Rozdział 3 część 9

Adrian szedł korytarzem biblioteki, by po raz kolejny porozmawiać z Willem. Ronald Knox miał się coraz lepiej i trzeba było coś zadecydować w sprawie młodych.

Agnes została z Alice u Barbary, by wspierać swą córkę w trudnych dla niej chwilach rozstania z chłopakiem. Poza tym wciąż nie mogły, mimo rozpaczy dziewczyny, nasycić się swoim towarzystwem. Agnes zachowała wszystkie swe wspomnienia, a to oznaczało, że pamiętała też swoją własną śmierć, jednak akurat te wspomnienia najmniej jej ciążyły. Miała wszak tyle do nadrobienia, chciała każdą chwilę swego nowo podarowanego istnienia poświęcić Alice i Adrianowi i nie mogła spokojnie patrzeć jak jej córka cierpi. Dużo ze sobą rozmawiały, nieraz do białego rana. Barbara często uczestniczyła w tych rozmowach. Zwłaszcza odkąd Ron i Adrian powrócili do świata shinigami. Jednak Adrian mógł w każdej chwili wrócić i swobodnie poruszał się pomiędzy oboma światami, co nie tyczyło wszak Knoxa. I to stanowiło problem, zwłaszcza dla Alice. Bardzo tęskniła za Ronem i bała się, że nigdy go już nie zobaczy. Dlatego za namową Agnes, Adrian postanowił coś z tym zrobić. Przed rozmową z Williamem, Crevan chciał odwiedzić swego młodego kolegę. Ronald, który czuł się już całkiem dobrze, sam wybierał się do swego przełożonego. Spotkali się w holu, tuż przy pustym cokole, który pozostał tam po pomniku. Adrian uśmiechnął się, nie tylko na widok Rona, ale też na ten widok. Wyobraził sobie Grella kiedy rozbił pomnik. Musiał mieć ogromną frajdę! Knox także ucieszył się na widok Adriana, bo ten co dzień, odkąd Ron powrócił do świata bogów, przynosił mu wieści od swej córki.

- Jak widzę czujesz się już całkiem nieźle Ronaldzie.

- Jestem już zupełnie zdrów, choć ramię jeszcze mi trochę dokucza czasami.

- Nigdy nie daruję sobie mojej głupoty!

- Ależ Adrianie, nie mówmy już o tym. Idę właśnie do Willa, ty też?

- Oczywiście, jednak najpierw z tobą chciałem rozmawiać. Ronaldzie, teraz kiedy już wydobrzałeś, co zamierzasz? Myślałeś już o tym?

- Miałem sporo czasu na zastanawianie się nad swoją przyszłością. Jeszcze niedawno chciałem jak najszybciej zostać shinigami, aby tak jak ty stać się najlepszym. Zawsze stawiano nam ciebie za wzór. Potem spotkałem twoją córkę i wszystko się zmieniło. Sam już nie wiem co mam dalej robić. Ona jest dla mnie najważniejsza...

- Nawet nie wiesz jak dobrze cię rozumiem, ale zdajesz sobie sprawę, że Will nie był zachwycony, kiedy próbowałem mu to wytłumaczyć. Lecz wziąwszy pod uwagę ostatnie wydarzenia, może jednak uda mi się nakłonić go do kolejnych ustępstw.

- Co masz na myśli?

- Zaraz się przekonasz, chodźmy.

Poszli obaj długim korytarzem, Adrian zapukał do drzwi gabinetu, usłyszeli „proszę" i weszli do środka.

William T.Spears siedział nienagannie wyprostowany przy swym biurku. Na nosie miał swe idealnie dopasowane okulary. Kilka cinematic record leżało przed nim, a jedną z ksiąg właśnie czytał. Odłożył ja jednak czym prędzej na widok wchodzących.

- Witam cię Adrianie i ciebie Ronaldzie, co was do mnie sprowadza?

- Myślę – rzekł Adrian – że doskonale wiesz dlaczego obaj się tu dziś znaleźliśmy. Nieprawdaż Willu ?

