05. Kłamca, który mówi prawdę

– Jesteś niewinny? – zapytał zszokowany Harry.

– Jestem niewinny.

***


Harry miał wrażenie, że tonął gdzieś na granicy absurdu pomieszanego z niedowierzeniem. Syriusz Black spędził dwanaście lat w Azkabanie za niewinność. Wszyscy się mylili. Profesor Snape popełnił błąd, uznając Blacka za mordercę, a Harry myśląc, że nauczyciel miał rację. Nawet Dumbledore, który podobno był szefem tego całego Zakonu Feniksa, nie wstawił się za jednym ze swoich żołnierzy. I ten przyjaciel, o którym Syriusz mówił z takim uśmiechem, nawet on nie wierzył w niewinność Blacka.

Harry patrzył się tępo w bekon, który smażył na patelni, w kuchni na Privet Drive 4. Jasne pomieszczenie raziło jego przekrwione oczy, a zapach tłuszczu drażnił nos. Potter starał się nie przypalić bekonu, ale dzisiaj okazywało się to naprawdę trudnym zadaniem. Nie mógł przestać o tym wszystkim myśleć. Black wczoraj powiedział mu wszystko. Całą historię, która sprowadziła go do Azkabanu (na Merlina, on nawet nie miał procesu!) i tego jak udało mu się uciec.

– Pospiesz się, chłopcze!

– Oczywiście, wuju – wyszeptał cały czas wpatrzony w patelnię i w pełni świadomy, że wuj nie mógł tego usłyszeć, siedząc w salonie. Zgasił ogień i powoli przekładał śniadanie na talerz, a w jego głowie trwała prawdziwa gonitwa myśli. Bo nie był taki głupi i na początku nie uwierzył Blackowi.

– Przyjmijmy, że ci wierzę – powiedział wtedy Harry i spojrzał na Blacka, który siedział obok niego na palecie i patrzył na Pottera z uśmiechem na ustach. – Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? Jaki masz dowód?

Syriusz oklapnął wtedy i spuścił głowę w dół, a jego naprawdę długie włosy, zasłoniły twarz. Black wyglądał jakby był pokonany i Harry nie mógł znaleźć innego porównania. Mogło to być spowodowane, że koło niego siedział zbiegły więzień, w pasiastym ubraniu, a jego ciało wręcz krzyczało, że przez ostatnie lata było na granicy życia i śmierci.

– Nie mam go, Harry – odpowiedział w końcu Black z nadal spuszczoną głową. – Jedyne co mam to moje słowa i wiara, że mi uwierzysz. Że kiedy odnajdę Lunatyka, on również uwierzy, że byłem cały czas niewinny.

Słowa. Harry stwierdził, że to naprawdę mało. I jednocześnie tak dużo. Bo czy on miał coś innego? Czy było coś oprócz jego słów, że na Privet Drive 4 dzieje się coś złego? Przecież Snape uwierzył mu na słowo i poszedł wtedy do Dumbledore'a, by ten jakoś zareagował.

Przygotował wszystko co musiał na śniadanie wujostwa i wrócił do kuchni, nawet się nie odzywając i nie patrząc na nikogo.

Wpakował sobie spalonego tosta do buzi i plaster bekonu, który odłożył dla siebie z patelni.

Pani Pomfrey i jej badanie było jego dowodem. Snape widział te wyniki i na pewno połączył to wszystko w logiczną całość, zanim Harry w końcu zdecydował się, że profesor jest godny zaufania i mógł mu powiedzieć co robiło mu wujostwo. Ale Dumbledore nadal nic z tym nie zrobił. Czy w świecie Syriusza Blacka takim Dyrektorem, było całe społeczeństwo czarodziejów? A gdzie w takim razie był jego Severus Snape?

Harry drgnął, kiedy dotarło do niego, że on nim jest. Potter był jedyną osobą, która znała prawdę o Blacku. I od niego teraz zależało co zrobi. Czy tak jak profesor Eliksirów, pójdzie od razu do Dyrektora i powie wszystko, czy rozwiąże to inaczej.

Kiedy więc po południu (i skończeniu wszelkich swoich dzisiejszych obowiązków) otworzył szafę w pokoju i wyjął z niej największą i przez to najmniej zniszczoną koszulę oraz spodnie po wuju Vernonie, nie za bardzo wiedział co miałby zrobić.

