Rozdział 34

Dziękuję za ponad 6.000 wyświetleń! Jesteście niemożliwi! <3

    Minęły cztery, długie dni, a Jayla w dalszym ciągu trwała w swoim milczeniu. Brielle nie chciała naciskać, mimo iż to, co wyrabiała dziewczyna, wydawało jej się coraz to bardziej absurdalne i po prostu głupie. Była jej przyjaciółką, przecież mogła wszystko powiedzieć Brielle. Od tego są przyjaciele, aby wspierać się nawzajem i nie mieć przed sobą tajemnic, ufać sobie... Chwila.

    Brielle przygryzła wargę. Jaka ona była głupia! Miała pretensje do Jayli, gdy sama nie była szczera wobec swojego najlepszego przyjaciela, przyjaciela od dosłownie pierwszych chwil życia. Nic dziwnego, że się na nią zdenerwował. Gdyby była na jego miejscu, już dawno dałaby mu w twarz i odeszła z wysoko podniesioną głową.

    Jayla robiła jej to samo, co ona Camdenowi. A dopiero teraz, po niemalże tygodniu zorientowała się o tym.

    Tyle że sprawa Brielle wyglądała inaczej. Tak, ostatecznie miały takie samo przewinięcie i ten sam wynik, lecz ona naprawdę nie mogła nic powiedzieć, tak naprawdę. A co jeśli Jayla miała taką samą sytuację? Też nie mogła nic powiedzieć?

    Odrzuciła tę myśli. Było ich zbyt dużo. Powinna skupić się na nauce. Przysunęła bliżej świeczkę do książki, aby móc lepiej widzieć tekst. Był wieczór, a ona siedziała w bibliotece. Wokół nie było nikogo. Absolutną ciszę zagłuszał jedynie odgłos przewracania stron książki od eliksirów. Przeglądała różnorakie przepisy na mikstury i przypominała sobie te, o których była mowa w ubiegłych latach.

    Była połowa stycznia, a ona odczuwała już stres związany z owutemami. Musiało jej dobrze pójść! Musiało. Poza tym powinna znać na wylot wszystkie, no może nie wszystkie, bo to by było niemożliwe, eliksiry. Nie widziała siebie nigdzie indziej niż przy kociołku, warząc. Czuła, że to było jej powołanie. 

    Skupiła się w pełni na czytaniu. Nie myślała o niczym innym. Tylko przy akompaniamencie ciszy oraz braku natłoku myśli potrafiła się skupić. Nigdy wcześniej nie przykładała się nadmiernie do nauki. Nie brała jej za najważniejszy atut swego życia. Niemniej teraz, przed owutemami, dostała nagłego kopa i potrzeby studiowania wiedzy, aby wszystko, w tym owutemy, poszły jak po maśle.

    Po godzinie zamknęła książkę i wraz z nią udała się do dormitorium. Gdy weszła do środka, Ellie rozmawiała z Jaylą, która, co zszokowało Brielle, nie wrzeszczała i nie robiła żadnego teatrzyku.

    — O, cześć, Brielle — rzekła na przywitanie Jayla. — Właśnie zastanawiałyśmy się, kiedy wrócisz.

    Brielle nie była pewna, co na to odpowiedzieć, więc tylko uniosła brwi. Była zbyt zaskoczona! Jeszcze rano Ślizgonka jak zwykle znikła i nie omieszkała wymienić choćby spojrzenia z Brielle, a teraz dyskutowała z Ellie i odezwała się do niej.

    Podeszła do współlokatorek bliżej i wciąż wpatrując się z niedowierzaniem w Jaylę, położyła książkę na łóżku.

     — Hej? — odparła powoli, przeciągając samogłoskę.

     — Pewnie uczyłaś się w bibliotece, prawda? — kontynuowała dziewczyna.

    — Po czym to wnioskujesz?

    — Po godzinie, książce i zbliżających się owutemach. — Jayla westchnęła i opadła na swe posłanie. Wpatrywała się w sufit zamglonym spojrzeniem. Widocznie nad czymś rozmyślała.

    Ellie ugryzła batonika. Brielle nie chciała wiedzieć, skąd go wytrzasnęła.

    — Chcesz? — zapytała North.

    — Chyba sobie odpuszczę.

    Ellie wyszczerzyła się radośnie.

    — Więcej dla mnie! W ogóle to cieszę się, że znowu jest tak, jak dawniej. Miałam dość tego zawieszenia. Naprawdę, naprawdę, naprawdę dość — mówiła i zajadała batona. Wkrótce pobrudziła całą buzię w czekoladzie, lecz ani trochę się tym nie przejęła.

    Brielle spojrzała na Jaylę.

    — Pewnie nie powiesz, o co chodziło?

    Ślizgonka podniosła się do pozycji siedzącej i zarzuciła włosy na plecy. Udała zamyślenie, po czym odparła krótko:

    — Nie.

