5. Mądrości Tachihary i jego ślepota na fakty

Dzisiaj trochę smutniejszy rozdział~ Jestem ciekawa czy wam się spodoba ^^

Miłego czytania~ 💜

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

O dziwo, Dazai ten raz w życiu odpuścił Michizou i jedząc czekoladowego cukierka od Ranpo, podszedł do nadal rozłoszczonego Nakahary i przytulił go delikatnie. Dzięki temu oboje mieli się uspokoić, co dopiero po kilku chwilach podziałało. Potrafili się na siebie złościć, wyzywać i denerwować na wzajem... Jednak też mieli umiejętność wzajemnego uspokajania się. Chuuya już dawno wypracował sobie nawyk, że kiedy Osamu się denerwuje, musi go pogłaskać po jego ciemnych lokach. Wtedy wyższy momentalnie się schylał i układając głowę na ramieniu rówieśnika, mruczał cicho pod jego dotykiem. Tak było od czasu gimnazjum, kiedy ich relacja uległa zmianie, w czasie gdy czekoladowooki miał wiele nerwów i zmartwień. Dotyk miedzianowłosego sprawiał, że zapominał o męczących sprawach i łagodniał, odpoczywając dzięki temu. Z kolei Chuuyę, uspokajała sama, bliska obecność młodszego, przez co przytulanie, z tego co wybadał Dazai, działało na niższego niemalże usypiająco, co bywało bardzo przydatne w wielu sytuacjach. Tulenie rozluźniało jego mięśnie, a samo uczucie obandażowanych rąk na plecach, działało kojąco, oraz dawało poczucie bezpieczeństwa, z kolei dzięki któremu jego nerwy się wyciszały.

- Skoro już wszystko gra, my idziemy. - Po czasie odezwał się znów Ranpo, łapiąc swojego, intensywnie zarumienionego, chłopaka za dłoń. Poe był cholernie nieśmiały. Mało się odzywał. Jednak, gdy już otwierał usta, mówił bardzo mądrze i zazwyczaj wypowiadał się neutralnie, jeśli chodziło o spory. Zaś w innych przypadkach opowiadał się po stronie Edogawy, lub twierdził, iż nie ma zdania. W sytuacjach odpowiedzi na lekcjach, po prostu udawał, że go nie ma. - Jeśli coś odwalicie, to pamiętajcie, że was nie znamy. - Dodał zielonooki, machając przyjaciołom na odchodne, razem ze spanikowanym Poe.

Wszyscy poza Dazaiem odprowadzili ich wzrokiem. Atsushi patrząc na nich, przyznał, że razem wyglądali uroczo. Ranpo, niższy od swojego chłopaka o czternaście centymetrów, ciągnął go za sobą mając lizaka w ustach, zupełnie jak dziecko. Z kolei zarumieniony czekoladowowłosy szedł za nim, niemal się potykając o własne nogi, gdyż przez przydługą grzywkę zasłaniającą jego oczy, niewiele widział. Wyglądali razem naprawdę interesująco. Jako para na pewno zwracali na siebie uwagę, co było na niekorzyść Allana, gdyż nie lubił bycia w centrum zainteresowania. Nakajima, choć niewiele z nimi rozmawiał, a właściwie wcale, polubił ich. Zwłaszcza przypadł mu do gustu Edogawa, ponieważ wnosił do całej grupy pewien luz, który wszystkich uspokajał. Dzięki starszemu chłopakowi, jasnowłosy nie żałował, iż przyszedł na to spotkanie.

- To my też lecimy. Spotkamy się jutro w szkole, moi drodzy. - Oznajmił Dazai, prostując się i z uśmiechem patrząc na resztę. Uspokoił się. To było widać. Tak samo, jak u Nakahary. - Muszę jeszcze iść do domu. Zapakować szczoteczkę, ubrania i zostawić kartkę Moriemu z nieudolnie narysowanym środkowym palcem, z informacją, że mnie nie będzie przez tydzień. - Zaśmiał się na ten plan i objął rudzielca ramieniem, delikatnie go w ten sposób do siebie przytulając. Chuuya nic nie powiedział, tylko pokiwał towarzystwu i odszedł razem z Osamu, nie siląc się na komentarze, odnośnie jego relacji z ojcem. Wiedział jak one wyglądały, dlatego nic nie mówił.

