*+。 CHAPTER 2。+*

Mauricio Serrano, młodzieniec, który był zaledwie o rok starszy od Narin. Miał dość zadziorny charakter. Chłopak miał brązowe włosy, sięgające za uszy, do ich dolnej części. Jako, że znajdowali się w Meksyku, podobnie jak i wiele osób stamtąd, miał ładnie opaloną cerę. Był chudy lecz umięśniony. Miał około metr osiemdziesiąt wzrostu i posiadał tatuaże zakrywające jego całe ramiona. Serrano znał pracę Narin i często jej pomagał, zwłaszcza z bronią, którą handlował. Mężczyzna czasami legalnie, a czasami nie do końca legalnie, sprzedawał różnego rodzaju bronie. Handlował nie tylko z zabójcami lecz także z gangsterami czy zwykłymi ludźmi, którzy szukali odpowiedniego narzędzia do ochrony własnej. Posiadał swój sklep jak i również sam tworzył nowe sprzęty.

W ostatnim czasie zniknął na kilka miesięcy, a jego długa nieobecność, po raz pierwszy, od sporego czasu sprawiła, że Narin zaczęła się o kogoś martwić, mianowicie, właśnie o niego. O Mauricio.

Zabójczyni wyszła z willi jej opiekuna i wraz z Itzel u jej boku, prędko udała się na dziedziniec, gdzie czekał na nich wspomniany handlarz. Po kilku minutach kobiety dotarły na miejsce.

Mężczyzna stał, oparty prawą ręką o swój motor i prowadził pogawędkę z Candelą, która stała naprzeciwko niego. Chłopak rzucał swoje teksty na podryw, w które głupiutka Castro z łatwością wierzyła. Brunet uwielbiał się droczyć lecz wiedział, że Narin, zna go na tyle dobrze, że nie uwierzy w jego proste słowa.

Serrano słysząc zbliżające się kroki, przerwał rozmowę i spojrzał z uśmiechem w stronę zbliżających się kobiet. W ciągu jednej sekundy, jego wzrok zatrzymał się na pannie Vazquez, przez co chłopak jeszcze chętniej ukazał swoje bialutkie ząbki.

Narin widząc go całego i zdrowego poczuła wielką ulgę oraz jednocześnie dziwne ciepło na sercu. Nie widziała go od długiego czasu i obawiała się najgorszego lecz ostatecznie chłopakowi nic się nie stało. Kobieta na samym początku miała ochotę solidnie go uderzyć w tą przystojną buźkę za to, że jako jedyny od tylu lat sprawił, że zaczęła się o kogoś martwić. Później jednak w jej głowie zjawiła się chęć przytulenia go i ukazania tego jak się cieszy, że mężczyzna wrócił. Że wrócił żywy. Vazquez szybko jednak odgoniła tą drugą myśl, musiała zachować się na tyle odpowiednio, jak przystało na tę sytuację. Chodź z drugiej strony, nic też nie wskazywało, że nie mogłaby skorzystać z pierwszej opcji, która z każdą, kolejną chwilą, stawała się coraz to bardziej kusząca.

Kobiety stały już obok gościa, który wciąż z uśmiechem spoglądał na zabójczynie.

W chwili, gdy Mauricio chciał coś powiedzieć, Narin postanowiła skorzystać z pierwszej opcji i po chwili uderzyła mężczyznę solidnie z pięści w twarz. Chłopak aż odchylił głowę na bok, po czym zaśmiał się cicho i pomasował bolące miejsce.

- Też się cieszę, że cię widzę, chinita. – powiedział brunet ponownie na nią spoglądając.

Czarnowłosa fuknęła i założyła ręce na piersi.

- Co tak długo? – spytała marszcząc brwi.

Serrano wzruszył ramionami i ciężko westchnął.

- Zlecenie długo terminowe. – powiedział patrząc mulatce w oczy. – Ale cieszę się, że już wróciłem. – ponownie wyszczerzył do niej swoje białe ząbki.

