Rozdział 17
Wielka Sala w Noc Duchów, trzydziestego pierwszego października, była pięknie ozdobiona. Brielle uwielbiała to święto w Hogwarcie. Z błyskiem w oczach przyjrzała się otoczeniu. Wszędzie wisiały dyniowe lampiony oraz sztuczne nietoperze. Sala była specjalnie przyciemniona, dzięki czemu czuć było klimat owej uroczystości. Ślizgoni, Gryfoni, Krukoni i Puchoni zasiadali przy swoich stołach i zajadali się daniami, które z okazji Nocy Duchów były dużo bardziej wykwintne niż codziennie. Serwowano między innymi dyniowe paszteciki, ciasta, torty i czekoladowe ciasteczka, które wraz z pasztecikami były ulubionymi daniami podczas owego święta Brielle.
Usiadła jak najdalej od Jayli i Ellie, które przebywały w zwyczajnym miejscu. Spojrzała na swoją dłoń. Po zaledwie dwóch dniach była jak nowa. Nie bolała już, powróciła do swojego prawie naturalnego koloru (cały czas widoczne były wokół kostek zaczerwienienia) oraz mogła nią ruszać, co było dobrym znakiem.
Wzdrygnęła się, gdy spod stołu wyłonił się duch Slytherinu - Krwawy Baron. Brielle położyła dłoń na piersi.
— Mówiłam ci, żebyś tak nie robił — pokręciła bezsilnie głową.
— Oj, przepraszam bardzo! — żachnął się Baron. — Jestem duchem! Co innego mam robić, skoro nie mogę przenikać przez obiekty?
Brielle rozchyliła nozdrza, lecz nic nie powiedziała. Miała dobry kontakt z duchem od pierwszego roku. Większość pierwszorocznych unikało go jak ognia z powodu przerażającej postawy, jaką reprezentował, acz ona go polubiła od pierwszej chwili.
— Co na dzisiaj przygotowaliście? — zadała pytanie. Duchy bowiem każdego roku na swoje święto przygotowywały jakieś przedstawienie. Odbywało się to tuż po uczcie.
Krwawy Baron dumnie uniósł głowę.
— Nie mogę ci zdradzić, bo to niespodzianka.
— No powiedz, Baronie...
— Ale wtedy to już nie będzie niespodzianka! — Baron puścił jej oko i umknął prędko, by nie mogła więcej na niego naciskać.
Dziewczyna wypuściła powietrze ustami i powróciła do przyglądania się Wielkiej Sali. Poszukała wzrokiem pozostałych duchów. Nietrudno było ich znaleźć. Szara Dama rozmawiała przy swoim stole z Krukonami, ze swoją wyniosłą miną, Prawie Bezgłowy Nick prawdopodobnie znowu narzekał na to, że jego głowa nie została całkowicie ścięta, a Gruby Mnich - najweselszy ze wszystkim duchów, śmiał się wraz z dwoma Puchonami z siódmego roku.
— Jak ręka? — zmartwił się Camden, który jakby wyłonił się z mroku Wielkiej Sali. Przysiadł obok Brielle, która zabrała się za pałaszowanie czekoladowych ciasteczek.
— Czułaby się lepiej, gdyby pewien pacan nie zabrał jej do skrzydła szpitalnego i pozwolił na to, na co miała ochotę.
— Czyżby? Może gdyby pewien pacan nie zniósł tej ręki do skrzydła szpitalnego, to teraz nie byłoby jej wcale?
— Nie przesadzaj.
— Nie śmiałbym. — Camden odchylił się na ławce i pokręcił głową, zrezygnowany. Brielle wiedziała, że się o nią martwił, co jeszcze bardziej sprawiło, że się irytowała. Nie była słaba psychicznie, potrafiła sobie poradzić! — Jeśli chciałabyś pogadać...
— Miło z twojej strony — przerwała Brielle, ale po tonie głosu Camden wcale nie był pewny, czy aby na pewno tak było — ale nie mam potrzeby wyżalania się na cały świat. Wszystko jest w porządku, Cam. Po prostu mam kiepskie dni. Minie niedługo.
To było typowe dla Brielle. Od dziecka tak miała. Nigdy nie płakała. Nawet wtedy, gdy jako siedmiolatka złamała rękę, potknąwszy się o gałąź. Była wówczas cała obdarta. Jej ulubiona niebieska sukienka rozdarła się, kolano miała skąpane we krwi, a ręka, na którą upadła, skrzywiła się pod dziwnym kątem.
— Wiem, że są to słowa wypowiedziane na wiatr, ale po burzy zawsze wychodzi słońce, no nie? — powiedział Camden i uśmiechnął się do przyjaciółki.
Ta nie uniosła nawet kącika ust, lecz pokiwała ponuro głową. Śledziła go wzrokiem, gdy wstał i dosiadł się do swoich przyjaciół, którzy jej pomachali. Odmachała i powróciła do bez efektownego siedzenia i zajadania ciasteczek.
Smutnym wzrokiem spojrzała mimochodem na drugi koniec stołu, gdzie Jayla, Ellie i Cat wspólnie siedziały. Zaraz jednak odwróciła spojrzenie. Podparła głowę na dłoni i pusto wpatrywała się w placek z truskawkami. Ten to ma dobrze. Wygląda pięknie. Pachnie pięknie. Smakuje pięknie. Nie musi się niczym przejmować. A potem zostaje zjedzony... No, jednak tak dobrze nie ma, to fakt. Aczkolwiek po kilku dniach, tygodniach czy góra miesiącach powstaje od nowa. I znowu ładnie pachnie, smakuje i wygląda. Chciałaby być takim plackiem. Jakkolwiek to brzmi.
