29 lipca; 5:37 - w busie; droga do dworca
Wyrównuje oddech. Potem zaczynam się śmiać do siebie i zagłówka od siedzenia przedemną.
Ponieważ nie udało mi się wstać na czas i zrobić porannej toalety odbywa się ona w samochodzie. Wygląda to mniej więcej tak: z bidonu, który szczęśliwie udało mi się napełnić przed wyjazdem, biorę troszeczkę wody i starannie myję sobie spojówki, wyjmuje "zapyziałki", a resztą wody nacieram oczy. Jeśli chodzi o mycie twarzy musiałam się ograniczyć tylko do tego. Dobre jest to, że się nie maluje - problem z głowy. Wszystko osuszam moim małym, podróżnym ręcznikiem. Następnie nakładam sobie na język trochę pasty do zębów. Językiem przelatuje po wszystkich zębach, staram się robić to dokładnie (brzmi jak przepis). Biorę łyka wody z bidonu i płuczę zęby, poczym wszystko to oczywiście połykam. Obrzydliwe wiem, ale co miałabym zrobić innego? Zresztą (tu, moje wytłumaczenie) astronauci w kosmosie tak robią, lub wypluwają w ręcznik, a ja w swój podróżny nie chciałam pluć. Potem czeszę włosy i związuje gumką, która oczywiście mi pęka. No cóż. Zakładam, więc na głowę opaskę zrobioną z chusty.
Mam na sobie koszulkę ŚDM. W całym zamieszaniu ubrałam ją tył na przód. Dopiero teraz to zauważam. Śmieje się i kombinuje, żeby jakoś to zmienić. Odnoszę sukces.
Wyjmuje z kieszeni skarpetki i ubieram je, oczywiście wiąże sznurówki, czego nie udało mi się zrobić przed wyjazdem.
I tak ogarnięta mogę się w końcu pokazać przed ludźmi.
Śpiwór trzymam na kolanach. Myślę, że jak tylko dojadę na dworzec, dopiero wtedy, uda mi się go zapakować do plecaka.
Upycham, tym razem starannie, rzeczy w małym plecaku, wszystko na szczęście się mieści.
Po drodze zabieramy naszego przyjaciela, który też jedzie z nami. Jedziemy grupą przyjaciół, czy znajomych (trudno stwierdzić), a nie z parafii. Bardzo mi się to podoba. Zbieramy się z całej Polski, chociaż prawie połowa grupy jest z Białorusi. Niektórzy mieszkają także w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Belgii (taka polonia). W sumie jest nas 76!
Białorusini mają swojego własnego lidera, a reszta grupy ma lidera z Polski. W obu przypadkach są to księża, jak dla mnie całkiem spoko. Białorusinów prawie wcale nie znam, może poza jedną osobą. Pozostałych członków znam, część słabiej, ale i tak w porządku się dogadujemy, tak jakby odbieramy na tych samych falach.
Busik podskakuje na nierównym asfalcie. Jedzie się całkiem dobrze, chociaż, najczęściej na koleinach, miota mną i bywa, że rzuca na zakrętach. Nasz kierowca bardzo się spieszy. Naprawdę podziwiam go za przeróżne manewry, które sprawiają, że czasem wbijam paznokcie w siedzenie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top