44. Wygłupy potrafią bardzo dobrze rozładować atmosferę
Heeeej, kochani!
Bardzo dawno mnie tu nie było, ale z racji tego, że dzisiaj są moje urodziny uznałam, że czas wrzucić nowy rozdział.
Miłego czytania 💜
~ Wika
~~~~~~~~~~~~~~~
Atmosfera stała się lekka, a po kilku kieliszkach sake towarzystwo znacznie się rozweseliło. Najbardziej wesoło było Michizou. Chłopak wypił najwięcej. Można było nawet powiedzieć, iż upił się w cztery dupy. Doprowadził się do stanu, w którym siedząc na jednym fotelu obok niezadowolonej Gin, która swoją drogą piła tylko sok, flirtował z jednym z doniczkowych kwiatów Ozaki. Oczywiście Ryuunosuke to nawet odpowiadało. Nie musiał pilnować cnoty siostry, a do tego mógł nieco wstawiony, gawędzić z Atsushim. Bawił się przy tym palcami jasnowłosego, rzucając w niego tekstami na podryw godnymi Edwarda ze "Zmierzchu". Nakajima ledwo powstrzymywał śmiech, słuchając swojego chłopaka. To z jaką powagą mówił "Mam zimne palce, a serce mi nie bije, ale i tak mnie pokochasz" z lodowatym spojrzeniem, było przezabawne. Z resztą oglądanie pijanego Allana również. Był ogromną przylepą. Bez przerwy tulił do siebie absolutnie trzeźwego Edogawę. Ten ledwo mógł się ruszyć. Nie żeby próbował...
- Dazai, uważaj, żeby Yosano ci chłopaka nie odbiła! - Roześmiał się geniusz, zajadając się wcześniej zabranych od Chuuyi słodyczami. Może i nie mógł się ruszyć, ale za to niczego mu nie brakowało. Miał słodycze, koc w postaci swojego ukochanego cukiereczka oraz idealny widok na wszystkich.
Osamu niemal zgromił Edogawę czekoladowym spojrzeniem. Nie spodobało mu się to, co od niego usłyszał. Oczywiście na zielonookim nie zrobiło to wrażenia. Wzruszył tylko ramionami i dalej zajadał się słodyczami, lecz nie przestawał obserwować. Zbyt dobrze się przy tym bawił. Uwielbiał fakt, jak zazdrosny bywał Dazai. Wynikało to z tego, że wyobrażał siebie, iż inni postrzegali rudzielca, tak jak on. Uroki bycia zakochanym bez pamięci. Ranpo miał podobnie względem Allana, jednak nie pokazywał tego. Poe nie był przebojowy tak jak Nakahara. Bardzo często, nikt nie zwracał na niego uwagi. Lazurowooki natomiast był często w jej centrum. Mimo jego wzrostu nie trudno było go nie zauważyć, gdy śmiał się w głos, krzyczał lub skakał, niczym wściekła wiewiórka, jak to pięknie ujmował Michizou za co obrywał.
A Chuuya bawił się z Akiko w najlepsze. Żartował, chichotał i pił alkohol. Dzięki temu zapomniał chociaż na chwilę o obawach, strachu czy też o sytuacji z Panem Heisuke. Bardzo się rozluźnił i odpoczął psychicznie. Bez ustanku bawił się swoimi włosami, co tylko dawało wszystkim znak o tym, że się już zdążył nieco spić. Nie miał twardej głowy, jak swój chłopak. Rudzielec już po dwóch kieliszkach wina potrafił odpłynąć, w czasie gdy Osamu po dziesięciu nic nie było. Nie żeby się tym jakkolwiek przejmował. Był u siebie, wśród przyjaciół. Wiedział, że może sobie pozwolić na zabawę, gdyż czuł się bezpiecznie.
- Chuuya, zarumieniłeś się! O czym ty pomyślałeś?! - Rozbawiona i... cholernie pijana Akiko, kołysała się na boki. Wypiła znacznie więcej od rudzielca, co było doskonale widoczne. Na szczęście jeszcze nie weszła na poziom spicia, jaki miał aktualnie Tachihara.