Idąc Privet Drive z ubraniami, jedzeniem i kilkoma potrzebnymi rzeczami dla Syriusza, cały czas myślał.

***


– Skąd masz różdżkę? – zapytał, kiedy tylko przekroczył próg opuszczonego magazynu i znalazł w nim Syriusza. Mężczyzna akurat jadł jedzenie, które wczoraj kupił mu Harry. Black zarumienił się delikatnie na to pytanie, ale przez zarost na jego twarzy nie było tego widać. Nadal wyglądał jak obłąkany.

– Ukradłem ją. Nie jestem z tego dumny – zaznaczył od razu, bo obydwoje mieli świadomość jakie znaczenie ma dla czarodzieja różdżka. – I kiedy będę miał okazję to ją oddam właścicielowi, chociaż sądzę, że sam pewnie miał ją z nielegalnego źródła. Czemu pytasz?

– A możesz nią rzucić zaklęcia? Precyzyjne?

– Oho – rzucił Syriusz i odłożył jedzenie na bok. – Znam ten błysk w oczach, twój tata zawsze miał taki kiedy wpadł na kolejny dowcip. Co zrobimy?

Harry przekrzywił głowę w bok i przyjrzał mu się uważniej. Nadal nie do końca mu ufał, ale jeśli jego plan miał się powieść, to na Merlina, Black nie może tak wyglądać.

– Zrobimy z ciebie człowieka, Black.

Po tym jak Harry wyciągnął z torby cały arsenał rzeczy, w których znalazły się nożyczki, szczoteczka do zębów, pasek do spodni i coś co wyglądało jak żyletka, Syriusz miał złe przeczucia. Przełknął głośno ślinę i wykrzywił wargi w uśmiechu.

– Będzie bolało?

– Nie wiem. To zależy czy będziesz się rzucać jak pies ze wścieklizną czy nie.

Tak, pomyślał Syriusz, tej wersji jego chrześniaka na pewno sobie nie wyobrażał, kiedy myślał jaki był Harry. Ale w tym magazynie, gdzie jednak młody Potter przyszedł już drugi raz, a Black wręcz nie wychodził poza jego obszar w obawie, że może go ominąć wizyta chrześniaka, bo Harry nie powiedział, że przyjdzie, ani o której, wiedział, że w jakimś stopniu zyskał sprzymierzeńca.

– To nie tak, że ci wierzę Black – potwierdził rozmyślenia Syriusza. Harry stał za jego plecami z nożyczkami w ręce i ściął kolejne pasmo skołtunionych, brudnych i niesamowicie czarnych włosów. – Ale nie chce się potem obwiniać, że nie uwierzyłem ci kiedy wszystko wyjdzie na jaw, albo znowu cię wsadzą.

– Syriusz – powiedział nadal zachrypniętym głosem. Wczoraj tak dużo mówił, a przez ostatnie dwanaście lat nie miał takiej szansy. – Mam na imię Syriusz, Harry.

Harry nie odpowiedział. Przestał go jednak obcinać na chwilę. Potter to wiedział jak miał na imię mężczyzna. Ale nie mógł się przełamać. Nie potrafił nazwać swojego ojca chrzestnego (myślenie o Blacku w tej kategorii jakoś bolało mniej, bo może nie wiedział z czym faktycznie wiążą się te słowa) inaczej niż po nazwisku. Kiedy na początku drugiej klasy poszedł do profesora Snape'a i usłyszał, że Syriusz Black zabił dwunastu mugoli i zdradził jego rodziców (co sam Mistrz Eliksirów uznał za mało prawdopodobne) od tamtego momentu mówił i myślał zawsze o nim po nazwisku. Tak chyba było prościej. Łatwiej. Udawać, że to obcy mężczyzna zdradził mamę i tatę, a nie osoba, której ufali najbardziej na świecie. A właśnie tym by się stał gdyby Harry myślał o nim Syriusz. Teraz jednak sprawa wyglądała zupełnie inaczej, ale nie potrafił się przełamać.

