9. Dlaczego nie wolno wymawiać tego słowa

Rozmowa z Babette podziałała na mnie relaksująco. Przy niej mogłam być sobą i zapomnieć o problemach, choć momentami czułam się jak na przesłuchaniu. Przesłuchaniu pod tytułem: "Czy jesteś idealną kandydatką na moją synową". Po wyrazie twarzy kobiety, wnioskowałam, że udało mi się je przejść z maksymalną ilością punktów. Dziwnie było widzieć kogoś tak bardzo akceptującego prawdziwą mnie. Sądziłam, że zostanę szczęśliwie odrzucona, lecz widocznie Babette spodobała się moja szczerość i nie ukrywanie przed nią faktów. Była wyrozumiała, emocjonalna, miła, współczująca i rozumiejąca. Mogłam się przed nią otworzyć nie obawiając się odepchnięcia. Zachowywała się jak... matka. To właśnie przez to opowiedziałam jej wszystko. Dzięki temu ulżyło mi, szczególnie gdy nie zauważyłam strachu w jej spojrzeniu.

Kobieta chwyciła moją dłoń w swoje, zerkając na śpiącą słodko Arię. Upewniwszy się, że młoda śpi, ponownie skupiła na mnie wzrok.

- Nawet nie jestem wstanie sobie wyobrazić tego, co przeszliście - wyszeptała współczująco.- To musiało być straszne. Chodź - poklepała swoje ramię - wypłacz się.

- Mam... płakać? - spytałam mrugając bez zrozumienia oczami. - Ja... - zaczerwieniłam się z zażenowania - jeszcze nigdy nie płakałam. Nie wiem jak...

Zawstydzona opuściłam głowę, chrząkając. Starsze rodzeństwo od samego początku wmawiało mi i reszcie, że musimy być twardzi, silni, nie pokazywać swoich słabości. Przez to żadne z nas nigdy nie uroniło ani jednej łzy. Jedynie widzieliśmy, kiedy noworodki płaczom, tęskniąc za zmarłymi matkami. Sami jednak...

- Chodź tutaj - Babette przytuliła mnie do siebie, klepiąc lekko, delikatnie, miarowo po plecach. - Po płaczu przychodzi ulga. Wydaje mi się, że właśnie tego wam trzeba, byście mogli zacząć od nowa, zobaczyć świat w innych barwach, wreszcie zacząć żyć pełną piersią. To naprawdę pomaga. Spróbuj.

Czułam, że Babette chce dobrze. Szczerze mi współczuła i było jej przykro z powodu tego, co stało się ze mną i moim rodzeństwem. Opowiedziałam jej o tylu rzeczach, które trzymałam dla siebie, obawiając się zdołować moją rodzinę, czy zaufać komuś obcemu, ale ten człowiek naprawdę...

- Ten chłopiec, Dastan - zaczęłam przymykając oczy i trąc je, gdy poczułam dziwne szczypanie - został zesłany przez mojego ojca najpierw do robót przy budowie zamku, a potem do wojska na pierwszą linię. Nie był przeszkolony, dlatego najpewniej... zginął. Zginął, bo przyjaźnił się ze mną, więc ojciec w ten sposób chciał mnie zgasić. On był... dobrym człowiekiem. Babette... on nie zasłużył na tak bolesną śmierć... nie zrobił nic złego... To moja wina...

Moje słowa zdawały się być zduszone, dławiłam się tym, co mówiłam, zaś policzki miałam mokre. Z moich oczu wypływały łzy, które wycierałam zdziwiona ich obecnością i tym, że wciąż pojawiają się nowe.

- Cii, wiem skarbie - wyszeptała Babette mocniej mnie ściskając. - Całkowicie cię rozumiem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo, kochanie.

Załkałam obejmując ciasno kobietę, która cicho nuciła pod nosem nieznane mi słowa piosenki. Działały one kojąco.

