Nowa opowieść! + Bonus: Ellie North
Bonus o Ellie! Musiałam coś o niej napisać ❤️
I tak. Nowa opowieść! Drugie z fanfiction, które wystartowało, jest o Remusie Lupinie. Zapraszam do zerknięcia na mój profil i zapoznania się z opowieścią!
•
Wielka kotara mgły uniemożliwiała zobaczenie czegokolwiek. Spróbowała się poruszyć, lecz całe ciało zdawało się być sztywne. Nawet nie potrafiła zgiąć palca wskazującego! Co się działo? Dlaczego nie mogła się poruszyć? Gdzie była?
Blond pasemka wpady Ellie do oczu, a w następnej chwili mgła nagle zniknęła. Pojawił się obraz, który z każdą chwilą zaczął nabierać coraz większej ostrości, aż była w stanie rozpoznać pojawiające się postacie i scenerię.
Dostrzegła Brielle, na twarzy której malowała się ciężko tuszowana odrobina strachu. Tuż przed dziewczyną stał Lord Voldemort. Ellie nie widziała jego twarzy, nie słyszała wypowiadanych słów.
Czarnoksiężnik dotknął różdżką lewego przedramienia Brielle. Ellie dobrze z tej pozycji widziała, jak w tym miejscu naznaczył się czarny i wijący przez czaszkę wąż.
Znak śmierciożercy.
Wytrzeszczyła oczy. Próbowała coś powiedzieć, lecz usta zdawały się być czymś zaklejone. Ponownie pojawiła się mgła, a cała sceneria znowu się rozmyła, tym razem nie powracając.
Ellie obudziła się zlana potem i niewyobrażalnie zmęczona, jakby właśnie przebiegła maraton na wiele mil tam i z powrotem. Jednym ruchem przetarła mokre czoło i wygramoliła się z łóżka, chcąc ochłonąć.
Powłóczyła spojrzeniem po Jayli i Brielle, które chrapały w najlepsze. Nie chciała ich przypadkowo obudzić.
Niedawno wróciły z przerwy świątecznej i znowu pogłębiły się w wirze nauki. Ellie ostatnio miała dziwne sny. Ciągle to samo. Widziała noc w noc Brielle, która stawała się śmierciożercą. Budziła się potem zlana potem i bardzo zmęczona z nieznanych względów.
Początkowo traktowała to bardzo lekceważąco, w końcu sny często lubiły fikać różne figle, aczkolwiek z czasem, gdy nie ustawały, Ellie zaczynała się martwić. Może to jest sen proroczy?, myślała intensywnie. Często zdarzają mi się takie sny, ale jeszcze nigdy nie występowała w nim ani Brielle, ani ktokolwiek inny...
Wyprostowała się i dotknęła stopami podłogi. Poczuła przyjemny chłód. Wstała, powoli podchodząc na palcach do łóżka Brielle. Odsunęła delikatnie kotarę i spojrzała na śpiącą dziewczynę. Czuła mieszaninę strachu, niepewności i wyrzutów sumienia, gdy pochyliła się i najdelikatniej jak tylko mogła, aby nie zbudzić śpiącej, odsunęła długi rękaw nocnej koszuli.
Zasłoniła ręką usta i mało brakowało, a upadłaby na podłogę i z pewnością narobiłaby wielkiego hałasu. W tym samym miejscu jak w śnie, na lewym przedramieniu, spoczywał upiorny znak.
Po tym nocnym odkryciu sny z ową scenerią wstępowania Brielle do śmierciożerców, ustały.
Pojawiło się zaś coś innego.
Każdej nocy widziała na przemian: Jaylę torturującą i z zimnym uśmiechem na twarzy zabijającą mugoli i mugolaków oraz...
śmierć Brielle...
•
Wraz z ukończeniem Hogwartu w Ellie wszystko się zmieniło. Wizje odmieniły jej charakter, zmieniły życie i sprawiły, że bardzo ciężko znosiła kolejne dni, a w szczególności noce. Nikomu o tym nie mówiła, nie chciała, aby ktokolwiek wiedział, zwłaszcza Brielle.