Kiedy skończyli, Black wyglądał naprawdę dobrze. Wciąż był za chudy, a jego cera była ziemista, bo brakowało jej słońca i odpowiednich witamin, ale chociaż nie przypominał obłąkanego więźnia. Syriusz poprosił Harry'ego, by ściął włosy tak, aby sięgały mu do łopatek. Czarne loki zostały potraktowane szamponem, który Potter ukradł z łazienki i dużym strumieniem wody prosto ze skradzionej różdżki. Broda została również ścięta i wyrównana, przez co na brodzie i policzkach został mu niewielki zarost, który odwracał uwagę od zapadniętych policzków i drobnych ran czy blizn na twarzy. Ubrania po wuju Vernonie zostały potraktowane porządnym i trzykrotnych zaklęciem zmniejszającym. Ciemna koszula w prążki i sztruksowe spodnie nie wyglądały, aż tak źle na Blacku. Harry obszedł go i uważnie przyglądał się jak Syriusz się prezentował, po tym całym doprowadzaniu go do człowieczeństwa.

– Jest dobrze – stwierdził w końcu i pozwolił sobie na uśmiech. Syriusz go odwzajemnij i odetchnął z ulgą.


***

Dwa dni później Harry nadal nie miał do końca opracowanego planu. Macki strachu, którym nie zawsze dawał się złapać i przydusić, często wręcz krzyczały, że popełnił błąd. Fatalną pomyłkę, która spowoduje, że będzie cierpiał jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Wtedy Harry zastanawiał się jaki to będzie rodzaj bólu, skoro w swoim życiu przeżył już naprawdę wiele. Strata rodziców kiedy miał zaledwie rok była pierwsza na liście. Na drugim miejscu natomiast spędzenie jedenastu lat mieszkając w komórce pod schodami.

***

– Szczeniaku, ja wiem, że nie do końca mi ufasz, ale zrobię naprawdę wszystko, by tak się stało – powiedział mu Syriusz. Harry zagryzał wargi ze zdenerwowania, bo Black zapytał go wtedy czy jutro też przyjdzie (a to wymagało potwierdzenia, pewnego zapewnienia, że mu zależało i chciał go odwiedzić), a Potter nie wiedział co odpowiedzieć.

– Ktoś – nie chciał mówić, że był to profesor Snape. – powiedział mi, że byłbyś w stanie rzucić zaklęcie, które zabiło dwunastu mugoli. Ale jednocześnie nie wierzył, że byś zdradził. Czemu więc reszta uwierzyła? Co takiego musiało się dziać wcześniej, że wszyscy bez mrugnięcia okiem, przytaknęli na stwierdzenie, że przyjaciel zdradził przyjaciela i skazał go na śmierć z rąk Voldemorta? Kim byłeś przed tym cholernym Halloween?

Syriusz skrzywił się mocno. Nie tak wyobrażał sobie to wszystko. W jego wyobrażeniach (które jak się okazało, były tak bardzo naiwne i odbiegające od rzeczywistości jak tylko się dało) wszystko było łatwiejsze. Harry nie był tak ostrożny i nie zadawał tak przemyślanych pytań. A Black naprawdę miał świadomość, że ich relacja przypominała stąpanie po cienkim lodzie z możliwością, że krucha powłoka zamarzniętej wody może w każdej chwili pęknąć i pochłonąć cię na wieczność.

– Była wojna Harry. I mogliśmy udawać, że Huncwoci sobie ufają i ich przyjaźń jest silniejsza niż to całe gówno, które atakowało nasz z każdej strony, ale prawda była taka, że jedyna osoba, której mogłeś ufać to byłeś ty sam. Spanie z różdżką pod poduszką czy w ręku, było naszą normalnością. I może przyjęli mnie do Zakonu Feniksa, ale kiedy wojna zrobiła się coraz bardziej ostrzejsza, coraz więcej ludzi ginęło lub znikali bez słowa, a ataki Śmierciożerców były codziennością, ludzie zaczęli postrzegać mnie przez pryzmat nazwiska. A ja cóż – wzruszył ramionami i przeczyścił gardło, bo zamiast mówić znowu skrzeczał nieprzyjemnie. – Dawałem im naprawdę wiele powodów, by zobaczyli we mnie, to co chcieli. Chodziłem na większość akcji z uśmiechem na ustach i różdżką w dłoni, z której rzucałem zaklęcia lekko mówiąc z pogranicza białej i czarnej magii. Śmiałem się, kiedy Śmierciożercy uciekali z bitwy, bo był czas, że uważałem to za naprawdę dobrą zabawę. Byłem nieprzewidywalny, a na zebraniach Zakonu kłóciłem się, że powinniśmy ich zabijać, a nie tylko unieszkodliwiać. A potem padły podejrzenia, że w Zakonie jest szpieg. Nie chcę się okłamywać Harry i jeśli cię przestraszyłem to przepraszam, ale jestem tylko szczery.

