*+。 CHAPTER 1。+*
*Pół roku wcześniej*
Zdenerwowana mulatka wbiegła do pokoju, nawet przy tym nie pukając i nie czekając na pozwolenie. Kobieta podeszła do pięćdziesięcioletniego mężczyzny siedzącego za biurkiem, po czym mocno uderzyła dłońmi o drewniany blat, a to od razu przykuło uwagę jej towarzysza.
- Daj mi lepsze zlecenie. – powiedziała od razu, gdy napotkała jego zdezorientowany wzrok. – To wszystko jest nudne! Chcę czegoś lepszego, jakieś wyzwanie. – mówiła szybko.
- Witaj, papi, cześć, ojczulku. Jak się dziś czujesz? – mężczyzna rozłożył ręce z załamania na co Narin wywróciła tylko oczami. – Dziękuję, droga mija, czuję się dziś dobrze, a jak u ciebie?
- Berni. – kobieta przerwała jego paplaninę. – Daj mi lepsze zlecenie. – spojrzała na niego błagalnie na co starszy tylko westchnął.
- Mija... - spojrzał na nią, opierając przy tym łokcie na biurku. – Każde zlecenie jakie ci przekazuje wymaga sporo wysiłku. – powiedział. – Każde jest w jakimś stopniu wymagające. Nic nie poradzę, że stałaś się już na tyle dobra, że tak szybko sobie z nimi radzisz. – oparł się plecami o swój czerwony fotel. – W końcu dobrze cię wyszkoliłem. – zaśmiał się cicho.
Vazguez westchnęła po czym usiadła na krześle naprzeciwko starszego mężczyzny.
- Nudzi mi się. – powiedziała po chwili co ponownie wywołało cichy chichot jej opiekuna.
Torres widząc jej błagalne spojrzenie, pokręcił tylko głową po czym sięgnął do szuflady i wyjął teczkę z dokumentami, które później podał Narin. Czarnowłosa od razu wzięła dokumenty w dłonie i zaczęła je przeglądać z wielkim zaciekawieniem.
- To mniejsza zapłata niż poprzednio. – zauważyła cenę wynagrodzenia za zabicie mężczyzny, którego dokumenty przeglądała.
- Akurat ty najmniej dbasz o pieniądze. – zaśmiał się Torres.
- Prawda, ale muszę trzymać się zasad. – położyła dokumenty na biurku. – Poza tym, to łatwe zlecenie. – dodała spoglądając na starszego.
- Łatwe, ale przynajmniej będziesz mogła się na chwilę rozerwać. A potem... Zobaczymy, może uda znaleźć mi się coś lepszego dla ciebie. Zgoda? – spojrzał na znudzoną kobietę.
- Dobra, niech będzie. – powiedziała wstając przy tym z krzesła. – Wrócę wieczorem. – mówiła kierując się w stronę drzwi.
- Tylko uważaj na siebie. – zawołał czym przykuł jej uwagę. Mężczyzna widząc jej minę, zaśmiał się cicho i rozłożył ręce. – Nic nie poradzę, że martwię się o swoją córkę.
Narin zmrużyła oczy, nic nie powiedziała lecz nie ukrywała też uśmiechu.
- Do zobaczenia. – chwyciła za klamkę. – Papi. – zerknęła na niego, zanim wyszła z pomieszczenia, a jej ostatnie słowa sprawiły wielką radość dla starszego mężczyzny.
Bernardo Torres to pięćdziesięcioletni zabójca, który wziął pod opiekę młodą Narin. Jest to dość wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Ma ciemno brązowe, długie włosy, na których widnieje również kilka szarych pasemek. Zawsze wiąże je w kucyka, z tyłu głowy. Starszy ma również bliznę przecinającą jego lewe oko, na które nie widzi.
Jest on jedną z niewielu osób, którym panna Vazquez całkowicie ufa. Mężczyzna stał się dla niej bliski, tak samo jak i ona dla niego. Bernardo traktował ją jak własną córkę, sam nigdy nie doczekał się dzieci. To dzięki jego pomocy dwudziestodwuletnia kobieta mogła pożegnać się z dawnym, ponurym życiem i to on sprawował nad nią opiekę.
Narin urodziła się w Domu Publicznym, czyli innymi słowy, burdlu. Jej matka zmarła przy porodzie, przez co Vazquez wychowywała się w tamtym miejscu. Do pewnego czasu, nie znała życia poza wspomnianym domem. Dopiero, gdy w granicach jej dziewiętnastu lat, życie dziewczyny zaczynało się zmieniać. W tym samym czasie dwie bardzo bliskiej jej osoby, wyciągnęły do niej pomocną dłoń i pokazały, że ona też jest coś warta. Jedna z tych osób zginęła, a druga, opiekuje się nią do tej pory. Tą drugą osobą, jest właśnie Bernardo.
