Rozdział 15

Dopiero co dziękowałam za 500 odsłon, a już ponad 1000! Moje serduszko się raduje! Dziękuję ;*

Zadumana Brielle siedziała z głową podpartą o rękę na zaklęciach. Zerknęła na puste miejsce obok siebie, a potem na Jaylę, która kilka ławek dalej zasiadała wraz z Ellie. Zacisnęła mocno usta. Nie mogła uwierzyć, że czarownica dalej się na nią gniewała i że wolała spędzać czas z blondynką niż z nią.

Ich kłótnia przecież nie była aż tak ostra! Chyba... Wróciła wspomnieniami do wydarzenia sprzed kilku dni. Przybyła wówczas po kilku godzinach nieobecności do dormitorium. Jayla, jak to ona, zaczęła narzekać na to, że tak długo jej nie było. Zaraz potem zmieniła jednak swe stanowisko i poczęła ją wychwalać. Dowiedziała się bowiem o pobycie Blacka w skrzydle szpitalnym. Była taka radosna przez te wieści...

Brielle wtem zdenerwowała się, nie wiedzieć czemu. Obrzuciła ją okropnymi oblegami, nakrzyczała i zwyzywał ją od: „egoistycznych dziuń, którym zawsze zależy tylko na tym, aby dobrze im się żyło, choćby kosztem innych".

Po owych obelgach Jayla rozwaliła szafę, a cały pokój, ładnie mówiąc - legł w gruzach. Wyszła głośno i demonstracyjnie trzaskając drzwiami.

Tak. Ich kłótnia wcale nie była ostra.

Brielle musiała ją przeprosić. Wiedziała o tym. Nienawidziła tego robić, lecz była pewna, że jeśli ona tego nie wydusi, to tym bardziej nie zrobi tego Jayla.

Jayla Clayton nigdy nie przepraszała.

Przez całe zaklęcia Brielle myślała tylko nad tym, w jaki sposób przeprosić przyjaciółkę. Miała dość tej napiętej atmosfery. Miała dość tego, że wolała spędzać czas z gadatliwą i irytującą Ellie niźli z nią. Ellie nie miała zamiaru przepraszać, mimo że również na niej się wyżyła. Wiedziała bowiem, że i tak jej wybaczy, gdy zrobi to Jayla.

Po zaklęciach dołączyła do Severusa. Na jej przyjście Ślizgon bez skrupułów dał znać dziewczynie, że nie jest mile przy nim widziana. Westchnął głęboko, przyśpieszył i kazał Brielle męczyć kogoś innego.

    — Nie dąsaj się już tak, Sevie — mruknęła Brielle, gdy go dogoniła.

    — Powiedz tak jeszcze raz, a mój szacunek do ciebie będziesz musiała szukać na podłodze.

    — Okej, Sevie.

    Chłopak zmarszczył brwi i obrzucił Brielle spojrzeniem ostrym jak brzytwa. W milczeniu ruszyli przed siebie. Snape chyba wiedział, że wyprzedzanie czarownicy nic nie da, gdyż ta i tak go dogoni, więc postanowił po prostu nic nie mówić.

   — Pokłóciłam się z Jaylą.

    Milczał.

    — Pokłóciłam się z Jaylą.

    Wciąż milczał. Dziewczyna podeszła do niego bliżej i wrzasnęła mu prosto do ucha, ile sił miała w płucach:

    — POKŁÓCIŁAM SIĘ Z JAYLĄ!!!

    Wszyscy z okolicy na nich spojrzeli, aczkolwiek gdy Brielle rzuciła im ostre spojrzenie, automatycznie przestali się nimi interesować.

    Severus zatrzymał się nagle, tak że prawie na niego wpadła.

    — Co mnie to obchodzi? Mam zostać twoim terapeutą czy co?

    Brielle odrzuciła włosy na plecy.

    — No, jeśli wolisz, to możesz być psychologiem.

    Snape prychnął i nic więcej nie powiedział, gdy dziewczyna zaczęła dzielić się tym, co się w jej życiu ostatnio wydarzyło. Severusa widocznie bardziej obchodziły sowie odchody od opowieści dziewczyny, czego nie omieszkał przy każdej sposobności pokazać. Na jego nieszczęście towarzyszka zdawała się tym ani trochę nie przejmować.