Harry miał ochotę znowu płakać. Czuł jakby jego serce było rozrywane, bo gdyby jednak reszta miała rację i Black naprawdę oszalał już dawno, a Azkaban tylko to pogłębił, to Potter sam siebie skazał na kolejne cierpienie. Był tylko świrem jak zawsze nazywał go Dudley, który zamiast reszcie świata uwierzył zbiegłemu więźniowi, bo tak bardzo pragnął kogoś kto byłby w stanie wyrwać go z Privet Drive. Merlinie, był żałosny. O czym on właściwie myślał? Że udowodnienie, że Syriusz Black jest naprawdę niewinny okaże się tak proste jak test z Zaklęć? A kiedy tego dokonają to będą mogli zamieszkać razem i żyć szczęśliwie? Przecież nikt nie uwierzy trzynastolatkowi (nawet jeśli ten był Chłopcem-Który-Przeżył) o tym, że zamknęli w Azkabanie nie tę osobę co trzeba.

Popatrzył szklistymi oczami na Blacka i czuł jak znowu zaczął się trząść. Przecież to totalna głupota. Powinien powiadomić profesora Snape'a i Ministerstwo Magii gdzie znajduje się Syriusz. Nie powinien mu pomagać, spotykać się z nim i doprowadzać go do porządku. Nie powinien mu ufać. Nie powinien marzyć jak dziecko z pierwszej klasy, że wszystko jakoś się ułoży, nikt nie ucierpi, a jedyne łzy jakie wypłyną z jego oczu będą oznaką szczęścia, a nie rozpaczy, że znowu dał się ponieść swoim naiwnym marzeniom.

Odwrócił się i wybiegł z magazynu. Biegł przez cały czas, dopóki nie dotarł pod drzwi domu z numerem cztery i nie zobaczył idealnie skoszonego trawnika w ogródku. Był tylko małym obślizgłym wężem jak często mówił Ron Weasley i wariatem, który się bał. Ucieczka to jedyne co potrafił.

***

Kiedy tydzień później zobaczył w oddali ponuraka, wiedział, że jego plan, by udawać, że to wszystko było snem (koszmarem jeśli się nad tym chwilę zastanowić) właśnie umarł śmiercią naturalną. Black oczywiście nie był w stanie trzymać się z daleka i Harry był pod wrażeniem, że wytrzymał całe siedem dni. Myślał, że już po trzech zobaczy go w animagicznej formie na wycieraczce pod domem wujostwa.

Potter westchnął głęboko i włożył jedną rękę do kieszeni szarej, wypłowiałej bluzy. Jego kolana i plecy bolały okropnie, bo ciotka Petunia wymyśliła sobie, że na klęczkach i małą szczotką oraz gąbką, wypastuje drewniane schody. Nie za bardzo miał siłę wstać z jednego z siedzeń małej karuzeli, na której usiadł pół godziny temu. Jadł właśnie kupioną kolację, która była niczym innym jak zimną zapiekanką ze sklepu.

Czarny, duży pies podszedł do niego z podkulonym ogonem i przylegającymi do czaszki uszami.

– Cześć Black – powiedział w stronę psa, który na te słowa zamerdał niepewnie ogonem coraz bardziej się zbliżając. – Ostatnio w wiadomościach mówili, że widziano cię w okolicach Menchesteru, a Prorok twierdzi, że to tylko kwestia dni jak cię złapią. Oni wszyscy są takimi idiotami, prawda?

Ugryzł kawałek zapiekanki. Było w niej za dużo sera, a za mało plasterków salami. Pies podszedł naprawdę blisko niego i położył pysk na jego kolanach. Harry uśmiechnął się lekko, patrząc w te szare oczy.

– Oni wszyscy myślą, że chcesz mnie zabić, by dokończyć to co zaczął Voldemort.

Pies warknął nadal trzymając pysk na kolanach Harry'ego.

