Rozdział 3 część 5

William T. Spears chodził po swym gabinecie tam i z powrotem, od biurka do okna. Adrian siedział i czekał. Co Will takiego teraz wymyśli? Anioł, o którego obecności właśnie go powiadomił, nie miał dobrych zamiarów. Obaj to wiedzieli. Ponadto cinematic record jednego z shinigami mogło w rękach Ten–shi przysporzyć wielu kłopotów. Anioły posiadały bowiem moc oczyszczania nagrań i formułowania ich według swego widzi mi się, tak że wspomnienia tam zgromadzone ulegały przekształceniu. To było dla nich owo oczyszczanie dusz. Jednak takie oczyszczone wspomnienie nie było już prawdziwe, ani zgodne z zapisem w księdze. Czego anioł mógł chcieć od Adriana, też się domyślali, ale to były tylko spekulacje. Jednak bardzo prawdopodobne. Will nie był zadowolony. Nie miał jednak pretensji do Crevana. Nikt nie mógł przewidzieć, że anioł zabierze księgi z grobu Agnes. Jednak Adrian miał do Willa jeszcze jedną prośbę, choć ciężko mu był o to pytać.

- Willu, wiem że zbyt wiele od ciebie chcę, ale czy mógłbyś mi powiedzieć, czy wiesz może ...

- Co takiego?

- Agnes, jej dusza, czy ona już ...

- Nie wiem, czy wolno mi udzielać ci takich informacji, nie jesteś wszak w zarządzie, a jak ci wiadomo, tylko ci na kierowniczych stanowiskach mają wgląd w rejestr dusz śmiertelników.

Adrian milczał. Spodziewał się, że William tak mu odpowie. Nie mógł wymagać od niego, że udzieli mu informacji, których tak bardzo pragnął.

- Ponadto mamy chyba pilniejszy problem na głowie - tu spojrzał w końcu na Adriana i zreflektował się, widząc wyraz jego twarzy – posłuchaj Adrianie, jej dusza jest tu jak najbardziej bezpieczna, bardziej martwił bym się twoim cinematic record. Nie wiadomo co Ten-shi może z nim zrobić. I do czego była mu potrzebna twoja pomoc. Cieszę się jednak, że przyszedłeś z tym do mnie. Zawsze nasz współpraca dawała znakomite rezultaty, a ja wciąż bardzo cię szanuję i w ciebie wierzę. Pod tym względem anioł miał rację, jesteś wciąż najlepszy Adrianie.

- Domyślam do czego były mu potrzebna moja pomoc. Jesteśmy powołani do zajmowania się duszami ludzi. Nasza praca jest niezmiernie ważna, możemy też oddalać wyroki śmierci. Choć przyznam, niezmiernie rzadko tak się dzieje. Na przełomie wieków zdarzyło się może kilka razy. Jednak nasze własne dusze nie podlegają tym samym prawom co śmiertelnych. Jesteśmy nieśmiertelni, choć można nas unicestwić. Przypuszczam, że to jest powodem wizyty anioła. Jako najstarszy z shinigami, mam największą siłę, ale i wiedzę na temat bogów śmierci. Wiesz wszak, że zaproponowano mi miejsce w zarządzie. Wiesz też dlaczego odmówiłem. Podobnie jak Grellu teraz, ja zawsze wolałem pracę niż siedzenie na stołku. Z całym szacunkiem jaki dla ciebie mam Williamie. Jednak niektóre z przywilejów jakie zostały mi dane, wciąż są wiążące. Nawet teraz, kiedy już nie zajmuję się naszym powołaniem. Zakładka śmierci, jedyna w swoim rodzaju, jest nadal w moim posiadaniu, podobnie jak pióro. Może tego właśnie chce ode mnie anioł? By móc manipulować życiem ludzi? By móc oczyszczać ich wedle swego upodobania. Nie wolno mu jednak tak postępować. Jak bowiem mamy oceniać życie śmiertelników i na jakiej podstawie wydawać swe sądy, jeśli ich nagrania zostaną spaczone przez anioła? Skąd będziemy wiedzieli wówczas czy przeżycia danej osoby są prawdziwe, czy przetworzone? Czy nasze wyroki mogłyby być wtedy sprawiedliwe? Nie sądzę. Dlatego zabrał obie księgi z grobu Agnes. Aby, w razie gdybym się nie zgodził na układ, mógł mną kierować lub zmienić moje wspomnienia. Tylko boję się o moją córkę. Co stanie się ze mną nic mnie nie obchodzi, ale ona Willu ...

