*+。 CHAPTER 30。+*

Mauricio opowiedział dokładnie o wszystkim Narin. Nie zdziwiły jej te informacje. Zabójczyni przeczuwała, że pewnego dnia znajdzie się osoba, która będzie chciała się na niej zemścić za zabójstwo kogoś bliskiego.

Zamyślona mulatka siedziała na kanapie obok rozpalonego kominka, w willi jej opiekuna. Po jej przeciwnej stronie, drzemał Serrano. Ich rozmowa trwała długo, teraz panował już wieczór. Handlarz prosił ukochaną by zanim miałaby cokolwiek pochopnie zrobić, najpierw dokładnie przemyślała sytuację i go o tym poinformowała.

Brunet spał lecz ona nie potrafiła. W jej głowie toczyła się walka myśli. Jedynym plusem było to, że teraz dokładnie znała swojego nowego przeciwnika. Wiedziała też, że odezwie się w tej sprawie do Candeli lecz nie zamierzała okazywać jej w tej sprawie jakiejkolwiek sympatii czy dobroci. Miała dość udawania. Próbowała być kimś innym, lepszym. Chciała nauczyć się jak bardziej dbać o innych. Starała się, ale przegrała tę walkę, to było zbyt sprzeczne z jej naturą, dlatego postanowiła już się więcej tak nie starać, nie udawać. Będzie po prostu sobą, a jeśli ludziom na niej prawdziwie zależy, to zostaną z nią, mimo tego kim jest.

Narin przeniosła swój wzrok z kominka na śpiącego handlarza i przez chwilę zatrzymała na nim swój wzrok. Muricio spał tak spokojnie. Miał głowę opartą o oparcie kanapy, a jego ręce były założone na jego torsie. Spał na siedząco, przez co rano na pewno będzie czuł obolałe kości od długiego odpoczynku w taki sposób.

Mulatka po chwili wstała i sięgnęła po koc leżący obok niej. Chwilę później po cichu podeszła do śpiącego handlarze i delikatnie okryła go kocem. Czarnowłosa cicho westchnęła, po czym usiadała obok przyjaciela, ponownie spoglądając w stronę kominka.

Długo zastanawiała się nad sytuacją, w której się znalazła. W jej głowie zjawiała się jedna myśl, którą przez długi czas starała się stłumić. Po czasie, stwierdziła jednak, że bez sensu będzie się temu opierać. Znała zakończenie swojej historii, przewidziała to wszystko już dawno temu, dlatego też nie chciała się wahać tylko działać. Zrobi to, co robi najlepiej.

♦•♦•♦

Narin przez całą noc nie zmrużyła oka.

Nastał ranek.

Mauricio jeszcze spał, a Vazquez nie chciała go budzić. Spojrzała na bruneta po raz ostatni po czym podeszła do niego i nieco poprawiła jego koc. Chwilę później zatrzymała się i przez chwilę spoglądała na śpiącego przyjaciela. Gdy spostrzegła, że dochodzi już ósma godzina, mulatka w tajemnicy opuściła willę Bernardo, zabierając przy tym cały swój zestaw broni.

Teraz udała się w jedno miejsce. Na komisariat policji.

Kobieta zatrzymała się w pobliżu posterunku po czym przez kilka, krótkich minut przyglądała się znajdującym się w środku ludziom. Teraz, gdy już poznała brakujące części układanki, wiedziała co zrobić. To policja odnalazła Thiago i sprowadziła go do jej miasta, to oni zapoznali go z ich śmiesznym planem i to przez nich Pérez dotarł do Bernardo i prawie spalił go żywcem. Policja miała w tym swój udział, być może nawet sami nie zdawali sobie z tego sprawę, ale w oczach Narin byli winni i musieli ponieść odpowiednią karę. Vazquez już o to zadba, w swój własny sposób.

- Lo siento Dios, pero tengo que hacer algo mal otra vez. (Przepraszam, Boże, ale znowu muszę zrobić coś złego.) – szepnęła, łapiąc się przy tym za naszyjnik, który dostała od Mauricio. – Eh, zdaje się, że będę się smażyć w piekle. – westchnęła po czym wzięła swoją broń i udała się w stronę posterunku.

Narin pewnym krokiem weszła do środka. Przy samym wejściu napotkała dwóch strażników i młodą kobietę siedzącą w recepcji. Zabójczyni westchnęła po czym puściła swoją czarną torbę na ziemię i przeładowała karabin, który miała w drugiej ręce.

- ¡Buen día! (Dzień dobry!) – zawołała wesoło, uśmiechając się przy tym, a sekundę później wycelowała z karabinu do pierwszego strażnika i zabiła go, strzelając mu w głowę.