Każdego dnia widziała swoje odbicie w lustrze, które z biegiem czasu marniało coraz bardziej. Znikał błysk w oczach, a zdrowe ciało zaczęło robić się coraz bardziej szczupłe.
Zapuściła włosy i przefarbowała je na rudo, pragnąc zmian, jakby one miały nie tylko wpłynąć na wygląd zewnętrzny, jak i wewnętrzny. Plany opieki nad magicznymi stworzeniami zostały porzucone. Nie miała na to siły.
Zaczęła rachunkową pracę w ministerstwie, zajmując się przeznaczeniem odpowiedniej sumy pieniędzy na najpotrzebniejsze wydatki. Praca w papierach pomagała jej zapomnieć.
Ellie dbała o to, aby życie toczyło się dalej. Zastanawiała się czasami, czy nie zaczyna tracić rozumu i czy nie warto by pójść do specjalisty. Nie potrafiła jeszcze wówczas zrozumieć, jak powinna interpretować te wszystkie sny.
Pewnego dnia w czasie pracy, gdy niosła kawę, nagle zasłabła. Filiżanka wyleciała z rąk i rozbiła się z hukiem na korytarzu pełnemu ludzi. Przestała słyszeć głosy, wystąpiły mroczki przed oczami, które później zmieniły się w nieprzeniknioną ciemność.
W tej wizji mogła się tym razem ruszać. Odwracała się z otworzonymi ustami wokół własnej osi, nie wiedząc, gdzie się znalazła i co się właściwie stało. Wówczas dostrzegła w nicości postać. Prędko się do niej przybliżyła.
Camden Sherman.
Czarna otoczka natychmiast przemieniła się w park. Miejsce ślubu Brielle i Syriusza, rozpoznała od razu. Dostrzegła pięknie zdobiony łuk, pod którym Brielle i Syriusz właśnie się pocałowali. Przeszła przez rzędy krzeseł i ze zdumieniem zauważyła siebie.
To wspomnienie, uświadomiła sobie z ulgą Ellie. Ale dlaczego tak nagle się pojawiło w mojej głowie?
Odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewała. Camden podniósł się i prędko opuścił wesele. Sceneria znowu się zmieniła. Dostrzegła dwie postaci. Zaczerpnęła z świstem powietrze, gdy zorientowała się, kim są.
— Tak, panie? — zapytał Camden z pochyloną głową.
Na przerażająco bladej twarzy Lorda Voldemorta zagościł nikły uśmiech.
— Gdzie ona jest, Strażniku Tajemnicy? Zdradź mi jej kryjówkę, a ta zżerająca nienawiść opuści w końcu twe serce. Wykorzystywała cię przez tyle lat! Zignorowała twą tak wiele znaczącą miłość, rzucając się w objęcia pierwszemu parszywemu zdrajcy. Nie chcesz znowu poczuć się wyzwolony, przestać cierpieć przez kogoś, kogo nigdy nie obchodziłeś i kto cię wykorzystał, jak zwykłe zwierzę?
— Chcę — wyznał, łamiącym się głosem Camden.
Ellie nagle poczuła powiew silnego wiatru. Tak silnego, że zwalił ją z nóg, uderzając prosto w środek brzucha. Zgięła się w pół i upadła. Rozwiał jej rude włosy i szarpnął za rękawy za dużej bluzy, która jeszcze przed miesiącami była idealnie dopasowana.
Wtedy poczuła wiele uczuć na raz. Wielką złość, która rozsadzała od środka, zazdrość tak dźgającą, że coś w jej wnętrzu zabolało, żal i smutek, przez które drgało serce i... zawiedzenie, które zdecydowanie było najsilniejsze.
Spojrzała na Camdena. Zorientowała się z przerażeniem, że to są jego emocje.
— Powiedz mi — zagrzmiał Voldemort. — Powiedz mi, gdzie znajduje się Brielle Black.
Ellie kręciła głową, próbowała krzyczeć, błagać, żeby nie mówił, zwrócić uwagę Czarnego Pana na siebie, lecz niczego zdawali się nie słyszeć ani nie widzieć.
