XI. lament.
A we wdychanym przeze mnie tlenie
Jest tak dużo żalu, wspomnień i goryczy.
Ten wieczór skalany jest deszczem, nie tylko na zewnątrz.
W środku, wichura.
Targa mną na wszystkie strony.
Ale w tym powietrzu jest coś jeszcze.
Twoje słowa.
Zimniejsze od syberyjskich wiatrów.
Jeszcze zimniejsze od twojego spojrzenia.
Tną ostrzami strzałów równego oddechu.
I chcę wyrzucić z płuc te emocje, ten chłód, te spojrzenia.
Ale są cięższe niż doświadczenia.
Dwutlenek węgla ulatuje z mojego organizmu, lecz nic ze sobą nie zabiera.
A strach narasta.
Piję wodę, głośno przełykam łyk goryczy,
Przepełniony smutkiem i twoim staraniem.
Woda zamienia się w wino, a wino krwią się staje.
I jakoś przyzwyczajam się do tej myśli,
Tego, że uciec od ciebie nie jestem w stanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top