– A ja mam pomysł jak pokazać im, że jedyne co potrafią to trzymać różdżkę i nie podpalić sobie twarzy przy jednoczesnym jej wyciąganiu. Reszta chyba ich nieco przerasta, nie myślisz?

Black zaszczekał dwa razy i zamerdał wesoło ogonem. Harry przewrócił oczami na ten pokaz radości i wgryzł się jeszcze raz w swoją kolację.

– Jak będziesz dobrym pieskiem, to podzielę się z tobą jedzeniem – mruknął w stronę psa. Miał nadzieję, że Black miał co jeść przez ten tydzień kiedy się nie widzieli. Nie miał pojęcia też, czy nadal spał w tym magazynie, ale ostatnie noce były nawet ciepłe i nie powinien za bardzo zmarznąć. Animag usiadł grzecznie przed nim i przekręcił głowę lekko na bok, a uszy stały dumnie wyprostowane.

– Mój przyjaciel napisał mi ostatnio, że oddałby całe swoje kieszonkowe, by dowiedzieć się jak uciekłeś z Azkabanu. To trochę ironiczne, bo on od pierwszej klasy chce być animagiem, a ja nie mogłem mu odpisać nic innego, jak tego, że raczej nie będzie miał szansy cię spytać.

Black wybrał sobie akurat ten moment, by się przemienić w człowieka. Harry zafascynowany patrzył na tą całą przemianę. Syriusz nie wyglądał tak źle. Jego zarost był nieco dłuższy, a ubrania pobrudzone, w niektórych miejscach. Miał na sobie – oprócz tych rzeczy, które dał mu Harry – ciemny płaszcz.

– Ja... um... chciałem cię przeprosić, Harry. Wiem, że to wszystko jest bardzo popieprzone, ale ja też niczego nie ułatwiam. Po prostu, wydawało mi się, że wszystko będzie inaczej. W sumie... to ja nie za bardzo myślałem, kiedy uciekałem z Azkabanu.

Syriusz nie był pewny, czy to co powiedział dało jakiś efekt. Harry patrzył na niego trochę oceniająco, a w jego oczach (tak bardzo zielonych i identycznych jak miała Lily, pomyślał Black nim znowu skupił się na chrześniaku) były jakieś dziwne iskry, których nie potrafił nazwać. W końcu Harry kiwnął głową i wykrzywił wargi w coś na kształt uśmiechu, a Syriusz pomyślał, że kiedyś to u kogoś widział, ale nie miał pojęcia kiedy dokładnie.

– Chcesz kawałek? – spytał Harry i wyciągnął w jego stronę do połowy niezjedzoną zapiekankę.

– A opowiesz mi o sobie coś więcej? Chciałbym cię poznać, szczeniaku.

– To było trochę ślizgońskie, wiesz Black?

– Ugh – burknął Syriusz i usiadł na jednym z siedzisk na karuzeli, ale tak żeby móc być przodem do chrześniaka, co było nieco trudne. ­– Jestem Gryfonem z krwi i kości. Ale wychowany wśród Węży.

– Ale nadal zbyt gryfońskie, byś mógł uznać to za komplement.

– Nigdy bym nie uznał tego za komplement, rogasiątko.

***

Harry opowiedział Syriuszowi o sobie, swoim dzieciństwie i pierwszych dwóch latach w Hogwartcie. Ale tak naprawdę to wszystko było piękną iluzją, która rosła z każdym jego słowem, półprawdą czy przemilczeniem kilku rzeczy. W nocy, nie mógł spać, myśląc jak bardzo nie potrafił komuś zaufać i wyznać wszystkiego.

Nie przyznał się do tego, że jest wężoustny mimo że naprawdę zaczął akceptować swoją umiejętność, przez którą połowa szkoły myślała, że to on jest Dziedzicem Slytherina i chce pozabijać uczniów. Nie powiedział o swojej przyjaźni z Draco Malfoy'em, Blaisem Zabinim i Teodorem Nottem, po prostu nazywał ich przyjaciółmi. Starał się omijać również temat profesora Snape'a, nazywając go po prostu nauczycielem. A najważniejsze nie był w stanie powiedzieć Blackowi o tym, że był Ślizgonem.

Ten niewidzialny kamień w gardle, kiedy miał to już na końcu języka, powodował, że po prostu zamykał usta. Był takich cholernym tchórzem. Wiedział o tym, ale nic z tym nie robił.

