*+。 CHAPTER 16。+*
Młodzi po ciężkim dniu wreszcie dotarli do willi Bernardo. Oboje byli bardzo zmęczeni, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Narin wciąż nie opatrzyła swoich ran, dlatego postanowiła się tym teraz zająć.
- Niedługo wrócę. – zerknęła na bruneta stojącego obok niej. – Idź do pokoju i nie opuszczaj tej willi. Zgoda? – spytała na co chłopak skinął głową.
- Może ci pomogę? – pytał z troską lecz mulatka pokręciła przecząco głową.
- Potrzebuję chwili dla siebie, Bill. Niedługo wrócę, a ty tu zostań. – po tych słowach zostawiła go samego.
Brunet ciężko westchnął po czym chciał już iść do swojego pokoju, który przydzielił mu jego wuj, gdy nagle ktoś go zawołał. To była Candela, która z radosnym uśmiechem na twarzy podbiegła do niego i złapała pod rękę.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. – powiedziała spoglądając na niego. – Głodny? Ja umieram z głodu! – zawołała śmiejąc się przy tym. – Chodźmy coś zjeść. – pociągnęła go za sobą.
- Ale Narin...
- Co Narin? – zdziwiła się. – Oh, daj spokój. Będziesz ze mną! – wołała radośnie, szturchając go przy tym. – Ze mną też będziesz bezpieczny. A teraz chodźmy! – pociągnęła go w stronę wyjścia z willi, zanim ten zdołał cokolwiek jeszcze powiedzieć.
Nie bardzo podobał mu się ten pomysł. Wiedział, że w domu Bernardo są bezpieczni. Jest tam pełno ochroniarzy i oczywiście jest tam również Narin, która miała za zadanie go chronić. Mówiąc szczerze, Billy właśnie przy niej czuł się najbezpieczniej. Chłopak przywykł już do jej nawyków, sposobu mówienia i chłodnych odzywek. Nie przeszkadzało mu to, ani nawet już nie raniło, bo wiedział, że za tą zimną stroną, kryje się naprawdę ciepła i kochająca osoba, która przez swoją przeszłość, postanowiła skryć się za maską bezuczuciowej zabójczyni. Morales zaczął coraz bardziej ją rozumieć i polubił ją, nawet bardzo. Ufał jej i wiedział, że jest z nią bezpieczny, ale teraz... Nie był z Narin lecz z Candelą. Sama ta myśl sprawiała, że czuł wielki niepokój.
Brunet po raz ostatni spojrzał na willę po czym wsiadł z szarowłosą kobietą do jej samochodu i odjechał do restauracji, o której wspominała Castro.
♦•♦•♦
W tym samym czasie Vazquez zdążyła się szybko umyć, opatrzyć rany i przebrać. Kobieta ruszyła w stronę skromnego baru, który również znajdował się w posiadłości jej opiekuna. Na miejscu, przy jednym ze stolików dostrzegła pogrążoną w głębokim zamyśleniu Itzel. Kobiety nie rozmawiały ze sobą od tamtej sytuacji.
Mulatka ciężko westchnęła po czym podeszła do przyjaciółki i usiadła naprzeciwko niej. Martinez zdziwiła się na jej widok.
- Teraz w ogóle nie będziesz się do mnie odzywać? – spytała Vazquez zakładając przy tym ręce na piersi.
Czarnoskóra wzruszyła tylko ramionami i skierowała swój wzrok na okno, przy którym siedziały.
- Itzel...
- Nie chodzi o ciebie. – wtrąciła druga zabójczyni po czym ponownie spojrzała na towarzyszkę. – Między nami wszystko gra. – uśmiechnęła się szczerze do Narin. – Po prostu... Zamyśliłam się nad czymś innym.
- Coś się stało? – mulatka poprawiła się wygodniej na krześle lecz mimo wszystko nie otrzymała odpowiedzi.
Itzel ponownie odpłynęła gdzieś myślami i zabójczyni domyśliła się, że w tym stanie będzie ciężko z nią rozmawiać. Szczególnie o tym, co trapiło Martinez.
Vazquez ponownie westchnęła po czym spojrzała na czarnoskórą kobietę.