    — ... i teraz obie do siebie się nie odzywamy.

    — Fascynujące — mruknął chłopak. Sarkazm był mocno wyczuwalny. — O, popatrz. Black.

    Ślizgonka znieruchomiała. W pierwszej chwili sądziła, że to kolejna próba pozbycia się jej towarzystwa, lecz faktycznie kawałek dalej, przed salą od obrony przed czarną magią, dostrzegła opierającego się o ścianę Syriusza. Ręce miał założone na piersi, a nonszalancki uśmiech jak zwykle tkwił mu na twarzy. Obok niego stała jakaś dziewczyna, także Gryfonka. Miała czarne i krótkie do ramion włosy. Uśmiechała się do niego zalotnie. Na ten widok Brielle zrobiło się niedobrze.

    Syriusz podniósł spojrzenie. Spotkali się wzrokiem. Brielle w tamtej chwili chciała wziąć nogi za pas bądź stać się niewidzialna. Nic z tych rzeczy nie była w stanie zrobić, więc tylko stała ze wzrokiem wbitym w Syriusza.

    Uśmiech Blacka znikł. Zaczął ignorować dziewczynę, która usilnie próbowała go poderwać. W końcu ta odwróciła się, by zobaczyć, co zainteresowało jej obiekt westchnień. Zobaczywszy Brielle, zacisnęła dłonie w pięści, a jej policzki zaczerwieniły się ze złości. Hardo podeszła do niej bliżej.

     — To ty... — zagrzmiała Gryfonka, która poczerwieniała jeszcze bardziej na twarzy. — To ty zaatakowałaś mojego Syriuszka!

    Z każdym słowem coraz bliżej było owej dziewczynie do osiągnięcia na twarzy okazałego pomidora. Brielle stała zdumiona i tylko wpatrywała się w o wiele niższą Gryfonkę. W końcu nie wytrzymała i zaśmiała jej się w twarz.

    — Oho, przybył rycerz na białym koniu Blacka? — zapytała ze śmiechem Brielle.

    Gryfonka odważnie uniosła głowę. Była młodsza od Brielle, co było z daleka widać po dziecinnych rysach twarzy czarownicy.

    — Zaatakowałaś Syriuszka, więc zaatakowałaś również mnie! — krzyknęła i uniosła różdżkę. Brielle była tak zdumiona, że stała w bezruchu.

    Nagle zza pleców Gryfonki wyrósł Syriusz. Złapał ją za dłoń, w której trzymała różdżkę.

    — Nie, Carla. Nie będziesz jej atakować.

    Zdezorientowanie Brielle urosło jeszcze bardziej. Nie orientowała się, co właściwie się dzieje.

    — Minus pięćdziesiąt punktów Gryffindorowi — warknął Avery. Brielle nie wiedziała, kiedy do nich dołączył — za próbę ataku na innym uczniu. A teraz wracaj do swojej grupy i to już.

    Usta dziewczyny zadrżały. Rzuciła ostatnie oraz pełne nienawiści spojrzenie na Ślizgonkę i pobiegła.

    — Wszystko w porządku? — zapytał Avery.

    Brielle wzruszyła ramionami. Avery, upewniwszy się, że dziewczynie nic już nie zagraża, odszedł.

    Syriusz tymczasem obrzucił ją spojrzeniem. Stali i wpatrywali się w siebie w ciszy. Przerwał ją chłopak.

    — Zaatakowałaś mnie.

Brielle uniosła brew.

    — To ciesz się, że żyjesz.

    — Ach, nawet nie wiem, jak wyrazić mą wdzięczność w tej kwestii, o szanowna pani! Dziękuję, najdroższa, że nie trafiłaś mnie czymś gorszym! — Syriusz położył rękę na sercu i demonstracyjnie się ukłonił.

    — Jeśli następnym razem — podeszła bliżej — ze mną zadrzesz, to faktycznie skończy się gorzej.