Łzy całkowicie przysłoniły mi widok, mimo to czułam się bezpiecznie, jakbym znajdowała się w miejscu, do którego nikt nie jest wstanie się dostać.

Musiało minąć trochę czasu, nim całkowicie się uspokoiłam. Babette nie zostawiała mnie nawet na chwilę samej podsuwając miskę z wodą. Dalej klepała moje plecy, zerkając na Arię. Zdążyłam przemyć twarz, gdy Aria się obudziła, a ktoś z zewnątrz zakomunikował nam, że czas na późny obiad. W powietrzu czuć było pieczone mięso, które ewidentnie musiało być przygotowywane od jakiegoś czasu.

- Chodźmy moje panie - Babette chwyciła za rączkę czterolatkę pośpieszając mnie raz po raz.

Wyszłyśmy akurat w idealnym momencie, by zobaczyć zachód słońca bijący prosto w nasze oczy. Pomarańcz zalał niebo i zabarwił piasek nadając mu pięknej barwy.

- Mamusiu spójrz! - Aria wskazała rozpalone ognisko i zgromadzonych przed nim ludzi. Wszyscy rozmawiali, śmiali się, plotkowali wreszcie mogąc odpocząć od prażącego słońca.

- Poszukajmy Hugo - zadecydowała Babette łapiąc mnie za rękę i ciągnąc nas w stronę ognia, jakby doskonale wiedziała, że jest to ostatnia osoba, której chciałabym szukać.

Aria oczywiście chętnie szła, opowiadając o swoim śnie o koniach. Ja z kolei wolałam się aż tak nie śpieszyć, nawet pomimo głośnego burczenia w brzuchu, ale nic nie mogłam poradzić na mocny, stanowczy uścisk dłoni kobiety. Najwidoczniej postawiła sobie za cel wepchnięcie mnie prosto w ramiona swojego syna. Zupełnie jakby zapomniała o wcześniejszej deklaracji pomocy w sprawie poradzenia sobie z Hugo i jego zachowaniem.

Pezję znaleźliśmy siedzącego tuż niedaleko ogniska. Był otoczony przez mężczyzn, a gdy podchodziła jakaś kobieta od razu ją zbywał. Udawał przy tym niezwykle zajętego albo rozmową, albo jedzeniem.

Zerknęłam na ruszt i aż się skrzywiłam. Złapali króliki będące ulubionymi zwierzątkami Arii. Jeśli kiedykolwiek dowie się, że jadła te "słodkie, puchate, urocze zwierzątka", nigdy mi tego nie wybaczy. Ale było to jedyne jedzenie jakie chwilowo mogła zjeść.

Mój i Hugo wzrok skrzyżował się akurat, gdy razem z Babette i Arią dochodziłyśmy do niego. Mężczyzna uśmiechnął się kończąc rozmowę ze swoimi kumplami i szybko ich odprawił.

- Siadajcie! - rzucił klepiąc rozłożony na piasku koc.

Aria od razu siadła koło Pezji uśmiechając się szeroko. Zaraz potem, koło niej usiadła Babette udając, że właśnie zamierzała rozmawiać z jakąś inną kobietą siedzącą poza kocem. Pomimo jej starań, wiedziałam, że zrobiła to celowo, chcąc widzieć mnie koło Hugo, tak bym nie zasłaniała się przed nim siostrą. Ociągając się zajęłam miejsce po prawej stronie mężczyzny, który natychmiast podał nam (przygotowane!) kawałki mięsa ułożone na liściu.

- Słyszałem, że spędziłyście cały dzień z mamą - odezwał się Hugo przerywając ciszę, która nastała tylko dlatego, że całą swoją uwagę koncentrowałam na wolnym konsumowaniu jedzenia.

- Tak! - zawołała Aria pochłonąwszy cały swój kawałek. Musiała być głodniejsza niż dawała to po sobie poznać. - Mamusia wreszcie miała okazję porozmawiać z babcią. Ale były tam takie okropne panie. Obraziły mamusię, a potem babcia je wygoniła. Później mamusia rozmawiała z babcią, a ja zasnęłam. Śniły mi się ładne koniki!