- O niczym, głupia! - Po jej słowach, jego policzki jeszcze bardziej poczerwieniały. Wolał nie wspominać o tym, co przeszło mu przez myśl. Nie myślał trzeźwo i był tego o dziwo świadomy, co świadczyło o tym, że aż tak bardzo pijany nie był. Ukradkiem zza kieliszka zerknął na swojego chłopaka, który swoją drogą udawał, że wcale bacznie mu się nie przygląda. - Osamu... - Mruknął cicho, ale na tyle, aby siedzący nieopodal chłopak był w stanie go usłyszeć.
- Słucham cię, Chuuya. - Odparł tonem, świadczącym o obrazie majestatu. Miał focha, z którego cisnął Edogawa. Najwyraźniej dał rudzielcowi do zrozumienia, że nie podoba mu się to ile pije, oraz że z tej przyczyny od trzech godzin nie zamienił z nim chociaż kilku zdań.
Przez taki ton, Nakahara nieco otrzeźwiał. Otrząsnął się. Nie chciał, aby Dazai był na niego zły czy obrażony. Dlatego mimo swojego stanu lekkiego upojenia alkoholowego, postanowił zrobić to co jeszcze chwilę temu przyszło mu na myśl. Zapewne nie był to dobry pomysł. Zwłaszcza, że szatyn zapewne nie był w nastroju na żarty. Na pieszczoty zapewne tym bardziej, zwłaszcza, że wcześniej rudzielec nawet nie pozwolił mu się wziąć na kolana, gdyż byli w towarzystwie. Jednakże, Chuuya teraz nie myślał do końca racjonalnie i robił to co aktualnie myślał, że jest dobre. Dlatego też, bez namysły wstał chwiejnie ze swojego miejsca i przeszedł te trzy dzielące go kroki od czekoladowookiego. Ten z uwagą obserwował jego poczynania, nie wykonując przy tym nawet najdrobniejszych ruchów. Był ciekawy, na co wpadł rudzielec pod wpływem. A wpadł na coś, co go co najmniej mile zaskoczyło.
Młodszy nie spodziewał się, że zaraz zobaczy lazur oczu ukochanego tak blisko, a ciężar ciała Nakahary poczuje na swoich kolanach. Nie przypuszczał, że Chuuya odważy się przysiąść na nim okrokiem, jeszcze przy samej górze jego ud. Oczywiście mimo niemałego szoku, nie dał tego po sobie poznać. Nie chciał dać rudzielcowi tej satysfakcji. Uniósł tylko pytająco brew, a dłonie ułożył na biodrach starszego, aby w razie potrzeby go złapać, gdyby zaczął spadać. W końcu mimo focha, nadal o niego dbał i go kochał. To było jasne. Nakahara na jego dotyk zareagował krótkim mruknięciem. Nie myślał o tym co robi. Po prostu działał, o czym po niecałej sekundzie przekonał się Dazai na własnej skórze, gdy poczuł na niej usta ukochanego. Dokładnie na odsłoniętym fragmencie swojej szyi. Mimowolnie cicho jęknął na pieszczotę, przymykając delikatnie oczy. Zaraz też, podobny, słodki pocałunek otrzymał na ustach. W pierwszej sekundzie go nie oddał. Mowy nie było, aby dał się udobruchać tak łatwo.
- Otwórz... - Mruknął cicho Chuuya prosto w jego dolną wargę. Osamu nie bywał posłuszny, lecz tym razem zgodził się na owy rozkaz, ciekawy do czego posunie się pijany.
Szatyn otworzył szerzej oczy, czując język rudzielca. Zaraz też wyczuł cierpki smak wina, którym wcześniej jego chłopak się spił. Musiał przyznać, że naprawdę nie przepadał za tym trunkiem, ale tym razem nieszczególnie mu przeszkadzał jego posmak. Może dlatego, że bardziej niż na nim, skupił się na subtelnych, lecz równocześnie nieco żarliwych pocałunkach ukochanego. Przez nie uznał, że jednak nie pozostanie bierny w pieszczotach. Nie interesowało go to, co działo się wokół. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie działo się nic. Ich przyjaciele, w dużej części pijani, siedzieli wpatrzeni w ich poczynania. Zupełnie jakby czekali na coś więcej, a na to się zapowiadało, zwłaszcza, gdy dłonie młodszego z chłopców znalazły się pod koszulką zaabsorbowanego jego językiem, rudzielca.
