Rozdział 2 część 5
Adrian nocą wrócił na cmentarz. Dla zwykłego śmiertelnika taka wizyta byłaby nie do pomyślenia. Nikt normalny nie chodzi nocą na cmentarz. Nie tyczyło to jednak grabarza, ani shinigami. Adrian wiedział, że nikt go nie zatrzyma i nie zobaczy tutaj, teraz po nocy. Zresztą musiał cofnąć tylko trochę płytę nagrobną. Cinematic record Alice i jego własne były tam ukryte odkąd przeniósł się do Londynu. Może to było troszkę ryzykowne, ale prostota jego planu gwarantowała powodzenie. Bo jeśli chcesz coś ukryć, połóż to na wierzchu, lub schowaj tam gdzie wszyscy będą się tego spodziewali. Adrian wiedział, że Will będzie kombinował, gdzie on mógł ukryć obie księgi. Ale znał też Williama bardzo dobrze, lepiej niż ktokolwiek inny. I był pewien, że właśnie ten prosty pomysł będzie dla Willa zbyt oczywisty, by szukać ksiąg właśnie tu. Tak więc udał się tam w środku nocy, z zamiarem odzyskania tego co tam wcześniej ukrył. Odsunięcie płyty z grobu Agnes nie stanowiła dla niego żadnego problemu. Był bogiem śmierci. To była dla niego pestka, ale jakże ogromnie było jego zdziwienie kiedy pod płytą, w tej idealnej jak mu się zdawało kryjówce, nie było ksiąg. To niemożliwe! Sięgnął głębiej, tak głęboko jak tylko mógł, aż dłonią uderzył o drewniane wieko trumny. Cofnął szybko rękę. Nie jest dobrze burzyć spokój zmarłym, nawet on o tym wiedział. Zwłaszcza on! Zarówno jako grabarz, ale i jako shinigami. Wyprostował się i zasunął na powrót płytę nagrobną. Gdzie podziały się księgi i kto mógł je zabrać ?
............................................................................................................
Alice i Ron zgodnie razem sprzątnęli cały pokój. Ustawili fotele na swoje miejsca i zasłali łóżko, unikając przy tym wzajemnie swego wzroku. Poukładali na tacy wszystko co zostało po śniadaniu. Usiedli potem naprzeciw siebie, jakby wystraszeni, że zbytnia bliskość może mieć dla nich katastroficzne następstwa.
- I co robimy? - Alice ze zdenerwowania kręciła włosy na palcu.
Spakowany plecak leżał na łóżku, obok niego jej czapka.
- A jaki miałaś plan?
- Tak właściwie to chciałam pojechać do ciotki, na Alaskę.
- Ta ciotka jest przyjaciółką twojej mamy. To znaczy była, prawda?
- Właśnie. To jedyna bliska osoba, jaka mi została. Kiedyś chciała mnie adoptować, ale sąd jej na to nie pozwolił. Mówiłam ci. Umówiłam się z nią, że jak tylko skończę osiemnaście lat, to przyjadę do niej i zamieszkamy razem. Chciałam też odnaleźć ojca. Myślałam, że ciotka coś mi doradzi i pomoże. No, a potem spotkałam ciebie i wszystko się zmieniło.
Ron zamyślił się. Faktycznie ich spotkanie troszkę namieszało, ale dobrze się stało. Oboje to wiedzieli.
- To może jednak pojedziemy do tej twojej ciotki? Nie chcę cię martwić, ale może być naprawdę trudno odnaleźć twojego ojca. Mógłbym ostatecznie wrócić do biblioteki shinigami i zapytać mojego przełożonego o to i owo. Lecz nie jestem pewien czy to coś da.
- Dlaczego?