Narin nic nie odpowiedziała tylko pokręciła głową z niedowierzania.

- Więc przyjechałeś tu, bo masz coś dla nas, czyż nie? – wtrąciła Itzel czym przykuła jego uwagę. Chłopak od razu spoważniał i wyciągnął swoją dużą, czarną torbę, z której zaczął wyjmować kolejno pistolety, karabiny i noże.

Ta dwójka nie zbyt za sobą przepadała. Itzel tolerowała go jakkolwiek tylko ze względu na to, że Mauricio zna się z Narin od długiego czasu. A skoro jej droga reinita go ceni, to ona starła się szanować go choć w jak najmniejszym stopniu. Jednak nawet mimo tego, Martinez nie ufała handlarzowi. Uważała, że jest to typ człowieka, który z wielką chęcią sprzedałby kogoś, za odpowiednią sumkę pieniędzy. Czarnoskóra kobieta wiele razu mówiła przyjaciółce o swoich podejrzeniach. Czuła, że ten mężczyzna stanowi zagrożenie dla Narin, a nie mogła pozwolić by coś jej się stało.

- Kilka świeżych cudeniek. – mówił Serrano. – Bierzcie, póki gorące.

W momencie, gdy Candela wraz z Itzel na poboczu zaczęły przeglądać nowe sprzęty, Vazquez podeszła do handlarza i spojrzała na niego znacząco.

- Dlaczego tak naprawdę zniknąłeś na tak długo? – spytała wiedząc, że ten coś ukrywał.

Brunet słysząc jej słowa, ukrył już swój uśmiech i ciężko westchnął.

- Czy naprawdę musi być ku temu jakiś większy powód? – odpowiedział pytaniem na pytanie, przekręcając się przy tym na bok, by móc dokładnie spojrzeć jej w oczy. – Wróciłem już przecież, nie?

- Coś ukrywasz. – upierała się kobieta. – Nie zniknąłbyś na tyle czasu, gdyby coś się nie wydarzyło.

Mężczyzna przez długą chwilę milczał, uważnie przyglądając się przy tym czekającej na jego odpowiedź Narin. Chwilę później brunet zerknął na przeglądające broń kobiety, a potem ponownie przeniósł swój wzrok na mulatkę.

- Dużo by opowiadać.

- Nie powiesz mi?

Mauricio zerknął na nią.

- A chcesz? – uniósł brwi.

- Przestaniesz odpowiadać na moje pytania, swoimi pytaniami? – szturchnęła go.

- A ty odpowiesz mi w końcu szczerze? – odparł tym samym na co czarnowłosa pokręciła tylko głową.

- Hermana, spójrz tylko! – odezwał się głos młodej Castro. – Nie dość, że jest to świeżutki towar, to jeszcze twój ulubiony. – podała Narin pistolet, z którego ta najczęściej korzystała. – Do tego twa kolory!

Był to pistolet HK P30L posiadający magazynek pudełkowy, dwurzędowy. Posiadał piętnaście nabojów, muszkę i szczerbinkę, narzędzie do strzelania w ciemności. Jeden z tych pistoletów był w odcieniach czerni, a drugi natomiast był posrebrzany.

- A tak, o tych zawsze pamiętam. – handlarz skinął głową. – W końcu to twój ulubiony towar. – spojrzał znacząco na Narin, która teraz uważnie oglądała wspomniane pistolety. – Dla ciebie też coś mam, złotko. – podał Candeli odpowiednio zapakowany nóż myśliwski.

Vazquez dokładnie obejrzała przyniesione bronie i przestała już słuchać podrywów skierowanych do szarowłosej kobiety. Zabójczyni wiedziała, że Mauricio sobie tylko kpi.

- Buźkę może masz i ładną, ale usta paplą same brudy. – wtrąciła mulatka spoglądając na rozmawiających ludzi. - Nie wierz w jego zaloty. – zerknęła na Castro. - Z tym nigdy nie można mu ufać.

Serrano zaśmiał się cicho.