- O..Oni tak zawsze się przepraszali czy od kiedy zostali parą? - Zawstydzony widokiem pary, Atsushi, zarumieniony co chwilę spoglądał i odwracał od nich swoje kolorowe spojrzenie. Dziwnie mu było na nich patrzeć w takiej chwili, zwłaszcza, że do niedawna chciał być na miejscu Chuuyi.
- Nie jestem pewny... zazwyczaj się nie przepraszali przy nas. - Odpowiedział mu cicho Doppo, teraz kierując swoje spojrzenie na Nakajimę. Czuł się nieswojo w obecności całującej się pary, zwłaszcza, że należał do niewielkiego grona singli w tej grupie.
- Ał, Chuuya, nie drap mnie tak mocno... - Jęknął Osamu, przerywając pieszczoty oraz tym samym rozmowę Kunikidy z jasnowłosym. Lazurowooki przez swój brak wyczucia spowodowany upojenia alkoholowym, wbił mu paznokcie w kark nieco zbyt mocno. Musiał się od niego oderwać, bo inaczej ten by się nie zorientował.
- Przesadzasz... zepsułeś nam chwilę. - Fuknął z niezadowoleniem Nakahara, ale zaraz się roześmiał, gdyż Osamu postanowił wykorzystać to, że nadal trzymając swoje dłonie pod jego koszulką. Połaskotał go oraz nie pozwolił uciec. - P..przestać, d..du..dupku! - Wykrzyczał, próbując się wyrwać z silnego uścisku ukochanego.
Chuuya nie mógł wytrzymać łaskotek. Krzyczał przez śmiech i próbował wyrwać się szatynowi. Swoimi reakcjami rozbawił siedzące w salonie towarzystwo. Grono uważało każdy jego pisk za śmieszny, ale też na swój sposób uroczy. Wydawał im się taki beztroski w tym momencie. Panikujący tylko z powodu gilgotek. Rozkoszny widok... mimo, że rudzielec nie czerpał z tego takiej przyjemności, jak oni. On myślał teraz tylko o ucieczce od zwinnych palców ukochanego. Szarpał się i usiłował wyrwać, co po czasie mu się udało. Musiał przyznać, że poczuł się jak uciekający z piskiem trzylatek, którego gonił rodzic. Głośno roześmiał się na tę myśl.
- Wyłaskoczę cię tak, że się posikasz! - Zawołał za ukochanym, szatyn. Zapomniał kompletnie o swoim fochu, a skupił na zabawie. Bardzo go rozluźniła. Nie wymagała od niego racjonalnego myślenia w pełnym skupieniu, z czego bardzo się cieszył.
- Nie zgadzam się! - Rudzielec wskoczył na stolik do kawy, niemal zrzucając z niego butelkę sake. Co prawda alkoholu zostało w niej tylko na jeden kieliszek, ale i tak, gdy tylko Michizou to zauważył, złapał ją i przytulił, przerażony wizją jej straty.
- Mi twoja zgoda do tego potrzebna nie jest! - Poinformował go rozbawiony Dazai, po czym w jednej chwili przerzucił sobie chłopaka przez ramię. Lazurowe oczy stały się znacznie większe, a z ust Chuuyi wydarł się jęk, świadczący o jego niezadowoleniu.
- Puszczaj mnie, dupku! Zajebię ci zaraz! - Krzyczał Nakahara, machając żywo nogami. Śmiał się przy tym niepohamowanie razem z partnerem. Można było śmiało powiedzieć, że świetnie się razem bawili. Nawet jeśli na siebie krzyczeli.
- Żyję z dziećmi... - Fuknął słyszalnie Kunikida, mimo swojego uśmiechu, który mimowolnie na widok pary pojawił mu się na ustach.
- Przesadzasz, słodcy są. - Skomentował Edogawa, patrząc tylko na to jak Osamu powala swojego chłopaka na kanapę i się na nim kładzie. No przecież żaden z nich nie mógł spełnić swoich obietnic o wyłaskotaniu lub uderzeniu. Za dobrze się bawili, aby to zrobić.