- Wysadzili mój samochód. – powiedziała wiedząc, że tym od razu zwróci na siebie uwagę.
Itzel spojrzała na nią w wielki szoku.
- Nie. – mówiła zaskoczona.
- Tak. – odparła jej załamana Narin. – Wysadzili mojego zajebistego Dodge Magnum. – pokręciła głową z niedowierzania. – Ale gdy składałam kilka minut temu długi i wyczerpujący raport dla Berni'ego, wspomniałam też o moim samochodzie.
- Kupi ci drugi? – uśmiechnęła się Martinez.
- Chciałam sama go kupić, ale Berni powiedział, że skoro tamten był prezentem od niego, to drugi również dostanę od niego. – odparła robiąc z ust prostą linię, po czym wzięła szklankę towarzyszki i napiła się alkoholu, który tam się znajdował.
- Bernardo zawsze o ciebie dba jak o córkę. – mówiła zadowolona Itzel. – To takie kochane z jego strony.
- Ta, z tym, że dla mnie to jest wciąż nowość. – pokręciła głową i kontynuowała picie trunku przyjaciółki. – Sporo się działo, ale myślę, że teraz powinno być chwilę spokoju. Bill jest w pokoju, a ja...
- Billy jest z Candelą. – wtrąciła Itzel na co Narin odruchowo zbyt mocno uderzyła szklanką o blat stołu i potłukła ją ze złości.
- Że co? – jej ton się znacznie zaostrzył.
- Candela jechała na lunch i wzięła go ze sobą. Nawet widziałam jak odjeżdżają... - urwała w chwili, gdy zobaczyła, że jej przyjaciółka szybko zrywa się na nogi i wybiega z baru. Itzel nie bardzo wiedząc o co chodzi, pobiegła zaraz za nią.
- Wiesz dokąd pojechała? – pytała mulatka podchodząc do samochodu jej towarzyszki.
- Tam gdzie zwykle. – odparła zdezorientowana.
- Daj mi kluczki. – Narin wyciągnęła do niej rękę po wspomnianą rzecz. – Itzel?
- Nie ma mowy. – odparła czarnoskóra, co zdziwiło czarnowłosą. – Jadę z tobą. – dodała z uśmiechem i wsiadła za kierownicę.
Vazquez mimowolnie się uśmiechnęła po czym podbiegła z drugiej strony samochodu, do miejsca pasażera i wsiadła do środka. Sekundę później były już w drodze, a Narin opowiedziała przyjaciółce co się działo w ostatnich dniach.
- Myślisz, że zaatakują go na otwartej przestrzeni? – zerknęła na pogrążoną w zamyśleniu mulatkę.
- Na pewno. – odparła od razu. – Candela naprawdę nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. – pokręciła głową. – Masz tu drugą broń? Mi się kończy amunicja.
- W schowku. – odpowiedziała czarnoskóra, uważnie spoglądając na jezdnię. Jechała bardzo szybko, by zdążyć zapobiec najgorszej możliwości.
- Muszę odebrać od Mauricio broń. – westchnęła Narin, biorąc przy tym w dłonie broń jej przyjaciółki.
- Wyjechał. – powiedziała Itzel dość chłodnym tonem. Naprawdę nie lubiła o nim rozmawiać. – Nie powiedział ci?
- Powiedział. – odparła od razu kobieta, a jej słowa jednocześnie wkurzyły i nieco zabolały czarnoskórą zabójczynię. – Napisał do mnie, gdy byłam poza miastem.
- Więc wiesz dlaczego wyjechał? – pytał z niesmakiem.
- Wiem. – odparła po czym zerknęła na towarzyszkę, a gdy zobaczyła jej minę, od razu westchnęła. – Itzel...
- Oh, jesteśmy! – zawołała Martinez, hamując z piskiem opon przed odpowiednią restauracją i tym samym kończąc ich rozmowę.
Narin wybiegła z samochodu i szybko wbiegła do środka pubu, w którym już działo się wielkie zamieszanie. Okazało się, że doszło do strzelaniny. Wiele przypadkowych osób zostało rannych i zabitych, a gangsterzy zbiegli z miejsca wydarzenia, od razu, gdy tylko dostali to, po co tam przyszli. Po Billy'ego.
