1.

Mężczyzna mieszkający na Threadneedle Street 265 był uznawany za dość osobliwego człowieka. Mimo to wśród średnio postawionych ludzi był jednak szanowany. Jego zachowanie nie odbiegało w większości przypadków od normy, jednak jego sposób myślenia zadziwiał ludzi. Nie było w nim zbyt wiele osobliwego, lecz bystrość młodego mężczyzny jak i jego spostrzegawczość pozwalały mu dojrzeć to, czego przeciętny człowiek nawet nie mógł się domyślić. Dwudziesto trzy letni detektyw dzięki swoim umiejętnościom był jednym z najlepszych w swoim fachu detektywem w Londynie, niektórzy mówią, że nawet na świecie. Nic więc dziwnego, że po całym Londynie jak i po okolicach krążyły plotki chwalebne jego czyny jak i upokarzające. Czy są one prawdziwe? Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, w każdej plotce bowiem jest ziarno prawdy. Ot chociażby taka ploteczka wyciągnięta prosto z kolumny plotkarskiej w codziennej gazecie The Times.

"Jak wiadomo nam wszystkim, nasz znany na cały Londyn i jego okolice detektyw, pan Taylor słynie ze swoich osiągnięć oraz nadzwyczajnych umiejętności. Nie jest to tylko jeden powód jego sławy, bowiem znany jest również ze swojej osobliwości jak i urzekającego wyglądu. Nie jedna panna wzdycha na jego widok, a jego uśmiech jest zdolny do pozbawienia płci żeńskiej racjonalnego myślenia. Mimo wszystko nasz detektyw nie ma żadnej partnerki, ba! Nawet sam stwierdził w mojej obecności, że nie szuka kobiety do stałego związku. Niestety to prawda moje drogie czytelniczki, jeśli któraś z was chciała podbić serce naszego młodego kawalera to niesety szanse na spełnienie waszych marzeń wielokronie zmalały (ale pamiętajcie moje drogie, nic nie jest niemożliwe). Co jest powodem takiego zachowania? Istnieje wiele teorii, jakoby znalazł już jakąś pannę, z którą ukrywa związek czy ukrywa przed światłem jakiś tajemny sekret. Ja jednak sądzę iż dlatego młody pan Taylor nie zamierza się z nikim wiązać, gdyż kawalerzy mogą więcej robić i nie być karanym. Sądzę, że żaden żonaty mężczyzna o zdrowym rozsądku nie szedłby spokojnym i tak pewnym siebie krokiem do domu publicznego Teresy Berkeley przy Hallam Street jak to zrobił pan Taylor. Nocą z poniedziałku na wtorek młody kawaler wszedł do owianego sławą przez swoją brutalną prosytucję domu publicznego i wrócił z niego jak każdy mężczyzna po udanym stosunku. Czyżby nasz młody detektyw szukał przyjemności w taki sposób, aby bez konsekwencji móc dalej z nich korzystać?"

Prawda w tym jest taka, że mężczyzna rzeczywiście był młody o nazwisku Taylor i o urzekającym wyglądzie, a także prawdą jest, że nie szuka partnerki. Reszta to tylko domysły autorki i plotki, które już od dwóch dni krążą po całym Londynie. Detektyw jednak nie przejmował się hańbiącymi go słowami przekazywanymi i przekręcanymi coraz bardziej między ludźmi w całym mieście.

On jednak tylko stał przy oknie, trzymając w dłoniach drewniany instrument i zręcznie jeżdżąc smyczkiem po strunach, wydobywając skrzypiące dźwięki. Oglądał ciemną ulicę Threadneedle Street oświetloną kilkoma latarniami. Obok niego na stoliku leżała gazeta z fragmentem oskarżającym go o sypianie z panienkami w domach publicznych oraz obok z filiżanką zimnej już herbaty. Wokół walały się papiery na podłodze, krzesłach, fotelach i innych możliwych miejscach. Jego zadumę przerwał skrzekliwy krzyk kobiety.

- Edwardzie! Proszę natychmiast odłożyć ten instrument! To, że nie może pan spać, nie znaczy, że może pan sobie zakłócać ciszę, grając o trzeciej w nocy!

- Tak dokładnie jest za dwadzieścia trzecia, pani Buttercup. - odparł młodzieniec, spoglądając na zegar Big Bena przez okno. - I wie pani, że gdyby to nie było konieczne, nie robiłbym tego. Skrzypce pomagają mi się skupić, a aktualna sprawa tego wymaga. Skupienia.

- Ogarnąłbyś może ten bałagan w końcu. Wiem jak bardzo ważna jest dla ciebie przestrzeń podczas swoich zadum nad sprawą, ale na Boga! Chociaż raz kiedy przyjeżdża do mnie siostra, mógłbyś zebrać te wszystkie swoje papiery z salonu i zająć się pracą w swoim gabinecie jak porządny cywilizowany człowiek! - jęczała pani Buttercup, zbierając gazety z kanapy. Anna Buttercup była tęgą kobietą w średnim wieku, która mieszkała z Edwardem i służyła mu za gosposię. Na pierwszy rzut oka wygląda na młodszą pannę, jednak gdyby się przyjrzeć to widać lekkie zmarszczki przy oczach czy siwe pasma w jej jasnych, prawie że białych włosach, które tak bardzo uwielbiała spinać w koka. Zawsze starała się zachowywać jak dama, jednak widać było po niej od razu, że pochodzi ze wsi. Ludzie także zauważali także, że nie pochodzi z wysp, a z kontynentu, chociażby po jej wyglądzie. Sama opowiadała o wsiach z jej miejsca narodzin.

- Wszędzie wokół znajdowały się słoneczne pola zbóż. Lasy śpiewały, a woda w strumyku radośnie chlupała. - opowiadała niegdyś. - Kochałam naszą klacz Basię już od źrebaka.

Takich opowieści Edward nasłuchał się już wiele razy i nie raz słyszał wiele tych samych historii po kilka razy, ale nie przeszkadzało mu to. No chyba, że pracował. Wtedy musiał się pilnować, aby nie krzyknąć.

Oparł sobie smyczek o ramię i przyglądał się sierpowi księżyca, który świecił na niebie. Coś było w tej sprawie. Coś prostego, jednak nie potrafił do tego dotrzeć. Nagle go olśniło, w jego oczach pojawił się błysk, a na ustach zalśnił szeroki uśmiech zadowolenia. Odwrócił się w stronę swojej gosposi i odłożył skrzypce na bok, podchodząc do niej.

- Anno! Jesteś genialna! - krzyknął radośnie, chwytając ją za ramiona, po czym zaczął nerwowo chodzić po pokoju. - Siostra! To była siostra! Jak mogłem na to nie wpaść! Siostra Heleny Thompson pracuje przy Hallam Street i to ona nasłała Robinsona, aby pozbył się Williama! Dlatego w drukarni brakowało literek "t"! Spójrz tylko! - wziął gazetę z tekstem, mówiącym o nim i wskazał jedno słowo pani Buttercup, nie zważając na to czy jest zainteresowana jego wywodem. - Krew polała się na większość liter "t", więc Robinson zabrał je, aby ukryć dowody! Ha! To było prostsze niż się spodziewałem!

Chwycił płaszcz oraz cylinder i ruszył żwawym krokiem ku drzwiom.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top