Rozdział 3 część 1
Kiedy dojeżdżali na miejsce było już spore popołudnie. Wciąż milcząc i unikając swego wzroku, wysiedli zmęczeni długą podróżą. Przy kolejnym przekraczaniu granicy nie było już żadnych problemów i dalsza podróż upłynęła w spokoju i wymownej ciszy. Po za kilkoma uprzejmymi zdaniami jakie wymienili nic się nie działo. To Ron przeważnie mówił, a ona tylko kiwała głową, a kiedy próbował nawiązać do tego co się stało, zmieniała temat, wymawiając się zmęczeniem. Mieścina była mała i tylko oni oboje tam wysiadali, zresztą w autobusie nie było już wielu podróżnych, została tylko ta miła, starsza pani, która jechała chyba do samego końca i dwie obce osoby. Pożegnali ją bardzo ciepło i pomachali jej jeszcze z przystanku. Autobus odjechał. Zostali sami. Ronald postanowił zachowywać się tak jak gdyby nigdy nic. Potem będzie czas by przemyśleć wszystkie te dziwne uczucia jakie nim targały, oraz zachowanie Alice. Uśmiechnął się i zapytał.
- To gdzie mieszka ta twoja ciotka?
Alice z wdzięcznością przyjęła jego taktykę, bo co innego miała zrobić. Widać zbyt wielką wagę przywiązywała do tego co się stało, może faktycznie pocałował ją tak tylko po to, by uniknąć tej kontroli. Trudno. A jej się zaraz wydawało nie wiadomo co. Postanowiła nie wracać do tego, a to co teraz czuła, pewnie minie niedługo i tyle. Przecież nie mogła się zakochać w tym shinigami, którego znała zaledwie trzy dni. On też z pewnością nie to do niej czuł. Ale na tą myśl zrobiło jej się jakoś dziwnie smutno. A co tam! Nie może ulegać dziwnym fanaberiom, nadal potrzebuje przecież jego pomocy. Uśmiechnęła się więc nareszcie do niego.
- Mam gdzieś zapisany jej adres, daj plecak.
Podał jej plecak, a ona wyjęła jakiś notes i przerzuciwszy kilka kartek, znalazła adres Barbary. Ze starej, wyblakłej nieco mapy, jaka była przytwierdzona do blaszanej wiaty przystanku z trudem odczytali, że to jeszcze spory kawał drogi od centrum i tak małej mieściny. Ale Ron i tym razem doskonale sobie poradził. Odnalazł urząd pocztowy i bez problemu zdobył numer telefonu Barbary. Już po chwili Alice mogła porozmawiać z cioteczką, z telefonu, wiszącego w budce przed pocztą. Ciotka bardzo się zdziwiła i ucieszyła. Kazała Alice nie ruszać się sprzed poczty, bo już po nią wyjeżdża. Dziewczyna przezornie nic nie wspomniała o swym niezwykłym towarzyszu podróży. Barbara jako wtajemniczona w losy jej i jej matki, doskonale wiedziała kim byli shinigami. Alice nie była pewna jak ciotka zareaguje na wieść, że jeden z bogów śmierci pomaga odnaleźć jej ojca. Ronald ze spokojem czekał na nią, jak wtedy na dworcu w Minneapolis. Te chwile zdawały się Alice nagle tak dawne i odległe. Tyle się przecież wydarzyło. A czekało ich jeszcze tak wiele. Dziewczyna pomyślała, że przecież te jego wakacje kiedyś się skończą i będzie musiał wrócić do swego świata. Być może nigdy więcej już go potem nie zobaczy. Zapiekły ją oczy, a w sercu narodziło się dziwne uczucie niepokoju. Co dalej będzie? Myśl o rozstaniu z nim była niemal nie do zniesienia. Czy to właśnie była miłość? Czy była zakochana, tak naprawdę, na poważnie, pierwszy raz w życiu?
...........................................................................................................
Adrian usiadł na grobie obok. Przez tyle lat jako Undertaker zajmował się zmarłymi, że nie widział nic dziwnego w siedzeniu na pomniku jakiegoś nieszczęśnika. Podobnie jak przebywanie po nocach na cmentarzu, lub spanie w trumnie w zakładzie pogrzebowym. Zmarli prze wiele długich lat byli dla niego towarzystwem, kiedy na własne życzenie odizolował się od swego świata. Musi się teraz poważnie zastanowić. Nie wiedział kto mógł zabrać stąd obie księgi i w jakim celu. Oznaczał to jednak, że pewnie był obserwowany cały ten czas od śmierci Agnes, kiedy to postanowił usunąć się i ukryć, by Alice mogła spokojnie dorastać. Poczuł pewien niepokój, który wzmógł się nagle i niespodziewanie. Ktoś stał za nim, a obecność jaką wyczuł swymi zmysłami shinigami, była jakaś nienamacalna i dziwna. Odwrócił się i już wiedział co spowodowało takie uczucia. Przed nim stał w jasnej poświacie anioł. Adrian zadrżał, ale nie ze strachu. Aura jaka otaczała świetlistą istotę dawał dziwne uczucie chłodu. Anioł okrążył pomnik na którym siedział Adrian. Stanął z nim twarzą w twarz i milcząco spoglądał na boga śmierci. Adrian nawet się nie ruszył z miejsca, tylko zapytał spokojnie.