Mori Ougai był lekarzem i zajął się Dazaiem, gdy porzuciła go rodzina. To dość rozległa historia. Czekoladowooki przyszedł na świat w bogatej rodzinie. Jednak jego życie nie było sielanką. Rodzice odkąd tylko zaczął naukę, jechali po nim, jak po nagorszym gównie. Ojciec go nienawidził. Często bił, przez co Osamu wypracował sobie twierdzenie, iż nie lubił bólu, gdyż wiedział jak okropny potrafi być. Przez swoje złe relacje z rodzicami, miał wiele problemów psychicznych, przez co, po jednej z nieudanych prób samobójczych, postanowili się go pozbyć. Morderstwo na, wtedy, piętnastolatku nie wchodziło w grę. Obawiali się, że ktoś prędzej czy później po takim incydencie, może zadziałać na ich niekorzyść. Tak więc, postanowili, że wyślą syna do szpitala psychiatrycznego, mając nadzieje, iż tam "zdechnie" jak niechciany pies. Na ich nieszczęście, Osamu trafił na Moriego, który go zaadoptował. Co prawda, Ougai nie był najlepszy opcją, gdyż miał słabość do dzieci, ale na pewno był lepszy od rodziców chłopaka. Dazai mimo wszystko, nie ufał do końca temu lekarzowi. Choć wiedział, że ten się starał. Niepotrafił mu zaufać w stu procentach. Zapewne przez rany psychiczne, jaki wyrządził mu ojciec. Na szczęście czarnowłosy był wyrozumiały. Zdawał sobie sprawę z problemów swojego podopiecznego. Wiedział, że porzucenie przez rodzinę było bolesne, nie ważne jak zła była. Do tego wszystkiego wiedział też, iż wypadek, w którym zginął przyjaciel Osamu - Odasaku, nie pomógł mu uporać się z urazami. Jednak Mori się jakoś starał pomóc, znosząc wszystkie nieprzyjemności ze strony nastolatka. Sam też nie był święty, Osamu o tym wiedział, dlatego oboje ukrywali swoje brudy, starając się żyć pod jednym dachem. Często sobie dogryzali, rzucali obraźliwe komentarze, ale sobie radzili. To było najważniejsze.

- Kunikida-san, Dazai-san i Nakahara-san... czy oni są... no wiesz... parą? - Nakajima niepewnie posłał pytanie w kierunku blondyna, przeglądającego swój "Ideał", z miną, jakby conajmniej trzymał w dłoniach coś świętego. Modlił się w duchu, aby się okazało, iż chłopcy nie są w związku. Nie żeby życzył im źle... po prostu Dazai mu się spodobał i nie chciał, aby był zajęty przez kogoś tak przerażającego, jak Chuuya.

- I tak, i nie. Oficjalnie są przyjaciółmi. Jednak ich relacja wskazuje na to, że oboje mają się ku sobie. - Szybko odpowiedział Doppo, nawet nie racząc spojrzeć na młodszego zza swojego "Ideału". Przez myśl Nakajimy przebiegło, że ciężko będzie mu przekonać Osamu do siebie, w takim przypadku. Jednak był cień szansy powodzenia... jakiś mały cień.

- Nie mają się ku sobie. - Nagle odezwał się Tachihara, starając się pozbyć większości piasku ze swoich włosów, poprzez wytrzepywanie go dłońmi. Twarz też miał brudną, tak samo ubranie. Co jak co, ale Chuuya miał mocne ciosy, jak na jego drobne ciało. - Nakahara i Dazai się nie cierpią. Na każdej imprezie trzeba ich rozdzielać, aby się nie pozabijali. Zazwyczaj się kłócą o ostatni kieliszek wina, który Osamu wypija Chuuyi. Niewyobrażam sobie ich w jednym związku. Zagryźliby się. - Wyleciał ze swoimi mądrościami, w ogóle nie biorąc pod uwagę sytuacji z przed chwili, gdy ci się tulili w celu wzajemnego uspokojenia się.

