*+。 CHAPTER 40。+*

Mauricio pewnym krokiem ruszył w stronę Sadik Reis'a i jego córki. To Banou zauważyła handlarza jako pierwsza i spojrzała na niego ukradkiem. W odpowiedzi, brunet uśmiechnął się tylko i skinął głową w przeciwną stronę, jednocześnie dając jej tym znać, by odeszła w swoją stronę. Więc dziewczyna go posłuchała i w chwili nieuwagi rodzica, oddaliła się z miejsca zdarzenia.

- Huh? Banou? – odezwał się zdezorientowany ojciec.

- Hola, amigo! (Witaj, przyjacielu) – zawołał wesoło Serrano. – Kopę lat żeśmy się nie widzieli, huh? – uśmiechał się zuchwale do przeciwnika, który lustrował bruneta morderczym spojrzeniem.

- Ty. – warknął i wstał na równe nogi.

- Ano ja. – odparł dumnie handlarz. – Co ty na to, byśmy wreszcie zakończyli, to co zaczęliśmy, hm?

- Z ust mi to wyjąłeś. – prychnął wojskowy i ponownie rozejrzał się wokół, w poszukiwaniu swej córki.

- Szukasz córeczki? – zaśmiał się młodszy mężczyzna, a jego słowa od razu przykuły uwagę Ardy.

- Co żeś zrobił? – spytał przez zęby. – Gdzie moja córka?!

Mauricio w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, szyderczy uśmiech wciąż nie schodził z jego twarzy, a sam ten fakt, jeszcze bardziej irytował Sadik Reis'a.

- Gdzie ona jest?! – krzyknął przez co kilku przechodniów spojrzało na żołnierza.

- Nie tutaj. Już nie. – odparł rozbawiony. – Źle wyglądasz, amigo. Masz rumieńce na policzkach, czyż to z powodu mojej obecności? Aww, schlebiasz mi, naprawdę. – mówił, wiedząc, że są to jedne z objawów trucizny, ataki gorąca.

Arda prychnął i chciał ruszyć w stronę handlarza lecz po chwili zawahał się i dokładnie przyjrzał się samemu sobie. Dopiero po tym, ponownie spojrzał na Serrano ze zdziwieniem.

- Co ty knujesz, cholerny handlarzu? – pytał marszcząc przy tym brwi.

- Oh, amigo. – brunet pokręcił głową, wciąż się uśmiechając.- Ja już zacząłem. – powiedział dumnie.

Po kilku chwilach ich rozmowę przerwały głośne hałasy dochodzące ze słuchawki Mauricio. Tylko on to słyszał, ale odgłosy krzyków i walki go zaniepokoiły, więc postanowił odezwać się do Narin by dowiedzieć się co się dzieje.

- Chinita? – przyłożył rękę do słuchawki. – Co się tam dzieje?

- Que te folle un pez! (Wal się) – usłyszał w słuchawce na co aż uniósł brwi do góry.

- Um, chinita? Naprawdę mam nadzieję, że to nie było do mnie. – brunet pokręcił głową.

- Nie, ale mamy problem! – usłyszał głos ukochanej po drugiej stronie. Domyślił się po odgłosach z tła, że z kimś walczy. – Ta suka Burton tu jest! Ah, kurwa!

Serrano zamrugał kilkukrotnie, dokładnie analizując słowa mulatki lecz zanim zdołał jej cokolwiek odpowiedzieć, Sadik Reis ruszył na niego, krzycząc przy tym głośno.

Mauricio w ostatniej chwili zrobił unik i zablokował rękę żołnierza, w której ten trzymał nóż.

- Zabiję cię, cholerny handlarzu! – krzyczał starszy. – Wypruję ci flaki! – zadał kolejny cios, lecz brunet zdążył uskoczyć na bok.

Ludzie widząc nagłą walkę, zaczęli krzyczeć i uciekać z miejsca zdarzenia najszybciej, jak tylko mogli.

- Gdzie jest moja córka?! – wołał Arda i szedł do Serrano z nożem w ręku. – Coś zrobił?!

- Nic takiego, naprawdę. – mężczyzna rozłożył ręce. – Naszeptałem jej tylko trochę słów do ucha, a reszta poszła już z górki. – zaśmiał się lecz zamilkł w chwili, gdy wojownik zaatakował go ponownie.

Serrano zrobił unik w lewy bok, złapał żołnierza za rękę i uderzył w nią od dołu, swoim kolanem, jednocześnie zabierając przy tym ostrze przeciwnikowi. To jednak nie zaskoczyło Sadik Reis'a, który chwilę później złapał Mauricio za szyję i zaczął dusić.

