Rozdział 2 cześć 3
Adrian opuścił już swe ostanie miejsce pobytu. Wrócił do NY. Udał się prosto na cmentarz, na grób Agnes. Wciąż nie umiał pogodzić się z tym, że nie znalazł sposobu by przywrócić ją do życia, mimo iż usilnie próbował cały czas. Nawet zarząd shinigami ostrzegł go, że ma zaprzestać swych dziwnych precedensów, pod groźbą kary i wykluczenia ze społeczności bogów śmierci. Ale tym Adrian wcale się nie przejmował. Co jeszcze gorszego mogło mu się przydarzyć, niż to co już się stało? Stał tak długi czas nad grobem swej ukochanej, wpatrując się nic niewidzącym wzrokiem w okulary na pomniku. Wszystkie wspomnienia tak żywe teraz, powodowały przeogromne cierpienie, które nie opuszczało go od owej feralnej nocy, kiedy to z powodu zniszczonego pomnika odzyskał to co miało być w nim na wieki ukryte. Nagle jedna rzecz przykuła jego uwagę. Kwiaty w wazonie były przywiędłe i zeschłe. Na pomniku leżał potłuczony znicz. Grób wyglądał na opuszczony i dawno nie odwiedzany. Adrian bardzo się zdziwił. Czyż Alice nie miała dbać o grób jej matki? Nie miał wątpliwości, że na pewno to robiła, dlaczego wiec tak tu wygląda? Przeszedł dwa groby dalej, tam gdzie pochowany był jej dziadek, a ojciec Agnes. Ten grób też wyglądał na opuszczony, jedna rzecz jednak się zmieniła. Na tablicy nagrobnej pojawiło się imię Lilian oraz data śmierci, wskazująca że matka Agnes umarła ponad trzy lata temu. Adrian bardzo się zmartwił. Co wobec tego dzieje się teraz z jego córką? I gdzie ona jest? Tego może się dowiedzieć tylko z jej cinematic record, które ukrył w grobie jej mamy. Trzeba będzie poczekać do nocy i wrócić tu, by odsunąć płytę z grobu Agnes i wyjąć księgę. Adrian z wielkim bólem opuścił cmentarz i udał się do swego dawnego domu, a mianowicie do zakładu pogrzebowego, który stał opustoszały od czasu jego zniknięcia.
............................................................................................................
Ronald na szczęście rozwiązał i ten kłopot. Nic nie stanowiło dla niego problemu. Zawsze umiał sobie radzić i korzystać z szarych komórek.
- Łóżko jest dla ciebie - powiedział z prostotą - ja wyśpię się na fotelu.
Alice, która już naprawdę słaniała się z nóg, przystała na jego propozycję. Wyjęła z plecaka to i owo i poszła do łazienki. Kiedy wróciła Ron właśnie przysuwał do fotela drugi fotel i w ten sposób powstało dla niego całkiem wygodne spanie. Zdjął kapę jaką okryte było łóżko i niedbałym ruchem rzucił ją na fotele. Patrzył na nią jak podeszła do łóżka. Miała na sobie tylko krótką koszulkę i figi, a mokre włosy lśniły srebrną poświatą. Była śliczna. Coś dziwnego działo się z nim i sam nie umiał określić co. Nie był z tego zadowolony, choć nie było to niemiłe uczucie. Nie lubił jednak jak zdarzało mu się coś czego nie ogarniał, nie umiał nazwać i z czym sobie nie radził. Ona zupełnie nieświadoma jego uczuć i myśli, weszła pod kołdrę i ułożyła się do snu. Naprawdę bardzo chciało jej się spać.
- Dobranoc Ron - powiedziała tylko i nawet na niego nie spojrzała.