- Naprawdę? - Hugo zmarszczył brwi słuchając uważnie słów Arii i powoli głaszcząc jej złotą główkę.

- Tak!

- Duże były te koniki?

- O takie! - dziewczynka rozłożyła ręce próbując pokazać Hugo rozmiary koni, co niezwykle rozbawiło wszystkich przysłuchujących się rozmowie.

Nie mogłam wręcz oderwać spojrzenia od tej dwójki. Wyglądali uroczo - mężczyzna słuchał opowiadań Arii, zaś czterolatka chętnie mówiła o swoim śnie. W życiu nie widziałam jej tak szeroko uśmiechniętej z błyszczącymi, złotymi oczami wbitymi w jeden obiekt.

Zachowywali się zupełnie jak...

Nie! O czym ja w ogóle myślę?!

- Chciałabyś jeszcze trochę mięska, Aria? - spytał Hugo w porę skupiając na sobie moją uwagę.

- Tak poproszę, tatusiu!

Zakrztusiłam się na te słowo. Wszyscy inni zamilkli wpatrując się w nacięciu w Hugo i Arię. Słychać było tylko mój kaszel i trzaskanie ognia; nikt nie miał pewności na wykonanie jakiegokolwiek ruchu, wypowiedzenia czegoś, czy głośniejszego odetchnięcia. Tak samo jak ja.

To znaczyło, że się nie przesłyszałam. Aria rzeczywiście powiedziała to słowo.

Wbiłam wzrok w zszokowaną twarz Pezji. Widać było, że z trudem trawił to, co wyleciało z ust Arii. Dziewczynka, jakby nie zdając sobie sprawy z całej tej sytuacji, chwyciła liść, na którym miała uprzednio mięso i uniosła je w stronę mężczyzny.

- Tatusiu? - zapytała niepewnie.

Już chciałam wykrztusić jakieś przeprosiny lub zachichotać nerwowo, gdy twarz Hugo dziwnie się rozjaśniła.

- Jak mnie nazwałaś? - spytał, a reszta plemienia zaszemrała czekając w napięciu.

- Tatusiu - powtórzyła Aria z niewinnym uśmiechem.

- Aria... - zaczęłam i urwałam. Moje oczy się rozszerzyły na widok miny Pezji.

Na mój żołądek opadło coś ciężkiego. Na twarzy Hugo powoli zaczął pojawiać się zadowolony, szeroki, leniwy uśmiech. Przez samo to, czułam w kościach, że siostra nieświadomie dała mu cenną kartę.

Wstałam gwałtownie ciągnąc za sobą Hugo. Jeszcze nie było za późno, nawet jeśli po obozie rozeszły się szmery.

- Aria poczekaj tu, muszę porozmawiać z Hugo.

- Luna, co ty...? - Pezja bez większych sprzeciwów, poszedł za mną pogwizdując wesoło.

Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy uznałam, że odległość jest wystarczająco duża, by nas nie podsłuchano. Odwróciłam się, puszczając nadgarstek mężczyzny. Wolałam, jednak oszczędzić sobie spoglądania w tę przystojną, zadowoloną z siebie twarz.

- Przepraszam za Arię. Od kiedy Babette pozwoliła jej nazywać się "babcią", zaczęła myśleć, że ty jesteś... jej ojcem.

- Przecież...

- Wyjaśnię jej to - zapewniłam.

- Nie! - drgnęłam słysząc podniesiony głos mężczyzny. Hugo chwycił mój podbródek zmuszając mnie do spojrzenia na niego. - Czy wyglądam jakby mi to przeszkadzało? Jestem jak najbardziej zadowolony z tego, jak się do mnie zwraca.