    — Cudownie — powiedziała z sarkazmem Brielle i uśmiechnęła się chłodno. — Będę musiała żyć z tą niewiedzą, co ja zrobię? W jaki sposób przyjdzie mi spokojnie umrzeć, zdając sobie sprawę, że na siódmym roku w Hogwarcie pewna Ślizgonka nie wyjawiła mi prawdy? Och, Merlinie, Salazarze i wszyscy najmilsi, wielcy czarodzieje! Miejcie mnie w opiece...

    Jayla na to wzruszyła ramionami.

    — Miałam do załatwienia pewien sprawunek, który, cóż, zaczął się jeszcze przed świętami.

    — Załatwiłaś go przynajmniej? — zadała pytanie Ellie i odrzuciła papierek po batonie pod poduszkę.

    — Bynajmniej nie.

    Brielle uważnie przyjrzała się przyjaciółce. Nie wykazywała żadnego złego uczucia na swej twarzy, co więcej, ukazywała znudzenie i obojętność na wszystko. Typowe dla Jayli Clayton. Brielle była ciekawa, co siedziało w głowie czarownicy i czym był owy sprawunek. Czy miało to jakieś powiązanie z mężczyzną z pubu z Hogsmeade? A może to były dwie oddzielne sprawy? Może chodziło o coś innego, dużo gorszego? Ślizgonka zawsze miała wokół siebie aurę tajemnicy, aczkolwiek tym razem przerosła samą siebie.

    — A co u ciebie i Camdena? Zauważyłam, że razem nie rozmawiacie ostatnio — mruknęła sennie Jayla.

    — Nie najlepiej. Pokłóciliśmy się.

    — Tak? A o co?

     — O coś — burknęła zdawkowo Brielle i odwróciła się plecami do Jayli.

    Skoro Jayla nie chciała wyjawić, co się u niej ostatnimi czasy działo, to Brielle także nic nie zamierzała mówić. Głównie było to spowodowane tym, że nie chciała, aby ktokolwiek o tym wiedział. Zdawała sobie wyśmienicie sprawę, że sama musiała wyjaśnić to, co zaszło z Camdenem. Na razie jednak zamierzała zorientować się, w jaki sposób to zrobić. Najprościej byłoby wyjawić całą prawdę. Przyznać, że jest śmierciożercą i służy Czarnemu Panu. Niemniej to rozwiązanie było na czarnym końcu pomysłów na pogodzenie się z Camdenem. I choć czuła, że będzie zmuszona przyznać się do znaku na swej ręce, to próbowała z wszelkich sił wymyślić coś innego – cokolwiek! – aby relacja jej i chłopaka powróciła do normy.

    Syriusz błąkał się po korytarzach Hogwartu między biblioteką, a lochami. Miał skrytą nadzieję, że natknie się na Brielle. Niemniej od przeszło godziny jej nie spotkał. Zakładał, że przebywała w swoim dormitorium, w lochach. Minęło kilka dni, a on nie poczynił najmniejszych kroków, aby uwieść Ślizgonkę. Był w kropce. Wszystko przez to, że dziewczyna wszędzie chodziła wraz z Clayton i tą drugą... Syriusz nie pamiętał nawet jej imienia. Elizbeth? Elena? Elenore? Elsa? W każdym razie coś na literę „E". Zawsze zastanawiał się, dlaczego dziewczyny chodziły całymi stadami. Owszem, on także miał swoich przyjaciół, z którymi spędzał większość czasu, aczkolwiek potrafił gdzieś wyjść samotnie.

    Nigdy by się do tego przed nikim, nawet samym sobą, nie przyznał, lecz zaczynał mieć wątpliwości, co do swego pomysłu. No, niekoniecznie swojego. To James Potter zarzucił mu takie wyzwanie, o ile można było to nazwać wyzwaniem...

    W przypadku innej dziewczyny nie przejmowałby się jej koleżankami. Zdołał jednak zauważyć, że Brielle zachowywała się inaczej w towarzystwie przyjaciółek, a inaczej gdy był z nią sam na sam. Dokładnie tak, jakby udawała osobę, którą nie była w towarzystwie. A może to przy nim udawała?

    Bądź co bądź, nie chciał rezygnować. Dla Syriusza Blacka nie było rzeczy niemożliwych. Były tylko te, które przychodziły z wielką łatwością, oraz te, z którymi zmuszony był bardziej się wysilić. Z żadną Brielle Carson nie będzie inaczej.

    Przede wszystkim musiał złapać Brielle, gdy ta będzie sama. Czuł, że nie będzie to łatwe zadanie i miał duże wątpliwości co do powodzenia, bowiem naprawdę nieczęsto zdarzała się sytuacja, gdzie była sama.

    Postanowił, że pora wrócić do pokoju wspólnego. Nie było sensu błąkać się o takich ryzykownych porach. Prefekci niedługo mieli zacząć swe patrole, a mu nie uśmiechało się stracenie punktów.

    Liczył, że następnego dnia dopisze mu szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top