- Bo jak znam Williama T.Spearsa to nie zdradzi mi niczego, skoro jak dotąd nikt nie miał zielonego pojęcia, że Adrian Crevan to twój ojciec. Poza tym jeśli przerwę urlop i powrócę do mojego świata, nie będę mógł znów tak szybko tu wrócić. Właściwie nie będę mógł wrócić wcale, chyba że dostanę poważne zlecenie. Bo na kolejny urlop musze sobie zapracować. Mam jednak pewien pomysł i wiem kogo by można pociągnąć za język.
- Kogo? - Alice tak na prawdę nie wiele rozumiała z tej jego gonitwy myśli. Ale najwyraźniej wiedział co robić. I choć nie znała zwyczajów panujących w świecie bogów śmierci, zdała się na niego.
- Grella Sutcliffa rzecz jasna. On wszystko nam powie.
- Ale jak go znaleźć?
- W tym tkwi kolejny problem! Nie znajdziemy go. Musiał bym wrócić, by go namierzyć w bibliotece lub innym miejscu w krainie bogów. A jak już mówiłem mój powrót nie wchodzi w grę. No chyba, że Grellu dostanie zlecenie i spotkamy go tu, w świecie ludzi.
- Więc co zrobimy? - dziewczyna bardzo się zmartwiła i posmutniała.
- Nie martw się tak - Ron uśmiechnął się do niej - głowa do góry. Mamy już jakiś plan. Teraz po prostu pojedziemy na tę twoją Alaskę, a potem się zobaczy. Grellu jest częstym gościem w świecie śmiertelnych. Bierze każde zlecenie, byle by tylko popisać się swymi zdolnościami shinigami i pobawić swoją zabawką, znaczy kosą śmierci.
Alice milczała, bo to o czym on mówił brzmiało dla niej jak bajka o żelaznym wilku, ale ufała mu. Postanowili razem, że ruszą w dalszą drogę. Ronald był pewien, że gdy tylko Grell Sutcliff pojawi się w świecie ludzi, on natychmiast się o tym dowie. Mimo, że był jeszcze młodym shinigami, potrafił już korzystać ze swego instynktu boga śmierci. Było południe kiedy opuścili motel. Ulice miasta zalane były słońcem. Ron trochę się męczył w swoim służbowym garniturze. Postanowił za namową Alice kupić jakieś wygodniejsze ciuchy. Nie był wszak na służbie i nie musiał wyglądać jak shinigami. Na to też był przygotowany. Dziewczyna nie mogła się nadziwić, że on tak wiele i zarazem tak niewiele wie o świecie ludzi. Postanowiła go o to wypytać przy okazji. Tymczasem udali się do sklepu z odzieżą. Ron oczarował swym wspaniałym uśmiechem wszystkie ekspedientki. Po dłuższym czasie wyszli ze sklepu, a Ron, ubrany w nowe dżinsy Levisa i koszulkę z napisem „ I love USA" dźwigał w firmowej reklamówce swój garnitur, poskładany w schludna kostkę. Wyglądał w tych dżinsach i koszulce bardzo fajnie. Choć trochę tak, jak zwyczajny chłopak. Tylko buty zostawił, bo faktycznie były wygodne i nadawały się do podróży. Kupili sobie jeszcze po drodze lody, które bardzo Ronowi smakowały i wrócili na dworzec autobusowy. Było bardzo gorąco. Autobus na Alaskę mieli dopiero za kilka godzin, ale Ronald kupił już dla nich dwa bilety. Po czym ze spokojem stwierdził, że zdążą jeszcze zwiedzić miasto, które bardzo im się spodobało. Poszli więc w tłum, w gwarne, zatłoczone ulice. Ron zupełnie naturalnie wziął ją za rękę, a kiedy spojrzała na niego ze zdziwieniem, wyjaśnił beztrosko.
- Żebyśmy się nie zgubili.
I pociągnął ją za sobą w zalaną letnim słońcem ulicę.
.......................................................................................................