Mężczyzna nauczył ją wszystkiego co sam umiał. Nauczył jej walki wręcz, fechtunku oraz jak posługiwać się bronią. Spełnił życzenie Narin, bo to właśnie ona prosiła go o pomoc w nauce. Bernardo doszkolił ją nie tylko w tym, ale także kontynuował jej naukę czytania i pisania, którą rozpoczęła z osobą, która niestety nie dożyła dzisiejszych czasów.
Narin przez swoją przeszłość nie lubiła pokazywać jakichkolwiek uczuć czy emocji. Zawsze zdawała się grać zimną i obojętną osobę. Bernardo jednak znał prawdę i wiedział, że mimo tego, co się wydarzyło, w głowie Narin wciąż widnieją wspomnienia z dawnych lat. Kobieta starała się to ukryć i nigdy do tego nie wracać, lecz nie zawsze udawało jej się to tak solidnie zamaskować.
♦•♦•♦
- Yo, Narin! – czarnoskóra kobieta podeszła do ćwiczącej towarzyszki.
Vazquez po wykonanym zleceniu, trenowała na siłowni, a w obecnej chwili ćwiczyła na worku do boksu. Dzięki temu mogła się nieco wyżyć i wyrzucić z głowy ogarniające ją myśli.
- Przyszedł przelew? – zgadła mulatka na co druga tylko przytaknęła.
- Mm. – skinęła głową i spojrzała na kobietę. – Szybko ci poszło. Chciałam ci tu ponarzekać dlaczego mnie nie wzięłaś ze sobą, ale skoro te zlecenie było takie łatwe, to nie dziwię się, że postąpiłaś tak, a nie inaczej. – westchnęła i założyła ręce na biodrach, przyglądając się przy tym ćwiczącej zabójczyni. – Zauważyłaś, że Bernardo ostatnio chodzi z głową w chmurach?
- On zawsze taki jest. – odparła nie przerywając przy tym swojego treningu. – A jeśli coś gorszego zajmie mu głowię, to mi o tym powie.
- Jesteś pewna?
- Jestem pewna. – spojrzała na towarzyszkę. – Znam go, Itzel. – dodała twardo po czym ponownie wróciła do treningu, a czarnoskóra dalej się jej przyglądała.
Itzel Martinez to dwudziestotrzyletnia kobieta, która pracowała razem z Narin. Sama wiele w życiu przeszła, w tym wiele złego. Straciła wiele ukochanych osób, a Vazquez uratowała ją z ciemności, która zaczęła nią zawładać. Itzel była jej niezwykle wiernym sojusznikiem, była gotowa dla niej zrobić dosłownie wszystko.
Martinez była wyższa niż Narin, która miała około metr siedemdziesiąt wzrostu. Itzel mierzyła około metr osiemdziesiąt trzy. Miała czarną skórę i niezwykle wytrenowane ciało. Była nieco grubszej kości, lecz mimo wszystko, uwielbiała swoje kształty i mięśnie jakie nabyła po wielu morderczych treningach. Kobieta posiadała także dredy, które zawsze upinała w dość roztrzepanego kucyka, który odpowiednio ułożony, wyglądał, jakby z jej głowy wystawało kilka kolców, zamiast włosów.
- Gapisz się. – Narin wyrwała ją z zamyślenia.
- Wybacz, reinita. – odparła z zadziornym uśmiechem. – Jesteś zbyt śliczna by się na ciebie nie gapić. - dodała na co mulatka pokręciła tylko głową.
- Hermana!! – rozległ się nagle głośny i niezwykle piskliwy głos. Obie kobiety doskonale wiedziały do kogo należał.
Szarowłosa dziewczyna wbiegła do siłowni po czym pędem ruszyła w stronę Narin, a chwilę potem, mocno ją przytuliła, co nie zdziwiło już pozostałej dwójki.
- E-eh, ależ się spociłaś, hermana. – spojrzała na czarnowłosą po czym uśmiechnęła się szeroko. – Wróciłam! I strasznie się za wami stęskniłam! – spojrzała na Itzel i chciała ją również przytulić lecz w chwili, gdy dostrzegła jej srogie spojrzenie, kobieta postanowiła wstrzymać się ze swoim zamiarem.
- Candela, jesteś jak dziecko. – Martinez pokręciła głową z niedowierzania. – Dorośnij w końcu.
- Eeeeh?! Nie przesadzaj. – szarowłosa machnęła ręką. – Mam w sobie pewien urok, prawda, hermana? – spojrzała z uśmiechem na Narin, która tylko skinęła jej głową. – Przy okazji, jadłyście już kolację? Ja umieram z głodu! – złapała się za brzuch. – Może zjemy dziś razem?!
- Wybaczcie, ja dziś odpadam. – wtrąciła Vazquez i zdjęła z rąk swoje rękawice bokserskie. – Obiecałam, że zajrzę do Berni'ego.
- W porządku. – Itzel skinęła głową. – Zjemy razem kiedy indziej. A teraz chodź, dzieciaku. – pociągnęła najmłodszą towarzyszkę za rękę. – Nie zawracaj teraz Narin głowy.