    — Tak jest, kapitanie! — Stanął na baczność i przybliżył dwa palce do czoła, meldując.

    Brielle rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i odeszła. Dołączyła do Camdena, który przed momentem się zjawił. Przez kłótnię z Jaylą cały czas spędzała właśnie z chłopakiem.

— I jak tam? — zapytał i przejechał dłonią po swoich blond włosach. Kąciki ust na jej widok uniosły mu się nieznacznie, a białe zęby zalśniły.

— Wciąż się nie pogodziłyśmy — westchnęła. — Nie wiem, jak mogę ją przeprosić.

— Hmm... — zastanowił się Camden. Palcami bębnił o swój podbródek. — Proponuję powiedzieć przepraszam.

— Ach, faktycznie! Dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałam? — burknęła, uderzając przyjaciela ze złośliwością w oczach w ramię, a po chwili dodała: — Nie kpij sobie z tego. To poważna sprawa.

    Brielle przygryzła policzki od środka i zastanowiła się trochę. Wiedziała, że przesadziła z Jaylą. Była w podłym humorze. Wyżyła się niepotrzebnie na najbliższej osobie. Jaylę cechowała świetna pamięć. Była pamiętliwa niczym słoń. Nikt nie mógł urazić tej dumy. Brielle wiedziała, że musiała się postarać, aby jej wybaczyła. Problem polegał jednak na tym, że nie miała żadnego pomysłu, w jaki sposób przeprosić Ślizgonkę. Nie była w tym za dobra.

    — Zbieram propozycje, przyjacielu. — Dziewczyna oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi.

    — Teraz przyjacielu, tak? — zaśmiał się Camden.

    — Zawsze byliśmy przyjaciółmi! I to najlepszymi.

    — Okej, dobra. Pomogę ci.

    Brielle uśmiechnęła się triumfalnie. Z Jaylą nie było jak z Ellie, którą wystarczyło zwyczajnie przeprosić... a nawet nie. North przecież obrażała się co najmniej dwa razy dziennie, a wybaczała po dosłownie dziesięciu minutach swojego „fochu". Jayla potrafiła gniewać się naprawdę długo, a sama nigdy nie przepraszała, nawet jeśli to ona przesadziła. To Brielle za każdym razem musiała za nią biegać.

Spojrzała z wyczekiwaniem na Camdena, który uśmiechnął się i powiedział:

— Mam nawet pewien pomysł...

Syriusz Black samotnie siedział w dormitorium. Potrzebował chwili dla siebie. Chwili dla własnych myśli, które atakowały głowę. Ostatnio wiele spraw go dręczyło, choć starał się każdą z nich odpierać, zamiatać w kąt. Nie chciał pozwolić, by wypuszczone z odległych skrypt głowy zawładnęły nim i wytrąciły z równowagi. Sprawiał wrażenie osoby, której nie w naturze przejmować się problemami. Każdy też tak myślał. Nawet on sam. Aż do teraz, gdy siedział sam jeden w pokoju i mógł przestać udawać gościa, który panuje nad wszystkim wokoło. Nie był Merlinem, jak każdy inny miał problemy, które były dlań tak ciężkie do rozwiązania.

    Ciężkie było to, że uciekł z domu. Nie chciał tego robić, lecz czuł, że nie miał wyboru. Tak było. Musiał bronić swoich ideałów, tego, w co wierzył, tego, co wydawało mu się dobre, a co złe. Rodzice mieli inne poglądy, które narzucali swojemu potomstwu. Syriusz był inny.

    Na pierwszym roku już zawiódł swoich rodziców. Wtedy wyszło szydło z worka. Trafił bowiem do Gryffindoru, a każdy potomek Blacków był w Slytherinie. Oprócz tego nie propagował nieczystej krwi. Nie istniało dla niego coś takiego, jak czarodziej nieczystej, brudnej krwi.

    To wszystko przyczyniło się do tego, że uciekł z domu. Opuścił rodziców, którzy nie przejęli się tym zanadto. Opuścił brata, którego tak uwielbiali, na pewno bardziej od niego.

    Syriusz już nie miał rodziców.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top