą do kolekcji. Rozumiesz, ptasi móżdżku?

    Syriusz zrobił głupią minę.

    — Nie.

    — Super — warknęła zirytowana i odwróciła się na pięcie. Szybko ruszyła ku wyjściu z biblioteki.

    Syriusz dogonił Brielle po zaledwie kilku krokach.

    — Nie musisz od razu być taka zaborcza, Carson. Co ci szkodzi jedna randka z najprzystojniejszym chłopakiem w dziejach Hogwartu?

    — Nie jesteś aż tak przystojny, Black... — Ledwo wypowiedziała te słowa, a chłopak przyszpilił ją do ściany.

    Byli tak bardzo blisko siebie, jak jeszcze nigdy. Czuła oddech Syriusza na swoich ustach. Nie zorientowała się, kiedy serce zaczęło bić jak szalone, a oddech się przyśpieszył. Był tak blisko, tak blisko! Gdyby się trochę nachylił, dotknąłby ustami jej ust. Czuła jego silne ręce, które przytrzymywały Brielle za ramiona. Tylko światło różdżki pozwalało widzieć szare, zjawiskowe oczy. Tak, były zjawiskowe. Spojrzenie Syriusza sprawiło, że natychmiast zrobiło się dziewczynie gorąco. Usta rozciągnięte były w małym, szarmanckim uśmiechu i zdawały się tylko na nią czekać. Gdyby ośmieliła się choć odrobinkę zbliżyć...

    — Nie jestem? — szepnął Brielle w usta.

    Przymknęła oczy. Była pewna, że zdołał zobaczyć w nich zawahanie. Po chwili je otworzyła.

    — Nie, Snape jest już bardziej przystojny.

    To go zdezorientowało, więc, łapiąc okazję, odepchnęła chłopaka. Tym razem wystarczająco mocno, aby wyrwać się spod jego rąk.

    —  Smarkerus? — powtórzył, nie dowierzając.

    Dziewczyna natychmiast przypadła do Syriusza. Przyłożyła różdżkę do jego gardła i przejechała nią po nim.

    — Nazwij go tak jeszcze raz, a dostaniesz gorszym zaklęciem, niż potrafisz sobie wyobrazić.

    — Wiesz, że jesteś gorąca, jak się złościsz? — uśmiechnął się bezczelnie.

    Walnęła go z całej siły pięścią w tors i pokręciła głową. Ruszyła prędko przed siebie. Miała dość dzisiejszego wieczoru, był tak pokręcony. Jayla nie uwierzyłaby, gdyby opowiedziałaby, co ją przytrafiło. Z tego powodu postanowiła nic nie wyjawiać. Może też przez to, że obawiała się reakcji Ślizgonki na wieść, że spędziła czas z Huncwotem? Może z obu powodów. Nie wiedziała. Niemniej czuła, że nie powinna o tym mówić.

    Ku radości Brielle, Syriusz więcej jej nie dogonił. Weszła do dormitorium. Była wyczerpana. W środku siedziała Ellie oraz Jayla. Ta pierwsza żuła żelka, zaś druga kartkowała jakąś książkę. Gdy tylko otworzyła drzwi, wszystkie oczy się podniosły.

    — Toś się zasiedziała w tej bibliotece — rzuciła na przywitanie Jayla i przewróciła stronę.

    — Eliksiry mnie pochłonęły. — Nie było to kłamstwo. Niezupełnie.

    Jayla nic więcej nie powiedziała. Zajęta była swą książką. Brielle wzruszyła ramionami i położyła się na łóżku. Przetarła zmęczone oczy. Wieczór pełen wrażeń. Zastanawiała się nad sprawą Artura. Jak to możliwe, że nigdy przedtem go nie zauważyła? Cały czas był w bibliotece, a ona nie miała o tym najmniejszego pojęcia! Do dzisiaj. Wzdrygnęła się. Była regularnie obserwowana. Była pewna, że w najbliższym czasie nie wróci do biblioteki.

    Syriusz. Nie była w stanie kontrolować swoich myśli, dlatego przyjęły one tak nieoczekiwany (a może oczekiwany?) tor. Cały ten wieczór to było szaleństwo. Niemniej jego obecność wydawała się być taka naturalna w tym zgiełku. Kompletnie wypadło Brielle wówczas z głowy, że nie powinna z nim rozmawiać oraz nie powinna przyjąć pomocy Syriusza w formie odnalezienia swojego „prześladowcy". On był Blackiem! Gryfonem! Huncwotem! Gardził czystością krwi, gardził Czarnym Panem. Gardził wszystkim, co ona uważała za słuszne i co kochała, a Jayla pałała do tego chłopaka czystą nienawiścią. 

    W takim razie dlaczego zaprzątał jej głowę? Bliskość Syriusza dziwnie działała na Briellem, a  dotyk...

    „Nie wiem, czego chcesz, ale...".

    „Ciebie.".

    Przejechała dłonią przez włosy i westchnęła cicho. „Kretyn, zwykły kretyn" — pomyślała i ułożyła się do spania. Ledwo opadła na poduszkę, a odpłynęła w krainę snów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top