🥀~Rozdział 2~🥀

🥀~Nieznajomy~🥀

Perspektywa April

  Nie ma nic gorszego niż obiecanie osobie, które zaczynają umierać, że nie będziemy po nie płakać, tylko żyć dalej. Chociaż da się to wszystko zrozumieć, to prawda jest taka, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Pierwsze chwilę po stracie zawsze są najgorsze. Zaczynamy wspominać tą osobę oraz widzieć ją całą i zdrową. Niestety to nie wiele pomaga, a może spowodować jeszcze większy smutek. Czasami się zastanawiam, jak to jest, że jest tyle na świecie ludzi, a Bóg akurat wtedy zdecydował, że zabierze nam bliską osobę. Bardzo często wtedy nie zgadzamy się z jego wyborem i zrobilibyśmy wszystko, żeby cofnąć czas, ale niestety nie mamy takiej możliwości. Więc może wtedy trzeba pp prostu spełnić życzenie zmarłej, nawet jeśli jest nam ciężko na sercu I nie jesteśmy do tego przekonani...

Kiedy mama zmarła, wszystko się skończyło. Dla mnie życie już nie miało sensu, chociaż obiecałam jej, że będę się jakoś trzymać, to mi w niczym nie pomogło. Czułam się, jakbym była pod wodą i nie mogła w żaden sposób wypłynąć na powierzchnię. Nawet jeśli bym bardzo chciała. Jednak teraz stałem przed budynkiem, w którym mieściła się przychodnia psychologiczna i znowu nie byłam pewna, czy tam wejść. Nie czułam się za dobrze. A kiedy wychodziłam z gabinetu, wszystkie wspomnienia znów do mnie wracały i czułam się jeszcze gorzej. Normalnie bym tutaj nigdy nie przyszła, ale obiecałam mamie, że będę tutaj przychodzić. Westchnęłam cicho, po czym ostatni raz spojrzałam na budynek.

— Też nie chcesz tutaj przychodzić, prawda? — podskoczyłam, gdy usłyszałam męski głos obok siebie.

Uśmiechnęłam się lekko widząc mężczyznę. Była bardzo przystojny, brązowe, lekko zakręcone włosy oraz przeszywające tego samego koloru oczy.

— Niby ktoś powiedział, że obcemu łatwiej jest się wygadać, ale ja nie jestem przekonana. Wcale mit o nie pomaga, a bardziej pogarsza — wyszeptałam, a on kiwnął głową.

— Jestem Braian — wyciągnął rękę, a ja mu podałam swoją.

— April.

— No to skoro już się znamy April, nie chcesz pójść na kawę? Skoro oboje nie mamy zamiaru tam wchodzić, to możemy umilimy sobie jakoś czas — wzruszył ramionami, a ja przegryzłam wargę w zamyśleniu.

Czy to było rozsądne? Nie znałam w ogóle tego mężczyzny, ale jeśli miałam do wyboru kolejna nie udana sesja u psychologa, a napicie się kawy, to wybór był prosty.
Tylko czy później nie będę go żałować. Jak się później okazało Brian to naprawdę miły i fajny facet. Miał poczucie humoru oraz lubiła słuchać, co u facetów zdarza się rzadko. Po wypiciu kawy, postanowiliśmy się przejść, nasze drogi powędrował pod most miasta, z którego rozciągał się widok na rzekę.

— Dobrze jest z tobą rozmawiać, jednak coś ciekawego trapi, że musisz chodzić do psychologa, prawda? — zapytał nagle, a ja się skrzywiłam. — Przepraszam, nie powinienem.

— W porządku, moja mam zmarła i obiecałam jej, że po śmierci będę tam chodzić.

Jednak wtedy sądziłam, że to jest przypadkowe spotkanie. Ale w naszym życiu nic nie dzieje się przypadkowo...

******************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie I dawanie gwiazdeczek. Wiele to dla mnie znaczy. Dziękuję ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top