Od dziecka usilnie skrywała swoje emocje. Była to dla niej norma, lecz malutka cząstka Brielle, ukryta gdzieś głęboko, pragnęła przestać żyć bez uczuć. Pragnęła poznać smak miłości oraz wielkiej i prawdziwej radości... Była to jednak tak malutka cząstka, że nie miała nic do powiedzenia.
Albus Dumbledore wstał. Był to jasny sygnał, że uczta dobiegła końca. Brielle z jękiem zjadła ostatnie ciasteczko, gdy wszystkie pozostałe, wraz z resztkami innego jedzenia, zniknęły.
„Byłyście bardzo oddanymi kompanami w dzisiejszej uczcie".
— Wyżerka dobiegła końca — zaczął dyrektor — lecz Noc Duchów będzie jeszcze trwać przez kilka godzin. Mam ogromną i szczerą nadzieję, że żarełko wam smakowało! Teraz nadszedł czas na występ naszych wspaniałych duchów!
Duchy, na czele których stał Krwawy Baron, zawędrowały na środek Wielkiej Sali. Na ich twarzach widać było podekscytowanie i wielki entuzjazm owym występem. Tylko Szara Dama wciąż miała swoją wyniosłą minę i patrzyła na wszystkich z góry, a Krwawy Baron, choć również widocznie podekscytowany, zachowywał powagę. Głównie Gruby Mnich natomiast dzielił się swą niezmierzoną radością. Uśmiechał się do uczniów i machał do nich. To właśnie on przedstawił tytuł występu.
— Przedstawienie nosi tytuł Jaszczureczka — oznajmił pogodnie Gruby Mnich. Baron posłał mu ostre spojrzenie, pod którym ten zadrżał. — To znaczy Jaszczur, nie Jaszczureczka.
Widownia roześmiała się, a Brielle tylko uniosła brew.
Duchy zaczęły mieszać się między sobą. Szara Dama zaczęła znudzonym głosem:
— Och, jakże tu pięknie! Tyle drzew wokoło, tyle kwiatów, słońce świeci, ptaszki śpiewają, a moje nozdrza pieści zapach róż i oceanu. Chciałabym tu zostać na wieki, lecz nie mogę! Nie! Muszę dotrzeć do zamku księcia Barona...
— Króla Barona! A nie jakiegoś księcia... Jestem królem! Królem — warknął Krwawy Baron. Szara Dama nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi.
— ... gdzie będę mogła zaznać spokojnego życia pod jego rządzą. — Nadszedł koniec monologu Szarej Damy. Przeszła kawałek, a potem ponownie się zatrzymała. — A kto tam? Kogo moje oczy widzą?
Na drodze pojawił się Prawie Bezgłowy Nick. Ukłonił się wdzięcznie Szarej Damie.
— Jam jest rycerz Jaszczur, o pani! A tyś to kto, piękna istoto?
— Jam jest lady Clarissa, panie. Dokąd zmierzasz, dzielny rycerzu?
Prawie Bezgłowy Nick, czy raczej Jaszczur, uśmiechnął się do Szarej Damy.
— W stronę królestwa króla Barona. A tyś, pani?
— Och, to cudownie! Ja również. Możemy się więc wybrać razem!
Ponownie ruszyli przed siebie. Brielle chciało się śmiać z przedstawienia. Umiejętności aktorskie duchów były bardzo niskiego poziomu. Mimo tego przyjemnie się co roku oglądało występy z okazji Nocy Duchów. Miały w sobie dużą dawkę humoru. Na drodze pary duchów wyrósł Gruby Mnich.
— Nigdzie nie przejdziecie! — zagrzmiał. Starał się brzmieć groźnie, lecz nie wyszło. — Jam jest Smok Ognisty. To moje terytorium. Zakaz wstępu dla ludzkich szczeniaków!
Jaszczur nie bawił się w rozmowy-cacanki. Wyciągnął swój sztuczny miecz i zamachnął się na Smoka Ognistego, który krzyknął i upadł.
— Och, jakiś ty dzielny, mój rycerzu! — krzyknęła z jeszcze większym brakiem entuzjazmu Szara Dama, patrząc w stronę stołu Krukonów, którzy płakali ze śmiechu.
— Pokonałem dużo większych i silniejszych potworów od tego. Możemy ruszać dalej, pani.
Zaledwie kilka sekund później Szara Dama zawołała:
— Królestwo Barona! Dotarliśmy!
Król Baron wyszedł im na spotkanie. Szara Dama i Prawie Bezgłowy Nick ukłonili mu się wdzięcznie.
— Rycerzu Dzielny Jaszczurze! — zawołał król. — Przybyliście z waszej wyprawy! A nawet przyprowadziliście kobietę, jak widzą me oczy.
— Tak się stało, panie mój. Rycerz Jaszczur nigdy nie wraca z pustymi rękoma.
I to był koniec. Wszystkie duchy ponownie zgromadziły się na improwizowanej scenie i ukłoniły. Brawa, krzyki i gwizdy przeszyły całą Wielką Salę. Brielle, rzecz jasna, przyłączyła się do nich. Przedstawienie jak zwykle jej się podobało. Noc Duchów było jej ulubionym świętem.
Po występie poszła pogratulować Krwawemu Baronowi, który zajmował się scenariuszem występu. Uczniowie Hogwartu spędzali jeszcze jakiś czas w Wielkiej Sali, gdzie rozmawiali ze sobą, lecz Brielle nie miała najmniejszej ochoty na patrzenie na Jaylę i Ellie, które sobie świetnie radziły bez niej, dlatego poszła prosto do dormitorium. Wolała spędzić chwilę czasu w samotności i zasnąć, nim one wrócą. Irytowała ją cisza wśród czterech ścian, gdy były wszystkie we trójkę w jednym pomieszczeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top