Posłowie
Ruszamy, z ostatnim wpisem do Ślizgona – opowiadania, które nie spodziewałam się, że będzie mi szkoda kończyć.
Na samym początku chciałabym bardzo podziękować każdemu czytelnikowi, osobom, które dodawały tę historię do swojej listy lektur, dawały gwiazdki czy przede wszystkim komentowały! Dawało mi to dużego kopa do pisania – fakt, że komuś jeszcze podoba się historia Harry'ego.
Ślizgon został opublikowany prawie dwa lata temu. Nie było to planowane, ani przemyślane, miałam jedynie wielką fazę na napisanie 3 pierwszych rozdziałów i jako taki plan jak to ma wyglądać.
Ślizgon jest zasługą tego, że potrzebowałam odreagować i wyrzucić z siebie to wszystko. Dlatego też pisałam rozdziały do tej historii tylko wtedy kiedy sama miałam gorszy humor, źle się czułam i miałam dość wszystkiego. Przez to właśnie też były takie przerwy między rozdziałami. Gdzieś po drodze trochę od tego odeszłam i zaczęłam pisać kolejne rozdziały, nie czekając, aż będę w totalnym dołku, tylko przygotowałam się (znalazłam odpowiednią muzykę, przeczytałam po raz enty poprzednie rozdziały i komentarze) i zaczynałam pisać.
Postać Harry'ego – przestraszonego dzieciaka, z rozległą blizną, która niczym nie przypominała tej kanonicznej i ubranego w zielony krawat Slytherinu, pisało mi się bardzo dobrze. Chciałam pokazać dom Ślizgonów i ich samych, z nieco innej strony. Dlatego postać profesora Snape'a jest tutaj tak ważna i pokazana jako świetny Opiekun Domu. Chciałam pokazać Slytherin jako coś więcej i mam nadzieję, że mi się udało.
Chciałam Harry'emu, Severusowi i Syriuszowi dać jak najbardziej realne i prawdziwe charaktery, by to postacie faktycznie żyły, a nie były tylko zapiskami na ekranie. Na tym najbardziej mi zależało, by czytelnik ich poczuł (oraz całą tą atmosferę, która wręcz wylewa się z tego ff).
Syriusz wprowadził trochę radości do tego fanfiction i przez to miałam myśli, czy to wszystko jest dobrze napisane. Czy nie zgubiłam po drodze tego klimatu. Z czasem stwierdzam, że jednak wszystko wyszło dobrze. Oby dla was też tak było 😉
Mała ciekawostka dotycząca tej historii. Nazwy rozdziałów. Zostały one wymyślone w ostatnim momencie, bo tuż przed publikacją stwierdziłam, że nie chcę wstawiać po prostu rozdziału pierwszego z numeracją i niczym więcej. Nie wiem czemu, ale rozdział 5 i 6 mają w tytule rozdziału słowo "prawda" i jak odkryłam to, po jakimś czasie, tak razi mnie to strasznie do tej pory. Ale całościowo podobają mi się i mam nadzieję, że czytelnicy też zauważyli odniesienia tytułów do tego co się działo w rozdziale ("Książe, który przeprasza" jest moim faworytem w tej kwestii).
Chciałabym jeszcze podzielić się z wami pewnym niewykorzystanym fragmentem jednego rozdziału, który zmieniłby bardzo historię tego co się stało jak Harry powiedział w końcu Syriuszowi, że jest w Slytherinie.
Rozdział 8. „Gryfon, który odkrywa ukryte"
Harry obudził się czując miękką pościel wokół siebie i zapach róż. Światło raziło go w oczy, ale nie miał siły ich otworzyć. Nie wiedział gdzie był, a to nie była typowa sytuacja w jego życiu. Nawet jeśli wuj Vernon zbił go, aż stracił przytomność, to miał świadomość tego, że jest w bezpiecznym miejscu. W swojej komórce pod schodami.
Bolała go głowa tego też był pewien. I miał ochotę wymiotować, ale to nigdy nie było dobrym wyjściem. Za dużo bałaganu, sprzątania i posmaku na języku. Poza tym pozbycie się czegokolwiek z żołądka jeśli nie wiadomo kiedy będzie miał następną okazję coś zjeść, nie wydawała się dobrym pomysłem. Nauczył się tego, gdy miał jakieś trzy lata.
Wyczuł magię, która była obecna wokół. Nieco ciężka, wiekowa i mroczniejsza niż ta, którą wyczuwał w Hogwartcie. Ale potęga, którą reprezentowała, była naprawdę pociągająca. Pamiętał, że kiedyś się z nią zetknął. Rok temu, gdy na tydzień przed wyjazdem do Hogwartu, został zaproszony do Malfoy Manor przez rodziców Draco. To było to samo uczucie. Magia otaczała go i wskazywała drogę, gdy chodził korytarzami dworu, zwiedzał bibliotekę czy latał w ogrodzie na miotłach z Draco.
– Przestań udawać, Potter – odezwał się głos obok niego. Typowe przeciąganie sylab, któremu przysłuchiwał się od dwóch lat. – Wiem, że nie śpisz.