William westchnął, bo wiedział o czym Adrian mówi. Trudno jednak było mu podjąć jakąkolwiek decyzję. Choć wiedział czego oczekują po nim obaj shinigami. Wiedział też jakie kierują nimi powody. Sam od feralnego wieczoru, kiedy walczyli z aniołem, borykał się z podobnymi trudnościami. Dziwne wrażenie jakie zrobiła na nim Barbara, nie opuszczało go od tamtej pory. Nie przyznawała się jednak do tego nawet przed samym sobą. Był bardzo wobec siebie surowy i wymagający. Uważał zawsze, że tego wymaga od niego jego stanowisko i odpowiedzialność jaka na nim ciążyła. Tłumił więc w sobie te wszystkie emocje i nawet udawało mu się przekonać samego siebie, że to nic takiego. Przecież niedługo ma awansować na bardzo poważne stanowisko. Poza tym ci dwaj i ich uczucia do śmiertelniczek stanowili i tak już zbyt wielki kłopot. Sam nie zamierzał się tak wpakować. Jednak ta zadra która tkwiła w jego sercu od tamtej pory pozwalała mu na większą wyrozumiałość względem nich, niż sam się tego po sobie spodziewał. Była jeszcze kwestia zasług obu shinigami, bo przecież to oni obaj tak naprawdę przyczynili się do unicestwienia anioła. On sam nie wiele wtedy zrobił . Adrian już otrzymał swoją nagrodę. Trzeba było teraz zadecydować co z młodym Ronaldem Knoxem. William wciąż się wahał.

- Domyślam się Adrianie. Chciałbym jednak poznać zdanie Rona na ten temat. Zanim podejmę jakakolwiek decyzję, czy mógłbyś nas na chwilę zostawić samych?

Adrian uśmiechając się pod nosem, wyszedł na korytarz.

Poszedł spokojnym krokiem do holu, gdzie spotkał Grella siedzącego na pustym cokole i piszącego coś w swym czarnym notatniku. Roześmiał się na ten widok.

- Ty znowu w akcji, co? Nidy nie odpoczywasz od pracy?

- Chyba żartujesz, co może bardziej kręcić, niż to? – jego piła spoczywała mu na kolanach.

Crevan usiadł obok przyjaciela.

- Chyba jednak się starzeję, skoro już mnie to tak nie kręci.

Grellu roześmiał się, zamknął notes i szturchnął go po przyjacielsku w ramię.

- Gadasz bzdury, starość się nas nie ima, spójrz na siebie, wciąż zabójczo przystojny, wciąż w pełni sił. Co tam te parę wieków mniej czy więcej. Agnes chyba nie ma na co narzekać? Masz pełne usprawiedliwienie na swoją przedwczesną emeryturkę. Co, nie Adrianie?

- A owszem. Spróbowałbyś kiedyś sam. Miłość to wspaniałe uczucie, drogi Sutcliffie. Zakochaj się, a potem pogadamy!

- Ależ mój przyjacielu, ja jestem zakochany. W swojej pracy rzecz jasna. Kocham moją robotę i moją kosę śmierci. Co mi więcej trzeba?

Siedzieli tak dłuższy czas przekomarzając się ciągle, kiedy trzasnęły drzwi gabinetu Willa i Ron raźnym krokiem ruszył w ich kierunku. Uśmiech jaki gościł na jego obliczu mówił sam za siebie. Adrian wstał.

- Jak widzę wasza rozmowa przebiegła pomyślnie, prawda?

- Nie uwierzysz Adrianie, obaj nie uwierzycie, bo ja sam jeszcze w to nie wierzę.

- Mów jaśniej mój młody przyjacielu, bo coś mącisz – zdenerwował się Grellu.

Ronald uśmiechnięty od ucha do ucha, oznajmił im dobrą nowinę.

- W ramach rekonwalescencji dostałem bezterminowy urlop i mogę go spędzić gdzie mi się podoba. William powiedział, że musze nabrać sił pod okiem naprawdę dobrej opieki, a taką może mi zapewnić tylko Barbara. Nie wiem dlaczego właśnie ją wybrał, ale to oznacza tylko jedno! Wracam z tobą Adrianie, do świata ludzi. Na reszcie zobaczę Alice. Bardzo już się za nią stęskniłem. Willi obiecał zaglądać do mnie czasem, by trzymać rękę na pulsie i kontrolować mój stan zdrowia. Ale myślę, że to nie jest jedyny powód jakim się kierował podejmując taką decyzję. Musiał zdawać sobie sprawę jak bardzo kocham twoją córkę. I jak wiele ona dla mnie znaczy.

