46. Braciszek!
Hej, hej, HEJ!
Miłego czytania! <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minął tydzień nim wszystko, w miarę możliwości, wróciło do normy. Grupa przyjaciół ze spokojnymi głowami, mogła wrócić do szkoły. Nie musieli martwić się, że spotkają, teraz już byłego, nauczyciela matematyki, co przyniosło im dobre humory. Heisuke napsuł im krwi. Zwłaszcza Nakaharze i Dazaiowi. Przeciwko mężczyźnie toczyła się sprawa sądowa, lecz oni dzięki złożonym wcześniej zeznanią, nie musieli już na niego patrzeć. Napełniało ich to ogromną radością. Mogli skupić się na sobie, nie myśląc o tym problemie na dwóch nogach. Pozbyli się zmartwień. Przynajmniej większości... Osamu zawsze miał głowę pełną myśli. Tak naprawdę nie pamiętał w swoim życiu okresu, w którym nie miał zmartwień. Tymi aktualnymi zwyczajnie nie dzielił się z przyjaciółmi i swoim chłopakiem. Nadal pamiętał o swoim planie z początku roku szkolnego. Udało mu się połączyć Atsushiego z Akutagawą, zajmując w ten sposób czarnowłosego na tyle, iż ten przychodził do niego tylko, gdy zaszła taka konieczność. Plan się powiódł, lecz przyszła obawa. Normalnie by się tym nie martwił. Odciąłby takie myśli i wyrzucił ze swojej głowy. Jednak... gdy w grę weszły uczucia, o których dowiedział się od Tachihary, obawiał się, że to wszystko poszło nieco za daleko. Przyszła świadomość, że gdy pierwszoklasiści, ale też Michizou oraz Kunikida, dowiedzą się o całym planie, może to doprowadzić do swego rodzaju rozłamu w grupie. Dazaiowi odpowiadał aktualny stan rzeczy. Wszyscy zdawali się szczęśliwi. Każdy z nich znalazł swoje szczęście w postaci drugiej osoby. No... może poza Doppo. Lecz on szukał swojego ideału. Nie akceptował nikogo, kto by od niego odbiegał, dlatego nikt z grupy nawet nie próbował się wtrącać i go swatać. To byłoby zwyczajnie bezcelowe. Ale wracając. Szatyn musiał porozmawiać z Ranpo. Plan musieli zachować w sekrecie. Ukryć go, zwyczajnie zapominając o jego istnieniu. Jednakże miał zamiar zrobić to nieco później. Teraz miał dużo większe i ważniejsze zmartwienie, którym był brat Chuuyi... Powiedzenie, że Osamu i Paul nie pałali do siebie sympatią było niedopowiedzeniem roku. Verline w żadnym stopniu nie akceptował chłopaka swojego brata, nawet wtedy gdy ci byli tylko przyjaciółmi. Starszy nie miał jeszcze pojęcia o tym, iż chłopcy byli w związku. Czekoladowooki nawet nie chciał myśleć o reakcji blondyna na tę wiadomość... a jego przyjazd do Yokohamu zbliżał się wielkimi krokami.
- Dazai, jesteś dziś jakiś...dziwny? Znaczy... dziwniejszy niż zwykle. - Tachihara może i nie grzeszył inteligencją, ale na pewno był bardzo spostrzegawczy. Tak bardzo, że było to jak wymierzony policzek dla szatyna. Czyżby stawał się aż tak ,,łatwy", że nawet taki idiota był w stanie odczytać jego prawdziwe emocje?
- Nic mi nie jest. - Odparł, wkładając ręce do kieszeni swoich spodni. Przymknął oczy, odchylając głowę. Popatrzył w biały sufit, licząc w duchu, że to pomoże mu odgonić wszelkie zmartwienia, przynajmniej na tyle, by nie zarazić nimi reszty grupy.
Aktualnie trwała długa przerwa, którą grupa spędzała na korytarzu przy automatach z napojami. Powoli zbliżały się egzaminy semestralne, po których miała nadejść przerwa letnia. W międzyczasie Osamu i jego chłopak mieli świętować swoje urodziny, lecz planowali je spędzić tylko we dwoje. A przynajmniej taki był zamysł jeszcze gdy w planach nie było uwzględnionego przyjazdu Paul'a. Jego osoba mogła zrujnować wszelkie plany, lecz szatyn starał się teraz o tym nie myśleć. Chciał się skupić na tym co tu i teraz. Choć raz w życiu pomyśleć o sprawach pozytywnych takich jak wspólne wakacje z przyjaciółmi na Okinawie, które miały się odbyć zaraz po egzaminach. Tak... nie mógł się ich doczekać. Aż mimowolnie się uśmiechnął. Szykowały im się wypady na plaże w słoneczne dni oraz gwieździste noce. Gorące źródła, zimne napoje i nurkowanie. No i oczywiście festiwal - Tanabata, którego Osamu nie zamierzał sobie odpuścić. Nie mógł przegapić okazji zobaczenia Chuuyi w yukacie, którą później będzie mógł z niego zd... Nie. Stop. Nie mógł teraz o tym myśleć, gdyż wyobrażenie sobie tego w tym momencie mogłoby doprowadzić do niezręczności. Zwłaszcza, że nie był z rudzielcem sam na sam.
