*+。 CHAPTER 13。+*

Zabójczyni wracała obecnie do swojego miasta, do Coyoacán. Gdy wysiedli z samolotu, dalszą drogę musieli przebrnąć samochodem, z Narin za kierownicą.

Panowała między nimi cisza, przerywana jedynie przez muzykę z radia oraz szumy wiatru dochodzącego zza opuszczonych szyb samochodu Vazquez.

Narin posiadała czerwony samochód Dodge Magnum 1981.

Magnum miał przyciemnione wykończenie zewnętrzne, chłodnicę oleju silnikowego Mopar, 300-konny silnik V8 o pojemności 360 cali sześciennych (5,9 l) w połączeniu z 4 -biegowa manualna skrzynia biegów, wytrzymałe sprężyny, amortyzatory i stabilizatory oraz tylna oś Dana 44 z ograniczonym poślizgiem. Była to bardziej sportowa wersja. Samochód miał kanciastą sylwetkę z masywną atrapą chłodnicy, a także prostokątny kształt lamp.

Sam Billy był bardzo zdziwiony faktem, że jego towarzyszka posiadała taki samochód. Mężczyzna nie spodziewał się, że mulatka gustuje w takich modelach.

- No co? – spytała nie mogąc dłużej znieść jego spojrzenia.

- Nic. – odparł od razu. – Piękny jest ten twój samochód.

- Oh, serio? – prychnęła i zerknęła na niego. – Jesteś aż tak zdziwiony, że mam takie cudeńko?

- W sumie to tak. – przyznał. – Szczerze nie spodziewałem się, że ktoś taki jak ty... Znaczy...

- Że kobieta może mieć tak wóz? – zgadła po czym ciężko westchnęła. – Typowe, faceci na starcie oceniają każdą kobietę w ten sposób. Wiesz, nie każda z nas musi być kruchą dziewczynką, ubierającą się na różowo i czekającą na swojego księcia z bajki. – mówiła nieco bardziej wkurzona. – Nie każda musi być szczupła, bo ludzie mówią, że tak to wypada. Nic z tych rzeczy. Każda babka, to dobra babka, nie ważne czy jest gruba, chuda czy jakaś mieszana. Kobiety są silne, nawet silniejsze od facetów. Różowy kolor jest jak każdy inny, niektóre go lubią, niektóre nie, a niektóre boją się przyznać do którejkolwiek z tych opcji. A książę z bajki to już totalny banał. – pokręciła głową. – Nie potrzeba księcia by być szczęśliwym. Można sobie radzić samemu.

- A ty?

- Co ja? – zerknęła na niego.

- Jesteś szczęśliwa, Narin? – spytał.

Vazguez na chwilę zamilkła i wahała się z odpowiedzią. Po chwili pogłośniła tylko muzykę, oparła łokieć o drzwi samochodu i dalej skupiała się na jeździe.

- Za dużo gadasz. – prychnęła po dłuższej chwili.

♦•♦•♦

Ich podróż trwała już kilka długich godzin. Morales stwierdził, że jest głodny więc czarnowłosa postanowiła zatrzymać się w najbliższej restauracji. Kobieta znała ją, bywała w niej nie raz. Było tam przyjemnie i tanio.

Pobliski bar znajdował się za stacją paliw. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdywała się kasa, przy której ludzie płacili rachunki za posiłki, lub dopiero zamawiali swoje zamówienia. Naprzeciwko kasy, po lewej stronie, przy oknach, były porozstawiane trzy stoły, a obok nich stały nieduże kanapy, każda po dwa miejsca. Po prawej stronie od wejścia, znajdywało się znacznie więcej miejsca i tam było porozstawiane więcej stolików, z znacznie większą ilością krzeseł, i kanap, w kątach lokalu. Podłoga wyłożona była białymi płytkami, a na ścianach widniały kolorowe tapety, które były czerwone, do połowy długości ściany, natomiast pozostała część, była biała.

Narin poprowadziła towarzysza do wolnych miejsc. Podczas, gdy Billy zaczął przeglądać menu, Vazquez uważnie rozglądała się po pomieszczeniu.

- Nie będziesz zamawiać nic do jedzenia? – Morales wyrwał ją z zamyślenia.

- Hm? Aa, nie. – odpowiedziała po czym oparła brodę na ręce. – Nie jestem głodna.

- Od wczorajszego wieczora nic nie jadałaś. – zauważył brunet.

- To co? – wzruszyła ramionami. – Nie jestem głodna. – powiedziała znacznie srodzej.

- Niech ci będzie. – westchnął i zamówił posiłek dla siebie.