Otworzył z trudem oczy i przekręcił głowę w prawo, gdzie obok niego na łóżku leżał na wznak Draco. Byli w tym samym pokoju, który Harry zajął, gdy był tu ostatnim razem. Patrzył na chłopaka, bo Malfoy się zmienił od kiedy ostatni raz się widzieli. Nie miał już przygładzonych i nażelowanych włosów, tylko pozwolił, by opadały mu na czoło. Nieco urósł i wydawało się, że jest szerszy w barkach. Przestawał być dzieckiem.
Harry uśmiechnął się delikatnie. Merlinie jak on tęsknił za przyjacielem.
– Następnym razem, uprzedź kiedy teleportujesz się do mojego ogrodu i przestraszysz pawie. Poza tym wiesz – Draco uśmiechnął się drwiąco. – Istnieje coś takiego jak zapowiedzenie swojej wizyty.
– Następnym razem teleportuje ci się prosto do wanny kiedy będziesz brał kąpiel – odpowiedział Harry.
– Oby nie, Potter. A teraz – Draco przekręcił się na bok, by lepiej go zobaczyć i uniósł jedną brew. – Czemu zaraz po tobie teleportował się tu zbieg z Azkabanu i mężczyzna z bliznami? Chce wyjaśnień, Potter. I oby były dobre.
***
Harry nie miał pojęcia co Syriusz i Remus zrobili Malfoy'om, że ci bez problemu pozwolili im opuścić Malfoy Manor, ale szczerze nie interesowało go to za specjalnie. Ta wiedza mogła mu się przydać w przyszłości, ale teraz przejmował się zupełnie czymś innym.
Spędził z Draco kilka godzin, który po tym jak usłyszał plan Pottera co do uniewinnienia Syriusza, zaczął się śmiać. I wytknął mu – głosem pełnym arogancji – wszystkie błędy i niedociągnięcia. A potem powiedział, że jeśli to nie wypali to nie ma zamiaru odwiedzać Pottera w Azkabanie, bo Dementorzy nie są na jego nerwy, a na pewno tam trafi jeśli Wizengamont nie uniewinni Blacka, a jeszcze dodatkowo skaże Harry'ego za pomoc niebezpiecznemu zbiegowi i mordercy.
Bo może Harry nie miał pewności, że Syriusz nadal będzie chciał go mieć za chrześniaka po tym wszystkim co się stało, ale nie mógł zrezygnować z planu uniewinnienia go. Gdyby się poddał miałby poczucie, że stał się kolejnym Albusem Dumbledorem – człowiekiem, który znał prawdę, ale wolał skazywać niewinnego czarodzieja na powolne umieranie w imię idei większego dobra, niż pomóc mu i przerwać ten ciąg tortur.
Razem zmodyfikowali pomysł, dodali kilka rzeczy, a Harry pomimo zaciśniętego gardła i spoconych dłoni, zdołał wydukać również to, że po prostu obawiał się co czekało go po tym jak zobaczy teraz Syriusza. Jakie bolesne słowa usłyszy, jak duże obrzydzenie na twarzy Blacka zobaczy i jak głośno pęknie jego złamane serce, gdy zobaczy to na własne oczy. Obawa przed odrzuceniem i przyznanie się do niej głośno, było naprawdę trudne. To jak przyznanie, że nie radzisz sobie z własnym życiem. Odsłania to co Harry od zawsze chronił. Własne uczucia – tak bardzo kruche i pierwotne w tym świecie pełnym intryg, kłamstw i obłudy.
Kiedy przybył jeden z skrzatów domowych Malfoy'ów – Zgredek – ubrany w brudną poszewką poduszki zawiązaną na jego kościstych barkach i z zabandażowanymi palcami po ostatniej karze, którą sobie wymierzył za nieposłuszeństwo i poinformował, że mistrz Lucjusz wzywał ich na dół, Harry poczuł jak jego żołądek zacisnął się mocno. Zrobił płytki wdech, starając się zatrzymać powietrze we własnych płucach. Zmierzenie się z konsekwencjami własnych czynów, zawsze był nieco przerażający.
Stanęli w przedpokoju wyłożonymi białymi kafelkami i z fantazyjnym, kryształowym żyrandolem wiszącym z sufitu. Rozmowa z Draco pomogła, a słuchanie jego komentarzy i sarkastycznym uwag dawało poczucie normalności, które osiągał, gdy siedzieli w Pokoju Wspólnym i grał w czarodziejskie szachy.
– Harry – ciepły głos Remusa rozbrzmiał w pomieszczeniu i odbił się od białych ścian. Potter spojrzał się na mężczyznę. Zobaczył ulgę na jego twarzy. – Przestraszyłeś nas dzieciaku kiedy tak nagle się teleportowałeś.
– Przepraszam, sir.
Harry nie panował nad własnych językiem i ciałem. To było silniejsze od niego – kiedy dorosły miał do niego pretensje, jedyne co Harry mógł zrobić i zrobił to spuścił głowę, zgarbił ramiona i wymamrotał przeprosiny.