- Tak, ale... - wbiłam wzrok w te czekoladowe oczy, próbując znaleźć stosowny argument przeciw jego słowom, lecz w głowie miałam pustkę. Nagle mnie olśniło. - Rola ojca zobowiązuje. Musiałbyś w pełni wywiązywać się jako ojciec, a nie sądzę, żebyś był na to...

- Masz na myśli mieszkanie razem? - spytał - Nie będę przeciwny. W dzień jestem zajęty, ale nocą całkowicie wolny. Znam też historie na dobranoc i kilka piosenek do snu.

- Nie mówisz poważnie - wyszeptałam słabo. Oddech uwiązł mi w gardle.

Wiedziałam! Po prostu wiedziałam. Oczywiście, że musiał spostrzec korzyści płynące z tej sytuacji. W końcu znalazł kolejny sposób na dobranie się do mnie.

Jasne Aria była urocza i mogło mu schlebić, że nazwała go "tatusiem" robiąc przy tym minkę pod tytułem: "Kochasz mnie, prawda?". Nikt dotąd jej się nie oparł, więc Hugo mogło spotkać to samo, ale w międzyczasie przekalkulował sobie również faktyczne plusy. Mógł mieć mnie teraz praktycznie całą dobę.

- Tatusiu? - Aria wołając niepewnie, podeszła kilka kroków w naszą stronę.

- Już idę, potworku! - odparł Hugo odwracając się w kierunku dziewczynki. - Zaraz przyniosę ci kawałek mięska, tylko poczekaj chwilkę.

- Chodź do babci! - dodała Babette nie próbując nawet ukryć rozanielonego uśmiechu. Była bardziej niż zadowolona z całego wydarzenia. Coś czułam, że Aria dostanie nagrodę. Od obu - matki i syna.

- Nie dawaj jej za dużo i nie mów, że to królik - ostrzegłam zaciskając wargi. Musiałam przyznać się do porażki. - Aria uwielbia króliki, to jej ulubione zwierzątka.

- Tutaj noszą inną nazwę, nawet się nie domyśli co je - zbył mnie opuszczając rękę. Wreszcie byłam wolna, lecz o dziwo nie cofnęłam się, dalej pochylając w stronę Hugo.

- Nie będziemy z tobą mieszkać.

- Pytałaś o zdanie Arię? - spytał niewinnie. - Wiesz, mamusia i tatuś raczej muszą spać razem.

- Po. Moim. Trupie.

Hugo roześmiał się i odszedł łącząc ręce na karku. Jego pewna siebie postawa niemal popchnęła mnie ku głośnemu, ponownemu wyznaniu go na pojedynek. Naprawdę wolałabym już dać się pobić, niż zrobić cokolwiek...

- Mamusiu! - nie wiem, w którym momencie wróciłam na koc. Zapewne przeklinając w myślach, zrobiłam to nieświadomie. - Tatuś powiedział - ponownie zrobiło się cicho, wszyscy chcieli usłyszeć co takiego Hugo zadeklarował - że od dziś będziemy spać razem!

Zakrztusiłam się śliną. Gwałtownie spojrzałam na Hugo siedzącego przy nas z rękoma za sobą. Leniwie wpatrywał się w naszą dwójkę, uśmiechając się pod nosem z satysfakcją. Był przekonany o swojej wygranej.

Posłałam mu pełne wyższości spojrzenie.

- Ależ kochanie, tatuś - to słowo zabrzmiało jak przekleństwo w moich ustach - śpi w wozie. Chciałabyś spać w wozie? Mówiłaś, że jest tam zbyt twardo i po całym dniu podróży, wolałabyś do niego nie wchodzić.

- Ooo - dziewczynka zmarkotniała, opuszczając na kolana kawałek mięsa. Podniosła smutne oczka w stronę Hugo.