Po kilku minutach Billy skupił się na jedzeniu swojego burgera, w czasie, gdy Narin popijała kawę i dała znać swojemu opiekunowi, że jest cała i zdrowa. Denerwował ją fakt, że musiała informować Bernardo o takich drobnostkach. Wiedziała, że się martwił, ale nie znosiła jego nadopiekuńczości. Nie przywykła do tego, od najmłodszych lat, mało kto się o nią martwił. Dopiero z czasem się to zmieniło lecz Vazquez wciąż czuła się nieswojo z tą świadomością. Wszystkie te dobre uczucia, były dla niej nowością. Co prawda nie przepadała za nimi, ale tolerowała je jak najbardziej potrafiła.

- Dostaniesz czkawki. – powiedziała spoglądając z rezygnacją na siedzącego, naprzeciwko niej chłopaka.

- Dlaczego? – zerknął na nią pytając z pełną buzią jedzenia.

- Bo jesz za szybko, stupido. – pokręciła głową lecz nie ukrywała uśmiechu.

- Nah... - machnął ręką i kontynuował zajadanie swojego burgera. - A tak w ogóle... - ponownie na nią spojrzał. – Dlaczego z taką powagą spoglądasz na tych ludzi wokół?

- Przeczucie. – odparła przenosząc wzrok z klientów na Billy'ego.

- Jakie przeczucie? – zmarszczył brwi.

- Że dostaniesz czkawki. – uśmiechnęła się do niego, a brunet słysząc jej słowa wywrócił oczami i dokończył swój posiłek, który potem popił colą.

– Jak powiedzieć po hiszpańsku, że tamta dziewczynka jest urocza? – spytał nagle wskazując na rodzica z małym dzieckiem na kolanach, siedzącym nieopodal nich.

Zabójczyni zerknęła na nich po czym powiedziała:

- Parece un cerdito pequeño pero lindo.(Wygląda jak mała, ale urocza świnka.) – odparła z zadziornym uśmieszkiem.

Billy powoli powtórzył jej słowa, a matka dziecka słysząc to tylko prychnęła, wzięła swoją córkę na ręce, podeszła do nich i zaczęła coś mówić po hiszpańsku po czym zamachnęła się z zamiarem uderzenia chłopaka w twarz. Narin jednak zablokowała cios kobiety, łapiąc ją przy tym za rękę. Matka spojrzała wrogo na zabójczynie.

- No lo aconsejo, señorita.(Nie radzę.)- powiedziała srogo mulatka, a matka widząc jej wrogie spojrzenie od razu się wycofała i wyszła wraz ze swoim dzieckiem z lokalu.

- Rany... - odezwał się Morales. – Co ja powiedziałem?

- Że jej córka wygląda jak mała, ale urocza świnka. – powiedziała dumnie kobieta na co chłopak wytrzeszczył oczy.

- Źle powtórzyłem?! – zawołał załamany.

- Nie. – odparła od razu. – Powtórzyłeś wszystko dokładnie tak jak powiedziałam. – zaśmiała się.

- Narin... - pokręcił głową. – A co później do nas mówiła? – spytał po chwili.

- Wiele brzydkich słów, nie dla twojej ładnej buźki. – opowiedziała na co Billy tylko westchnął i odwrócił głowę w bok, czując, że się zaczyna trochę rumienić.

Narin przez chwilę mu się przyglądała w zastanowieniu po czym wzięła łyk swojej kawy, oparła łokcie na blacie stolika i spojrzała na chłopaka.

- Tak w ogóle... - zaczęła mulatka. – W jakiej sprawie masz zeznawać w sądzie? – spytała, uważnie w tym samym czasie przyglądając się otoczeniu.

- Ah to... - dopił swoją colę po czym odczekał chwilę, poklepał się po klatce i spojrzał na towarzyszkę. – W czasie, gdy wracałem z...

- Do rzeczy, Bill. – przerwała mu i spojrzała na niego z zrezygnowaniem, po czym ponownie uważnie przyglądała się pozostałym ludziom.

- Zatrzymałem się na parkingu, na nockę. Byłem zmęczony jazdą ciężarówką z towarem więc zdrzemnąłem się w środku na kilka godzin. Obudził mnie hałas... - opowiadał. – Na tym samym parkingu zatrzymały się dwa samochody. Jeden z kierowców nagle wyszedł i zastrzelił drugiego, zabierając mu potem jakąś walizkę. Typek wsiadł do swojego auta i odjechał jak gdyby nigdy nic.

- Nie widział cię? – dziwiła się kobieta.

- Nie, bo spałem na siedzeniu ciężarówki i nie było mnie widać. Sądził, że jest sam i nie ma wokół świadków, a jednak oto jestem! – rozłożył ręce z uśmiechem lecz od razu spoważniał, gdy zobaczył wzrok Narin.

- Jak wyglądał? – pytała.