- Eeeh! Ale dlaczego! Hermana!! – wołała za mulatką, gdy Martinez wyprowadzała ją z siłowni. – Itzel! Zawróćmy, chcę do Narin!
- Jak się zaraz nie przymkniesz to przysięgam, że... - klęła na nią czarnoskóra, ich głosy oddalały się z każdym kolejnym krokiem więc teraz Narin już nie słyszała kolejnej z ich kłótni.
Candela Castro, podobnie jak i Itzel, pracowała wraz z Narin. Była to ich najmłodsza towarzyszka, która traktowała Vazquez jak starszą siostrę. Bywała bardzo dziecinna i naiwna więc jej starsze przyjaciółki nie raz musiały powstrzymywać ją przed wszelkimi głupotami. Mimo tego, posiadała w sobie pewien urok. Oryginalnie miała blond włosy, ale przemalowała je na szaro i teraz trzymała się tylko tego koloru. Posiadała też dość silną wadę wzroku i nosiła żółte soczewki. Nie chciała mieć naturalnego koloru oczu więc dlatego zawsze zamiast okularów, których nie lubiła, zakładała swoje żółte soczewki. Kobieta była też bardzo niska i niezwykle chuda. Jadła dwa razy więcej niż Narin czy Itzel, a nigdy nie tyła. Widać miała bardzo dobrą przemianę materii.
Po skończonym treningu, zabójczyni wzięła szybki prysznic i w obecnej chwili jadła kolację wraz ze swoim opiekunem, Bernardo.
Przez kilka minut panowała między nimi cisza, która przerywana była tylko szczękaniem naczyń bądź muzyką puszczoną z radia. Vazquez co chwila zerkała na starszego towarzysza po czym ciężko westchnęła i postanowiła zdać nurtujące ją pytanie.
- Czy jest coś, o czym mi nie mówisz? – spytała czym przykuła uwagę mężczyzny. Narin wzięła łyk wody, nie przerywając przy tym kontaktu wzrokowego.
- Dlaczego pytasz? – odparł pytaniem na pytanie, po czym oparł dłonie, w których trzymał sztućce, na blat stołu. Bernardo wzruszył ramionami i spojrzał na mulatkę. – A co? Czyżbyś się o mnie martwiła? – zapytał, co ją rozbawiło.
- Bez przesady. – pokręciła głową po czym odstawiła szklankę na bok. – Po prostu, czuję, że coś wisi w powietrzu. To takie jakby... przeczucie. – powiedziała. – Coś cię trapi?
Torres przełknął kęs, który miał w ustach po czym popił wszystko wodą i ponownie spojrzał na swoją podopieczną.
- Co mogę ci powiedzieć, żyjemy w dość ciężkich czasach, linda. Mimo, że wszystkie te technologie i inne rzeczy idą do przodu, wciąż na pograniczu zjawi się coś, co zbije nas z tropu. – mówił po czym wziął kolejny kęs posiłku. – Eh, ale co ja tam mogę, jestem stary. – pokręcił głową.
- Może i stary, ale nie taki głupi na jakiego możesz wyglądać. – wtrąciła Narin, na co starszy zaśmiał się cicho.
- Posłuchaj... - spoważniał nieco po czym spojrzał mulatce w oczy. – Niedługo być może będę miał dla ciebie specjalne zadanie. Może być też dość trudne.
- Tym lepiej. – uśmiechnęła się. – Od kogo te zlecenie?
- Ode mnie. – odpowiedział co ją nieco zaskoczyło lecz zanim Bernardo zdołał powiedzieć coś więcej, nagle rozległo się pukanie do drzwi, a sekundę później w środku zjawiła się Itzel.
- Przepraszam, że przeszkadzam. – ukłoniła się po czym spojrzała na przyjaciółkę. – Narin, powinnaś pójść ze mną.
- Dlaczego? – spytała czarnowłosa, odkładając przy tym sztućce na stół.
Martinez uśmiechnęła się wiedząc, że wieści, które dla niej przynosi, uradują jej przyjaciółkę.
- Mauricio. – powiedziała czarnoskóra, a gdy tylko Narin usłyszała te imię, od razu zmieniła się jej mimika twarzy. Jej spojrzenie znacznie złagodniało, a serce jakby na krótką chwilę wydało głośniejsze i mocniejsze bicie. – Właśnie wrócił. – dodała.
Vazquez nie czekała już ani chwili dłużej. Kobieta zerknęła na Bernardo po czym prędko wstała od stołu i podeszła do towarzyszki.
- Nie będziesz zły, prawda? – zerknęła przez ramię na opiekuna.
Torres uśmiechnął się do niej blado.
- Leć, dokończymy później. – powiedział, zdając sobie przy tym sprawę, że w momentach, gdy chodzi o Mauricio, nawet starszy Bernardo, nie zatrzyma Narin.
----------------------------------------------------------------------------------------
Dodatkowy słowniczek słówek polsko-hiszpańskich:
*papi – tatuś
*mija- moja córka
*linda – kochanie
*reinita – mała królowa
*hermana – siostra
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top