- Wiem, miała wieść spokojne życie, jednak widzisz sam że przekazanie ci obu cinematic nie było dobrym pomysłem. Bezpieczniejsze byłyby w bibliotece. Dlatego tak niechętnie ci je oddałem. Teraz już rozumiesz?

- Rozumiem, lecz myślałem, iż najlepiej będzie je stąd usunąć. Bałem się, że naślesz na nią jednego z nas. Nie bardzo podobała mi się myśl, że jakiś nowicjusz zdaje swój egzamin odbierając jej życie.

- Naprawdę myślałeś, że posunął bym się aż do tego?

Adrian milczał, nie chciał urazić Willa. Jednak był pewien, że zarówno wtedy jak i teraz Will nie mógł go zrozumieć, bo to nie on był ojcem Alice. Jej bezpieczeństwo było wciąż dla niego najważniejsze. A teraz księga jej życia była w rękach anioła. Na dodatek anioła który miał złe zamiary wobec niego i innych shinigami. Sam nie da rady aniołowi. Jednak William mógł mu pomóc, shinigami gdy działali razem stanowili potężną siłę. Tak jak wtedy, podczas wielkiego pożaru w Londynie. Chociaż wtedy tym który pokonał anioła okazał się nikt inny tylko Sebastian Michaelis. Na samo wspomnienie demona Adrian poczuł gniew. Nie chciał też kłócić się ze swym przełożonym. Chciał zarówno ocalić swą córkę jak i swych towarzyszy. I potrzebna mu była pomoc najlepszych shinigami i ich wsparcie, a takim był William, a także i Grellu.

- Williamie, nie roztrząsajmy teraz problemów, których i tak już nie sposób rozwiązać. Teraz potrzebna mi wasza pomoc. Twoja i Grella, bo jesteście najlepszymi shinigami jakich znam. Czy możesz poprosić tu Sutcliffa? Mam pewien plan i chce go z wami omówić.

- Grella nie ma już w bibliotece, zaraz po waszym przybyciu wysłałem go na Alaskę. Kilka dusz czekało tam na niego.

- Na Alaskę? – Adrian nagle wstał.

- Tak, dlaczego cię to dziwi?

- Willu mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Wiem, że wiele dla mnie zrobiłeś i doceniam to. Jednak coś mi teraz zaświtało, będę potrzebował jednego z cinematic. Nie obawiaj się – rzekł widząc minę Williama – zajrzę do niego tu, w twojej obecności i od razu ci je zwrócę.

- O czyjej księdze mówisz?

- Pamiętasz Barbarę, tą przyjaciółkę Agnes? Tylko ona może wiedzieć co dzieje się teraz z moja córką. Nie mogę odnaleźć Alice bez jej cinematic, więc odszukam jedyną bliską osobę która jej pozostała. Ona z pewnością wie gdzie jest teraz moja córka.

William bez protestu polecił przynieść to, o co prosił go Adrian Crevan.

............................................................................................................

W ostatni wieczór jaki Ron miał spędzić w świecie śmiertelnych, zanosiło się na burzę. Po dziwnie upalnym dniu, powietrze było ciężkie i lepkie od opadającej wilgoci. Barbara wymawiając się bólem głowy i narzekając na ciśnienie, poszła się położyć wyjątkowo wcześnie. Alice i Ron siedzieli przytuleni do siebie na kanapie w salonie, spędzając swe ostatnie chwile razem, tak blisko siebie jak tylko się dało. Wiedzieli, że to ich ostatnia wspólna noc. Za oknem grzmiało i co chwila błyskawice rozjaśniały granatowe niebo. Niemal od razu zaczął padać ulewny deszcz. Oni jednak nie zwracali na warunki atmosferyczne za oknem żadnej uwagi. Mocno przytuleni, całowali się, a cały świat dla nich nie istniał w tej chwili. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Nie usłyszeli pukania, ba! Nie słyszeli nawet burzy szalejącej na zewnątrz. Po chwili drzwi skrzypnęły i stanęła w nich przemoknięta postać w długim, czarnym płaszczu. Adrian pozwolił sobie wejść do środka, a to co zobaczył spowodowało, że krew w nim zawrzała. Spojrzeli na niego oboje, zdumieni. Kiedy zaś zobaczył kolor oczu Rona, nie wiele myśląc wziął w dłoń swoja kosę śmierci.