Voldemort dowiedział się, gdzie znajdowała się Brielle i zamierzał ją zabić następnego dnia wraz z zachodem słońca.
Powróciła do świadomości. Otworzyła szerzej oczy i zrozumiała. Te wszystkie sny z widokiem śmierci Brielle... To wszystko było proroczymi wizjami. Widziała przyszłość i istotne wydarzenia z przeszłości. Od samego początku, gdy zaczynała mieć te wszystkie wizje, Brielle miała umrzeć.
Wtedy zorientowała się, że ktoś ją trzymał w objęciach, klęcząc na podłodze. Odsunęła się gwałtownie i uniosła głowę, spojrzawszy prosto w zaciekawione i inteligentne orzechowe oczy mężczyzny mniej więcej w jej wieku, którego dotąd nigdy wcześniej nie widziała w ministerstwie.
Dlaczego się dziwię?, pomyślała z rozbawieniem. Przecież ministerstwo jest tak ogromne!
— Wszystko w porządku, pani? — zapytał grzecznie i pomógł jej stać.
— Tak, ja... Ja przepraszam — powiedziała w roztargnieniu, nieświadomie przyciskając palce do skroni. Cała głowa pulsowała tępym bólem.
— Może zabrać panią do szpitala? Utrata przytomności, boląca głowa...
— Co? Nie, nie trzeba, naprawdę — odpowiedziała szybko, natychmiast opuszczając dłoń wokół tułowia i czerwieniąc się jak dorodny pomidor.
Spojrzenie miała nieprzytomne. Jedynym, o czym myślała, była wizja. Musiała natychmiast wyjść i popędzić do Brielle. Musiała jej o tym wszystkim powiedzieć, ostrzec. Czuła w głębi sobie, że dziewczyna nie zdoła uciec od Voldemorta. Miała taką dziwną świadomość, że po prostu musi umrzeć. Nie potrafiła i nie chciała zrozumieć sensu tego wszystkiego.
Zrobiła szybki krok do przodu, przez natłok myśli nie zauważyła, że wpadła prosto na mężczyznę o orzechowych oczach.
— Przepraszam bardzo! — zawołała, nie patrząc mu w oczy i rzucając się przed siebie biegiem.
Za sobą usłyszała jeszcze pytający krzyk, czy aby na pewno nie potrzebuje pomocy, lecz został zbagatelizowany. Nie było na to czasu.
•
Po śmierci Brielle wszystko się zmieniło. Wizje ustały. Przynajmniej nie pojawiały się tak natarczywie i przestały uniemożliwiać zaśnięcie. Ellie nauczyła się z nimi żyć w pokoju.
Brakowało jej towarzystwa przyjaciółki, lecz dzięki Syriuszowi nie musiała o niej całkowicie zapominać. Często razem spędzali dnie, wspominając Brielle, gdy minęła odpowiednia ilość czasu od jej śmierci.
Gdy wszystko zaczynało się powoli układać, znowu wszystko się zaprzepaściło. Potterowie umarli. Syriusz trafił za coś, czego nie zrobił - Ellie była tego więcej niż pewna - do Azkabanu.
W ten sposób straciła ostatnie bliskie osoby i pozostała sama.
Rzuciła ze złością pracę w ministerstwie, czując pogardę do Ministra Magii i przez kilka dni leżała w łóżku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Któregoś dnia, który zapowiadał się początkowo zupełnie tak samo, natknęła się w Proroku Codziennym na interesujący artykuł.
Kurs udoskonalenia wiedzy o magicznych stworzeniach prowadzony przez jednego z najbardziej znanych magizoologów na świecie! Zapisz się już dziś!
Tuż obok tej informacji umieszczone było ruchome zdjęcie. Ellie natychmiast rozpoznała mężczyznę, który szczerzył się do fotografii, a po jego ramionach kroczyły dwa nieśmiałki. To on bowiem zapobiegł jej upadkowi w ministerstwie! Zwróciła spojrzenie na tekst, znajdujący się pod zdjęciem.