Brunet wypuścił zdobytą broń i zaczął się dusić przez silny uścisk wroga.

- Gadaj, gdzie jest moja córka! – wrzasnął mu do ucha na co młodszy mężczyzna zmarszczył brwi i dalej chętnie żartował sobie z przeciwnika.

- A gdzie twój rozumek, huh? Zastanawiałeś się kiedyś gdzie on jest?

W tym samym czasie Narin toczyła już walkę z bardzo rozwścieczoną policjantką, Charlotte Burton. Kobieta wciąż krzyczała, rzucając przekleństwa za to, że zabójczyni wymordowała jej ludzi i zabiła jej jedyne dziecko.

- Będziesz się za to smażyć w piekle. – mówiła brunetka. – Dopilnuję byś stanęła przed sądem! – mówiła, ocierając przy tym krew z nosa.

Narin zmarszczyła brwi i przekręciła głowę na bok, słysząc te słowa.

- To już wolę pozostać w piekle. – odparła i zablokowała cios przeciwniczki.

Burton sięgnęła po swój pistolet lecz Vazquez jednym, płynnym ruchem zablokowała jej rękę, a potem sama zrobiła krok w bok i wykręciła policjantce dłoń przez co ta krzyknęła z bólu, czując jak łamią jej się kości. Mulatka wykorzystała ten moment i zabrała policjantce pistolet po czym wyjęła z niego magazynek i wyrzuciła na drugą stronę, a pistolet w jeszcze inną.

- Nie zastrzelisz mnie? – dziwiła się Charlotte.

- Nie cieszysz się z uczciwej walki? – odparła jej czarnowłosa. – W końcu chcesz się zemścić, prawda? – wzruszyła ramionami. – Dam ci trochę fory. Chociaż... - zastanowiła się. – Pachuco może potrzebować mojej pomocy więc... - ponownie spojrzała na policjantkę. – Chyba jednak będę musiała się pośpieszyć. – uśmiechnęła się zuchwale w stronę przeciwnika. – Kontynuujemy?

Brunetka prychnęła po czym z krzykiem ruszyła ponownie na Vazquez. Narin zaśmiała się tylko na jej widok po czym cofnęła się nieco i sięgnęła po krzesło stojące na zewnątrz pobliskiej kawiarni. Mulatka zamachnęła się nim i w chwili ataku policjantki, kobieta zdzieliła wroga przez plecy, drewnianym meblem, które w chwili silnego ciosu, rozpadło się na kawałki.

Charlotte upadła na kolana i jęknęła z bólu w czasie, gdy Narin podeszła do pierwszego kawałka rozwalonego krzesła i wzięła je do ręki. Powolnym krokiem kierowała się w stronę policjantki. Chciała przebić ją drewnem.

Burton gorączkowo myślała nad ratunkiem i w chwili nieuwagi zabójczyni, policjantka zgarnęła do ręki pierwszą rzecz, jaka wpadała jej do głowy. Mianowicie, piach.

Gdy Narin zamachnęła się nad nią, brunetka szybko się odwróciła i sypnęła piachem w oczy zabójczyni, która na chwilę się przez to zachwiała, ale to wystarczyło, by Charlotte zerwała się na równe nogi i powaliła drugą kobietę na ziemię. Wkurzona brunetka zaczęła okładać zabójczynię pięściami do czasu, gdy Vazquez udało się odzyskać kontrolę. Mulatka zablokowała kolejny cios, a chwilę potem uwolniła się z uścisku policjantki. Oplotła nogi wokół szyi swojej przeciwniczki i powaliła ją na ziemie obok siebie, jednocześnie wzmacniając swój uścisk, odbierając dopływ powietrza Burton.

- Że co zrobiłeś?! – krzyczał Sadik Reis i szedł w stronę Serrano.

- Powiedziałem jej tylko prawdę. – odparł mężczyzna. – Ubarwiłem niektóre fakty, ale... Ważne jest to, że mi uwierzyła i obecnie jest po mojej stronie, nie twojej, amigo. – uśmiechnął się. – W końcu jesteś potworem, mordującym ludzi. – prychnął co jeszcze bardziej wkurzyło żołnierza i dopiero teraz Mauricio domyślił się, że nie potrzebnie tak bardzo zdenerwował swojego przeciwnika.