- Zostaw ją i odsuń się od niej, shinigami.

Alice drgnęła, Ron poderwał się na równe nogi. Zaskoczenie nie dało mu czasu na reakcję. Świsnęło powietrze i kosa Adriana o cal chybiła celu, przecinając z impetem ramię Rona. Dziewczyna krzyknęła, kiedy jego krew trysnęła jej na twarz.

- Tato! – od razu go poznała.

Dopiero jej przeraźliwy krzyk otrzeźwił Crevana. Ron zachwiał się i upadł na kolana. Adrian wpatrywał się w Alice z przerażeniem. Była blada jak papier. Zerwała się i uklękła przy owym młodym shinigami, który zdawał się mu dla niej ogromnym zagrożeniem. Zanosiła się szlochem.

- Ron? Ron, proszę cię, odezwij się do mnie – po czym spojrzała zapłakana na swego ojca, który stał, wciąż wpatrując się w nich nic nie rozumiejącym wzrokiem - Coś ty narobił?

- Alice ...

Nie umiał zrozumieć o co chodzi. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić. Ronald bladł, a z jego ramienia wciąż mocno tryskała krew, zabrudzając dywan coraz bardziej. Obudzona hałasami Barbara niemal natychmiast zjawiła się w salonie. Widok jaki tam zobaczyła był przerażający. Ron cały zakrwawiony leżał na podłodze, Alice klęczała przy nim zanosząc się płaczem, a Adrian równie blady jak Knox, trzymał wciąż w dłoniach swą kose shinigami z której kapała krew. Barbara zaraz przejęła stery w swoje ręce.

- Adrianie, na litość Boską, schowaj tę groźną broń! Alice, wstawaj, trzeba go opatrzeć. No, ruszcie się!

Oboje drgnęli na te słowa, jakby dopiero teraz dotarło do nich co się stało. Dziewczyna wciąż płacząc, pomogła położyć Rona na kanapie i pobiegła do kuchni po apteczkę. Adrian zdumiony odłożył broń i poszedł za nią.

- Córeczko!

Alice, która gorączkowo przeszukiwała kuchnię w poszukiwaniu apteczki, odwróciła się na te słowa.

- Co ty zrobiłeś? Ja ..

- Wiesz kim on jest ?! – zdziwił się

- Oczywiście, to Ron, jest shinigami tak jak ty, pomagał mi cię odnaleźć, opiekował się mną, a ty ... - nagle zaczęła krzyczeć na niego – co sobie myślałeś, co? Jak mogłeś, tak bez uprzedzenia! Jak w ogóle mogłeś? Coś ty mu zrobił? – i nie czekając na odpowiedź, pobiegła z charakterystycznym białym pudełkiem do salonu. Adrian został sam w kuchni. Po chwili stanowczym krokiem ruszył za nią. W salonie Barbara starała się zatamować krew i opatrzyć nieprzytomnego chłopaka.

- To nic nie da – odezwał się Adrian – odsuńcie się.

Alice i Barbie zrobiły mu miejsce, choć dziewczyna była pełna obaw co do intencji jej ojca. Adrian z niepewnością opatrywał rannego shinigami. Miał przy sobie lek, jaki dawno temu zrobił dla niego Ojciec. Maść która przyspieszała gojenie się bardzo trudnych ran, jakich on w swym długim życiu boga śmierci nie raz doświadczył. Zawsze miał ją ze sobą i w tej chwili to bardzo pomogło. Wiedział, że bez tego leku rana zadana jego kosą żniwiarza mogła by okazać się śmiertelnie groźna, nawet dla innego boga śmierci. Adrian fachowo i z wielką wprawą, jaką daje tylko ogromne doświadczenie, opatrzył ranę, zawiązał bandaż na ramieniu Rona i z niezwykłą delikatnością ułożył chłopaka z powrotem na kanapie. Dopiero teraz spojrzał na obie panie i odsunął się od niego. Barbara która wciąż zszokowana tym co się stało, tuliła do siebie zapłakaną Alice, spojrzała na niego z gniewem.

- Czy możesz mi wytłumaczyć, co tu się właściwie wydarzyło Adrianie Crevan?

Alice rzuciła mu dziwne spojrzenie. Była taka do niego podobna i tak podobna do matki jednocześnie. Nie mógł spokojnie patrzeć w jej zapłakane oczy. Usiadł i załamany ukrył twarz w dłoniach.

- Nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie córeczko. Wybacz mi.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top