*+。 CHAPTER 35。+*

Mauricio kierował się samochodem w stronę kryjówki Narin. Wcześniej oczywiście upewnił się czy policja ponownie nie próbuje go śledzić, ani czy nie ma żadnych podsłuchów lub nadajników. Handlarz pozostawał sprytny i nieuchwytny, jak zawsze.

Brunet całą drogę zastanawiał się nad ostatnią rozmową z Billy'm. Jego myśli skupiały się zupełnie na czymś innym przez co droga, którą przebywał, bardzo szybko mu minęła i właśnie teraz stał przed starym domkiem, za miastami. Było to miejsce skryte w pobliskim lesie, do którego drogę znały tylko zaufane osoby. Serrano z oddali dostrzegł, że Narin wywiesza pranie, ale jeszcze go nie zauważyła. Handlarz mimowolnie uśmiechnął się na jej widok po czym przeniósł wzrok na list, który leżał na sąsiednim siedzeniu.

Mauricio westchnął i wziął pakunek do ręki, zastanawiając się nad tym, czy aby na pewno powinien go dawać Narin.

Mężczyzna nie był ślepy, doskonale widział i zdawał sobie sprawę, że młody Morales zaczął podkochiwać się w mulatce. Wiedział też, że i Vazquez zdawała sobie sprawę z tych uczuć, dlatego nie chętnie spędzała czas z Billy'm, bo ta wiedza przyprawiała ją o bóle głowy. Brunet zastanawiał się czy kolejne wyznanie nie przytłoczy jej jeszcze bardziej, dlatego przez dłuższy czas zmagał się z podjęciem decyzji. Oprzytomniał dopiero w chwili, gdy zobaczył, że Narin się do niego zbliża.

Mauricio od razu się do niej miło uśmiechnął, wyszedł z samochodu i jednocześnie schował list do tylniej kieszeni swych spodni.

- W porządku? – spytała widząc jego minę.

- Hm? Ah, tak. – odparł wesoło. – Zamyśliłem się trochę. – westchnął po czym podszedł do niej. – Myślałem, że ten twój Berni mnie dziś zabije samym wzrokiem... - zaczął opowiadać, a Vazquez zaśmiała się cicho na jego słowa.

- Aż tak? – pytała rozbawiona.

- Ay! No po prostu, mówię ci! – machnął ręką.

- Wy dwaj chyba się nigdy nie dogadacie. – kręciła głową, nie ukrywając rozbawienia.

♦•♦•♦

Minęło kilka godzin. W czasie, gdy mulatka szykowała kolację, Mauricio siedział przy kominku i dokładał do niego drewna, wciąż głowiąc się nad podjęciem decyzji. Zastanawiał się nad tym co zrobić, a jego głębokie zamyślenie, nie umknęło uwadze Narin.

Kobieta podeszła do niego powoli i spojrzała na niego z zaciekawieniem. Brunet nawet nie zauważył, że ta się do niego zbliżyła, a to jeszcze bardziej ją zdziwiło.

Mulatka usiadła obok niego, na podłodze, przy kominku i spojrzała na chłopaka łagodnie.

- Mauricio? – szepnęła czym wyrwała go z zamyślenia.

- Hm? – spojrzał na nią zdezorientowany.

- Coś się stało? – spytała, zakładając ręce na swoje kolana.

- Hm? Ah, nie... - pokręcił głową i od razu przywołał na twarz uśmiech. – Tak tylko... - dorzucił do kominka drewno. – Rozmyślam.

- O czym? – pytała wciąż łagodnym głosem. – Coś cię trapi, widzę to.

Serrano westchnął. Nie chciał jej okłamywać więc po dłuższej chwili namysłu sięgnął do kieszeni po list i niepewnie podał go do Narin.

- Do ciebie. – powiedział, ukradkiem zerkając na nią, a potem ponownie przenosząc wzrok na ogień.

- List? –zdziwiła się i spojrzała na podarunek. – Od kogo? Od ciebie? – uniosła brwi, a jej słowa sprawiły, że brunet blado się uśmiechnął.

- Nie, chinita. – odparł czując przygnębienie. – Od Billy'ego. – powiedział w czasie, gdy ta chciała otworzyć list. Lecz, gdy usłyszała jego słowa, powstrzymała się przed otwarciem prezentu.