- So... w uj... sodcy. - Nagle do uszu wszystkich dotarły słowa spitego w cztery dupy Tachihary, które prawdopodobnie miały oznaczać "Są w chuj słodcy.", choć rudzielcowi tak bardzo plątał się język, że ciężko było jednoznacznie stwierdzić, co dokładnie powiedział.
- T..Tachihara-san, może lepiej już nie pij? - Zwrócił się do niego nieco niepewnie Atsushi. Siedział obok Gin i jej brata, który swoją drogą już przysypiał, i cicho chichotał z rozgrywających się sytuacji w salonie.
Nie było można zaprzeczyć, że ta grupa potrafiła się bawić. Nawet wtedy, gdy połowa towarzystwa była nieźle spita. Tego dnia, a teraz wieczoru zdecydowanie najlepiej bawili się Dazai z Nakaharą. Było to zamierzone. Para miała się odstresować i zapomnieć o całej sprawie z nauczycielem matematyki. Mieli oboje odpocząć psychicznie i choć na chwilę zapomnieć. I tak się stało. Cały wieczór para spędziła z przyjaciółmi. Po całym uganianiu się za sobą, rozmawiali z tymi, z którymi się jeszcze dało, leżąc na skrawku kanapy. W tym samym miejscu później zasnęli, podczas paplaniny Doppo i Atsushiego o ginących gatunkach zwierząt. Cholera wie, jak zeszli na ten temat. Chyba po prostu już popalali co im ślina na języki przyniosła. Nie żeby to komuś przeszkadzało. Tylko uśpiło większość towarzystwa.
Kiedy skończyli temat, dopiero wtedy się zorientowali, iż słuchała ich już jedynie lekko przysypiająca Gin. Reszta grupy spała w każdym możliwym, wolnym miejscu w dość obszernym salonie. To na nich spadła odpowiedzialność ogarnięcia ich wszystkich. Najpierw jednak postanowili posprzątać butelki po alkoholu. Zbliżał się środek nocy, ale byłoby źle, gdyby Ozaki po swoim powrocie do domu, zobaczyła taką ilość śmieci. Zakładali, że i tak się domyśli, że grono było pijane, ale była nadzieja, iż dużego opierdoli im nie da. Cóż... nadzieja matką głupich.
Nad ranem większość osób obudziła się w towarzystwie kaca mordercy. Jak się było można domyślić, najbardziej cierpiał Tachihara. Kiedy tylko się obudził, zaczął jęczeć na wpadające przez okno słońce oraz na ból głowy. Czuł też palącą suchość w gardle i chęć zwymiotowania zawartości swojego żołądka. Dlatego też potykając się o własne nogi i śpiącą na podłodze Akiko, pobiegł do łazienki, z której zaraz dało się usłyszeć odgłosy wymiotów. Yosano, po której przebiegł chłopak tylko mruknęła coś, że wykastruje go za to łyżeczką do herbaty. Ona tak jak rudzielec, nie czuła się najlepiej, lecz nie było też tragicznie. Zasłaniając swoje oczy w kolorze fuksji przed słonecznymi promieniami, powoli usiadł na panelach. Rozejrzała się po powoli budzącym się towarzystwie. Dazai i Nakahara nadal spali wtuleni w siebie na kanapie, obok Ranpo i jego chłopaka, który mruczał coś, zapewne powoli się budząc. Gin spała ze swoim bratem na fotelu w dość niewygodnej pozycji. Czyli tylko Yosano przyszło spać na podłodze? Dobrze, że miała pod głową chociaż poduszkę... skąd się ona znalazła, nie miała pojęcia, ale ważne, że była. Nigdzie nie widziała Kunikida oraz Nakajimy. Szczerze pomyślała, że uciekli od nich. Jednak po chwili dotarł do jej nozdrzy zapach omletu. Czyżby postanowili zrobić śniadanie? Zapewne tak, gdyż uznali że uratują wszystkim skacowany poranek. To było bardzo miłe.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Dajcie znać, czy rozdział wam się podobał ^.^
Uznałam, że przyda się taki jeden na rozluźnienie po tym wszystkim co się działo w tej książce. Oczywiście już mówię, abyście się nie przyzwyczajali do tej beztroski tu panującej :3
Do następnego~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top