- Za to z wszystkim innym można mi ufać, nie powiesz mi, że nie. – powiedział brunet i z rozbawieniem spojrzał na towarzyszkę.

- Tch. – prychnęła czarnowłosa. – Z tym niestety masz rację. – wzięła przyszykowaną broń i spojrzała na niego wyczekująco. – Podaj cenę.

Po zapłacie i zebraniu odpowiednich rzeczy Itzel ruszyła wraz z młodszą towarzyszką w stronę willi, podczas, gdy Narin żegnała handlarza.

- Na następny raz, przywieź też jakiś karabin snajperski. Z tego co widziałam w dokumentach, może się przydać przy kolejnym zleceniu.

- Tak jest, señora. – odparł chichocząc.

- Mówię poważnie. – spojrzała na niego z poirytowaniem.

- Wiem. – mówił wciąż się uśmiechając, na co ona tylko wywróciła oczami. – Idę. Cześć. - machnęła i ruszyła w swoją stronę lecz zatrzymała się ponownie, gdy ten ją zawołał.

- Narin? – odezwał się ciepłym głosem.

Mulatka spojrzała na niego przez ramię.

- Ale wiesz, że moje serce zawsze będzie należało do ciebie. – mówił z szerokim uśmiechem na co Vazguez tylko prychnęła.

- Musisz się bardziej postarać, pachuco. – odparła. – Ciężko jest uwierzyć w twoje słowa. – weszła z powrotem do willi pozostawiając śmiejącego się handlarza samemu sobie. Mężczyzna zebrał resztę swoich rzeczy po czym odjechał na motorze w swoją stronę.

Przechodząc przez korytarze wielkiego domu, Narin napotkała Itzel.

- Czekasz na mnie? – zdziwiła się mulatka.

- Tak. – czarnoskóra podeszła do niej i spojrzała jej w oczy.

- Co? – spytała od razu, widząc jej minę. – Chodzi o Mauricio?

- Nie lubię go. – Martinez powiedziała od razu.

- Wiem o tym.

- Dlaczego mu ufasz? Jak dla mnie jest dość podejrzany! Powinnaś bardziej na niego uważać.

- Itzel... - Narin spojrzała na nią po czym westchnęła. – Dlaczego nie możesz odpuścić?

- A dlaczego ty nie chcesz mi uwierzyć? – podeszła jeszcze bliżej niej, ich twarze dzieliły centymetry. – Zależy mi na tobie i ty dobrze o tym wiesz. Więc proszę cię, przez wzgląd chociażby na naszą przyjaźń i to... - zawahała się. – I to, co do ciebie czuję... - spojrzała ciemnowłosej w oczy. – I chociażby przez wzgląd na twój szacunek do mnie. – mówiła dalej. – Weź go na dystans. On coś knuje, czuję to.

Vazquez uważnie wysłuchała jej słów. Kobieta wiedziała o uczuciach jakimi darzyła ją Itzel. Zdawała sobie z tego sprawę i zawsze o tym pamiętała. Uczucia Martinez to też kolejny powód dla którego Narin jest tak ważna dla czarnoskórej zabójczyni. Znały się zaledwie od półtora roku czasu, Itzel nigdy nie opuszczała jej boku i zawsze była w potrzebie. Kobieta była w stanie się nawet dla niej poświęcić, jeśli to miałoby tylko uratować życie Narin... Kobiety, którą Itzel szczerze kochała.

Narin nie była co prawda pierwszą miłością Martinez. Kiedyś młoda kobieta pokochała kogoś podobnego i zapłaciła za to wysoką cenę. Sądziła, że się po tym nie podniesie oraz, że nie czeka ją nic poza śmiercią w samotności. Ani, że kiedykolwiek nie zdoła pokochać kogoś jeszcze.