- Myślę, że to nie tylko to – Spostrzegawczy jak zawsze Adrian, zrozumiał dziwne powody Willa - To wspaniałe wieści Ronaldzie. Jak najszybciej musimy powiadomić o tym nasze drogie panie. Powody decyzji Williama niech nas już nie trapią, cieszmy się i tyle. Wracamy do domu?

- Jasne, najszybciej jak się da.

Adrian wciąż się uśmiechał, pożegnali obaj Gella i ruszyli w drogę. Rudzielec zaś poszedł raźnym krokiem w głąb korytarza, by uciąć sobie miłą pogawędkę ze swym tak dziwnie nawróconym szefem i przyjacielem w jednej osobie, Williamem T. Spearsem.

............................................................................................................

Adrian zabrał Agnes do swej wieży, tak właściwie to była teraz ich wieża. Zwłaszcza ze względu na wiążące się z tym miejscem wspomnienia. Zostawili młodych u Barbary, niech się cieszą sobą. Oni też nie zamierzali robić nic innego. Adrian tak długo tęsknił, że nie mógł już dłużej czekać, by wreszcie zostali ze sobą sam na sam. Agnes zapalała świece na kominku. Stał w progu oparty o framugę drzwi i z spoglądał na nią z czułością. Była równie śliczna jak wtedy, kiedy pierwszy raz tu ją przyniósł. I równie mocno jej pragnął. Podszedł do niej i objął ją swymi ramionami, stali tak chwilę wpatrując się w ogień na kominku. Agnes była taka ciepła, piękna i tak blisko niego, już na zawsze. Odgarnął jej długie, jasne włosy z szyi i pocałował jedwabiści gładką skórę. Nawet mu przez myśl nie przyszło, że to ciało należało kiedyś do anioła. Dusza Agnes całkowicie je zmieniła, tak że dziewczyna wyglądała jak kiedyś. Nie miała tylko swego znamienia na udzie, o czym Adrian miał się niedługo przekonać. Jego usta delikatnie muskały jej szyję. Nie mógł się nią nacieszyć.

- Kocham Cię bardzo – wyszeptał ciepłym głosem, na co ona odwróciła się twarzą do niego i pocałowała go mocno. Zapomniał się na chwilę, bo jej pocałunki były słodkie i sprawiały, że krew szybciej w nim krążyła. Za tym też ogromnie tęsknił.

- Ja też Cię kocham Adrianie. Moja dusza tęskniła za tobą cały ten czas jaki przyszło mi spędzić w zaświatach.

- Jak tam jest? Opowiesz mi? – nie przestawał całować jej szyi, a jego usta posuwały się coraz niżej, aż do zagłębienia w dekolcie. Westchnęła.

- Nie chcesz wiedzieć, za to mogę ci zaraz pokazać jak wygląda niebo – uśmiechnęła się zalotnie – chcesz?

- Niczego innego nie pragnę w tej chwili – spojrzał jej w oczy. Po czym wziął ją na ręce i zaniósł prosto do łóżka. Kochali się długo i namiętnie. Agnes dotrzymała słowa i Adrianowi nie raz zdawało się, że wstępują oboje do nieba. Nie, nawet w niebie nie mogło by mu być tak cudownie, jak teraz kiedy trzymał ja mocno w swoich ramionach.

- Jak myślisz – wyszeptała, kiedy leżeli chwilę spokojnie, by nabrać sił i nacieszyć się bliskością – co robią Alice i Ron?

Ogień na kominku dogasał, świece dawno się wypaliły. Adrian uśmiechnął się zabójczo, a jego oczy zabłysły w ciemności. Wciąż głaskał powolnymi ruchami jej atłasową skórę.

- Mam nadzieję, że to co my teraz. Nawet jestem tego pewny.

Agnes podniosła się, by spojrzeć mu w oczy.

- Ach wy, shinigami, wiecie jak zawrócić w głowie dziewczynom, co?

- Cóż, nie uczą nas tego w szkole, byłbym nawet skłonny przyznać, że to raczej wasza sprawka. Chociaż masz rację, mamy nieodparty urok osobisty, jesteśmy zabójczo przystojni i nie sposób nam się oprzeć. Zwłaszcza tak słabym istotom jak wy, kobiety – droczył się z nią.

- Uważasz, że jestem słaba? To zaraz ci pokarzę na co mnie jeszcze stać.