Znałam tę taktykę. Większość dzieciaków chciała ją na mnie zastosować, kiedy bardzo czegoś chciały. Wobec czego z ciekawością spojrzałam na mężczyznę chcąc zobaczyć w jaki sposób sobie z tym poradzi. A radził sobie nazbyt dobrze - pogłaskał Arię po główce, przysuwając się do nas. Każdy nerw ciała mówił mi, że siedzi zbyt blisko, ale nic nie mogłam na to poradzić.

- W takim razie...

- Ustąpię wam namiot - wtrąciła się Babette wywołując chichoty starszej części Rosengi. - Pójdę spać tam, gdzie spała Luna.

Kobiety, które spały w tym samym namiocie co kobieta, zareagowały podobnie, deklarując chęć spania w wozie. Moje błagalne spojrzenie absolutnie nic nie dały. Chciały one pomóc swojemu Pezji w całkowitym "oczarowaniu" kobiety, która mu się spodobała. Szkoda tylko, że nie brały pod uwagę mojego zdania.

Zgrzytając zębami, posłałam mordercze spojrzenie ku Hugo, obejmowanego właśnie przez wniebowziętą Arię. Dziewczynka już zaczęła mówić co takiego będziemy robić. Pezja za to, uśmiechał się ponad głową czterolatki w wyrazie zachwytu, satysfakcji i pewności siebie. Mógł być dumny z deklaracji pomocy ze strony współplemieńców.

- Jeśli się do mnie zbliżysz... - syknęłam - to z.g.i.n.i.e.s.z. - przeliterowałam bezgłośnie, aby Aria nie zrozumiała.

Zaraz potem jęknęłam, gdy siostra zadeklarowała:

- W takim razie będziemy spać razem! Ja obejmę mamusię, mamusia mnie, a tatuś mamusię. Tatusiu zrobisz tak, prawda? - dziewczynka zerknęła ku mnie - Mamusi nikt nigdy nie obejmował w czasie snu. Mówiła też, że ma złe sny, a kiedy ma się złe sny, najlepsze jest przytulanie się!

Hugo zakrył usta dłonią, bym nie dostrzegła rozbawionego uśmiechu wypływającego na jego usta. Niestety zauważyłam go, bo w porę na niego spojrzałam. To jeszcze bardziej pogorszyło mój humor, tym bardziej, że ani Aria, ani Hugo mnie nie słuchali, snując owocne plany na dzisiejszy wieczór.

Nic tylko się utopić!

Dodatkowo starsi członkowie plemienia posyłali mi znaczące spojrzenia, debatując i robiąc zakłady. Mogłam śmiało zgadywać co takiego chodziło im po głowach, a było to coś daleko poza moje chęci zrozumienia.

Ugh! Czemu oni tak chętnie chcą mu pomóc?! Wcześniej całym sercem deklarowali ją mi!

Nie przeżyję tej nocy...

Czyjś oddech owioną moje ramię. Męska ręka odgarnęła mi włosy na drugą stronę, a usta zbliżyły się do odsłoniętego ucha.

- Zapowiada się coraz ciekawiej, nie? - spytał wesoło Hugo.

- Koszmarnie ciekawie - parsknęłam sztywniejąc.

O tyle dobrze, że ręce trzymał przy sobie.

- Przyznam, że idzie lepiej, niż przypuszczałem - rzucił. - Przygotuj się Luna, córka prosiła bym przytulił cię, bo miewasz złe sny.

- Och, nie musisz...

- Jak myślisz, kiedy będzie chciała iść spać? - przerwał mi złośliwie.

- Niedawno wstała, więc pewnie szybko nie zaśnie.

Przynajmniej taką miałam nadzieję. Im później, tym lepiej.

- Nie mogę się doczekać - oznajmił Hugo, po czym odszedł do wołających go przyjaciół.

Czułam w kościach, że niedługo każdy uzna mnie za kobietę Pezji i moje życie jeszcze bardziej się skomplikuje.

Muszę porozmawiać z... ach to i tak nic nie da. Babette i Aria to już jeden zespół!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top