- Od Bill'a? – zdziwiła się. – Po co? – pokręciła głową.

- Podobno chciał się z tobą spotkać i porozmawiać, ale señor Torres mu na to nie pozwolił... Więc napisał do ciebie list. – westchnął ciężko, wciąż zatrzymując wzrok na tańczących płomieniach, w kominku.

Narin zmarszczyła brwi, dziwiąc się tą sytuacją. Kobieta dokładnie przyjrzała się zapakowanemu listowi po czym zerknęła ukradkiem na siedzącego obok niej handlarza. Brunet nie patrzył na nią, skupiał się na widoku przed sobą.

Vazquez zastanawiała się jeszcze przez krótką chwilę po czym cicho westchnęła i rzuciła listem tuż przed nosem Serrano, co od razu go ocuciło. Mały pakunek wylądował prosto w płomieniach kominka.

- Nie przeczytałaś go? – zdziwił się brunet i spojrzał na towarzyszkę ze zdziwieniem. – Dlaczego?

Narin wzruszyła ramionami.

- Wolę nie wiedzieć. – odparła, wzdychając jednocześnie. – Poza tym... - spojrzała Mauricio w oczy i przez chwilę się zawahała.

- Poza tym... co? – powtórzył mężczyzna, z zaciekawieniem czekając na dalszą część zdania, której niestety się nie doczekał.

- Jedzenie nam ostygnie. – powiedziała, zupełnie zmieniając temat i wstając na równe nogi. – Chodź. – pociągnęła chłopaka za rękę, za sobą.

- Naprawdę nie lubisz tych rozmów, co? – mówił z nutką rozbawienia, lecz poszedł za nią, wciąż trzymając jej dłoń.

- Jakich rozmów? – zmarszczyła brwi i uśmiechnęła się do niego. – Które wino bierzemy do kolacji? – wskazała na przygotowane butelki, po czym wzięła pierwszą, jaka wpadła jej do ręki i spojrzała na towarzysza. – Co powiesz na tę? Może być?

Serrano tylko pokręcił głową z niedowierzania.

- Co? – spytała zdziwiona.

- Nic, tylko... - westchnął i włożył ręce w kieszenie. – Wiesz, że w końcu ta rozmowa cię nie ominie? – uniósł brwi i uśmiechnął się do niej blado. – Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?

Narin westchnęła, postawiła butelkę na stole i przez chwilę milczała, zbierając myśli. Chwilę potem zerknęła na bruneta.

- Wiem. – odparła szczerze, choć te słowa przeszły jej przez gardło nieco ciężej, niż myślała. – Ale jeszcze mam czas, prawda?

- Ah, chinita... - podszedł do niej z uśmiechem. Stanął za nią, jednocześnie obejmując ją w pasie i opierając brodę na jej ramieniu. – Na ciebie będę czekać do końca swych dni... - szepnął do jej ucha. – Ale... - odgarnął kosmyk jej włosów.

- Ale? – spytała, kładąc dłonie na jego dłoniach i bardziej opierając się o jego tors.

- Chciałbym cię poznać jeszcze bliżej... z tej drugiej strony. – powiedział, równie blisko niej, przez co Narin z łatwością mogła poczuć ciepło jego oddechu na swojej szyi i twarzy. – Mogę? – nachylił się, by dokładniej móc spojrzeć jej w oczy.

Mulatka powoli również spojrzała mu w oczy. Przez krótką chwilę milczała lecz później skinęła powoli głową.

- Możesz... - szepnęła, uważnie patrząc mu w oczy. – I poznasz... - skinęła głową. – Obiecuję.

Brunet uśmiechnął się blado.

- A możesz mi to obiecać? – spytał by mieć pewność.

- Mogę. – odparła od razu. – Tobie... mogę. – dodała, nieco ściszając swój głos, a jej słowa znacznie ucieszyły handlarza, który skinął głową na znak zrozumienia, a potem nieco wzmocnił swój uścisk wokół jej talii i przytulił ją od tyłu. Tym razem, Narin nie protestowała i pozwoliła mu się przytulić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top