Grell Sutcliff szedł spokojnie korytarzem biblioteki. Wiedział, że Will go szuka. Wiedział też dlaczego. Grellu jak każdy shinigami nigdy nie kłamał, ani nie krętaczył. Nie widział jednak niczego karygodnego w tym co się stało. Ot, wypadek przy pracy. Zresztą gdyby William sam nie kazał mu czyścić jego kosy, nic by się takiego nie wydarzyło. Pewnie też, jeśli zapytał by od razu, zamiast się wściekać przy wszystkich, to Grell powiedział by mu co się stało z pomnikiem. Sutcliff uśmiechał się pod nosem. Zabawne. W końcu doczekał się, że jego zwykle idealnie opanowanemu przełożonemu puściły nerwy w tak ewidentnie widowiskowy sposób. Aż miło było popatrzeć. I właśnie dlatego Grellu milczał, z uciechą przyglądając się tej wspaniałej scenie. Na reszcie William okazał jakiekolwiek emocje. Co z tego, że negatywne. Grellu już od dawna podejrzewał, że Will daje się czasem ponieść. I to go bardzo ucieszyło, bo miał poważny atut który pozwoli mu w razie potrzeby zyskać przewagę nad Spearsem. Dlatego też szedł bez jakichkolwiek obaw. Co William T.Spears może mu teraz zrobić? Wszedł więc do gabinetu bez strachu, z właściwą sobie nonszalancją i bez zaproszenia usiadł naprzeciw Willa.
- Chciałeś mnie widzieć?
William spojrzał obojętnie na swego kolegę.
- To ty rozbiłeś pomnik?
- Owszem.
- Dlaczego więc nie przyznałeś się od razu, kiedy szukałem winnego?
Grellu uśmiechnął się szeroko. Ach ten Will, niczego nie pojął jeszcze?
- Jak sądzę, czytałeś moje cinematic i wiesz, że nie zrobiłem tego umyślnie. Gdybym wpadł na taki pomysł, pomnik Adriana dawno by już nie istniał. Po za tym wspaniale było przyglądać się jak tracisz panowanie nad sobą Willu. Naprawdę sprawiło mi to ogromną frajdę. Nareszcie!
- Co nareszcie, Grellu? Nie rozumiem o co ci chodzi?
Rudowłosy shinigami stuknął obcasami swych butów, wstał i opierając obie ręce na biurku, spojrzał z bliska w oczy swemu przełożonemu.
- Nie rozumiesz? Nareszcie okazałeś swe emocje! Odkąd pracujemy razem jeszcze cię takiego nie widziałem.
- O co ci chodzi Sutcliff? – Will odsunął się na bezpieczną odległość, nie wiadomo co rudzielcowi strzeli do głowy. Grell usiadł z powrotem, zakładając nogę na nogę.
- Jak to? Nie pamiętasz zupełnie naszego egzaminu? I jak ocaliłem ci wtedy skórę? Nie ładnie, Williamie, nie ładnie. Tyle dla Ciebie zrobiłem, a ty byłeś zawsze taki zimny i opanowany.
- Pamiętam, choć wolałbym o tym zapomnieć.
Sutcliff uśmiechnął się znów z zadowoleniem.
- Jak to miał na imię tamten chłopak, ten młody pisarz? Czy nie Thomas? Tak trudno było ci go ocenić i tak łatwo zabić, czy nie?
- Nie o tym chcę teraz z tobą rozmawiać Grellu.
- Bo boli cię fakt, że okazałem się lepszy od ciebie? Nawet na egzaminach? I potem również? To dlatego zawsze tak mnie traktujesz prawda? Jakbym zasługiwał na takie potępienie z twojej strony! I na wieczną krytykę. Po tej porażce wolałeś zaszyć się w bibliotece na swym kierowniczym stołku, niż tak jak ja zając się aktywnie swą praca, angażując się bez reszty w to co robimy? Czego się bałeś Williamie?
- Skończ z tymi bzdurami, dobrze? Wiesz, że shinigami nie boją się niczego. Powiedz lepiej co teraz, bo chyba zdajesz sobie sprawę z tego jakie niesie za sobą konsekwencje zniszczenie pomnika?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top