- Jesteś ślepy czy głupi? A może jedno i drugie? - Kunikida zerknął na niego z małą irytacją, że ten mu się wciął w wypowiedź. - Dazai i Nakahara są w specyficznej relacji, którą można określić jako miłość-nienawiść. Jesteś kretynem, jeśli tego niezauważyłeś, przyjaźniąc się z nimi od pierwszej klasy liceum. - Westchnął przeciągle, nie mogąc uwierzyć z jakim debilem przyszło mu spędzać czas. - Skoro tak się według ciebie nienawidzą, to proszę wyjaśnij, dlaczego Dazai dzisiaj śpi u Chuuyi? Dlaczego zawsze chodzą w parze na różne wydarzenia, typu festiwale, domówki i tak dalej? - Blondyn skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej, patrząc z wymownością w oczach na przyjaciela.

Atsushi obserwował chłopaków zdezorientowany ich wymianą zdań. Nie sądził, że tak niewinnym pytaniem doprowadzi między nimi do drobnej sprzeczki. Jednak... zauważył, iż każdy w tej grupie przyjaciół, kłócił się niemal z każdym, dlatego nie czuł się winny. Uznał to po prostu za ich normę, a zatwierdzało go w tym to, że oni wydawali się jakby również tak sądzili. Starsi wymieniali się argumentami przez dobre kilkanaście minut, nawet niezauważając, iż Akutagawa opuścił ich już na początku tej konwersacji, a Atsushi pod jej koniec. Oboje poszli do swoich domów, woląc im nie przerywać.

W czasie, gdy Tachihara dyskutował z Kunikidą, który swoją drogą miał więcej argumentów i był na wygranej pozycji, Dazai zdążył odprowadzić miedzianowłosego do domu i sam udał się do siebie, po potrzebne mu rzeczy. Czekoladowooki miał zawsze ten problem przy pakowaniu, że nie wiedział co powinien zabrać. I tak było zawsze, gdziekolwiek szedł czy jechał. Sam z siebie się śmiał, że pakował się jak zakręcona dziesięciolatka. Nie raz zabrał ze sobą, kompletnie przypadkiem, toster albo jakiś but swojej młodszej siostry - Elise, która, gdy się w końcu zorientowała o braku swojej rzeczy, robiła awanturę Moriemu. Dazai prawie nie było w domu, dlatego nie był na jej odstrzale. Po ponad godzinie, nastolatek zapakował ubrania potrzebne mu na cały tydzień oraz wszystko inne co niezbędne. Co jak co, ale szczoteczkę do zębów chciał mieć swoją, gdyż Chuuya zapewne zrobiłby mu niemałą awanturę, gdyby zabrał tę jego. Zastawiwszy zapowiedzianą dużo wcześniej karteczkę "Jestem u Chuuyi" z wiadomym rysunkiem pod spodem. Niby wiedział, że to Ougaia bardziej rozbawi niżeli rozdrażni, ale nie mógł się powstrzymać. Po tym szybko wyszedł z domu i wędrując do swojej sympatii, nucił cicho piosenki o samobójstwie. Oj tak.. Jego ulubione. Takie motywujące.

Osamu szedł niemalże ciągnąc za sobą torbę z ubraniami, zamyślony patrząc przed siebie. Dawno nie próbował ze sobą skończyć... Żył kolejny rok, z myślą, iż nie powinien. Co prawda rany zadane przez rodziców, już dawno mu się zabliźniły. Jednak nadal dobijał go fakt, że zostały po nich ślady w jego psychice oraz w niektórych miejscach na ciele. Nie raz mu powtarzali, że powinien zdechnąć. Uświadamiali go, iż był niechciany. Szydzili z niego i nienawidzili. Starał się ukrywać fakt, że to wszystko gdzieś w nim zostało. Cały czas go prześladowało. Jednak mimo to, zdał sobie sprawdę, iż z rokiem na rok stawało się to słabsze. To nie zniknie. Zdawał sobie z tego sprawę i bał się, iż wpłynie tym na innych. Już, czasem nieświadomie, wpływał. Straszył ludzi. Tak, jak ojciec straszył jego. Ale, wiedział też, że ma kogoś kto potrafi go przyhamować. Ojciec Osamu, nie miał takiej osoby. Jego matka tylko nakręcała. Była też równie okrutna i sprawiała ból z tą okropną kobiecą gracją oraz wdziękiem. W przeciwieństwie do niej, osoba do której właśnie Dazai zmierzał z równym urokiem, odganiała demony jego przeszłości. Czasem nawet nieświadomie.