Recepcjonistka krzyknęła z przerażenia, w czasie, gdy drugi strażnik sięgał po swoją broń. Zanim jednak mężczyzna zdołał jej użyć, Narin strzeliła do niego cztery razy. Trzy razy w brzuch i raz w głowę.

- Za wolno, señor. – pokręciła głową po czym uśmiechnęła się do przerażonej kobiety, na którą sprysnęła krew ofiar zabójczyni. – Wybacz, naprawdę nie chciałam. – powiedziała i strzeliła jej w prosto w serce. – Oczywiście kłamałam. – dodała, mijając ciało recepcjonistki. – Halo, halo!! – wołała wesoło. – Czy jest ktoś w domu?!

Po chwili na korytarz wybiegło trzech kolejnych policjantów.

- Ooh jesteście! – rozłożyła ręce i uśmiechnęła się do nich szeroko. – To dobrze.

Policjanci zaczęli do niej strzelać lecz mulatka schowała się za ścianą i ciężko westchnęła.

- Żałosne. – pokręciła głową i odczekała kilka sekund, a gdy wyczuła dobrą chwilę, ponownie wychyliła się do ściany i zastrzeliła dwóch kolejnych policjantów, w czasie, gdy trzeci, zdążył się schować do pokoju. – Chowasz się przede mną?! – wołała za nim po czym podeszła do drzwi i w nie zapukała. – Puk, puk! – śmiała się.

- Ręce do góry! – usłyszała kolejnego mężczyznę więc spojrzała w jego stronę i zrobiła to, o co ten prosił. – Rzuć broń! – wołał starając się ukryć strach w głosie.

- Aww, jesteś uroczy. – powiedziała, przekręcając przy tym głowę na bok. – Niestety, nikogo nie oszczędzam, nawet tych uroczych. – dodała i szybko opuściła karabin by strzelić w kolejnego policjanta, który sekundę później padł już na ziemię. – Chyba nie dosłyszałeś... Powiedziałam, puk, puk!! – krzyknęła i kopnęła nogą w drzwi, które po chwili stały już dla niej otworem, a policjant kryjący się w środku zaczął do niej strzelać.

Narin skryła się za ścianą, w chwili, gdy po jej lewej i prawej stronie zjawił się policjant i policjantka. Vazquez westchnęła i chwilę potem wbiegła do otwartego pokoju, z którego strzelał do niej blond mężczyzna, chowający się za biurkiem. Mulatka podbiegła do niego, chwyciła za jego broń i uniosła do góry, po czym uderzyła go kolanem w brzuch, przez co blondyn zaczął zwijać się z bólu. Sekundę później czarnowłosa zabrała jego broń i przestrzeliła jego głowę, przez co kilka kropel krwi policjanta, wylądowało na jej twarzy.

W tym samym czasie do środka wbiegł policjant, który wcześniej, gdy stała na korytarzu, znajdował się po jej lewej stronie. Mężczyzna strzelił do niej, a jego kula delikatnie musnęła ramię zabójczyni. Kobieta schyliła się i używając swojego karabina jako borni, mocno uderzyła mężczyznę w nogi, pozbawiając go równowagi. Policjant krzyknął z bólu lecz zamilkł, gdy Vazquez włożyła mu lufę jej broni do ust.

- Ciii... - szepnęła, przykładając palec wskazujący do ust i sekundę później pociągnęła za spust, rozwalając głowę jej przeciwnika.

Zaraz potem zaatakowała ją policjantka, która wcześniej biegła do niej z prawej strony.

- Zabiłaś mojego męża! – zapłakała i rzuciła się na Narin.

- Spokojnie, zaraz do niego dołączysz. – odparła rozbawiona i zaatakowała ją karabinem lecz rudowłosa zablokowała jej cios, wykręciła rękę i odrzuciła broń na bok. – Mm, imponujące. – mówiła mulatka i zrobiła unik przed kolejnym ciosem jej nowej przeciwniczki. Co ją zdziwiło najbardziej było to, że policjantka nie miała przy sobie broni.

- Zabiłaś mojego męża! – krzyczała.

- Tak, wiem o tym. Nie musisz tego tyle razy powtarzać. – mówiła zniesmaczona Vazquez po czym zablokowała kolejny cios zdenerwowanej rudowłosej i chwilę potem mocno uderzyła wroga z główki. W chwili, gdy druga kobieta się zachwiała, Narin sięgnęła do swojego buta po nóż i sekundę później wbiła go w szyję policjantki. – Naprawdę, raz wystarczył. – powiedziała i pokręciła głową. – Widzisz? Mówiłam, że zaraz do niego dołączysz. – dodała, wyciągając w tej samej chwili nóż z gardła jej wroga, przez co kilka kolejnych kropel krwi wylądowało na zabójczyni. Rudowłosa złapała się za krwawiącą ranę i z wytrzeszczonymi patrzyła na mulatkę. Upadła na kolana, a sekundę później opadła na ziemię, cała się przy tym trzęsąc.