Arda rzucił się na handlarza i razem z nim poleciał metr dalej, zwalając go z nóg. W obecnej chwili obydwaj wylądowali w fontannie. Byli cali mokrzy lecz to im na tyle nie przeszkadzało. Prędko wstali na równe nogi i dalej kontynuowali swoją walkę. Obydwaj zdawali sobie sprawę, że przez panikę wśród ludzi, jaką wywołali, wkrótce zjawi się masa policjantów, dlatego musieli działać szybko.

Sadik Reis zdzielił Mauricio solidnie w twarz, przez co brunet zachwiał się, przekręcając przy tym głowę na bok. Z jego ust poleciała krew lecz to mu nie przeszkodziło.

- Zasłużyłeś, cholerny handlarzu. – prychnął Arda. – Zwaliłeś na mnie całą winę, razem z tą swoją pojebaną ciotką. – powiedział, a Serrano słysząc te słowa, poczuł, jak wściekłość w nim wzrasta. – Nastawiłeś moją córkę przeciwko mnie... - pokręcił głową z niedowierzania.

- Myślisz, że jesteś bez winy, huh? – wtrącił brunet. – Zamordowałeś ciocię Ximenę. Zabiłeś ją z zimną krwią! – plunął krwią, a jego spojrzenie znacznie się zaostrzyło. – Trzeba było zabić mnie, nie ją. Ona nie była niczemu winna, chciała mnie tylko chronić. To ja jestem powodem twej złości.

- Pierdolisz same głupoty. – Arda zaśmiał się. – I wiesz co? – strzelił sobie z kości w dłoniach. – Szkoda, że ten twój ojczulek nie pobił cię na śmierć. Mógł się bardziej postarać.

- Hah, więc nic dziwnego, że bałeś się być ojcem dla Banou. – odparł Serrano z uśmiechem. – Ją traktowałbyś tak samo jak Sebastian mnie, co? Bo w końcu jaki jej sens darzyć własnego dzieciaka miłością? – wzruszył ramionami, nie ukrywając sarkazmu. – Lepiej je katować aż do usranej śmierci!

Sadik Reis ruszył na Mauricio ze zdwojoną siłą lecz tym razem handlarz nie dał mu się tak łatwo powalić.

W tym samym czasie, Narin i Charlotte również zaliczyły nie miłe lądowanie. Kobiety jednak nie wylądowały w fontannie, a w stoliku pełnym tłustego jedzenia i sosów.

- Ah, kurwa. – klęła Vazquez. – Moje nowe ubranie! – tupnęła nogą widząc plamy po keczupie. – Zabiję cię za to. – spojrzała na Burton oczyszczającą się z musztardy.

- Zobaczmy, kto będzie pierwszy. – odparła kobieta.

Narin zdołała wreszcie dostrzec w oddali jak Mauricio walczył ze swoim przeciwnikiem. Chciała dotrzeć do przyjaciela jak najszybciej, ale policjantka jej przeszkadzała.

- Skarbie, stoisz mi na drodze. – powiedziała Vazquez powoli kierując się w jej stronę. – Muszę cię usunąć zanim ten cały Sadik Reis połamie mojego handlarza. – pokręciła głową. – Słyszałaś o czymś takim jak 'improwizacja'? – pytała lecz nie czekała na odpowiedź.- Obyś słyszała. – westchnęła. – Bo to, co robię teraz... to właśnie improwizacja. – dodała po czym zamachnęła się i kopnęła w drewniany słup, na który pozawieszane były dywany, imitujące kolorowe daszki zamiast parasoli.

Przykrycia spadły na policjantkę, która straciła zabójczynię z oczu. Burton upadła zaplątana na ziemię w czasie, gdy Narin sięgnęła po słupek, który odpadł z daszku, chwilę potem zamachnęła się na ranną i złamała jej nogę. Charlotte dopiero po chwili udało się uwolnić spod przykryć, które potem użyła jako broni. Kobieta chwiejnie stała na jednej, zdrowej nodze i zarzuciła na zabójczynie dywany lecz ta, odbiła je ręką i szła w stronę policjantki.

- Jesteś potworem... - mówiła załamana Charlotte. – Jak mogłaś zabić niewinne dzieci? Jak mogłaś... zabić moją córkę...? – płakała.

- Żaden człowiek nie pozostaje bez winy, skarbie. – odparła obojętnie.

- Tch, brzydzę się tobą. Nie mogę nawet na ciebie patrzeć...

- Ah, 'patrzeć'?! – zawołała Vazquez z uśmiechem po czym rzuciła się na policjantkę.

Jedną ręką solidnie złapała ją za gardło, a drugą sięgnęła po widelec leżący na stole. Chwilę potem przyszpiliła glinę do ściany i wciąż dusiła jedną ręką, uśmiechając się do niej zuchwale.