Vazquez zobaczyła Candelę, podbiegła do niej i zauważyła, że jest ranna w ramię lecz nie zwróciła na to uwagi.
- H-hermana... - zapłakała szarowłosa i podeszła do niej lecz zamilkła w chwili, gdy Narin uderzyła ją mocno w twarz. Młodsza kobieta upadła i ze strachem w oczach spojrzała na zabójczynię. – N-narin...?
- Czyś ty do reszty postradała rozum?! – krzyknęła wkurzona mulatka. – Gdzie jest Bill?!
- N-narin..ja...
- Gdzie on jest?! – przerwała jej po czym uklękła obok i szarpnęła nią. – No gdzie?!
- Hej, puść ją! – wtrącił blondyn i solidnie złapał Narin za ramię.
- Łapy precz! – prychnęła zabójczyni i spojrzała mu wrogo w oczy. Przez chwilę odniosła wrażenie jakby go znała, lecz była tak bardzo zdenerwowana, że zignorowała to przeczucie.
- Powiedziała żebyś ją puścił. – wtrąciła Itzel i przeładowała broń.
Mulatka nie zwróciła na to uwagi, tylko od razu wykręciła blondynowi rękę, powaliła go na blat drewnianego stołu i przystawiła mu pistolet do głowy, chcąc od razu pociągnąć za spust.
- Narin! Nie! – zawołała Candela i chwiejnie wstała na nogi lecz tamta jej nie słuchała. – Proszę nie! – podbiegła do niej. – To mój chłopak! – krzyknęła zrozpaczona wiedząc jak może zareagować jej kochana hermana. Mimo wszystko postanowiła zaryzykować, bo bardzo zależało jej na tym mężczyźnie, mimo, że on, nie bardzo odwzajemniał jej uczucia.
Narin poczuła jak złość się tylko w niej wzbiera. Mulatka zamknęła oczy i powoli wypuściła powietrze chcąc chociaż trochę się uspokoić, w czasie, gdy Itzel niepewnie zerkała to na nią, to na Candelę i jej chłopaka.
- Proszę... - płakała szarowłosa. – H-hermana.. proszę...
- Że kim on jest?! – warknęła Narin i spojrzała wrogo na zapłakaną kobietę. – Twój chłopak, huh? – prychnęła, kręcąc głową z niedowierzania. – Twój chłopak... - ponownie na nią spojrzała. – Cóż, więc chyba nie mam wyjścia... - ponownie przystawiła broń do głowy Thiago lecz Castro złapała ją za rękę, padła przed nią na kolana i zaczęła błagać by Narin oszczędziła jej ukochanego.
- Proszę, błagam! – wołała. – To moja wina, że zabrali Billy'ego, nie jego! On chciał mnie tylko chronić, hermana... Proszę...
- Zamknij się. – przerwała jej Vazquez po czym powoli odsunęła broń od blondyna, którego później Candela mocno przytuliła. – Zabrali Bill'a więc teraz nie powiem tego, co mam w głowie, ale... - urwała widząc spojrzenie Itzel. – Mam wrażenie, że tylko ja o tym nie wiedziałam. – powiedziała na co czarnoskóra poczuła gęsią skórkę. – Widzę, że mam rację. – skinęła głową po czym bez słowa wyszła z lokalu.
- Narin! – Itzel wybiegła zaraz za ukochaną. – Narin, proszę! – złapała ją za rękę. – Nie powiedziałam ci o tym, bo uwierzyłam Candeli na słowo, że sama ci o tym powie osobiście. Przepraszam, naprawdę... - mówiła szybko lecz mulatka nic nie odpowiedziała, nawet nie słuchała jej słów tylko, wybrała odpowiedni numer w telefonie i od razu zaczęła dzwonić.
- Mauricio, to ja. – powiedziała od razu, gdy ten tylko odebrał. – Wiem, że nie ma cię na miejscu, ale... Jest sprawa. – oddaliła się od załamanej Itzel bez słowa. – Potrzebuję broni. – skinęła głową, idąc dalej drogą. – Dużo broni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top