Czarnowłosa przeszła przez nią, po czym ostrożnie wyjrzała na korytarz i skierowała się prawą stronę, w głąb komisariatu. Przez krótką chwilę nikt więcej jej nie atakował. Zdawało się, że w porannych godzinach policjanci dopiero zaczynali przyjeżdżać na służbę.

Narin dotarła do wielkiej sali, w której znalazła sześciu kolejnych policjantów pracujących nad jakimiś papierami. Zdawało się, że było to miejsce ich narad. W ciągu kilku chwil dostrzegła, że na dużych, białych tablicach były porozwieszane jej zdjęcia, a także zdjęcia otaczających ją ludzi. Widząc płonącą willę Bernardo kobieta poczuła jak wzrasta w niej złość.

- Chwila, co ty tu... - zaczął młodzieniec niosący kawę, lecz nie zdążył dokończyć zdania, bo Narin tylko przekręciła broń na bok i zabiła go na miejscu.

- Dobra, to kto mi powie, gdzie znajdę Thiago Pérez'a?! – zawołała przykuwając uwagę pozostałych.

- To ona, to ta zabójczyni!! – zawołał policjant zajadający pączka i wskazujący na zawieszone na tablicy zdjęcie Narin.

- We własnej osobie. – uśmiechnęła się krzywo chcąc zabić smakosza lecz nie zdążyła tego zrobić, bo rozpoczęła się strzelanina. Pozostali policjanci zaczęli w nią strzelać więc mulatka musiała się skryć za rozstawionymi wokół biurkami.

- Señora Vazquez! Proszę się poddać! – wołał kolejny mundurowy. – Nie ma pani z nami szans, mamy przewagę!

Czarnowłosa zaśmiała się tylko na jego słowa.

- Señor chyba nie wie na co mnie stać! – odparła i przyszykowała swoją zasłonę dymną. Po chwili rzuciła granat, który później zaczął puszczać gęsty, szary dym. Policjanci strzelali na oślep, a Narin po cichu zakradała się do każdego z nich i wybijała ich, jeden po drugim.

- Señora?! – wołał zdezorientowany mężczyzna, nie zdając sobie sprawy, że był jej kolejnym celem.

- Tu jestem. – szepnęła do jego ucha, w chwili, gdy złapała go za szyję i przystawiła nóż do gardła. – Cii.... – szepnęła, zakrywając drugą ręką jego usta i tłumiąc krzyk, w chwili, gdy podcinała mu gardło. Ciepła krew spłynęła na jej dłoń. Narin położyła trupa na ziemi, po czym otarła nieco twarz, pozostawiając więcej smug krwi na swojej buzi.

Z upływem kolejnych minut zjawiali się nowi policjanci, których zabójczyni pokonała i teraz jako ostatni, pozostał jej mężczyzna zajadający się pączkiem. Glina nawet nie drgnął, wciąż siedział zszokowany na swoim fotelu, a w trzęsącej się dłoni trzymał pączka z różową polewą.

- T-ty... t-ty... - jąkał się, patrząc na zbliżającym się powolnym krokiem zabójczynię. – Z-zabiłaś i-ich w-w-wszystkich....

Narin uśmiechnęła się przekręcając głowę na bok. Była cała brudna we krwi swych ofiar, a resztki rozprowadzonego przez nią dymu otaczały ją i stertę martwych policjantów.

- Thiago Pérez? – spytała, unosząc brwi i spoglądając na przerażonego, grubszego mężczyznę.

- Tam! – wskazał palcem na dokumenty znajdujące się w zaszklonym biurze. – Na jej biurku znajdziesz wszystko, czego ci potrzeba. – mówił, a dłoń, w którym trzymał pączka wciąż mu się trzęsła.

- Jej? – spytała i spojrzała na glinę ponownie. – Waszej szefowej?

Mężczyzna skinął szybko głową na co kobieta przez chwilę się zastanawiała.

- Gdzie teraz jest? – uniosła brew do góry.

- Jeszcze jej nie ma...

- Wiem, zauważyłam to, pączuszku. – odparła z uśmiechem. – Gdzie jest teraz? – spytała ponownie wyróżniając przy tym każde, wypowiedziane słowo.

- Pewnie w domu. – powiedział po chwili. – Dziś miała się spóźnić, bo musiała zawieść swoją córkę do przedszkola.