Powiedział mu natomiast o tym, że lubił latać na miotle, a pani Hooch stwierdziła, że miał naturalny talent i może powinien iść na eliminację do domowej drużyny Quidditcha na pozycję szukającego. Harry nadal tego nie zrobił. Opowiedział mu też, o tym jak jego Dom stracił w ostatniej chwili Puchar Domów. Przyznał się do tego, że nienawidził Historii Magii, a Krukoni zawsze pierwsi wypożyczają książki, które były potrzebne do napisania esejów z różnych przedmiotów. Rozmawiali też o nauczycielach Obrony Przed Czarną Magią. Harry niechętnie opowiedział mu o tym, że jego status Chłopca-Który-Przeżył byl cały czas aktualny, przez co miał ochotę zniknąć z czarodziejskiego świata mimo że go naprawdę polubił.

Temat tego jak wyglądało jego życie u Dursley'ów był jedynym tematem tabu.

Syriusz okazał się dobrym słuchaczem, co było zaskoczeniem dla Pottera. Black dopytywał o rzeczy, których nie rozumiał i naprawdę go słuchał. Wściekał się w odpowiednich momentach (jak wtedy kiedy mówił mu o zachowaniu Dyrektora, gdy zabierał im Puchar Domów) i gratulował, kiedy Harry powiedział, że dobrze szły mu Zaklęcia i Eliksiry. Był zmartwiony gdy Potter relacjonował całą sprawę z Ginny Weasley i spetryfikowanymi mieszkańcami zamku.

Harry musiał się przyznać, że lubił ich wieczorne spotkania na placu zabaw.

***

Harry przymknął powieki z nadzieją, że kiedy znowu je otworzy, to to wszystko zniknie. Nie będzie na Privet Drive, w swoim pokoju, z obolałymi plecami i poparzonymi dłońmi, słuchając głośnego grania telewizora z dołu, w którym wuj Vernon oglądał mecz piłki nożnej. Był tak bardzo zmęczony, że nie miał nawet siły podnieść się z łóżka i wyciągnąć z ukrytej skrytki w podłodze maści na oparzenia, którą dostał od Snape'a oraz ostatniego eliksiru przeciwbólowego.

Starał się oddychać na tyle płytko, by siniaki na żebrach nie przypomniały o swoim istnieniu. Musiał wytrzymać jeszcze tylko dwa tygodnie. Zostało czternaście dni i wróci do Hogwartu. Znowu będzie mieszkał z Zabinim, a Draco i Teodor będą go męczyć na posiłkach, by coś jeszcze zjadł, Snape będzie (poprzez skrzaty) podawał mu eliksiry do soku dyniowego, a McGonagall zadawała zbyt długie eseje do napisania. Wszystko wróci do normy, tylko musi jeszcze przez dwa tygodnie znieść to wszystko z czym się wiązało mieszkanie u wujostwa.

Czternaście dni. Cholernie długich, jakby ktoś go spytał o zdanie.

A najgorsze miało dopiero nadejść. Ciotka Marge przyjedzie jutro w porze kolacji, z zamiarem spędzenia kilku uroczych dni wraz ze swoim bratem i jego kochającą rodziną. Harry na samą myśl miał gęsią skórkę. Nienawidził tej kobiety i jej psów, które wyczuwając, że się ich bał nie chciały opuścić go nawet ma krok.

Nienawidził też tego przeklętego i obłudnie idealnego Privet Drive.

***

– Harry, wszystko dobrze?

Potter wypuścił ze świstem powietrze. Starał się to robić powoli, bo siniaki na żebrach cały czas dawały o sobie znać. Nadal nie otworzył oczu i nawet nie podniósł głowy, kiedy usłyszał głos Blacka.

Kiedy cisza się przedłużała, a Harry nadal siedział w tej samej pozycji na huśtawce i jedynym jego ruchem było delikatne bujanie się w przód i tył oraz szuranie zniszczonymi tenisówkami po piasku leżącego dookoła niego, Syriusz klęknął naprzeciwko niego, co zmusiło Pottera do zatrzymania się.

– Hej, szczeniaku, co jest?

Merlinie, to wszystko było takie trudne. Miał trzynaście lat i naprawdę nie powinien przejmować się tyloma rzeczami.