- No cóż... - mówiła, przekręcając przy tym głowę na bok. – Skoro nie możesz na mnie patrzeć... to nie patrz. – zaśmiała się. – Ułatwię ci to. – dodała i uderzyła ją kolanem w złamaną nogę przez co Burton krzyknęła z bólu, a sekundę później, Narin wbiła jej widelec w prawe oko, co sprawiło jeszcze większy ból policjantce.

- Jaka szkoda, że nawet po śmierci, nie będziesz w stanie zobaczyć tej swojej małej poczwary. – powiedziała zabójczyni przez zęby i powaliła Burton na ziemię, chwilę wcześniej pozbawiając ją obu oczu. – No cóż... - westchnęła i odrzuciła małą broń na bok. – Mówi się trudno i idzie się dalej. – dodała po czym odwróciła się i zrobiła to, co chciała zrobić już wcześniej.

Chwyciła drewniany odłamek od mebli i przebiła nim na wylot, klęczącą na ziemi policjantkę, która nawet nie zdążyła zareagować.

- Do nie prędkiego zobaczenia. W końcu ja będę się smażyć w piekle. – szepnęła do ucha trupa Charlotte, po czym odeszła od niej, ocierając nieco ręce i twarz, która ponownie była cała we krwi, ale nie jej, tylko przeciwnika.

Narin szukała wzrokiem Mauricio, a gdy odkryła, gdzie mniej więcej się znajdują, od razu ruszyła w jego stronę.

Handlarz wciąż walczył z Sadik Reis'em. Teraz obaj weszli na teren starej pralni. Niestety Arda był znacznie silniejszy od Serrano. Brunet padł na kolana, a w chwili, gdy żołnierz kopnął go w głowę, Mauricio odleciał metr do tyłu i dopiero po krótkiej chwili ponownie uniósł się na jedno kolano. Mężczyzna złapał się za bolące ramię i spojrzał na stojącego przed nim przeciwnika.

- Przegrałeś, cholerny handlarzu. – mówił żołnierz.

- Czyżby? – brunet uniósł brwi. – Zastawiałem się ile jeszcze pozostało minut by trucizna zadziałała. Nie wierzyłeś mi, ale... - zaśmiał się widząc jak wojownik zaczyna czuć napady gorąca. Jego wzrok zaczął się nieco rozmazywać, a on sam miał już kolejne halucynacje. Dodatkowo, co jakiś czas łapał się za szyję i głośno kaszlał, czując jak powoli zaczyna mu brakować powietrza.

- Zanim zginę ja... - mówił chrapowatym głosem, co chwila przy tym kaszląc. – Ty zginiesz pierwszy. – wycelował do niego z pistoletu.

- Jesteś pewny? – usłyszeli kobiecy głos za sobą, a gdy tam spojrzeli, dostrzeli Narin. Lecz nie była sama.

Zabójczyni solidnie trzymała przed sobą córkę Sadik Reis'a i przystawiała jej nóż do gardła.

- Puść go. – powiedziała Vazquez w stronę żołnierza. – Inaczej ją zabiję. – skinęła głową w stronę przestraszonej Banou.

Arda zerkał niepewnie na handlarza, a później na córkę i zabójczynię.

- Ja nie żartuję. – mówiła srogo kobieta, czując się jak w transie. Była cała brudna w zasychającej już krwi. Jej ubranie wciąż miało ślady po keczupie, a twarz i ręce, zalane były zaschniętą krwią przez co ponowie, ślady pod oczami, wyglądały jak krwawe łzy. – Uwolnij... - mówiła jak zahipnotyzowana. – Albo poderżnę.

Sadik Reis machnął ręką i głośno zaklął po czym musiał przytrzymać się ściany, by nie stracić równowagi. Chwilę potem, uśmiechnął się i zaśmiał się głośno, co znacznie zaskoczyło pozostałych.

- A idźcie w cholerę! Oboje! – zawołał, łapiąc się przy tym za głowę. Czuł, jakby miała mu zaraz eksplodować. – Kurwa... Niech będzie. Oko... za oko. – zaczął plątać się we własnych słowach. – Ząb... za ząb... - zaśmiał się ponownie, a potem spojrzał srogo na Narin. – Życie... za życie. – uśmiechnął się szyderczo.

Sekundę później odwrócił się w stronę Mauricio, strzelił handlarzowi w głowę i kopnął jego opadające ciało do środka rury zsypowej na pranie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top