Deon Marsh - Kawaler Orderu Merlina Drugiej Klasy, autor książki Sekrety niezwykłych zwierząt oraz Sekrety magizoologów.
Kurs miał odbywać się przez następny miesiąc w każdą sobotę. Ellie poczuła, że to była jej szansa.
Szansa na ogarnięcie wreszcie swojego życia i zaczęcie robić to, co kochała najbardziej na świecie.
•
Nogi cierpły jej od ciągłego kucania w krzakach, gdzie dodatkowo przyczepił się do niej wyjątkowo natrętny owad. Odtrącała go pośpiesznie ręką, przeklinając pod nosem.
— Ciszej, El! — syknął Deon, łapiąc dziewczynę za rękę.
— Nie ma go tu, musiał zmienić lokalizację. Siedzimy od dobrej godziny w jednym miejscu... — jęknęła, marząc tylko o tym, aby móc wreszcie wyprostować nogi i zjeść coś pysznego.
— Chciałaś zostać magizoologiem? To teraz cierp, moja droga.
— Cudowny z ciebie Puchon, mój drogi — przedrzeźniała go Ellie.
Deon spojrzał na nią i uśmiechnął się, widocznie chciał coś dodać, lecz wtedy oboje usłyszeli potężne kroki, które zadudniły im w uszach. Skulili się jeszcze bardziej w krzakach, uważnie obserwując zwierzę, które wkradło się na polanę.
— Na Merlina... — wyszeptała przejęta Ellie. — To jest on! To ten...
— Ciiiszej, bo zaraz nam zwieje!
Deon, nie spuszczając wzroku ze zwierzęcia, wyciągnął różdżkę. Wyszeptał pod nosem zaklęcie, a następnie narzucił na zwierzę wielką magiczną siatkę, która zamiast oplatywać całe cielsko potężnego zwierzęcia, stanowiło coś na wzór bariery wokół niego.
Zwierzę dopiero po chwili, gdy Ellie i Deon wyszli z krzaków, zorientowało się, że zostało schwytane. Zaczęło chodzić wokoło i napierać na siatkę, która jednak była tak silna, że najpotężniejszy smok nie byłby jej w stanie przebić, nawet gdyby zionął ogniem - siatka była ognioodporna.
— Jest cudowny — wyszeptała podekscytowana Ellie, okrążając monstrum.
— Cudowny może i jest — przyznał Deon — ale z pewnością nie dla mugoli z tej wsi, którym podjadał ziemniaki. Podobno na jego widok jedna wieszczka zemdlała. Ministerstwo zajęło się już zacieraniem pamięci.
Ellie uklękła przez zwierzęciem i powoli zbliżyła ku niemu dłoń. Wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy. Zebrali wystarczająco informacji, aby wiedzieć, że było łagodne, lecz bardzo strachliwe.
Kiedy się bardzo denerwowało bądź bało, mogło bezproblemowo przybrać postać kamienia. Wielkością przypominało nieco wyższego hipopotama. Na czole i końcówce ogona miało wielkiego kwiatka, a małe, świńskie i czarne oczka patrzyły na magizoologów zupełnie przerażone.
Mimo strachu pozwoliło, aby Ellie poklepała je po pyszczku. Zwierzę prychnęła i polizało kobietę w rękę.
Uniosła wzrok, poszukując oczu Deona, aby zobaczyć jego minę, lecz nie było go w tym samym miejscu, gdzie stał ostatnio. Nie zorientowała się, kiedy do niej podszedł. Teraz kucał tuż obok, również podziwiając zwierzę.
— Musimy zabrać go na badania — powiedział z przekąsem.
Ellie wiedziała, że nie lubił tego robić. Zwierzęta zawsze się bardzo tym stresowały. Chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
— Niedługo ponownie odzyska wolność.
Deon odgarnął Ellie rude kosmyki, które wpadły jej do oczu, zbliżył usta i ją pocałował.
— Cieszę się, że zemdlałaś wtedy w ministerstwie — wyznał.
Ellie prychnęła, lecz później również się uśmiechnęła.
Ona także się z tego powodu cieszyła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top