- Dazai, przerażasz nas. Uśmiechasz się sam do siebie. - Kunikida poprawiając swoje okulary, zapisał coś w swoim ,,Ideale". Najpewniej zanotował w stworzonym przez siebie kalendarzu te nietypowe zjawisko, którym był naprawdę dziwny uśmiech szatyna, którego blondyn zwyczajnie nie rozumiał.
- Nawet nie chcę poznawać jego myśli. - Rzucił Edogawa, choć doskonale wiedział co się działo teraz w umyśle czekoladowookiego. Chociaż... chyba wolałby nie wiedzieć. Nie żeby nie miał tak perwersyjnych marzeń o Allanie, lecz przynajmniej nie dawał tego po sobie aż tak poznawać. Najgorsze było to, że Dazai doskonale wiedział, że Ranpo wie, co poskutkowało jego znaczącym uśmiechem posłanym w stronę zielonookiego. Tylko przez ten gest umysł geniusza zaczął działać na najwyższych obrotach i iść w kierunku, z którego wolałby zawrócić. - Mówiłem, że nie chcę wiedzieć! - Jęknął trzecioklasista, zasłaniając sobie oczy dłońmi, jakby to w jakikolwiek sposób miało pomóc. Było tylko gorzej.
- Wy się komunikujecie telepatycznie, czy jak? - Tachihara posłał im niezrozumiałe spojrzenia, kompletnie nie mając pojęcia o co chodzi. A chciał wiedzieć w przeciwieństwie do reszty grupy, która już pogodziła się z faktem, iż lepiej w to nie wnikać.
- Nie chcesz wiedzieć... - Odezwał się Nakahara, nawet nie patrząc na przyjaciół. Rudzielec stał oparty plecami o tors swojego chłopaka i czytał notatki z języka angielskiego, które miał na swoim telefonie. Dazai ręce przerzucone miał przez jego ramiona i luźno opierał je o klatkę piersiową niższego.
- Ale naprawdę.. jak to działa? - Zainteresował się Atsushi, który popijając soczek z kartonika, spoglądał na chłopców z wyraźnym zainteresowaniem. To jak Dazai i Ranpo się komunikowali było interesującym widokiem.
- Geniusze myślą tak samo. - Rzucił Edogawa licząc, że w ten sposób zakończy temat. Nie chciało mu się tłumaczyć i opowiadać historii o tym, jak długo zna swojego młodszego kolegę. Tak naprawdę z Osamu znali się od podstawówki. Już wtedy byli nieprzeciętni co poskutkowało tym, że zaczęli ze sobą rozmawiać. Myśleli podobnie, choć znacznie się od siebie różnili. Lata znajomości poskutkowały nabyciem umiejętności wzajemnego rozumienia się, choć nie zawsze była ona skuteczna, gdyż ich przyjaźń miał przerwę w gimnazjum. Niemniej w sytuacjach głupawych lub mniej skomplikowanych, zrozumienie tego drugiego było proste, przez zachowanie lub znaczące gesty, które zdążyli sobie wypracować. I choć dało się to wytłumaczyć w dość krótki i klarowny sposób, zielonookiemu się zwyczajnie nie chciało. Był zbyt leniwy, a i batonik wymagał teraz jego uwagi.
- Ktoś przyjechał pod szkołę G klasą! - Powiedział jakiś chłopak do swojego kolegi, mijając grupę. Ta informacja nie znaczyłaby nic, gdyby nie kolejne słowa osoby, która przeszła jaka kolejna.
- Podobno jakiś przystojny blondyn stoi pod szkołą z miną, jakby miał kogoś zamordować. Myślisz, że to nowy nauczyciel? - Zapytała koleżankę, która w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
Owa dziewczyna nawet nie wiedziała ile prawdy kryje się w jej słowach, gdyż co prawda wspomniany mężczyzna nie był nowym kandydatem na pedagoga, ale owszem, miał zamiar pozbawić kogoś życia. Niestety nie wiedział, gdzie tej osoby szukać. Rzadko bywał w Japonii. W swoim stosunkowo krótkim życiu był tu tylko kilka razy i zawsze miał kogoś, kto czuwał nad każdym jego krokiem. Jednakże od jakiegoś czasu tego "kogoś" już nie było, a on nadal nie zdążył pogodzić się z nową rzeczywistością. Ostatnie dwa lata spędził na podejmowaniu złych decyzji, a jedna z nich doprowadziła do sytuacji, w której ucierpiała ostatnia bliska mu osoba na tym świecie. Sam nie wiedział na kogo był zły najbardziej. Na Heisuke, czy na siebie. Utrata ukochanego sprawiła, że Paul skupił się na prowadzeniu swojej firmy, po drodze wchodząc w nic nie znaczące związki, które miały zapełnić tylko pustkę w jego sercu. Nie podziałało, a prawie doprowadziło do tragedii. Był beznadziejnym bratem... a przynajmniej tak się czuł. Zostawił swojego młodszego braciszka samego, zapewniając mu tylko opiekę ciotki. Sam powinien się nim zaopiekować. Co z tego, że nie był jego rodzonym bratem? Byli rodziną, a po stracie rodziców blondyn wystraszył się odpowiedzialności... To wszystko... cała ta sytuacja była jego winą. Przez takie myśli, Verlaine zabijał spojrzeniem każdego, kto chociaż koło niego przeszedł. Biło od niego chłodne wyrachowanie, choć on sam tego nie widział. Przyjechał pod budynek szkoły do której uczęszczał Chuuya, ponieważ liczył, że szybko go zobaczy. Tylko widok jego twarzy był w stanie go teraz uspokoić. Musiał zobaczyć, że nic mu nie jest.