Jej usta tak bardzo kusiły swą czerwienią. Jej dotyk palił mu skórę, chciał jak najszybciej ugasić ten pożar w sercu i ciele. A jednocześnie pragnął, by to uczucie trwało wiecznie. Nieprzerwanie, nienasycenie. Dwa serca biły zgodnym rytmem. Ich dłonie złączyły się na powrót. Agnes czule szeptała jego imię. Była teraz tak blisko, tak bardzo blisko niego. Tak, że nie jej włosy mile łaskotały jego twarz, kiedy go całowała. Przytulił ją mocno do siebie. Z każdą chwilą byli coraz bliżej spełnienia. Oboje, razem w tej jednej cudownym momencie, kiedy zmysły płoną i wydaje się, że nic nie jest w stanie ugasić tego pożaru, nic po za jeszcze większą bliskością. W pełnej uniesienia gorączce, kiedy chce się mocniej, szybciej, więcej. Każdy ich wzajemny dotyk, każdy pocałunek sprawiał coraz większą rozkosz i uniesienie. By móc ponownie wstąpić razem do nieba. Czas chyba zatrzymał się dla nich w tej jednej chwili. Świt zastał ich wciąż mocno przytulonych, ale i wyczerpanych słodkim, miłym zmęczeniem. Agnes delikatnie, opuszkami palców dotykała powoli blizn na jego torsie, szyi i twarzy.

- Nigdy nie zapytałam cię, skąd masz te blizny?

Adrian uśmiechnął się.

- Nawet już nie pamiętam. Chyba po walce z którymś z demonów. Tyle ich było. Jakie to teraz ma znaczenie, nawet się do nich przywiązałem. Przeszkadza ci to?

- Oczywiście, że nie! Wręcz przeciwnie, wolałabym jednak byś nie musiał już narażać się w ten sposób. Obiecaj mi to, dobrze?

Adrian roześmiał się.

- Kochanie, nie zamierzam już zajmować się swoim powołaniem. Dość już się przysłużyłem społeczności shinigami. Najwyższy czas odpocząć. Rozmawiałem już z Williamem na ten temat. Czy jest coś co skłoniłoby mnie do zmiany zdania? Teraz kiedy nareszcie znów jesteś przy mnie, już na zawsze? Jakakolwiek obietnica jest tu zbędna, ale jeśli ma cię to uspokoić, dobrze, obiecuję. Zawsze już będę przy tobie– i pocałował ją.

...............................................................................................................

Ron i Alice w tym samym czasie siedzieli w kuchni Barbary. Dziewczyna przyrządzała im śniadanie, a jego jasne oczy śledziły każdy jej ruch. Miniona noc, pierwsza wspólna po tak długim rozstaniu, była pełna emocji i wyznań.

Alice miała na sobie koszulę Rona, tak jak wtedy, kiedy kochali się po raz pierwszy. I z błogim uśmiechem na twarzy smażyła jajecznicę. Nie martwiła się już o to, że coś może ich kiedyś rozdzielić. Ron też wcale o tym nie myślał. Zajadał z apetytem świeże bułeczki i popijał kawą. Jego widok sprawiał, że serce tańczyło jej z radości, nigdy jeszcze nie czuła się tak szczęśliwa, zwłaszcza, że i on czuł to samo. Pomyślała o rodzicach. Obiecali zjawić się wieczorem, ale niech spędzą razem tyle czasu ile chcą. Tylko we dwoje. Teraz, kiedy sama była zakochana, tak dobrze rozumiała ich potrzebę wzajemnej bliskości Musieli nasycić się sobą, po tak długim i bolesnym rozstaniu. Wszystko, co złe było już za nimi. Alice zagapiła się na swego shinigami po czym podeszła do niego.

- Co jest? – zapytał odkładając kubek.

- Kocham cię – powiedziała po prostu, po czym mocno go pocałowała.

Ronald westchnął, odwzajemnił pocałunek, po czym wyszeptał jej wprost do ucha.

- Ja też bardzo cię kocham, moja śliczna Alice.

KONIEC.

JEŚLI JESZCZE WAM SIĘ NIE ZNUDZIŁO - ZAPRASZAM DO CZYTANIA CZĘŚCI 3 - SERCE SHINIGAMI - JESZCZE DZIŚ ! 

DZIĘKUJĘ JAK ZAWSZE ZA WSZYSTKIE GŁOSY I MIŁE KOMENTARZE 

Autorka 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top