- Ah, więc szefowa ma córkę? – pytała z jeszcze większym uśmiechem, na co policjant tylko przytaknął. – Ciekawie... - mówiła w zamyśleniu spoglądając na biuro szefowej. Po chwili jej wzrok powrócił do przerażonego mężczyzny.

Narin podeszła jeszcze bliżej niego i zabrała mu pączka, którego ten nawet nie zdążył ugryźć.

- Gracias, señor. – uśmiechnęła się po czym wymierzyła do niego z drugiej już broni, tym razem mniejszej, bo w poprzednich skończyła jej się amunicja.

- Nie musisz mnie zabijać. – powiedział kręcąc głową.

- Nie, nie muszę. – przyznała i pociągnęła za spust, w chwili gdy mężczyzna zamknął oczy z przerażenia. Nic się jednak nie wydarzyło, bo Vazquez skończyły się naboje.

- Ah, to chyba jakiś znak... - ucieszył się policjant.

- Wybacz... - powiedziała, puszczając broń. Odgarnęła swoją kurtkę na bok i wyjęła z tyłu, zza pasa nóż po czym szybko się zamachnęła. – Mój błąd. – dodała w chwili, gdy dźgnęła ostrzem zaskoczonego mężczyznę.

Jeden cios nie wystarczył by glina padł trupem, mulatka musiała zadać jeszcze jeden cios w kolejne części ciała, a potem kolejny, kolejny i jeszcze kolejny chcąc dobić grubszego mężczyznę. Straciła kontrolę, zaczęła go dźgać i dźgać do czasu, gdy nie zobaczyła jak wielkie strumienie krwi zakrywają całe ciało już teraz martwego policjanta. Dopiero wtedy kobieta odgarnęła kosmyk swych włosów i westchnęła.

Mulatka zerknęła na pączka po czym pokręciła głową.

- Zbyt dużo kalorii. – rzuciła przysmak na martwe ciało grubszego policjanta.

Narin otarła nóż, po czym schowała go zza pas i po dłuższej chwili udała się do biura szefowej. Wiedziała, że pewnie niedługo zjawią się posiłki policjantów więc musiała działać szybciej. Vazquez wzięła do rąk odpowiednie dokumenty, pozostawiając na nich ślady świeżej krwi i odnalazła informacje, których potrzebowała. Znalazła wszystkie dane Thiago oraz adres jego zamieszkania.

Sekundę później usłyszała czyjeś kroki więc ponownie chwyciła za nóż, będąc gotową nim rzucić w nową ofiarę. Mulatka jednak zaprzestała tego czynu w chwili, gdy zobaczyła kto do niej przybiegł.

- Chinita... - powiedział zadyszany Mauricio i w szoku spoglądał na sterty ciał martwych mundurowych, a potem spojrzał na pokrytą we krwi ukochaną. Miała poplamione ubrania, buty, włosy i twarz, na której smugi krwi roztarły się po całej jej twarzy, a rozmazana krew od dolnej części jej oczu aż po brodę, wyglądała jak zakrwawione łzy. – Miałaś najpierw ze mną porozmawiać, a nie działać na własną rękę. – powiedział łagodnym głosem i podszedł do przeglądającej dokumenty mulatki.

- Tak uroczo spałeś, że nie miałam serca by cię budzić. – odparła, sprawdzając kolejne papiery.

- Nie żartuj. – pokręcił głową.

- Nie żartuję. – powiedziała szczerze i zerknęła na niego. – Poza tym... - rozejrzała się po trupach. – Już skończyłam.

- Właśnie widzę. – westchnął.

- Nie chciałam cię w to wplątywać.

- Narin...

- To ja jestem tu potworem, pachuco. Nie ty. – przerwała mu i ponownie spojrzała mu w oczy. – I niech lepiej tak zostanie.

- A ja kim tu jestem? – założył ręce na biodra.

- Jesteś tym dobrym. – odparła ponownie spoglądając w papiery.

- Mówiłem ci, że...

- Jesteś moim bezpiecznym miejscem, Mauricio. – ponownie mu przerwała i spojrzała uważnie w oczy. – I nie chcę popsuć tego miejsca, rozumiesz? – powiedziała, a ich tęczówki wpatrywały się w siebie jeszcze przez dłuższą chwilę. – Jadę do Pérez'a, pojedziesz ze mną?

Brunet przez krótką chwilę milczał po czym ciężko westchnął.

- Oczywiście, że pojadę, chinita. Gdzie ty, tam i ja. – przeczesał ręka włosy. – Chodźmy zanim zjawi się więcej glin. – wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top