- No w końcu jesteś. Zamówiłem nam obiad. Dostawca zaraz będzie. - Czekoladowooki nawet nie zdążył zapukać do drzwi, a już stanął w ich progu rudzielec z typowym dla siebie krzywym uśmiechem na ustach. Zwiastował on, iż lazurowooki miał ochotę na droczenie się. Niestety Osamu niepodzielał jego chęci, a powodem tego były wszystkie negatywne myśli, jakie go dopadły. Chuuyi wystarczyło jedno spojrzenie na młodszego, aby to zauważyć. - Chodź tu do mnie. - Westchnął cicho widząc u chłopaka powoli opadającą maskę, pod którą był ukazany zbolały wyraz twarzy wyższego, który bez słowa podszedł i biorąc miedzianowłosego w swoje ramiona, podniósł go, szybko wchodząc do wnętrza jego domu. Dazai od jakiegoś czasu, tylko przy nim pokazywał wszystkie emocje. Po prostu uznał, że Chuuya wiedział o nim tyle, iż nie warto czegokolwiek przed nim ukrywać.

- Kanapa czy łóżko? - Tylko o to zapytał Osamu, idąc z niziołkiem na rękach przez korytarz, po drodze zostawiając w nim buty oraz swoją torbę. Zapytał o najczęstrze miejsce ich rozmów. Na kanapie najczęściej przy zielonej herbacie prowadzili te zabawniejsze. W łóżku, w pokoju rudzielca, zazwyczaj rozmawiali o tym, co najbardziej bolało. Na leżąco było najłatwiej i najwygodniej. Leżąc na bokach mogli patrzeć sobie w oczy i wyznawać najczarniejsze myśli, które znikały zaraz po uspokajających gestach, takich jak głaskanie po włosach lub policzkach. To ich tylko bardziej zbliżało. Osamu po takich konwersacjach zazwyczaj sam sobie się dziwił, iż wytrzymał bez złączenia swoich ust z tymi Nakahary. Obawiał się myśli, że pewnego dnia nie wytrzyma. Bał się reakcji Chuuyi. Musiał to przyznać. Jego reakcją była tym czego się bał. Od niej zależało to, czy takim ruchem zaprzepaściłby całą ich relację budowaną przez lata, czy ją rozwinie aż do tytułu związku.

- Łóżko. Powiesz co się stało, że przyszedłeś do mnie z miną, która mnie ukłuła w serce. - Zawsze tak było. Rudzielec dawał mu do zrozumienia, iż jego ból jest też jego bólem. Trzeba było przyznać, że to było kochane z jego strony. Poniekąd przejmował część ciężaru Dazaia na siebie, aby mu było łatwiej. To tylko świadczyło o tym jak zżyci ze sobą byli. I żeby nie było wątpliwości, to wszystko działało zawsze w obydwie strony. Wysłuchiwali na wzajem swoich problemów, czasem nawet tych błahych.

Byli w sobie zakochani. Cholernie. Jednak oboje bali się tego przyznać, jak się okazywało. Chuuya miał ten problem, że niepotrafił mówić o uczuciach. Zwłaszcza tak silnych. Łatwiej mu było słuchać. Co prawda, gadanie o problemach, nie sprawiało mu większego trudu, choć ciężko mu było czasem odpowiednio dobrać słowa. Najgorsze było wyznawanie uczuć. Nigdy nie mógł się przemóc, aby w końcu złapać Dazaia za kołnierzyk koszuli i powiedzieć mu co czuje. Nie raz chciał to zrobić. Był impulsywny, mógł spróbować. Jednak przed tym zawsze go hamowały obawy, że wszystko zniszczy. Innymi słowy mówiąc, razem z Dazaiem myśleli bardzo podobnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Trochę problemów i przeszłości musi być~ Uznałam, że dzisiaj wyjaśnię w rozdziale to, jakim cudem Mori jest tu (adoptowanym) ojcem Osamu. Chociaż jest jaki jest, uznałam, że tu będzie tym dobrym, a nie tym co gwałci Dazaia po kątach czy coś.

Jak wam się podobał ten rozdział?

Chciałabym wiedzieć co o nim myślicie. O relacjach rodzinnych, ojca z synem tutaj i o tych przyjacielskich. Chyba pierwszy raz opisuje to trochę inaczej, więc chciałabym wiedzieć czy coś jest do poprawy czy raczej brnąć w to dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top