Syriusz kiedy nadal nie doczekał się odpowiedzi, chwycił w swoje powykrzywiane i nadal nie do końca sprawne dłonie, te należące do Harry'ego. Potter syknął z bólu i wyrwał je z uścisku.

– Harry? – zapytał coraz bardziej zaniepokojony Syriusz. – Boli cię coś?

Harry miał ochotę płakać i śmiać się jednocześnie. Jakie to wszystko było popaprane.

– To nic.

Zawsze tak mówił. Wmawiał sobie, że to wszystko co robili mu Dursley'owie to nic takiego. Nic na co nie zasłużył. Ale wszystko zmieniło się kiedy trafił do Hogwartu i stał się Ślizgonem. W wakacje po pierwszym roku ciężko było mu się przestawić z trybu szkolnego, na ten gdzie był traktowany jak skrzat domowy. Ale teraz nienawidził każdego dnia jaki musiał spędzić na Privet Drive. A ta troska, którą otaczał go Black jeszcze bardziej wszystko utrudniała. Przecież nie mógł sobie pozwolić, by zaczęło mu zależeć, bo animag w każdej chwili mógł wrócić do Azkabanu, albo po prostu stwierdzić, że ma dosyć i odchodzi. Że Harry nie jest takim chrześniakiem jakim powinien być i Syriusz nie ma ochoty spać po raz kolejny w opuszczonych budynkach i odpowiadać na milion jego pytań, kiedy Harry nadal nie umiał powiedzieć do niego po imieniu. Potter tak bardzo bał się, że to wszystko nastąpi kiedy jego uniki czy kłamstwa wyjdą na jaw. Snape powiedział mu, że Dumbledore kłamał w sprawie tego, że jego rodzice nie byliby dumni z powodu, że ich syn był Ślizgonem. Ale Harry mimo wszystko bał się powiedzieć Łapie, że jest uczniem domu Slytherina nie Gryffindora. Nie ułatwiało sprawy to, że Black od razu przyjął, że Potter jest Gryfonem.

– Harry to, że udajesz, że tego nie ma, to nie znaczy, że to zniknie, wiesz? Czasami najtrudniej stanąć przed swoim największym strachem, ale hej, odwagę mamy we krwi i to naprawdę bardzo pomaga.

– Ja nie jestem odważny – przyznał cicho. Nadal nie spojrzał na Blacka, a ten nie starał się już go ponownie dotknąć.

– Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to może komuś w szkole, co? Dumbledore na pewno ci pomoże, bo ja...

– Dumbledore wie.

– CO?! I POZWALA NA TO? POZWALA BY MÓJ CHRZEŚNIAK MIESZKAŁ Z TYMI MUGOLAMI SKORO POWIEDZIAŁEŚ MU CO CI ROBIĄ?

Black skoczył na równe nogi i zaczął tak bardzo krzyczeć, że Harry jedyne co był w stanie zrobić to skulić się jeszcze bardziej i schować twarz w poranionych dłoniach. Syriusz nie krzyczał tak jak wuj Vernon, ale Potter reagował tak na sam fakt podniesionego głosu. Black jak tylko to zobaczył od razu się zamknął. Widok swojego trzynastoletniego chrześniaka, skulonego na huśtawce w zniszczonych ubraniach i roztrzepanych włosach, opanował jego chęć, by jeszcze pokrzyczeć.

Harry miał problem z oddychaniem. Z zaczerpnięciem powietrza i przerwaniem ciągu myśli, które kłębiły mu się w głowie. Miał świadomość tego, że Black coś podejrzewał. Harry nie umiał powstrzymać się czasami od skrzywienia czy syku bólu, kiedy byli razem, raz koszula podwinęła mu się za bardzo i animag mógł zobaczyć siniaki, które zrobił mu gang Dudley'a, a dwa razy przyszedł z zaczerwienionym policzkiem i pękniętą wargą tłumacząc się, że spadł. Ale nigdy o tym nie rozmawiali. Harry'emu zajęło prawie cztery miesiące powiedzenie o tym profesorowi Snape'owi, a Syriusza znał od kilku tygodni.

– To nie ja mu powiedziałem, ale mój nauczyciel. – Głos Harry'ego przebił się przez ciężki oddech Syriusza, który nie umiał się do końca uspokoić. – Dyrektor powiedział, że to moja jedyna rodzina i jestem tam najbezpieczniejszy.