Narin to wszystko zmieniła. Dla Itzel, była jak światło w ciemności. Ostatnim ratunkiem, którego tak bardzo się trzymała. Myślała, że po tym co przeszła nie będzie chciała już pozostać przy życiu lecz w dniu, gdy poznała Vazquez zobaczyła, że jest dla niej nadzieja. Że wciąż może coś znaczyć w życiu, a nawet dokonać czegoś niezwykłego. Narin wskazała jej drogę i pokazała jak stanąć na nogi, mimo, że na początku tego nie chciała.

Vazquez bywała dość zimną i srogą nauczycielką lecz w chwilach treningu, trafiały się momenty, w których sama Narin pokazywała coś więcej, niż samą siłę.

- Ja też kiedyś byłam na twoim miejscu... - przypomniała sobie jedną z rozmów podczas ćwiczeń. – Nie chciałam już dalej żyć i jedyne na co czekałam, to śmierć.

- Więc dlaczego zmieniłaś zdanie? – pytała we wspomnieniu Itzel.

- Bo, gdybym tego nie zrobiła, jego śmierć poszłaby na marne. – odparła wtedy Narin. – A na to nie mogłabym pozwolić. Więc, Itzel... Jeśli naprawdę szczerze ją kochałaś... Walcz.

Tamte czasy były dla Martinez niezwykle mroczne i ciężkie. Kobieta wierzyła, że zdołała z tego wszystkiego wyjść, tylko dzięki Narin.

- Ja po prostu... - mówiła czarnoskóra po czym spuściła głowę, a chwilę później ponownie spojrzała w oczy ukochanej zabójczyni. – Nie chcę stracić nikogo więcej... - szepnęła czując, że w jej oczach zjawiły się łzy. – Jeśli miałabym stracić też ciebie, Narin... Nie dałabym rady.

Vazquez otarła dłonią jej łzy z policzków po czym opuściła rękę i spojrzała na towarzyszkę.

- Dałabyś radę nawet gdyby nie byłoby mnie przy tobie. – powiedziała mulatka. – Znalazłaś tę siłę by to przetrwać i to nie dzięki mnie. Ta siła po prostu była w tobie, a ty pozwoliłaś jej wyjść z ciemności.

- Nie, to wszystko dzięki tobie. – przerwała jej Itzel. - Gdyby nie ty, byłabym nikim. – mówiła szczerze.

- Byłaś już kimś zanim mnie poznałaś. – odparła Narin. – Ja nic nie zrobiłam, pomogłam ci tylko wstać, nic więcej.

- Nie mów tak... - Martinez starała się ponownie zapanować nad emocjami.

- Panuj nad tymi uczuciami, Itzel. – powiedziała chłodno zabójczyni. – Nie mogą przeszkadzać. – wyminęła ją.

- Zapanuję, tylko obiecaj mi... - złapała ją za rękę więc mulatka się zatrzymała lecz nie spojrzała na nią ponownie. – Wiesz, że... - otarła twarz i wzięła głęboki oddech. – Znasz moje uczucia. – powiedziała patrząc na stojącą przed nią Narin. – Więc jeśli nie dla siebie, to chociaż dla mnie... Proszę cię, uważaj na siebie.

Vazquez przez dłuższą chwilę milczała. Kobieta po chwili jednak uwolniła się z uścisku towarzyszki i ciężko westchnęła.

- Nie żyje dla nikogo, Itzel. – oznajmiła czarnowłosa. – Będę żyć tak długo, ile będzie mi to dane. To normalny cykl życia. – zerknęła na Martinez przez ramię po czym ponownie westchnęła. – Lepiej dla ciebie będzie jak odrzucisz te uczucia, wiele razy już ci to mówiłam... To... to tylko przeszkadza, nic więcej. Nie czuj, zamknij serce. – spojrzała przed siebie. – I przestań się o mnie martwić. – dodała i ruszyła w stronę swojego pokoju.

---------------------------------------------------------------------------

*chinita - dziewczyna z kręconymi włosami

*pachuco – mąciwoda, rozrabiaka

A wy jak myślicie tak na wstępie? Mauricio to dobra osoba, czy jednak zła?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top