- Nakahara-san, dokąd idziesz? - Zapytał z zaskoczeniem Nakajima, gdy miedzianowłosy nagle wyswobodził się z objęć swojego chłopaka i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Nikt nie zdążył zobaczyć wyrazu jego twarzy. Lazurowooki odbiegł bez słowa.Ten fakt stał się nieco niepokojący, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Wszyscy ruszyli za nim. Niektórzy szybciej, niektórzy wolniej, gdyż chcieli dać mu przestrzeń.
- Chuuya, zaczekaj! - Tachiharze prawie udało się zrównać krok z chłopakiem, lecz zatrzymały go szklane drzwi, a bardziej ich zamknięte skrzydło, w które chłopak uderzył.
Nakahara był głuchy na wołanie. Skupiony na dotarciu do celu, zostawił wszystkich za sobą. Chciał zobaczyć się z bratem, choć jego serce zaczęły nawiedzać najróżniejsze uczucia. Był zmieszany. W głowie próbował ułożyć sobie co może mu powiedzieć. Nie widział go od... sam nie pamiętał kiedy. Od pogrzebu rodziców? Czy może od śmierci ukochanego Paul'a? Miał z nim kontakt mailowy oraz telefoniczny, lecz to nie było nigdy to samo, co widzenie go na żywo. Czuł pewien rodzaj złości na niego. Choć nie chciał, podświadomie obwiniał go za sytuację z byłym nauczycielem matematyki. Z drugiej zaś strony, blondyn nie mógł przewidzieć tego, co mężczyzna zrobi. Wychodząc przed szkołę, Chuuya od razu dostrzegł starszego. Nawet z odległości kilkunastu metrów potrafił stwierdzić, że mężczyzna niewiele się zmienił. Nadal ubierał się elegancko, jak na głowę dość sporej korporacji przystało. Był przystojny i... nie zmalał. Miedzianowłosy zawsze przeklinał to, jak wysoki był. Przewyższał o kilka centymetrów Dazaia, a może nawet Allana. Jego jasne włosy były dłuższe od tych, które zapuścił jego młodszy brat. Związane były w luźny kucyk, który opadał mu na ramię. Był też on upiększony warkoczykiem. Stał przy swoim czarnym Mercedesie-Benz i wpatrywał się w drzwi wejściowe od szkoły. Czekał, aż jego młodszy bart podejdzie. Rudzielec nie wiedział czy na pewno chce się zbliżyć. Nadal nie ułożył nawet zdania, którym powitał by starszego. Mimo to, po sekundzie wahania, wziął rozbieg.
Verlaine powitał go radosnym uśmiechem, który mu zszedł, gdy tylko młodszy się przy nim znalazł. Cios, jaki otrzymał, niemal zwalił go z nóg. Pięści Chuuyi były twarde, a dodatkowa siła zamachu połączona z szybkością jego biegu, dodały mocy uderzeniu. Twarz blondyna spotkała się z lecącym meteorytem, a jego tyłek z chodnikiem zaraz po tym. Cóż... mógł się tego spodziewać. Jego mały braciszek czasem nie panował nad swoimi emocjami. To nie był pierwszy raz, kiedy wyrwał jęk bólu z jego ust. Sam uczył go walki, gdy byli młodsi. Siła jego ciosów była tak wielka, dzięki technikom, których go nauczył. Mimo to był pod wrażeniem. Moc z jaką bił Chuuya znacznie się zwiększyła od ich ostatniego spotkania. Aż poczuł dumę... ten mały rudzielec dorastał! Ach... aż się łezka w oku kręci!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czy wróciłam do pisania tej książki? Tak! Czy wiem co czynię? Ani trochę, ale tęskniłam za nią i uznałam ,,Dobra, czas na powrót!" Czy wielki? To się okaże.
Pojawił się w końcu Verlaine, co oznacza kłopoty, lub trudny okres dla Dazaia. Może nawet jedno i drugie. Ale spokojnie, nie tylko Osamu trochę pocierpi. W końcu dlaczego miałabym męczyć tylko jego? Jest jeszcze Ranpo i Poe, Akutagawa i Tachihara... Kunikida, chociaż te dobre dziecko akurat planuje zostawić w spokoju. Niech chociaż on ma dobre zakończenie, choć do końca jeszcze spory kawałek i wszystko może się zmienić.
Tak w ogóle jest tu ktoś jeszcze? Jak wam się podobał ten rozdział "wstępny" do dalszych problemów? ^^
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top