Harry nie miał ochoty nigdy rozmyślać o tych słowach, bo jedyne co czuł to jak ogniste języki wściekłości zmieszane z jego magią, pragną uwolnienia.

– BEZPIECZNY?! – wrzasnął, ale zaraz ściszył głos i zacisnął palce na włosach, by nie zacząć machać nimi niekontrolowanie. Musiał się uspokoić, pomyślał, Harry nie mógł się go przestraszyć. – Czy on do końca oszalał od tych swoich cukierków?

– Ty też wiesz Black, a gówno z tym zrobiłeś. Gdzie twój odwaga żeby porozmawiać o tym ze mną? – zaatakował go. Bo mimo wszystko, atak był naprawdę dobrą formą obrony. A Harry musiał się bronić, bo czuł, że wszystko się posypało. Grunt osunął mu się pod nogami i prawie czuł jak leciał w dół przepaści, nie mając pojęcia kiedy nastąpi bolesny upadek. Spojrzał na ojca chrzestnego z grymasem na twarzy, który widział u Mistrza Eliksirów tyle razy podczas lekcji, że zaczął go naśladować.

– A chciałbyś o tym porozmawiać? Nie kłamać na temat swoich ran czy siniaków? Powiedzieć mi o każdym razie, kiedy siostra Lily pozwalała na to wszystko? Na Merlina, Harry, ja wiem, że nawet nie powiedziałeś mi imion swoich przyjaciół jakby to była wielka tajemnica, a miałem cię zmusić do tego żebyś mi się przyznał, że ktoś się nad tobą znęca?

Harry z każdym pytaniem zaciskał coraz bardziej zęby, bo nie chciał żeby wszystko tak wyszło. Nie chciał żeby Black na niego krzyczał i żeby rozmowa zeszła na jego relacje z wujostwem. Chciał tej namiastki normalności jaką zyskał, spotykając się z Blackiem i omawiając ich plan, by ten został uniewinniony i nie spędził już ani jednego dnia w Azkabanie.

– Wujostwo się nade mnie nie znęca – wysyczał wściekły. Jak on nienawidził tego zdania. Snape próbował żeby Harry w końcu przyznał się, że był ofiarą przemocy, ale on nie mógł. Nie mógł potwierdzić, że nie był w stanie sam siebie obronić. Że był tak bardzo słaby, że byle mugol mógł go pobić. Harry był dziwadłem, nie ofiarą. A przynajmniej zawsze wtedy, kiedy przekraczał peron 9 i ¾ czy wyjście z ulicy Pokątnej.

– Harry, posłuchaj mnie uważnie – zaczął Syriusz i usiadł na drugiej huśtawce. Poprawił ciemny płaszcz i po raz kolejny zapragnął posiadać chociaż jednego papierosa. Nie miał pojęcia, że bycie ojcem chrzestnym będzie takie trudne. – Żadne dziecko, nieważne czy urodzone w rodzinie mugoli czy czarodziei tak zwanej czystej krwi, nie powinno być nigdy uderzone. Nie powinno posiadać śladów od paska od spodni na plecach czy trzcinki na palcach, bo nie chciało uczyć się o tradycjach czystokrwistych. Dotyk powinien być kojarzony z czymś przyjemnym, a nie bólem. I nie mówię ci tego jako ktoś kto nigdy nie był w takiej sytuacji, Harry. Wiem doskonale, jak trudno o tym mówić i jakie ślady to zostawia w psychice człowieka. Dlatego nigdy nie naciskałem na ciebie w tej sprawie. Sądziłem, że zaufasz mi na tyle, by mi o tym powiedzieć. I naprawdę gdyby to w czymś pomogło, to przekroczył tą barierę zaklęć pod twoim domem i zabiłbym Dursley'ów gołymi rękoma. Ale wtedy wróciłbym do Azkabanu. Zobaczyłem twoje ślady już pierwszego dnia jak się zobaczyliśmy. I nawet nie wiesz jak żałuję, że nie mogłem cię przed tym obronić. Nie spełniłem obietnicy danej Jamesowi i Lily, że gdyby ich zabrakło, to nie pozwolę, by cokolwiek ci się stało. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top