Postał chwilę jeszcze patrząc na nią zdziwiony, ale gdy jasne było, że dziewczyna zasnęła, sam udał się do łazienki. Położył się potem na fotelach i okrył kapą, ale sen jakoś go opuścił. Spojrzał przez niezasłonięte okno. Ogromny księżyc świecił wprost mu na twarz, był pełnia. Alice spała oddychając równo, a Ron jakoś nie mógł zasnąć. Odwrócił wzrok od okna i popatrzył na nią. Jeszcze gorzej. Znów dopadło go to dziwne uczucie. Chciał przemyśleć to wszystko, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Jedno wiedział na pewno. Nie zostawi jej już. Pomoże tej dziewczynie znaleźć jej ojca. Nawet jeśli oznaczało by to łamanie reguł z jakimi w zgodzie do tej pory żył. Poza tym kto inny jak nie shinigami miał odnaleźć innego boga śmierci? Ron wiercił się, dziwnie poddenerwowany. Co teraz należało zrobić? Gdzie się udać? Gdzie szukać Adriana Crevana zwanego Undrtakerem? Chyba tylko sam William T. Spears mógł coś wiedzieć na ten temat, no i Grellu Sutcliff. Obaj, jak wynikało z zapisu w księdze Agnes French byli obecni przy jej śmierci. Ale to Adrian był tym który zakończył jej życie. Ron bardzo mu współczuł. Był jeszcze bardzo młody i brakowało mu doświadczenia jako shinigami, którzy tylko z upływem czasu zyskiwali obojętność i zimną ocenę sytuacji, tak wymaganą w ich fachu. Nie dziwiło go, że załamany shinigami postanowił się ukryć tam gdzie nikt go nie znajdzie. To akurat dla Ronalda było oczywiste, ale stanowiło kluczowy problem dla nich obojga. Bo Knox przypuszczał, nie bez racji, że dopóki Adrian sam nie ujawni się i nie powróci, nikt, absolutnie nikt nie będzie w stanie go odnaleźć. Będzie naprawdę ciężko, ale był pewien, że im obojgu może uda się to jakoś zrobić. Nadal przyglądał się śpiącej dziewczynie. W pokoju było dość jasno, za sprawą świecącego księżyca, którego światło wpadał wprost przez okno. Widział ją bardzo wyraźnie. Spała słodko, cała już rozkopana w pościeli. Smukłe, opalone nogi wystawały spod kołdry. Popielate kosmyki przykrywały połowę twarzy, ale i tak widział zamknięte oczy, otoczone długimi rzęsami i ładnie zarysowane usta. Odwrócił wzrok z powrotem do okna. Zamknął oczy, bo światło księżyca go denerwowało. I tak trwając, w końcu zasnął. Obudził go nagle jej płacz. Chyba nadal spała, mimo to płakała. Może śniło się jej coś złego? Wstał i podszedł do niej. Naprawdę spała, rzucając się we śnie.
- Mamo - jej krzyk spowodował, że aż zadrżał. Usiadł na krawędzi łóżka, nie bardzo wiedząc co robić. Chyba ją obudzi czy co? Nagle usiadała. Twarz miała całą zapłakaną. Zdziwiona spojrzała na niego, jakby nie wiedząc kim on jest i gdzie się znajdują.
- Ron?
- Krzyczałaś – powiedział, jakby chciał usprawiedliwić swą obecność przy niej. Ale Alice nagle niespodziewanie przytuliła się do niego i rozpłakała na dobre. On zupełnie impulsywnie objął ją ramionami i mocno do siebie przycisnął.
- Cicho już, jestem tu przy tobie – i pogłaskał jej włosy. Trwali tak dość długo. W końcu Alice poprosiła.
- Zostań ze mną, dobrze?
Położył się obok niej ostrożnie, niezbyt pewny tego co robi. To nie był dobry pomysł, ale dziewczyna nareszcie się uspokoiła i przytuliwszy ufnie do niego, zasnęła na powrót spokojnym snem. Ron leżał pełen wątpliwości, a to co się z nim teraz działo nie pozwoliło mu zasnąć niemal do rana. W końcu jednak świt zastał ich śpiących głęboko. Ramiona Rona nadal mocno obejmowały dziewczynę, a błogi uśmiech gościł na jego twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top