– Pożegnaj się z przyjacielem, Harry – polecił mu Remus.
Draco stanął naprzeciwko niego i zrobił coś, co zupełnie nie było w jego stylu. Przyciągnął Harry'ego do nieco sztywnego uścisku i wyszeptał kilka zwięzłych słów:
– Nie bądź gryfogłupkiem, Potter.
Harry spiął się, gdy wyczuł ciepło ciała Draco tuż obok siebie. Nie wiedział czy mógł odwzajemnić przytulenie, nie wiedział czy potrafił.
Draco spojrzał się podejrzliwie na Syriusza Blacka i Remusa Lupina. Dwójka mężczyzn stała naprzeciwko rodziców Draco. Wszyscy z poważnymi minami, zaciśniętymi ustami i rękami, które świerzbiły, by wziąć różdżkę i rzucić zaklęcie.
Harry podszedł na miękkich nogach do dwójki mężczyzn. Syriusz wyszczerzył do niego zęby. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, a sytuacja z mieszkania Remusa nie miała miejsca. Harry nie wiedział co się działo. Wuj Vernon nigdy nie udawał miłego zanim go uderzył. I może Syriusz nigdy nie podniósł na niego ręki, obawa nadal gdzieś tkwiła w Potterze, nie pozwalając mu się zrelaksować i być pewien tego, że jest bezpieczny, bo to był zbyt duży luksus, na który nie mógł sobie pozwolić.
– Gotowy, by wrócić do Remusa, szczeniaku?
Harry coś odpowiedział, ale nie miał pojęcia co. Krew szumiała w jego żyłach naprawdę głośno, prawie zagłuszając mu wszystko co się działo wokół niego. Remus uśmiechnął si do niego pokrzepiająco. Garbił się starając wydawać na niego mniejszego i niegroźnego niż był w rzeczywistości.
– Panie Potter – zimny głos Lucjusza, dotarł do Harry'ego. Odwrócił się, czując jak zawroty głowy wróciły.
Lucjusz Malfoy opierając się na fantazyjnej lasce, podszedł do niego. Był ubrany w czarne szaty z srebrnymi guzikami i zdobieniami. Narcyza została na swoim miejscu – dumna i blada w ciemnoniebieskiej sukni.
– Panie Malfoy – odpowiedział grzecznie.
– Proszę pamiętać, że rodzina Malfoy'ów jest po pańskiej stronie.
Harry przytaknął i podziękował. Nie miał wątpliwości, że lojalność Lucjusza Malfoy'a leżała i będzie leżeć tam gdzie akurat najbardziej będzie się to opłacało. Dobrze, że Draco nie był taki sam jak jego ojciec.
Potem teleportował się, trzymając ramię Syriusza zbyt mocno i zostawiając czerwone ślady na jego skórze.
Ostatnie słowa na temat zakończenia. W ogóle rozdział 10 pisałam tak bardzo na raty, tu dopisywałam fragment, tu usuwałam kawałek, tu przestawiałam coś żeby było wcześniej, później. Bardzo dużo zamieszania miałam z tym rozdziałem. W momencie kiedy go już wkleiłam na Wattpad i miałam go publikować, dopisałam ostatnie zdania, bo nie potrafiłam tego zakończyć. Chciałam żeby była tam klamra, która zepnie wszystko w jedność i każdy poczuje, że to faktyczny koniec.
Dostałam pytanie o dalsze losy Harry'ego. Nie chciałabym pisać tu żadnych Dodatków, ale mogę zdradzić jak ja widzę jego przyszłość. Taki był zamysł od początku w ogóle – szczęśliwe zakończenie dla Harry'ego, bo po tylu cierpieniach, nie wyobrażałam sobie, że miałabym mu jeszcze bardziej dowalić na sam koniec. Nie wyobrażałam sobie momentu gdzie Harry miałby zginąć, czy stracić wszystko co miał i zostałby zapomniany. Szczęśliwy Harry jest tym, którym miał być.
Potter skończył Hogwart. Nigdy więcej nie widział Dursley'ów. Zamieszkał na jakiś czas po zakończeniu szkoły z Syriuszem i Remusem, by potem wyprowadzić się i zacząć żyć na własny rachunek (może nawet z kimś kogo pokochał i chciał stworzyć wspólne życie). Zaczął pracować, ale na pewno nie w Ministerstwie Magii czy jako Auror. Raczej otworzył własny biznes, czy nawet miał mugolską pracę, która pozwalała mu się spełniać. Nadal utrzymywał kontakt z przyjaciółmi i profesorem Snapem.
Jeśli chodzi o sprawę z horkruksami i Voldemortem. Horkruksy zostały zniszczone przez Dumbledore'a i jego waleczną armię Lwów, a Tom Riddle nigdy się nie odrodził. Nie było wojny, śmierci i terroru.
Z chęcią przeczytam wasze ostatnie słowa dotyczące Ślizgona, postaci czy zakończenia historii :D
Na samo zakończenie zapraszam na mój profil, do zajrzenia na inne opowiadania, które piszę, może coś się wam spodoba i mam nadzieję, że do zobaczenia!
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top