- Czego chcesz Ten-shi? Dlaczego się tu zjawiłeś?
- Witaj Żniwiarzu.
Adrian poczuł się nieco dziwnie.
- Nikt dawno tak mnie nie nazywał.
- Wiem o tym – głos anioła odbijał się echem w jego głowie – od dawna cię obserwuje Adrianie Crevan. Od bardzo długiego czasu. Zwróciłeś na siebie uwagę posłańców światłości, a twe postępki sprowadziły mnie do ciebie.
- Czego więc chcesz ode mnie?
- Powiedzmy, że pewnego rodzaju pomocy. Jesteś naprawdę wyjątkowym shinigami, wiesz o tym prawda?
- I co z tego? Czego anioł może chcieć od mrocznego żniwiarza, zwłaszcza, że od dawna nie zajmuję się swoją pracą?
- Ale jesteś najlepszy. Nie ma znaczenia czy nadal oddajesz się swemu powołaniu boga śmierci. Wiem, że żadna dusza nigdy ci się nie oprała Adrianie, dlatego tak bardzo cię potrzebuję, a raczej twoich niecodziennych zdolności. Zawrzyjmy pewien układ.
Adrian milczał. Nie zamierzał zawierać żadnych układów z aniołem. Zwłaszcza, że ich intencje nie kończyły się dobrze dla społeczności shinigami. Ani dla ludzi. Nie interesowało go do czego aniołowi potrzebne jego usługi jako żniwiarza dusz. Tego akurat mógł się domyślić.
- Nie jestem zainteresowany.
- Doprawdy? A gdybym dał ci coś, czego chcesz, za czym tęsknisz i czego pragniesz jak niczego innego w swym długim życiu?
- O czym ty mówisz, Ten-shi? Co możesz mi dać takiego?
Ale anioł nie słowami na to odpowiedział. Rozbłysło jasne światło, tak jasne, że Adrian musiał zamknąć oczy. Kiedy je otworzył stała przed nim piękna kobieta. Znał ją bardzo dobrze. Jasne pukle opadały swobodnie na ramiona, błękitne oczy patrzyły wprost na niego, a usta uśmiechały się.
- Adrianie.
Wstał natychmiast, nie wierząc w to co widzi. To niemożliwe. Agnes nie żyje, a jej ciało spoczywa pod nagrobną płytą tuż obok. Poczuł ogromną tęsknotę i ból, ale nie dał się zwieść. To nie była Agnes. Marny chwyt ze strony anioła, ale bardzo dla niego bolesny. Za bardzo.
-Kim ty jesteś? – zapytał z przerażeniem.
- Znasz mnie przecież, Adrianie. Wiesz dobrze. Czy nie tęskniłeś za mną ten długi czas? Czy nie chciałeś znów trzymać mnie w ramionach? To ja, mój kochany, jestem tu. Dla ciebie.
Adrian z trudem się opanował. Serce mu podpowiadało, by wziąć ją znów w ramiona i mocno przytulić. Jednak wiedział irracjonalnie, że to nie może być prawda. To nie jest jego Agnes. Cofnął się o kilka kroków.
- Ty nie jesteś Agnes, ona umarła. Sam uwolniłem jej dusze z ciała. Jesteś jakąś dziwną zjawą. Ułuda, której nie dam się omamić. Nie pozwolę na to, słyszysz Ten-shi? Nie pozwolę, byś używał jej duszy do swych celów.
I Adrian wyjął spod płaszcza swą kosę shinigami. Oczy błysnęły złowrogo.
Zjawa zniknęła, a na jej miejscu stał anioł z rozpostartymi skrzydłami.
- Naprawdę myślisz żniwiarzu, że twoja kosa, mimo, że najlepsza jaką dotąd miał shinigami, jest mi w stanie coś zrobić ? Niedługo się znów spotkamy, Adrianie Crevan – i anioł zniknął w rozbłysku jasnego światła.
Adrian został sam w ciemnościach i dopiero po dłuższej chwili opuścił swą kosę. Usiadł załamany, zbierając myśli. Z odrętwienia wyrwał go stukot obcasów na cmentarnej alejce, a już po chwili zobaczył czerwony płaszcz powiewający na wietrze.
- Wiedziałem, że tu cię znajdę drogi Adrianie – Grellu Sutcliff uśmiechnął się szeroko na widok swego przyjaciela.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top