- Um, miał białe włosy, wygolone prawie całe na głowie. Wysoki i... Ah, tak! Miał wytatuowaną całą szyję i ręce w takie um... Wzory. – pokręcił głową. – Zupełnie jakbyś przeniosła różne symbole z jakiegoś totemu na jego ciało.

Vazquez skinęła głową.

- Wiesz, mogłabyś choć raz spojrzeć mi w oczy, podczas naszej rozmowy – westchnął.

- Spojrzałam. – odparła wciąż uważnie oglądając tłum.

- Chwila, czy ty...

Narin uśmiechnęła się do niego.

- Sprawdzałam reakcję tłumu. – powiedziała nieco ciszej. – Ściany mają uszy, skarbie. – skinęła głową. – Podczas twojej historii dwie osoby na nas spojrzały, a trzy z tamtej strony... - wskazała ukradkiem. – Podsłuchują wszystko o czym rozmawiamy.

- Jak to zauważyłaś? – dziwił się.

- Lata praktyki. Łatwizna. –odparła od razu. – Śledzą nas. – dodała po czym westchnęła. – Nie wstawaj. – zatrzymała go ruchem ręki. – Ja zapłacę, a ty ani drgnij. Potem szybko spieprzamy stąd do auta, rozumiesz? – pytała na co chłopak skinął głową. – Nie bój się, nie dopadną cię. Ja tu jestem. – mrugnęła do niego po czym zapłaciła za posiłek sklepowej, która do nich podeszła.

- Gracias, señorita! – ucieszyła się widząc spory napiwek.

Gdy wstali, te same osoby, o których mówiła Narin, uważnie na nich spojrzeli i widać szykowali się do pościgu, sięgając przy tym po ukryte pod kurtkami bronie.

- Spokojnie, Bill. – szepnęła do niego, wzięła go pod rękę i prowadziła tuż obok siebie, podczas, gdy w drugiej ręce, trzymała już w gotowości swoją broń. – Ta sklepowa była tak miła, że szkoda by było rozpętać tu piekło i przez przypadek ją zabić. – pokręciła głową i prędko wyszła z lokalu, a pozostała piątka mężczyzn zaraz za nimi. – Wsiadaj do samochodu. – podała brunetowi klucze po czym sama zatrzymała się i spojrzała na śledzących ich ludzi. – Szukacie kogoś? – uśmiechnęła się do nich.

- Habla español porque no te entiendo, perra.(Mów po hiszpańsku, bo cię nie rozumiem, s*ko.) - powiedział jeden z nich z wrogim uśmiechem na twarzy.

- Lo siento, señor. Esta perra te matará si das un paso más hacia adelante.(Wybacz, panie. Ta s*ka cię zabije, jeśli zrobisz jeszcze jeden krok do przodu.) - odparła tym samym Narin.

- Vamos a matarla. (Zabijmy ją.) – wtrącił drugi.

Sekundę po tych słowach, mężczyzna padł trupem. Mulatka zastrzeliła go bez wahania, a widząc zaskoczenie na twarzach jego towarzyszy, kobieta tylko się zaśmiała.

- Wybacz, nie zrozumiałam. Co tam mówiłeś, skarbie? – uśmiechnęła się.

- Zabijcie ją! – zawołał ich przywódca.

Dwójka mężczyzn podeszła do niej z nożami w rękach na co kobieta tylko wywróciła oczami i ciężko westchnęła. Narin mogła ich po prostu zastrzelić, tak jak ich wcześniejszego towarzysza, ale kobieta postanowiła się trochę rozruszać. Mulatka schowała broń z tyłu, za pasem swych spodni po czym machnęła zachęcająco ręką i mężczyźni zaatakowali.

Zanim jeden z nich zdołał w ogóle do niej podbiec, Vazquez zamachnęła się, kopnęła go mocno w brzuch, wykręciła szybko rękę, łamiąc przy tym jego kości i odbierając nóż, który potem wbiła mu w sam czubek głowy. Nie czekając ani chwili dłużej, zwróciła się do drugiego przeciwnika, który ją zaatakował. Czarnowłosa zrobiła unik w lewo, a potem w prawo, po czym złapała łysego przeciwnika za dłoń, uniosła szybko kolano i złamała mu kości w łokciu, które przez silny cios, przekręciły się na drugą stronę ręki, a sam mężczyzna wrzasnął z bólu. Narin nie zważając na jego jęki, wykręciła tę samą rękę łysego przeciwnika za jego plecy, po czym podcięła go, powaliła na ziemię i wbiła nóż w szyję.

Ich szef tylko kręcił głową z niedowierzaniem, że jego ludzie dali się tak łatwo pokonać.

W momencie, gdy pozostali przeciwnicy chcieli zacząć strzelać, Vazquez dotarła już do swojego samochodu i z piskiem opon ruszyła przed siebie, a ich wrogowie, podążyli tuż za nią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top